1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy Tinder napędza współczesną wojnę płci? „Lajkowałem setki dziewczyn. Żadna sama do mnie nie napisała”

Czy Tinder napędza współczesną wojnę płci? „Lajkowałem setki dziewczyn. Żadna sama do mnie nie napisała”

Aplikacje randkowe takie jak Tinder powodują narastającą frustrację u obu płci (Fot. Getty Images)
Aplikacje randkowe takie jak Tinder powodują narastającą frustrację u obu płci (Fot. Getty Images)
Jak się okazuje, aplikacje randkowe takie jak Tinder zwiększają poczucie frustracji i samotności, a także obniżają samoocenę. A to żyzna gleba dla naszych kompleksów i ukrytych lęków. Wygląda jednak na to, że młodzi ludzie wracają do szukania partnerów w realu.

Jak podaje Tinder, w 2021 roku aplikacja ta została pobrana 450 milionów razy, z czego ponad połowa pobrań należała do osób z pokolenia Z, czyli urodzonych między 1995 a 2012 rokiem. Tendencja jednak się zmienia. Amerykańskie organizacje Axios i Generation pod koniec ubiegłego roku przeprowadziły ankietę wśród prawie tysiąca studentów. Okazało się, że większość z nich (79 proc.) rezygnuje z regularnego korzystania z aplikacji randkowych na rzecz kontaktów osobistych.

– We wszystkich popandemicznych badaniach pojawia się tęsknota „zetek” do bezpośrednich kontaktów: przyjaźni, fizycznej bliskości, dotyku. Młodzi ludzie chcą się socjalizować; przebywać w grupach, w których zachodzą różne relacje o charakterze intymnym. To milenialsi są pokoleniem, które większość społecznych czynności przerzuciło na sieć, w związku z czym wielu z nich nie wyobraża sobie wręcz, jak można kogokolwiek poznać bez aplikacji randkowych. Natomiast „zetki” są nimi zniechęcone albo wobec nich bardziej podejrzliwe – tłumaczy socjolog prof. Tomasz Szlendak.

Według agencji badawczej Savanta ponad 90 proc. przedstawicieli pokolenia Z korzystanie z aplikacji randkowych przynosi frustrację. Z kolei opublikowany w 2023 roku sondaż „Singles in America Survey” wykazał, że 44 proc. respondentów wolałoby... czyścić toaletę niż spotkać się z osobą poznaną w internecie. Aż 30 proc. badanych zgadza się ze stwierdzeniem: „Wolałbym przejść po rozżarzonych węglach niż pójść na randkę online”.

Tinder daje iluzję nieograniczonego wyboru

Doświadczeni w randkowaniu online coraz lepiej zdają sobie sprawę z minusów i pułapek oddania swojego życia uczuciowego w ręce Internetu. Metaanalizy dr Olgi Abramovej z Uniwersytetu Poczdamskiego pokazują, że mężczyźni w takich aplikacjach kierują się głównie wyglądem, natomiast kobiety są bardziej wymagające i skupiają się na tym, w jaki sposób potencjalny kandydat prezentuje swoje cechy czy zainteresowania. Mężczyźni zdają sobie z tego sprawę, bo zgłaszają, że ich podstawowym problemem jest przedstawienie swojej atrakcyjności.

– Na zdjęciach mężczyzn nie ma dodatkowych rozmaitych zasobów, które kobiety oceniają. Zresztą, cóż można mieć do pokazania, gdy się jest dwudziestoparolatkiem? Nie pracuje się na eksponowanym stanowisku, jeszcze nie zdążyło się wiele dokonać w życiu, a bardzo trudno ocenić na podstawie zdjęcia czyjeś ambicje czy atuty osobowości. A kobiety poszukują mężczyzn co najmniej o tym samym poziomie wykształcenia i parametrach społeczno-ekonomicznych, nie patrzą niżej – twierdzi prof. Szlendak.

– Spędziłem na Tinderze kilka miesięcy, podczas których przeklikałem tysiące dziewczyn. Dałem „swipe w prawo” [przesunięcie palcem profilu w prawo, które oznacza zaakceptowanie danej osoby – przyp. red.] setkom z nich. Mnie wybrało zaledwie kilkanaście, z czego żadna sama do mnie nie napisała. Z niektórymi nawet dłużej rozmawiałem, ale jak tylko proponowałem spotkanie, one przestawały odpisywać. Do żadnej randki ostatecznie nie doszło – opowiada Maciej, student, który zaczął korzystać z aplikacji po zerwaniu ze swoją pierwszą dziewczyną. Byli razem całe liceum. – Ogólnie jestem dość nieśmiały, więc pomyślałem, że Tinder będzie dla mnie dobry na przełamanie lodów. Na początku byłem zachwycony ogromnym wyborem dziewczyn, które zdawały się być piękniejsze i fajniejsze niż moja eks. Ona w tym samym czasie chciała ratować nasz długi związek. Odmówiłem omamiony perspektywą randkowania z tymi wszystkimi pięknymi kobietami i znalezienia tam swojego ideału.

Czytaj też: Kim są red pillowcy – zwolennicy ruchu praw mężczyzn?

Optyka nieograniczonego niemal wyboru potencjalnego partnera to jedna z koronnych iluzji Tindera.

– W sieci znajdziemy „eksperckie” artykuły, które służą wsparciem przy tworzeniu grafiku randkowania z kilkoma osobami, promując ideę maksymalizacji szansy na związek, zamiast utraty czasu na „jedną osobę”. Badania pokazują jednak, że w praktyce średnio tylko jedna na 500 interakcji prowadzi do wymiany numeru telefonu. A w niektórych przypadkach rozwija się kompulsywne swipe’owanie: w autobusie, toalecie, wannie, przed snem czy w pracy, co z kolei przekłada się na obniżenie dobrostanu młodych osób – komentuje psycholog i psychoterapeutka Barbara Piwek-Jewtuch.

Tinder, czyli przynęta na samotnych

Pierwsze kilka dni po zainstalowaniu aplikacji randkowej Maciej cały swój wolny czas spędzał na przeglądaniu zdjęć dziewczyn. – Na początku nawet mnie z nimi matchowało [match to powiązanie dwóch zaakceptowanych profili – przyp. red.]. Rozmawiałem z kilkoma naraz. Byłem podekscytowany. Ale one nagle przestawały odpisywać albo rozmowy w pewnym momencie przestawały się kleić. Po jakimś czasie dopasowań było coraz mniej. Spędzałem całe godziny na Tinderze, a z nikim mnie nie parowało! Zacząłem się zastanawiać, co jest ze mną nie tak. Załapałem wtedy doła... – opowiada.

Im gorzej Maciej się czuł, tym częściej szukał pocieszenia w wirtualnym świecie. Wyczekiwana ulga jednak nie przychodziła. – Dotychczas oceniałem swój wygląd raczej dobrze, normalnie. Nagle zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie podobam się kobietom. Czułem się coraz bardziej beznadziejnie. Dopiero po czasie dowiedziałem się, że algorytmy działają w ten sposób, że żeby cię matchowało, musisz wykupić konto premium za 100 zł miesięcznie – student czuje się oszukany przez Tindera, który jego zdaniem „żeruje na męskiej samotności”.

Norweska badaczka Eilin Erevik w 2020 roku wykazała, że użytkownicy Tindera znacząco częściej doświadczają lęku. W ich głowach pojawia się tendencja do uogólnień i czarno-białego myślenia typu: „Wszystkie kobiety są roszczeniowe” czy „Wszyscy mężczyźni są krętaczami”. – To powoduje, że młodzi ludzie przybierają negatywną postawę i tracą wiarę w relacje, tym samym tak naprawdę odbierając sobie prawo do bycia blisko z innymi. A sytuacja, gdy ktoś „rozpływa się w powietrzu” w momencie, w którym akurat druga strona zaczęła się angażować, rozwija nasz lęk przed relacjami. Bo w końcu skąd mam wiedzieć, że znowu mnie to nie spotka? Jak mam się uchronić przed tym, że zacznę komuś ufać i zapraszać do swojego świata, a ta osoba po prostu usunie mnie jednym kliknięciem? – komentuje Piwek-Jewtuch.

Gdzie ci mężczyźni?

Frustracja młodych kobiet przybiera natomiast zgoła inny wymiar. Prof. Szlendak tłumaczy to następująco: – Ich wymagania w stosunku do potencjalnego partnera rosną. Do tego trudno jest go znaleźć na terytorium, gdzie zaczynają dominować kobiety i z którego znikają mężczyźni, na przykład na studiach czy w centrach metropolii, gdzie migruje więcej młodych kobiet niż mężczyzn. Pozostaje więc aplikacja, w której są wszyscy. Sęk w tym, że kobiety, będąc bardziej selektywne, nie znajdują tam nikogo ciekawego. A jeśli już znajdą, to w trakcie spotkania okazuje się, że ten ktoś wcale nie jest dla nich atrakcyjny, właśnie z uwagi na cechy, których na zdjęciach nie widać.

Kobieca frustracja uwidacznia się w „heteropesymizmie”. Według brytyjskiej filozofki Asy Seresin kobiety – między innymi za sprawą aplikacji randkowych – są zdewastowane i zrozpaczone tym, że nie ma odpowiednich mężczyzn na rynku matrymonialnym. Zadają sobie pytanie: „Gdzie się podziali fajni faceci?”.

23-latka Julia z aplikacji korzystała przez trzy lata. Studia dzienne i dodatkowa praca powodowały, że miała mało czasu na tzw. wyjścia na miasto. Poznanie kogoś przez Tindera wydawało się szybsze i prostsze. Ale randkowanie online okazało się brodzeniem w bagnie nieustających rozczarowań i złości. – Najgorsza była seksualizacja, do której nigdy nie dałam drugiej stronie konkretnego powodu. Zdjęcia na moim profilu nie były w żaden sposób wulgarne, zazwyczaj były to po prostu uśmiechnięte selfie. A dostawałam wiadomości w stylu: „Ładne masz ciałko, chętnie się nim zaopiekuję” – wspomina.

Po dziesiątkach takich komunikatów dziewczyna zaczęła postrzegać mężczyzn jako nieszanujących kobiet. Dziś uważa, że aplikacje prowokują ludzi do zachowań, których w realu by się wstydzili – do przedmiotowego traktowania innych osób. Według sondażu Pew Research Center z 2020 roku prawie 60 proc. kobiet spotkało się z niechcianymi treściami seksualnymi ze strony płci przeciwnej.

Julia poszukiwała stałej relacji i wyraźnie to napisała. – Frustrujące było więc to, gdy ktoś, kto też zaznaczał, że zależy mu na stałym związku, i wydawał się zainteresowany mną, pierwszą randkę kończył seksualną propozycją. Jeden chłopak nawet rzucił się na mnie próbował pocałować; nie chciał mnie puścić, musiałam wołać o pomoc – dzieli się dziewczyna.

Takie sytuacje budziły w Julii ogromne rozczarowanie i złość. Najbardziej nieudane randki prowokowały ją do usuwania Tindera z telefonu. Jednak po upływie czasu, gdy zaczęła jej doskwierać samotność, powracała na platformę z nadzieją, że „a nuż tym razem się uda”. Dziś stwierdza, że straciła tylko czas: – Poznanie kogoś sensownego przez aplikację ma małe szanse powodzenia. Spotykając się face to face, mamy od razu obraz całej osoby, czujemy jej charakter i to, czy łapiemy wspólny vibe. Poświęcamy sobie całą uwagę i w ciągu godziny możemy się dowiedzieć o sobie więcej niż po całym dniu pisania.

Czytaj też: Miłość z Tindera – czy to może się udać?

Łatwo przyszło, łatwo poszło

Różne szacunki dowodzą, że od raptem 3 proc. do maksymalnie 12 proc. spotkań posttinderowych przeobraża się w stałe związki. Prof. Szlendak podkreśla, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest balon naszych oczekiwań, który pęka w zderzeniu z realiami: – Nikt nie jest tak wspaniały, jak stara się zaprezentować w sieci. Niemal zawsze ten, na kogo trafiamy, sytuuje się niżej od naszych wyobrażeń. A badania wyraźnie pokazują, że kobiety decydują się na stałe związki z mężczyznami, którzy na żywo okazują się bardziej interesujący od wizerunku, który pokazują w sieci.

Według socjologa aplikacje randkowe nie dają szansy na realne rozpoznanie, kim jest druga osoba. – Mało tego, ludzie wzajemnie prześwietlają się za pomocą różnych profili we wszystkich mediach społecznościowych. W związku z tym, zanim pójdą z kimś na randkę, często są już tą osobą w dużej mierze znudzeni, bo wydaje im się, że wiedzą na jej temat wszystko. Nie czują tego dreszczyku emocji, który towarzyszy poznaniu niewiadomego – mówi.

Randkowanie online wiąże się też z pewną iluzją kontroli, ponieważ mamy natychmiastowy kontakt z grupą potencjalnie zainteresowanych relacją osób. Podczas gdy w pozawirtualnym świecie chodzimy na koncerty, do znajomych, na kursy jogi i wcale nie mamy gwarancji, że kogoś poznamy. – Z jednej strony możemy odczuwać frustrację, że „w realu trudno kogoś poznać”, z drugiej zaś – frustruje nas to, jak wiele osób poznajemy w sieci i nie ma tam kogoś dla nas odpowiedniego. Badania pokazują, że ze względu na przytłoczenie wyborem jesteśmy mniej usatysfakcjonowani z podjętych decyzji i łatwiej przychodzi nam zmiana. Pamiętajmy, że dobre relacje powstają z jakości naszego zaangażowania, a nie liczby opcji do wyboru – podkreśla Barbara Piwek-Jewtuch.

Naturalne jest to, że pragniemy spotkać swoją „drugą połówkę” i korzystamy z różnych ku temu narzędzi. Ale usilne poszukiwania, spowite w dodatku niemałą dozą oczekiwań wobec potencjalnych partnerów, mogą wpędzać nas w pułapkę.

Piwek-Jewtuch kwituje: – Generalnie nasza relacja z uznaniem braku czy dyskomfortu w jakimś aspekcie jest dość trudna, zazwyczaj staramy się błyskawicznie wszystko zrealizować. A może to okej, że w danym momencie nie spełniam swojej potrzeby bliskości, ale realizuję inne? Nie musi to przecież oznaczać, że ta romantyczna bliskość w ogóle w moim życiu się nie pojawi. Zatem pytanie o to, gdzie randkować, można rozwinąć o refleksję, na ile usilnie warto dążyć do spotkania swojej miłości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze