Margaret Qualley nie od razu poszła w ślady swojej sławnej matki, Andie MacDowell. Zanim na dobre związała swoje życie z Hollywood, poważnie myślała o karierze tancerki, a później modelki. W końcu jednak odkryła, że aktorstwo to jej prawdziwe powołanie. Nie zaprzecza swojej uprzywilejowanej pozycji, ale też nie udaje fałszywej skromności. W wieku zaledwie 30 lat ma już na koncie role w hitowych serialach i filmowych arcydziełach. Szczęście dopisuje jej również w życiu prywatnym. Jej mężem jest jeden z najsłynniejszych producentów muzycznych na świecie, a bliskimi przyjaciółkami Taylor Swift i Lana Del Rey. Jak dotarła do miejsca, w którym jest teraz, i jakie ma plany na przyszłość?
Margaret Qualley urodziła się 23 października 1994 roku w Kalispell w stanie Montana jako Sarah Margaret Qualley. Jest najmłodszym dzieckiem słynnej aktorki Andie MacDowell, znanej z kultowych ról w „Dniu Świstaka” czy „Czterech weselach i pogrzebie”, oraz byłego modela Paula Qualleya, który po latach kariery w świecie mody został ranczerem. Rodzice poznali się w połowie lat 80. na planie reklamy marki Gap, a ich związek trwał do 1999 roku.
Po rozwodzie Andie przejęła opiekę nad trójką dzieci – Justinem, Rainey i najmłodszą Margaret. Rodzina mieszkała na zmianę w Montanie i Karolinie Północnej, ostatecznie osiadając w Asheville, w otoczeniu gór, jezior i lasów. To właśnie tam Margaret dorastała w domu, w którym z jednej strony czuło się artystyczny klimat Hollywood, a z drugiej zwyczajną codzienność amerykańskiej prowincji. MacDowell podkreślała, że wychowując dzieci, chciała dać im coś, czego sama nie miała – wolność. – Jeśli jest coś, co chciałam przekazać moim dzieciom, to wolność, bo dorastałam w strachu przed wstydem. Nie chciałam, żeby bały się opinii innych – mówiła w wywiadzie dla amerykańskiego „Harper’s Bazaar”.
Pierwszą wielką miłością Margaret był taniec. Zaczęła tańczyć jeszcze jako małe dziecko. Występowała w konkursach tanecznych w cekinowych kostiumach, z perfekcyjnie ułożonymi włosami i scenicznym makijażem. – Byłam w świecie „Dance Moms”, chociaż pojawiłam się tam tylko na kilka lekcji – wspominała w rozmowie z magazynem „i-D”. Rodzina często spędzała weekendy w trasie, podróżując minivanem z Asheville do dużych miast, gdzie odbywały się zawody. Jej idolką była choreografka Mandy Moore (ta od „La La Land”, nie aktorka i piosenkarka). Mała Margaret potrafiła pokonać trzy godziny drogi tylko po to, by wziąć udział w jej zajęciach i spróbować zwrócić na siebie uwagę instruktorki.
W wieku 14 lat opuściła dom, by rozpocząć naukę w prestiżowej University of North Carolina School of the Arts, czyli szkole z internatem, w której trenowała balet na najwyższym poziomie. Jej celem było dostanie się do profesjonalnego zespołu. Wszystko zmieniło się dwa lata później, kiedy wzięła udział w letnich warsztatach American Ballet Theatre w Nowym Jorku. W Nowym Jorku, podczas intensywnego programu ABT, Margaret poczuła, że balet, choć piękny, nie daje jej szczęścia. – Nie było w tym wystarczająco radości. Balet był o kontroli i perfekcji, a ja chciałam wolności – wyznała. Do tego dochodziły kontuzje, bóle, ciągła rywalizacja i poczucie, że nigdy nie będzie „wystarczająco dobra” w swoich oczach.
W końcu zdecydowała się na odważny krok. Napisała list do matki, w którym wytłumaczyła, że chce przestać tańczyć i poszukać nowej drogi. Andie MacDowell zaakceptowała decyzję córki, choć wiedziała, że to oznacza koniec marzenia, do którego Margaret przygotowywała się od dziecka.
Pozostając w Nowym Jorku, Margaret potrzebowała pracy. Mając 16 lat, podpisała kontrakt z IMG Models. Jej kariera nabrała tempa niemal natychmiast. Pracowała dla takich marek jak Alberta Ferretti, Valentino i Chanel. Mimo szybkiego sukcesu, pierwsze miesiące w metropolii były trudne.
– Sześć miesięcy siedziałam w mieszkaniu i oglądałam „Plotkarę”. Cały czas – wspominała. Z czasem przekonała się, że modeling, choć atrakcyjny wizualnie, nie daje jej satysfakcji. – Potrzebowałam czegoś, o czym mogłabym marzyć, a nie mogłam marzyć o tym – mówiła w „i-D”.
Margaret Qualley na pokazie Alberta Ferretti w Mediolanie w 2012 r. (Fot. Venturelli/WireImage/Getty Images)
Margaret odnalazła tę przestrzeń w aktorstwie. – Balet to kontrola i perfekcja. Aktorstwo to puszczenie steru, spontaniczny lot – tłumaczyła. Jej debiut na dużym ekranie to „Palo Alto” z 2013 roku w reżyserii Gii Coppoli. Później pojawiła się w serialu „Pozostawieni”, który stał się dla niej szkołą subtelnego, naturalnego grania.
W 2016 roku zagrała w komedii kryminalnej „Nice Guys. Równi goście”. Na planie doszło do jednej z kilku sytuacji, które uświadomiły jej, na czym tak naprawdę polega aktorstwo. Russell Crowe, odtwórca jednej z głównych ról, pochwalił ją za profesjonalizm po tym, jak podczas monologu... uderzyła głową w oparcie łóżka, ale kontynuowała scenę. Drugim takim momentem był pierwszy dzień zdjęciowy na planie „Pewnego razu w Hollywood”. Zaczęło się bardzo konkretnie, bo od sceny z samym Bradem Pittem. Quentin Tarantino, reżyser, od razu wyczul, że się powstrzymywała, że nie dała z siebie wszystkiego. Po wszystkim zapytał, czy było coś, co chciała zrobić, ale tego nie zrobiła. Przyznała, że tak. – Następnym razem zrób to. Zawsze rób to, co chciałaś zrobić – powiedział.
Prawdziwy przełom nastąpił w 2021 roku, kiedy zagrała główną rolę w miniserialu „Sprzątaczka”. Historia Alex, samotnej matki uciekającej z toksycznego związku, oparta na wspomnieniach Stephanie Land, była dla Margaret szczególnie osobista. Partnerowała jej własna matka, wcielając się w ekscentryczną, ale kochającą mamę bohaterki.
Margaret Qualley z Andy MacDowell na premierze filmu „Żegnajcie laleczki” w Nowym Jorku. (Fot. Nina Westervelt/Variety via Getty Images)
– Możliwość zagrania wspólnych scen była surrealistyczna i ekscytująca – powiedziała Qualley w rozmowie z amerykańskim „Elle”. – Moja mama to moja mama. Dorastałam w uprzywilejowanych warunkach. Zdecydowanie, zdecydowanie tak było, a granie postaci takiej jak Alex tylko jeszcze bardziej to uwypukla – dodała. Jej kreacja została doceniona przez krytyków, którzy podkreślali, że wniosła do opowieści ogromną dozę autentyczności. Rola w hicie Netflixa przyniosła jej także jej pierwszą nominację do Złotego Globu.
Po sukcesie „Sprzątaczki” Margaret zaczęła wybierać coraz bardziej bezkompromisowe projekty. Zagrała w „Biednych istotach” i „Rodzajach życzliwości” Yorgosa Lanthimosa, w komedii akcji „Żegnajcie laleczki” Ethana Coena, a także w głośnej „Substancji”. Ten ostatni film, łączący body horror, satyrę i kino feministyczne, był dla niej szczególnym doświadczeniem.
Przygotowania do roli Sue były intensywne: treningi, joga, praca nad symetrią ciała. – Myślę, że mój tyłek miał więcej czasu ekranowego niż twarz – żartowała. Nie ukrywa jednak, że była to dla niej rola terapeutyczna. Na planie „Substancji” w naprawdę intensywny sposób mierzyła się ze wszystkim, z czym zmagała się przez całe życie. – Ale miałam szansę zrobić to inaczej niż, kiedy miałam 16 lat i byłam modelką. Wtedy nie byłam dla siebie dobra. Miałam 28 lat i musiałam być bezbłędna. Tym razem jednak mogłam być dla siebie dobra – wyznała. „Substancja” przyniosła jej także jeszcze większe uznanie widzów i środowiska, a także drugą w jej karierze nominację do Złotego Globu.
Czytaj także: Margaret Qualley przyznała, że charakteryzacja z „Substancji” zrujnowała jej twarz. „Zajęło mi rok, aby dojść do siebie po tym wszystkim”
W 2021 roku Margaret poznała Jacka Antonoffa, muzyka, producenta i lidera zespołu Bleachers. Spotkali się na urodzinach wspólnego przyjaciela. Ona wiedziała od razu, że to „ten jedyny”. Dwa lata później, w sierpniu 2023 roku, pobrali się w Beach Haven w New Jersey. Wśród gości były m.in. Taylor Swift i Lana Del Rey. Atmosfera ślubu przypominała scenę z filmu. Fani sławnych piosenkarek zablokowali ulice, by choć przez chwilę zobaczyć gwiazdy. – Znalazłam swoją osobę. To najlepsze uczucie na świecie – mówiła w jednym z wywiadów.
Margaret Qualley i Jack Antonoff na gali rozdania Garmmy 2025. (Fot. Francis Specker/CBS via Getty Images)
Związek z Antonoffem zmienił jej priorytety. – Jeszcze miesiąc przed poznaniem Jacka nie miałam praktycznie żadnych mebli. Zawsze mieszkałam w takich małych, kiepskich mieszkaniach, przenosiłam się z jednego miejsca do drugiego z materacem na podłodze i lampą z Ikei. Nigdy nie stworzyłam prawdziwego domu. Nie przejmowałam się tym, zależało mi na filmach – wyznała.
Ewolucji uległy także jej zawodowe aspiracje. Po latach ról w mrocznych, artystycznych filmach marzy dziś o komediach romantycznych, filmach w stylu „Pamiętnika” czy produkcjach Nancy Meyers. – Nie mam już w sobie tyle nastoletniego buntu – przyznała.
Margaret uwielbia pracę na planie. Powtarza radę, którą dała jej matka: „Zawsze płyń z szybszymi od siebie”. Kocha energię filmowej ekipy i uważa, że wspólne przechodzenie przez trudności jest esencją ludzkiego doświadczenia. – Praca nad filmem to piękny problem – mówi.
Qualley nie zwalnia tempa, dzięki czemu jej fani nie mogą narzekać na brak nowych produkcji z jej udziałem. Pod koniec lipca do kin wszedł „Farciarz Gilmore 2”, a do tego tyłków. tym roku zobaczymy ją jeszcze w aż trzech premierach: „Blue Moon” Richarda Linklatera z Ethanem Hawke’em, thrillerze „Huntington” z Glenem Powellem oraz czarnej komedii „Honey Don’t!” z Chrisem Evansem.
Choć przyznaje, że jest perfekcjonistką, to nie ukrywa, że z wiekiem coraz bardziej ceni sobie spontaniczność. – Chcę po prostu jak najbardziej cieszyć się życiem i doświadczać go. Pamiętajcie, to nie jest maraton – wyznała. Nie jest też tajemnicą, że marzy o potomstwie. – Po prostu chcę robić wszystko z Jackiem. Kiedyś chcę mieć dzieci, ale jeszcze na to nie czas. Chcę dalej kręcić filmy. I to w zasadzie wszystko, co teraz wiem – przyznaje.
Źródła: britannica.com; elle.com; filmweb.pl; harpersbazaar.com; spotlight.i-d.co.