„Nie uważam, że każda modelka powinna głosić ważne hasła, ale fajnie, że otworzyła się przestrzeń do tego, by modelki nie tylko »wyglądały«. Wiem, że mają wiele do powiedzenia, przez lata pracy poznałam setki wartościowych dziewczyn, z których wiedzy i doświadczeń można czerpać” – mówi Marta Dyks.
Zwykle jest tak, że kiedy młoda dziewczyna wkracza z sukcesem w świat modelingu, ma poczucie, że udało jej się złapać Pana Boga za nogi. W Twoim przypadku tak nie było.
Nigdy nie marzyłam o byciu modelką, ta wizja pojawiała się w mojej głowie, ale z równą intensywnością pojawiało się w niej wiele innych pomysłów. Byłam ciekawa, co kryje się za drzwiami modelingu, ale podobnie interesował mnie świat tańca, siatkówki czy rzeźbiarstwa. Zresztą bardzo długo, kiedy już pracowałam w tej branży, miałam poczucie, że nie dzieje się w moim życiu nic wyjątkowego. Nawet wtedy, gdy udało mi się zajść naprawdę daleko, właściwie najwyżej jak się da, traktowałam tę pracę zupełnie normalnie, a swoje sukcesy w świecie mody – jako coś oczywistego. Ale nie chodzi o przeświadczenie: „Jestem taka piękna i świetna, więc mi się należy”, raczej o to, że z bardzo dużym opóźnieniem dotarło do mnie, gdzie ja właściwie byłam, z kim pracowałam, czego doświadczyłam. Pamiętam też myśl, która towarzyszyła mi nieustannie. Wiedziałam, że muszę twardo stąpać po ziemi, bo w tej branży łatwo odlecieć. Trochę żałuję, że nie umiałam cieszyć się tym na bieżąco. Jadłam, jadłam, jadłam, a dopiero po czasie przyszła refleksja, że to było jedno z pyszniejszych dań, jakie można kosztować.
Z czego to wynika, jak sądzisz? Kiedyś powiedziałaś, że na samym początku kariery wręcz ukrywałaś przed znajomymi, że zaczynasz pracę w tej branży. Bałaś się ocen, stereotypów związanych z modelingiem?
Tak, coś w tym jest. Edukacja i stawianie na to, co ma się w głowie, zawsze było dla mnie bardzo ważne. Byłam prymuską. Dziś myślę, że może nie chciałam burzyć tego obrazu siebie. Bałam się, że zacznę być inaczej przez ludzi traktowana.
Inaczej znaczy mniej poważnie?
Modelka – wiadomo – ładna i głupia. Do tego – kolejny stereotyp – puszczalska i tak dalej. Cała paleta etykiet. Sporo do udźwignięcia, chyba nie chciałam mierzyć się z tym ciężarem. A do tego mnie samej ta praca jakoś bardzo nie ekscytowała, nie miałam poczucia, że właśnie śnię swój sen, tym bardziej nie widziałam powodu, by dzielić się tym z większą grupą osób.
Pracując, zaczęłaś studia. Studiowałaś filozofię i polonistykę. Mówisz, że określenie „modelka po filozofii” brzmi jak żart i Tobie to bardzo pasuje.
Tak, dziś mam do tego zdecydowanie większy dystans. Zresztą niedawno wróciłam na studia, dzienne. Jestem szczęśliwą studentką drugiego roku na nowym interdyscyplinarnym kierunku życie publiczne na Wydziale Nauk Społecznych. Mam tu elementy socjologii, psychologii społecznej, politologii, dziennikarstwa, prawa, nauki o klimacie, różnego rodzaju prognozowanie. Czekałam na taki kierunek! Jest w nim zawarte wszystko to, co mnie interesuje, wszystko to, z czym mierzy się współczesny człowiek, któremu nie jest wszystko jedno… Uczę się z osobami, które są świeżo po maturze, choć jak wiesz, nie mam już 19 lat. To duże wyzwanie, bo nadal intensywnie pracuję jako modelka, a dodatkowo zaczęłam prowadzić podcast dla kobiet, ale mam w sobie zapał.
Nie tylko do nauki. Jest wiele spraw związanych choćby z prawami kobiet, w których zabierasz głos. Czy masz poczucie, że czasy się zmieniły i dziś modelką ma już być nie tylko kobieta, która dobrze wygląda, ale także ma coś do powiedzenia, chce coś zrobić, ma wyrazistą osobowość? Widzisz tę zmianę?
Tak. I bardzo mnie to cieszy. Oczywiście nie uważam, że teraz każda modelka powinna chodzić z transparentem i głosić ważne hasła, ale fajnie, że otworzyła się przestrzeń do tego, by modelki nie tylko „wyglądały”, ale także mówiły. Bo wiem, że mają wiele do powiedzenia. Przez lata pracy poznałam setki wartościowych dziewczyn z bardzo różnymi historiami, doświadczeniami, z których wiedzy można czerpać. Kobiety w tym świecie to nieprawdopodobny miks kulturowy, co samo w sobie jest ogromnym bogactwem. Na pewno nie chcę teraz wykrzyczeć, że modelki to najmądrzejsze osoby, jakie znam, więc super, że wreszcie daje się im głos. Nie, jak w każdym zawodzie, tak i w tym spotyka się różne osoby – głupie i wybitnie inteligentne. Te, które mają silnie ugruntowany światopogląd i chcą o nim mówić, takie, które chcą go zachować dla siebie, i te, które światopoglądu nie mają lub dopiero go budują. Ale stereotyp podsycany przez lata, że ładna znaczy durna i pusta, jest krzywdzący.
Wspomniałaś, że poznałaś wiele niesamowitych dziewczyn. Czego się dowiedziałaś o nas, kobietach, przez te lata, czego obcowanie z nimi Cię nauczyło?
Nauczyłam się jednej bardzo ważnej rzeczy, że nie istnieje coś takiego jak „każda kobieta”. Kobiety jako grupa mają różne cechy wspólne, ale sformułowanie „każda kobieta” nie jest prawdziwe. Fakt, że mamy tę samą płeć, nie oznacza, że mamy te same pragnienia, potrzeby, doświadczenia, zachowania. Kobiet nie wolno traktować jak zhomogenizowanej masy. W ten sposób zabiera się nam sprawczość.
Czy to właśnie ta konstatacja jest jednym z powodów, dla którego postanowiłaś zająć się tematami społecznymi, być aktywistką, zabierać głos w różnych ważnych tematach?
To mnie tylko upewniło w przekonaniu, że to właściwa droga, bo ja tę potrzebę zabierania głosu, bycia aktywną społecznie miałam w sobie od dziecka. Wyniosłam ją z domu. Moja mama była pracownikiem socjalnym, to jest także jej wykształcenie. Zawsze byłam przez rodziców uwrażliwiana na kwestie wszelkich nierówności, nietolerancji, dbałości o naturę, planetę i tak dalej. Wyszłam z domu z tak wypełnionym plecakiem i wiedziałam, w jakim kierunku chcę podążać. Dlatego zawsze staram się zadawać pytania, myśleć krytycznie, nie poddawać się uprzedzeniom, traktować każdego człowieka podmiotowo, bez brania pod uwagę tych wszystkich nakładanych etykiet.
Kiedy wyruszyłam w świat jako modelka, teoria jeszcze bardziej przeszła w praktykę – ciekawość, otwartość i tolerancja są w życiu arcyważne. Praca, o której wcale nie marzyłam, niesamowicie poszerzyła moje horyzonty. I nie mam na myśli bycia na najlepszych wybiegach świata, zdjęć zrobionych przez najlepszych fotografów na świecie, okładek świetnych magazynów, blichtru, który wiąże się z takimi markami, jak Dior, Celine, Louis Vuitton czy Prada. Myślę raczej o setkach historii, które usłyszałam. Dużo mnie nauczyły.
Jest taka, która z jakichś względów szczególnie Cię poruszyła, utkwiła Ci w pamięci?
Tak, dotyczy dziewczyny, którą znałam wiele lat, uwielbiałam spędzać z nią czas i dopiero w pewnym momencie dowiedziałam się, co przeszła… Byłam na cudownym wyjeździe zawodowym w Meksyku. Wspaniała sesja zdjęciowa, naszym zadaniem było wykreowanie wielkiego wesela. Duża ekipa, trzy panny młode, trzech panów młodych, druhny i tak dalej. Zamieniałyśmy się rolami, raz byłam panną młodą, na innych ujęciach druhną. Spędziliśmy tam tydzień. Pracowałam z dziewczyną, którą znałam już cztery lata. Wspaniała, profesjonalna, zawsze uśmiechnięta. Aż nagle tego dnia, którego miała odegrać rolę panny młodej, coś się z nią stało. Była roztrzęsiona, odizolowała się od całej ekipy. Nie była sobą. Nie wiedziałam, co się dzieje. Podeszłam do niej i zapytałam. Płakała. Aż w końcu otworzyła się i zwierzyła mi się, że to jest dla niej niezwykle trudna sytuacja, bo ma 18 lat i już jest po rozwodzie. A jest po nim tylko dlatego, że udało jej się uciec z jej kraju i w Stanach Zjednoczonych udzielono jej pomocy. Została wydana za mąż przez swoją rodzinę w wieku 13 lat! Jak się możesz domyślać, to jedynie wycinek tego, co usłyszałam.
Zagranie panny młodej obudziło w niej traumatyczne wspomnienia.
Tak, ta piękna meksykańska sceneria, bajkowy obraz wesela, to wszystko sprawiło, że ból, który dusiła w sobie przez lata, wrócił do niej z ogromną mocą. I ta zawsze profesjonalna modelka nie była w stanie pracować. Nigdy nie wiemy, co siedzi w drugim człowieku. Dlatego nie wolno wystawiać żadnych kategorycznych ocen. Ktoś, kto jej nie znał, mógł wtedy pomyśleć, że jest niestabilna emocjonalnie i nie da się z nią pracować…
To było dla mnie trudne doświadczenie, ale jestem bardzo wdzięczna losowi, że tam wtedy z nią byłam i mogłam usłyszeć jej historię. Przez lata pracy usłyszałam wiele opowieści o gwałtach, molestowaniu, przemocowych domach i partnerach. Wiele z nich wiązało się ściśle z kulturą kraju, z którego pochodziły dziewczyny. Modeling to nie jest – jak sądzi wielu – pełna lukru bajka o Kopciuszku, choć to prawda, że dla wielu kobiet jest szansą na ucieczkę od zła, przemocy i bólu. Przepustką do lepszego świata, ale nie świata gigantycznych pieniędzy, blichtru i brokatu, tylko świata, w którym mogą odzyskać względny spokój, względne poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim godność i możliwość stanowienia o sobie.
Jesteś w pewnym sensie „matką chrzestną” kampanii Storytel, w której znane Polki opowiadają historie innych znanych Polek. Tych, które żyły wiele lat przed nami i miały odwagę, by walczyć o przestrzeń dla kobiecego głosu, a tym samym zmieniać rzeczywistość. Często mówisz o prawach kobiet, o naszym kobiecym poczuciu sprawstwa, o wolności wyboru.
To są bardzo bliskie mi tematy. W kampanii Storytel opowiadaliśmy o kobietach zapomnianych i pominiętych przez historię, a które dla tej historii były niezwykle ważne. Teraz, w ramach tworzenia przestrzeni dla kobiecego głosu, powstał podcast „Jestem kobietą”. Według mnie ten temat jest niewyczerpany, a właściwie niewyczerpywalny, bo nic w tym obszarze nie jest wywalczone raz na zawsze, to po pierwsze. Po drugie, bardzo wierzę w siłę współdziałania, rozmowy, w siłę aktywności. Za bierność, wycofanie i milczenie płacimy czasem najwyższą cenę. I nie jest to żadna przenośnia. Kiedy spojrzeć na statystyki dotyczące depresji w Polsce, jasno widać, że kobiety chorują częściej niż mężczyźni, ale kiedy spojrzymy na statystyki dotyczące samobójstw – zdecydowanie więcej popełniają ich mężczyźni. Wniosek jest jeden – kobiety tworzą grupy, wspólnoty, kobiety rozmawiają, kobiety rzadziej milczą. Te statystyki dają do myślenia.
Mówisz o tym nie bez powodu, Ty także zachorowałaś na depresję.
Tak, i uratowała mnie odwaga, by o tym powiedzieć, by sięgnąć po pomoc. Samą siebie zaprowadziłam do psychiatry. Moja depresja połączona była z chorobą Hashimoto i niedoczynnością tarczycy. I było ze mną już naprawdę źle. Tak jak „wywalają korki” w mieszkaniu i nagle wysiada kompletnie wszystko, tak stało się ze mną – puściły bezpieczniki. Moment diagnozy, którą przeczuwałam, ale odwlekałam w czasie, był jednym z najlepszych w moim życiu.
Bardzo nie chciałabym, żeby ktoś źle mnie zrozumiał, ale doceniam fakt, że doświadczyłam tak poważnej choroby, jaką jest depresja. To było bardzo trudne, nikomu tego nie życzę, nie chciałabym wrócić do tego momentu w moim życiu, ale… to był prezent, najcenniejsza lekcja. Dzięki temu zaczęłam psychoterapię. Jestem bardziej świadoma, ale – co najważniejsze – dziś wreszcie jestem szczęśliwym człowiekiem. Tak fundamentalnie. Mogą spotykać mnie i spotykają po drodze różne burze, ale one nie zmieniają mojego poczucia, że jestem szczęśliwa. I naprawdę, nie tylko w teorii, umiem cieszyć się tym, co mam.
Coraz częściej nazywana jesteś aktywistką, co chciałabyś robić w obszarze działalności społecznej, jak widzisz swoją rolę?
Nie mam żadnej konkretnej wizji, nie mam też planu, bo jestem osobą, która nie robi już żadnych planów. Patrzę tydzień do przodu. Nie dalej. Zawsze miałam taką tendencję, a życie potwierdziło, że w moim przypadku jest uzasadniona. Przez lata intensywnej pracy, kiedy ciągle coś zawodowego wyskakiwało mi w ostatniej chwili, trafiłam już chyba na czarne listy wszystkich możliwych dentystów, fryzjerów, a nawet lekarzy. Byłam tą, która w ostatniej chwili dzwoniła i mówiła: „Przepraszam, jednak mnie nie będzie”. Nie planuję, więc na Twoje pytanie muszę odpowiedzieć: nie wiem. Zobaczę, co przyniesie kolejny dzień. Biorę życie na bieżąco. Z mojego doświadczenia jasno wynika, że inwestowanie energii w snucie planów jest jej stratą. Nieplanowanie stało się moją strategią, rodzajem mechanizmu obronnego. Studiuję kierunek, który sprzyja działaniom społecznym, biorę udział w projektach i kampaniach, które są w zgodzie ze mną, pytana o poglądy, zabieram głos. Co jeszcze? Co dalej? Sprawdzę jutro.
Marta Dyks (rocznik 1989), modelka z bardzo bogatym portfolio – pracowała dla takich marek, jak: Celine, Louis Vuitton, Dolce & Gabbana, Victoria Beckham, Balenciaga, Fendi, Mulberry, Dior, Elie Saab czy Dries Van Noten. Brała udział w sesjach zdjęciowych do najlepszych i najbardziej znanych magazynów modowych. Znana jest także ze swojej działalności charytatywnej, aktywistycznej oraz walki o prawa kobiet.