1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wychowanie

Nie moje dzieci

123rf.com
123rf.com
Rola mężczyzny fizycznie obecnego w życiu dziecka jest ważniejsza od roli biologicznego, lecz nieobecnego ojca – mówi psychoterapeuta Benedykt Peczko.

Pięcioletnia Kasia, córeczka mojej przyjaciółki, opowiada koleżance o swoim wspaniałym tatusiu. W rzeczywistości mówi o ojczymie. Koleżanka zwraca Kasi uwagę, że tatuś nie jest prawdziwy, bo przecież to nie on „dał nasionko”. „A może ty myślisz, że nasionko to jest wszystko?!”– Kasia na to.

Nasionko to nie jest wszystko nawet w przypadku więzi biologicznej. Więź somatyczna wytwarza się poprzez wspólne bycie, opiekę, bezpieczny kontakt fizyczny, kąpanie, karmienie. Jeśli więc biologicznego ojca przy dziecku nie ma, tworzy się więź z tym mężczyzną, który mieszka z dzieckiem, i ta więź nigdy nie ginie. Rola mężczyzny fizycznie obecnego w życiu dziecka jest wtedy ważniejsza od roli nieobecnego ojca biologicznego. Mało tego: relacja z ojczymem może być niekiedy lepsza, cieplejsza. Ojcowie mają tendencję, aby traktować dzieci jak część siebie; lokują w nich swoje ambicje, więc napinają się, wywierają presję, co oczywiście utrudnia budowanie kontaktu. Ojczym ma więcej luzu, swobody, może w sposób naturalny i bezpośredni budować relacje przyjaźni z pasierbami. To jest duży potencjał.

Różnie bywa, nie zawsze doświadcza się przyjaźni ze strony przybranego ojca, a potem trzeba leczyć rany. Ale przecież wejście w system, gdzie już są dzieci, to dla mężczyzny potężne wyzwanie, na pewno niełatwe.

Może uruchamiać się atawistyczny mechanizm istniejący w świecie zwierząt; gdy pojawia się nowy przewodnik stada, eliminuje potomstwo poprzedników, co ma mu zapewnić przestrzeń na przejawienie się swoich genów. Często też w kobietach uruchamia się ten mechanizm – instynktownie chronią dzieci z poprzedniego związku przed nowym partnerem w obawie, że ten wyrządzi im krzywdę. Gdy widzą, że na przykład mężczyzna przejawia większe zainteresowanie, niżby można oczekiwać, narasta lęk i napięcie, bo o co mu tak naprawdę chodzi?

Jeden z mężczyzn zwierzył mi się z bliżej nieokreślonego niepokoju na myśl, że ma wychowywać dzieci „tamtego”.

To jest ten błąd myślowy.

Błąd?

Mężczyźni zapominają, że to są dzieci tej kobiety, którą kochają. Istnieje biologiczny ojciec, ale dzieci wychowują się z mamą. Mężczyzna chce tego czy nie, wchodzi na miejsce ojca. Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni chcą zajmować to miejsce. Ogromną przeszkodą są reakcje kobiet.

„Nie próbuj być ojcem, te dzieci mają ojca!”.  Albo: „Nigdy nie będziesz rodziną dla moich dzieci”.

To fatalne postawienie sprawy. Zamykające. Nie sposób nie czuć się wtedy zranionym, odrzuconym czy zdezorientowanym. Nie sposób nie przeżywać wewnętrznego konfliktu, bo serce i rozsądek podpowiadają coś innego.

Kobiety są kochające, chcą chronić dzieci, żeby nie doświadczały przemocy, „bo już dostatecznie wiele wycierpiały”. Gdy mężczyzna podejmuje decyzje dotyczące rodziny, kobieta jest skłonna traktować je jak przemoc. Czy on chce dzieciom szkodzić, wyżywa się na nich? Czy jego interwencje są podszyte negatywnym nastawieniem? Jeśli tak, czas zastanowić się nad przyszłością związku. Jeśli jednak mężczyzna wypowiada stanowczo swoje zdanie, ponieważ troszczy się o funkcjonowanie rodziny, zależy mu na dobru dzieci, warto go posłuchać. Trudno sobie wyobrazić, żeby – izolowany od dzieci – dobrze czuł się w nowym systemie. To jest niezdrowa sytuacja dla wszystkich, także dla dzieci.

Miałem klienta, który wychowuje 12-letnią córkę z poprzedniego związku swojej partnerki. Kobieta wyjechała w dziesięciodniową delegację. W tym czasie on poszedł do szkoły na wywiadówkę i dowiedział się o kolosalnych zaległościach w nauce dziewczynki, a zbliżał się koniec roku. Powiedział córce, żeby w tej sytuacji ograniczyła spotkania z koleżankami i zajęła się zaległościami. Zadeklarował pomoc w lekcjach. Gdy kobieta wróciła z delegacji, uznała, że on stosuje represje wobec dziecka, bo nie po to dziewczynka wychowywała się bez ojca, żeby teraz ktoś inny ją karcił i terroryzował.

Matki bywają zaślepione miłością, pozwalają dzieciom na zbyt wiele, co na dłuższą metę przynosi negatywne skutki. Dzieciom może być trudno dorastać, gdy wychowują się tylko z mamą i nie znają męskiego sposobu myślenia, granic. Kobiety reagują sercem, łatwo wybaczają. Czegoś zakazywały, ale patrzą na dziecko i zapominają o zakazach, a już szczególnie, gdy mają poczucie winy. Dzieci szybko orientują się, że są chronione, uczą się, ile razy muszą poprosić, żeby mama uległa. Męskie zdanie, męska energia są potrzebne w wychowywaniu.

Ale dzieci też się bronią: „Nie jesteś moim ojcem, nie masz prawa mówić mi, co mam robić!”. Trzaskają drzwiami, kopią, wrzeszczą.

Przechodzą przez naturalny okres buntu. Dojrzewają. W ten sposób walczą o swoją odrębność, budują tożsamość. Przestają być dziećmi, ale nie mają wiedzy i doświadczenia, jak to jest być dorosłym. Bywają przerażone tym światem. Ich zachowanie jest wyrazem napięcia, zagubienia i lęku. To wszystko, co się z nimi dzieje, tak naprawdę nie jest skierowane przeciwko ojczymowi. Zachowywałyby się tak samo w stosunku do biologicznego ojca.

Ważne, żeby nie wchodzić w agresywną wymianę, nie dać się sprowokować. Umieć popatrzeć na sytuację z dystansem. Nie wycofać swojej życzliwości. Wiedzieć, że jeśli nie odpowiem tym samym, mój autorytet nie ucierpi, a wręcz przeciwnie – stanę się autorytetem. Co nie znaczy, że ojczym ma nie zwracać uwagi na niewłaściwe zachowania. Sprzeciw wobec braku szacunku jest konieczny. W takich rodzinach niezbędne jest wspólne uzgadnianie zasad komunikowania się. W jaki sposób zwracamy się do siebie, gdy mamy odmienne zdania? W jaki sposób o tym mówimy? Ustalamy, że skoro mieszkamy razem, każdy ma prawo wypowiadać własne zdanie i zobowiązany jest szanować wspólne ustalenia. Że nie obrażamy siebie nawzajem. Ustalenia nie zabezpieczają przed nieporozumieniami, ale budują ramy, do których można się odwołać. Rodzinne rozmowy przy okrągłym stole mogą być wskazane nawet co kilka dni, żeby pewne tematy podsumować, czy dokonać nowych uzgodnień.

„Czy mam prawo wychowywać te dzieci, skoro ich nie kocham?” – co począć z taką wątpliwością?

Wystarczy życzliwe nastawienie, szanowanie granic dzieci. Więź emocjonalna i tak się buduje. Nie doceniamy potężnej siły przywiązania, które tworzy się, gdy razem mieszkamy. W tej sytuacji wszyscy potrzebują czasu.

Gdy w systemie rodzinnym pojawia się ktoś nowy, system na chwilę się chwieje. Mężczyzna może być traktowany jak intruz: Kim jest? Co tu robi? Najważniejsze, aby przetrwać ten pierwszy kryzys. Nie chcieć niczego przyspieszać. Nie robić niczego na siłę, zachować spokój. Jeden ze znajomych zwierzył mi się ostatnio: „Po latach zmagań z przybraną córką patrzę na nią i myślę: to moje dziecko, kocham ją”.

Z tym spokojem może być kłopot. Codzienne życie przynosi wiele niespodzianek.

Jeśli mimo najlepszych chęci wybuchamy gniewem, nie musimy siebie za to katować. Możemy przeprosić: „Poniosło mnie, to nie było właściwe, będę starał się unikać takich zachowań”. Dzieci zachęcone przykładem też zaczną przepraszać.

Jest tu jeszcze coś istotnego – sposób, w jaki ojczym mówi o ojcu biologicznym. W kryzysowej sytuacji mogą go ponieść nerwy: „Pyskujesz, gówniarzu, a powinieneś być wdzięczny, bo nawet twój rodzony ojciec ma cię gdzieś, a ja muszę się tobą zajmować”. Aluzje, złośliwości: „to chyba masz po ojcu!”, osłabiają więź, podkopują zaufanie. Może być też tak, że mężczyzna nie jest zainteresowany dziećmi. Interesuje go tylko kobieta.

Relacja z kobietą w dużym stopniu zależy od jakości relacji z jej dziećmi, ponieważ one są nieodłącznym elementem jej świata. Chociaż zdarza się i tak, że zakochana kobieta wybiera mężczyznę, zaniedbując dzieci. Na przykład często i na długo gdzieś razem wyjeżdżają, zostawiając dzieci pod opieką innych.

To oczywiście nie buduje rodziny. Dzieci są wtedy smutne, rozżalone, mogą wybuchać złością. Kobieta może czuć się nie w porządku, winna. Jeśli więc mężczyzna nie jest zainteresowany dziećmi, niech przynajmniej nie odciąga od nich matki, nie zakłóca ich relacji.

Ze wzruszeniem myślę o mężczyznach, którzy decydują się być ojcami dla nie swoich dzieci. Znam takich, którzy wywiązują się z tej roli jak najlepiej. Chcę wierzyć, że mają z tego choć trochę frajdy.

My, ojcowie, jesteśmy twórcami. Tworzymy związki, rodzinę, osobowość młodych ludzi. Relacja z kobietą poprzez wspólne wychowywanie dzieci pogłębia się i wzbogaca, zyskuje nową jakość. Mężczyzna jako ojciec odgrywa ważną męską rolę: jest tym, który daje, wychowuje, inspiruje, wspiera, uczy, staje się wzorem – a tym samym wzmacnia swoją siłę. Rozwija mnóstwo umiejętności, z których później korzysta w innych kontekstach. Na przykład umiejętność rozwiązywania konfliktów z dziećmi przyda się przy rozwiązywaniu konfliktów w pracy, przy stole negocjacyjnym. Jest taka słynna książka Thomasa Gordona „Wychowanie bez porażek”. Później ten autor napisał „Wychowanie bez porażek dla menedżerów”, i co ciekawe, tylko nieznacznie zmodyfikował zasady opisane w pierwszej książce.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze