„Pomysł zrodził się głównie z tęsknoty za rodziną, gdy byłem w Paryżu i czułem się potwornie samotny. Marzyłem o podróżach z moimi filmami, jednak brakowało mi bliskich i analizowałem, w jakiej rzeczywistości dorastają moje dzieci” – mówi reżyser Thomas Vinterberg o swoim katastroficznym serialu „Rodziny takie jak nasza”.
Serial „Rodziny takie jak nasza” opowiada o pożegnaniach i tęsknocie, ale też o nadziei na nowy początek. Dla niektórych sytuacja kryzysowa jest ciężkim przeżyciem, bo tracą dom i rodzinę. Inni upatrują w niej okazji wydostania się z martwego punktu. Taka kryzysowa sytuacja stała się kanwą twojego serialu.
Nie wiem dlaczego, ale właśnie takie sytuacje mocno inspirują mnie do tworzenia. Ciekawi mnie, w jaki sposób okoliczności nadzwyczajne wpływają na człowieka. W filmie „Festen” rodzinne świętowanie zostało przerwane wyjawieniem długo skrywanej tajemnicy, w „Polowaniu” pojawił się wątek nauczyciela fałszywie oskarżonego o molestowanie seksualne, aż wreszcie w „Na rauszu” czterech mężczyzn testowało działanie alkoholu na życie, czasem z zabawnymi, innym razem z tragicznymi konsekwencjami. Teraz w serialu „Rodziny takie jak nasza” cały kraj staje w obliczu ewakuacji z powodu podnoszącego się poziomu wód.
Skąd taki pomysł?
W Danii jakiś czas temu wystąpiły częstsze opady deszczu i zacząłem się zastanawiać, co by się stało, gdyby deszcz nie ustał. Jak długo ludzie mogliby tu mieszkać? Co by było, gdyby Dania zniknęła pod wodą, co by się stało z naszymi rodzinami?
„Rodziny takie jak nasza” (Fot. materiały prasowe Canal+)
Podobno testujesz pomysły na filmy czy seriale tak, że sprawdzasz, czy do ciebie wracają, a ten ciągle wracał.
Tak, to trochę jak moment, w którym zaczynasz z kimś romans. Sprawdzasz, czy ta relacja jest na serio. Zastanawiasz się: czy myślę o tej osobie wieczorem, kiedy kładę się spać? Może nawet ten ktoś nie pasuje do mojej wizji idealnego męża czy żony, a jednak jest w moich myślach. Chyba to najbardziej pokazuje, co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie. W ten sposób działa to u mnie od lat.
„Na rauszu” wymyśliłem w 2013 roku, ale pomysł wracał do mnie aż do 2020 roku. Z kolei pomysł na serial przyszedł do mnie na rok przed pandemią, zanim jeszcze wybuchła wojna w Ukrainie. Zrodził się głównie z tęsknoty za rodziną. Pamiętam, że byłem w Paryżu, po pracy siedziałem w hotelu na Montmartre, była niedziela, a ja nie miałem dokąd pójść. Czułem się potwornie samotny. A przecież marzyłem o podróżach z moimi filmami... Jednak wtedy siedziałem i rozmyślałem o domu. Bardzo brakowało mi bliskich i analizowałem, w jakiej rzeczywistości dorastają moje dzieci. Jak ją postrzegają i jak odpowiedzialni czują się za to wszystko, co się dzieje? Chciałem położyć tu nacisk na młodych i na to, do jakiego świata przygotowujemy nasze dzieci.
Marzymy o czymś, a potem tracimy te marzenia na rzecz innych. Życie polega na tym, że ciągle „malujemy ścianę na biało”. Ten serial trafia właśnie w moment przejścia, w etap pomiędzy tym, co stare, a tym, co dopiero nadchodzi.
Chciałem przede wszystkim uwypuklić żal po stracie. To mocno rezonuje z tym, w jakim momencie życia jestem, i dotyczy różnych strategii radzenia sobie, gdy coś lub kogoś żegnamy. Czy umiemy to zaakceptować? Ja długo nie potrafiłem ogarnąć tego procesu.
Ludzie w serialu tracą członków rodziny, tracą kraj, tracą wszystko, co kochają. Jak odbudować się w takiej sytuacji?
„Rodziny takie jak nasza” (Fot. materiały prasowe Canal+)
No i do czego doszedłeś?
Trzeba mieć do tego jakieś narzędzia, a przede wszystkim poczucie własnej wartości. Jest ono potrzebne, żeby dać sobie prawo do życia i do walki o siebie. Tyle że nie jest kolorowo. Tego typu tragedie obnażają nasze umiejętności i możliwości radzenia sobie. W tym nie jesteśmy tak równi jak w obliczu śmierci. Ale jeśli czujesz, że masz prawo istnieć, to myślę, że sobie poradzisz.
Ale nawet gdy świat się wali, jest miejsce na miłość. Pokazałeś to w relacji nastolatków Laury i Eliasa, i to jest mój ulubiony wątek w serialu.
Kiedy moja żona przeczytała pierwszą wersję scenariusza, zalała się łzami i powiedziała: „Thomas, ty chyba masz depresję!”. Wtedy zacząłem myśleć o tym, żeby wpuścić jednak trochę nadziei, odwagi i odporności na to, co przynosi los. Dopiero wtedy powstali Laura, Elias i ich miłość. A to, co napisałem, stało się dla mnie bardziej poruszające.
Co twojego jest w tej historii?
Najbliżej jest mi tu do postaci Fanny, granej przez Paprikę Steen, matki Laury i byłej żony Jacoba, która jest samotnie mieszkającą dziennikarką. Zwolniła się z pracy, która była dla niej zbyt stresująca, i nie utrzymuje kontaktu z nikim, poza córką. Przez to, co się wydarza, Fanny uwalnia się od schematu, w którym żyła dotychczas – to będzie dla niej nowy początek. A później przeżywa coś, co psychologowie nazywają wzrostem potraumatycznym.
Mamy tu wiele wspólnego, bo sam ostatnimi czasy wiele przeżyłem. Właśnie urodziło mi się dziecko numer pięć, zaledwie trzy miesiące temu. Myślę, że w całym tym procesie, w tym, do czego doszedłem, najważniejsza była akceptacja zmian w moim życiu, a było ich wiele. Najważniejsza z nich to śmierć mojej córki Idy. Chyba już mi się udało, poddałem się temu i zaakceptowałem. Myślę, że to w odporności jest nadzieja.
„Rodziny takie jak nasza” (Fot. materiały prasowe Canal+)
A ja myślę, że twój serial może wspierać terapeutyczny proces akceptacji zmian.
Mam taką nadzieję, bo wierzę w terapeutyczną moc filmów i to, czym się zajmujesz. We mnie wiele rzeczy otworzył norweski reżyser Joachim Trier swoimi filmami: „Oslo, 31 sierpnia”, „Najgorszy człowiek na świecie” czy „Reprise. Od początku raz jeszcze”. Trier głęboko grzebie w człowieku, a we mnie jakoś szczególnie.
Zresztą to właśnie film, który obejrzałem jako dziecko, kompletnie odmienił moje życie! Miałem 12 lat, a film nosił tytuł „Nazajutrz” i opowiadał o świecie po wybuchu bomby nuklearnej. Po raz pierwszy wyemitowano go w 1983 roku, przedstawiał fikcyjną wojnę między siłami NATO a Układem Warszawskim o Niemcy, która szybko przerodziła się w pełnoskalową wymianę nuklearną między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Mam 55 lat, dorastałem w atmosferze lęku przed wojną. A tam chodziło o zniszczenie całej planety. Pamiętam, że długo byłem w szoku.
A teraz czym jest dla ciebie kino?
Powiedziałem mojej psychoterapeutce, że chyba przestanę być reżyserem. Oczekiwałem, że odpowie mi na to: „Oszalałeś?! Jesteś tak zdolny! Jesteś geniuszem! Twoje filmy są wspaniałe! Nie możesz tego zrobić!". Nic takiego nie powiedziała.
Spotykasz mnie w momencie, gdy naprawdę wszystko w moim życiu się zmieniło i od pięciu lat próbuję twardo stać na ziemi. I myślę, że dopiero teraz to mi się udało. Zrobiłem to, znalazłem w sobie spokój.
„Rodziny takie jak nasza” do obejrzenia od 28 lutego na platformie Canal+.