Romans, kontrola i niebezpieczna gra uczuć... W filmie „Trzy miłości” 40-letnia rozwódka Lena (Marta Nieradkiewicz) wikła się w płomienny romans z charyzmatycznym studentem – Kundlem. Jej były mąż, Jan (Marcin Czarnik), niepogodzony z rozstaniem, zaczyna jednak coraz bardziej obsesyjnie ingerować w jej życie. W roli Kundla – pełnej luzu, ale i emocjonalnych napięć kreacji – występuje debiutant Mieszko Chomka – młody i zdolny student reżyserii łódzkiej filmówki, który w filmie Łukasza Grzegorzka po raz pierwszy zamienia kamerę na aktorstwo. W szczerej rozmowie opowiada o sztuce, cielesności i tym, co naprawdę wyniósł z roli, która może odmienić jego karierę.
„Trzy miłości” są twoim aktorskim debiutem, ale – jak się okazuje – to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo zajmujesz się również reżyserią, fotografią, kiedyś również tańcem. Mówisz, że kręci cię moda. Myślę, że taką miłość do sztuki można albo wynieść z domu, albo po prostu się z tym urodzić. Jak było u ciebie?
Wow, to bardzo miłe, ale nigdy nie zastanawiałem się, skąd to się wzięło. Na pewno w domu był na to potencjał. Rodzice wysłali mnie na tańce – to był mój pierwszy kontakt ze sztuką. Potem dołączył do tego teatr, ale nie było tak, że w domu ktoś rysuje czy coś. Mój tato po prostu zawsze oglądał po nocy dużo filmów, a ja oglądałem razem z nim. Często mówię, że moja pierwsza szkoła filmowa to właśnie mój ojciec. Poza tym zawsze lubiłem próbować nowych rzeczy. Tu fotografia, tam rysunek, ale to tylko do szuflady.
Rysujesz i nikomu tego nie pokazujesz?
Nie, bo to nie jest dobre, ale bardzo przydatne dla mnie.
Co ci to daje – rysunek jako forma sztuki?
Myślę, że to po prostu bardzo fajne. Ostatnio na przykład narysowałem jakąś postać do swojego filmu. Stwierdziłem, że stworzę portret tego bohatera.
Kundla, swoją postać z „Trzech miłości”, też sobie narysowałeś?
Kundla jedynie na ekranie.
W moim odczuciu Kundel to taki mąciciel pierwszej wody. Chłopak podjudza wszystkich wokół; lubi dolewać benzyny do ognia i patrzeć jak świat płonie. Ja tak go właśnie czytam. I myślę, że powodem, dla którego ludzie się w nim zakochują, a nawet więcej – kochają go, jest fakt, że gość po prostu umie się bawić, w przeciwieństwie do pozostałej dwójki bohaterów: Leny i Jana granych przez Martę Nieradkiewicz i Marcina Czarnika. Czy to właśnie taki klucz do tej postaci mieliście z reżyserem Łukaszem Grzegorzkiem?
Dzięki za miłe słowo. Myślę, że bardzo fajnie to odczytujesz. Podoba mi się to. Czy taki był klucz? Chyba tak. Zależało nam na tym, żeby Kundel miał luz. W filmie jest scena, w której Jan stawia mu ultimatum. Mój bohater zgadza się na jego warunki, ale w już w kolejnej scenie robi zupełnie coś odwrotnego. Bo właśnie lubi się bawić.
I nie myśli o tym, że jego słowa mają konsekwencje...
Nie, ale tylko do momentu aż się szczerze zakochuje.
Wierzysz w to, że to było szczere?
Ty mi powiedz. Chciałem, żeby tak było.
Mieszko Chomka i Marta Nieradkiewicz w filmie „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe)
Kim się inspirowałeś przy tworzeniu tej postaci? Myślałeś o kimś szczególnym? Mam wrażenie, że to taka wypadkowa bohaterów, których widzimy gdzieś w filmach, kojarzymy, mamy z tyłu głowy. Z drugiej strony jest to totalnie świeża postać, której, przynajmniej w polskim kinie, jeszcze nie było.
A ty kogo tam widzisz?
To nie są konkretne postacie, bardziej pewien rys, ale zauważyłam, że ożywiłeś się na to pytanie, więc chyba było coś na rzeczy.
Myślę, że to fajnie zahacza o to, co powiedziałaś. Tam nie ma jednej czy trzech nawet jawnych inspiracji. Są za to jakieś wrażenia, które ukradłem od lepszych kolegów. Wymyśliłem sobie na przykład, że w jednej scenie Kundel wejdzie do domu takim tanecznym krokiem – to może trochę z Mika Jaggera... Wiesz, o co chodzi?
Tak, widzę to!
Chodzi o tego typu ruchy, takie na jedno ujęcie. Myślałem o jego sposobie poruszania się albo o tym, jak Kundel wygląda w łóżku. Myślałem, że musi być zajebiście sexy. Na liście inspiracji miałem też Iggy’ego Popa, a konkretnie to jak się porusza na scenie.
Miałeś wpływ na wygląd Kundla? Pytam przede wszystkim o charakterystyczne tlenione włosy.
Tlenione włosy nosiłem jeszcze przed filmem. Potem od tego odszedłem, ale Łukasz stwierdził, że taki styl to totalnie Kundel. Chociaż chyba on miał mieć od początku tlenione włosy i jakoś tak się złożyło, że ja akurat wtedy takie miałem.
Mieszko Chomka na planie filmu „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe)
W filmie znalazłeś się dzięki temu, że byłeś studentem reżysera. Jak to wyglądało? To on przyszedł do ciebie z propozycją roli, czy ty sam się o nią ubiegałeś?
Łukasz jest u nas wykładowcą, prowadzącym na pierwszym roku reżyserii, gdzie my, studenci, mamy takie ćwiczenia: najpierw piszemy scenę, potem ją gramy i kręcimy. Łukasz po prostu do mnie zadzwonił. Powiedział, że widział mnie w tych scenach, ma film i chciałby zaprosić mnie na casting. Ucieszyłem się na maksa. Potem odbyłem kilka prób – i wyszło.
Czy zatem na planie byłeś konsultantem Łukasza? Prosił cię o rady?
Nie wiem, czy to były rady. Wyszedłem z założenia, że w tym projekcie jestem aktorem i mam świetnego reżysera, który który wie co robi i nie potrzebuje moich reżyserskich rozkminek, czymkolwiek one są. Tym bardziej, że dopiero studiuję ten temat. Teraz jestem po drugim roku. Ale Łukasz podchodził do mnie czasem i pytał. Pamiętam jeden jego tekst: „Teraz pytam jak reżyser reżysera”. Wtedy zrobiło mi się bardzo miło.
Chciałbyś zaczepić się bardziej o aktorstwo, czy pozostać przy reżyserii? A może po prostu rysować?
Rysować będę w domu. W moim małym wymarzonym świecie chciałbym iść tylko tymi dwoma ścieżkami. Jedno wpływa na drugie, drugie na pierwsze. Ale to nie jest takie proste.
Jak Skolimowski czy Polański – zacne grono. Wracając do tematu zabawy. „Trzy miłości” to również kino o różnicy pokoleniowej, które świetnie pokazuje zderzenie mentalności pokolenia starszych milenialsów, czyli powiedzmy 40-latków, którzy są ekstremalnie pospinani i poblokowani – zarówno życiowo, jak i seksualnie – i młodych, którzy potrafią się bawić i nie traktują wszystkiego tak bardzo poważnie, jak Kundel. Zgodzisz się z tym? Myśleliście o tym na planie?
Tak, szczególnie o zderzeniu filozofii seksualności Jana i Kundla, które być może jest najbardziej kluczowe dla historii. I może właśnie tutaj wychodzą te różnice pokoleniowe, o których mówisz. W jednej scenie Kundel zwraca się do Jana: „Nie umiesz przyjmować komplementów, co?”, a ten odpowiada: „Takie pokolenie”. Chyba to jest najlepsza odpowiedź na to pytanie. Wydaje mi się, że młodzi umieją przyjmować komplementy, ale to jest właśnie wynik tego luzu i nietraktowania wszystkiego poważnie, bo życie to nie jest taki big deal.
Mieszko Chomka, Marcin Czarnik i Marta Nieradkiewicz w filmie „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe)
Trio, które tworzycie na ekranie z Martą i Marcinem, jest fenomenalne. „Trzy miłości” są tak naprawdę aktorsko zbudowane właśnie na tym waszym trójkącie. Jak wam się pracowało razem? Złapaliście chemię od razu? To może banalne pytanie, ale właśnie takie generują zwykle najciekawsze historie.
To jest zajebiste pytanie – nawet mam jedną historię, która to dobrze opisuje. Przychodzimy na czytanie scenariusza – Łukasz, Marta, Marcin i ja – i widzę, że Marta i Marcin mają rozpisane ścieżki na scenariuszu. To oznacza, że wiedzą o swoich postaciach więcej i znają już ich przebiegi emocjonalne, więc ja już przed planem...
Zrobiłeś to samo?
Pomyślałem, że ja też tak chcę. Dużo się od nich się uczyłem. Od Marty niesamowicie dużo. Była dla mnie ogromną pomocą na planie, ale później też okazała mi wiele wsparcia. Myślę, że team był zajebisty, a to dużo daje, bo jak poza planem jest okej, później widać tego efekty na ekranie.
Mieszko Chomka i Marta Nieradkiewicz w filmie „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe)
Po sieci krąży ciekawe zdanie, które kiedyś o sobie napisałeś. „Taniec miał ogromny wpływ na moją pasję do fotografii, bo sprawił, że inaczej spojrzałem na ludzkie ciało”. Co w takim razie zmieniła w twoim postrzeganiu ciała praca na planie „Trzech miłości”? A może coś w tobie otworzyła? W końcu w filmie mamy dużo cielesności, scen erotycznych. Twój bohater ciągle biega bez koszulki, jest generalnie parno.
W ogóle nie pamiętam, że to powiedziałem! Szacun za research. Czy ten film sprawił, że spojrzałem na ciało inaczej? Mam jedno takie ujęcie, w którym Kundel bez koszulki stoi plecami do kamery. Jak zobaczyłem to po raz pierwszy, pomyślałem... okej, jest spoko!
Czyli polubiłeś swoje ciało i to jak się ono prezentuje.
Tak, pomyślałem, że całkiem nieźle wyglądam.
To oznacza, że wcześniej miałeś z tym jakieś problemy czy po prostu tego nie widziałeś?
Wiadomo, że każdy ma swoje niepewności też z ciałem związane. Ja też je mam. Może mniejsze niż większe, tak obiektywnie patrząc, ale udział w tym filmie na pewno dodał mi więcej pewności siebie w kontekście cielesnym.
Pogadajmy jeszcze o innych twoich filmach, które czekają na premierę. Krótki metraż „Gwiazda” był niedawno pokazywany w Koszalinie. Kolejny – „Dick Flip”, gdzie byłeś drugim reżyserem – będzie walczył o nagrodę na festiwalu w Gdyni. Co to są za projekty? Opowiedz o nich.
„Gwiazda” to mój pierwszoroczny film fabularny. Po pierwszym roku na studiach robimy filmy, dokumenty i krótkie fabuły. To krótki metraż, gdzie reżyserowałem i pisałem scenariusz z koleżanką ze ze szkoły Dagmarą Cioską.
Jeszcze piszesz scenariusze? Mieszko Chomka – człowiek wszelako uzdolniony.
Daj Bóg, żeby tak było. (śmiech) „Dick Flip” to z kolei film mojego kumpla Dominika Hadziewicza, też pierwszoroczny, gdzie byłem drugim reżyserem. Dominik też sam gra w tym filmie i poprosił mnie, żeby pomóc mu w reżyserii jego jako aktora.
No i są „Trzy miłości”, które znalazły się w konkursie głównym w Gdyni, więc lada moment może się zrobić o tobie naprawdę głośno. Nie przytłacza cię to? Jak odnosisz się do tego? Cieszysz się? Jesteś na to gotowy?
Chyba nie zdaję sobie sprawy z tego, że tak dużo się dzieje.
Czyli jesteś jak Kundel. It is not a big deal.
Może właśnie tego się od Kundla nauczyłem.
Mieszko Chomka, Marcin Czarnik i Marta Nieradkiewicz w filmie „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe)
Na koniec: jakie trzy filmy ostatnio widziałeś albo jakie cię najbardziej zachwyciły?
Lubię takie pytania, więc daj mi chwilę, bo chcę podigować.
Na pewno „Dzienniki motocyklowe” i „Głową w mur” – ten drugi oglądałem dość dawno, ale zrobił na mnie duże wrażenie. To już było po zdjęciach do „Trzech miłości”, ale wyłapałem tam wspólne motywy. Ostatnio zrobiłem sobie też z ojcem rewatch „Uncut Gems”, czyli „Nieoszlifowanych diamentów” z Adamem Sandlerem. Obejrzałem to po raz drugi, no i kur... To jest arcydzieło!
I tu wracamy do tematu z początku rozmowy. Fajnie, że sztuka cię tak kręci.
Mega cieszę się, że to widać.
Mieszko Chomka, urodzony w 2000 r. w Siedlcach. Do końca liceum zajmował się tańcem współczesnym w teatrze. Po podjęciu studiów w 2019 r. w Warszawie zainteresował się fotografią. W 2023 r. ukończył kurs w Szkole Wajdy. Aktualnie studiuje reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Rola Kundla w thrillerze erotycznym „Trzy miłości” Łukasza Grzegorzka (w kinach od 5 września) to jego aktorski debiut. Pod koniec września film powalczy o Złote Lwy 50. FPFF w Gdyni.