„Szczęście jest osiągalne dla każdego. Moim zdaniem ono jest najbardziej dostępne właśnie przez pracę, ponieważ pracować może niemal każdy, natomiast już nie każdy może mieć urodę Marilyn Monroe czy dom z basenem i mnóstwo zer na koncie. Owszem, takie atrybuty też szczęściu sprzyjają, ale naprawdę nie trzeba aspirować nie wiadomo jak wysoko we wszystkich dziedzinach, by czuć się szczęśliwym” – mówi w swojej nowej książce Ewa Woydyłło.
„Szczęścia można się nauczyć” to zapis rozmów cenionej psychoterapeutki z dziennikarką magazynu „SENS” Agnieszką Radomską (jej teksty można przeczytać tutaj). Ewa Woydyłło stawia w niej czytelnikom pytanie: „Czy chcesz czuć szczęście, czy osiągnąć dojrzałość?”. I od razu podsuwa odpowiedź: „Jeśli zależy ci wyłącznie na poczuciu zadowolenia, choćby chwilowego, to będziesz powtarzać te zachowania, które ci je gwarantują, nawet wysokim kosztem. Ale jeśli chcesz osiągnąć dojrzałość, to będziesz dokonywać wyborów, które będą ci służyły dłużej niż tylko przez chwilę”.
Zdaniem Ewy Woydyłło „można by całą tę historię sprowadzić do jednego zdania: „ciesz się z tego, co masz, nie zamartwiaj się tym, czego ci brak”. Jeśli potrafisz czuć wdzięczność, masz w sobie ciekawość wobec świata i życzliwych ludzi wokół siebie, a przy tym dobrze siebie znasz, niczego więcej nie potrzebujesz. Wystarczy siebie słuchać”.
Niedawno pisaliśmy o tym, jak - zdaniem Ewy Woydyłło - stworzyć lepsze relacje z innymi. Teraz przyglądamy się jej radom, które pomagają odnaleźć własną drogę do spełnienia.
- Często jestem pytana o „przepis na szczęście”. Nie wiem, jak inni, ale ja po prostu lubię życie i nauczyłam się akceptować rzeczy, na które nie mam wpływu. Mnóstwo ludzi wpada w zły nastrój już w październiku, bo zaraz po nim przecież będzie listopad, z całą swoją szarością, a po nim zimny grudzień i styczeń, więc na pierwszy powód do zadowolenia trzeba czekać do wiosny… Takie osoby mają widać pecha, bo ja na przykład bardzo lubię długie jesienne i zimowe wieczory. W ogóle lubię lubić bardziej niż nie lubić.
- Idealne szczęście jest często postrzegane jako nadzwyczajne uniesienie, wzniosłość, uduchowienie czy euforia – tyle że takie momenty zdarzają się w życiu rzadko.
- Myślę, że szczęście to nie constans. Gdy mówię, że szczęście jest przereklamowane, mam na myśli to, że ktoś, kto chciałby być stale i niezmiennie szczęśliwy, nie stąpa po ziemi, tylko buja w wyimaginowanych obłokach. Bo co zrobi z tymi momentami, kiedy przypali garnek albo dostanie mandat? Jak to pomieści w szczęściu?
- Dopiero jeśli robisz coś w zgodzie ze sobą, możesz poczuć się dobrze, a stąd już niedaleko do szczęścia. A przynajmniej do zadowolenia, które czasem trochę przypomina szczęście. Nie chodzi o euforię czy ekstazę, ale o miłe, ciche, dobre szczęście, które zapewnia mentalny spokój, a spokój jest miarą bezpieczeństwa.
- Martwienie się jest najgorszą strategią! Warto raczej poszukać w swoim życiu czegoś, co może uspokoić, ostudzić emocje i czym można się pocieszyć. Z pozytywnym nastawieniem łatwiej rozwiązywać problemy. W trudnych chwilach warto sobie pomyśleć: „jakie to szczęście, że mam dwoje zdrowych dzieci. Dzięki mnie na świecie są te istoty, pogodne, wesołe, przecież wielu ludzi nie może się tym cieszyć” albo „moja mama zmarła, ale już nie cierpi”. Chodzi o to, by nauczyć się myślenia: „tak, świat jest trudny, dzieją się na nim złe rzeczy, na które nie mam wpływu, ale ja wciąż mam się z czego cieszyć”.
- Każdy może poszukać szczęścia w tym miejscu, w którym aktualnie się znajduje. Żeby to zrobić, trzeba skupić się na chwili obecnej.
- Szczęście oznacza bycie w zgodzie ze sobą, a nie w zgodzie z kimkolwiek innym.
- Masz prawo oceniać, co chcesz i kogo chcesz, natomiast bez upoważnienia nie ogłaszaj swoich ocen. Mamy zajmować się swoim życiem, swoimi wyborami, swoim szczęściem – a nie ocenianiem innych.
- Gdyby psychologicznie wyobrazić sobie szczęście jako światełko na końcu tunelu, to trzeba by było jak najszybciej ten tunel przejść, by dotrzeć do światełka. Ale przecież życie idealnych scenariuszy nie pisze, więc czasem po drodze trzeba się zatrzymać, a zdarza się, że pomyśleć: „cóż, może jeszcze do szczęścia nie doszłam, ale przynajmniej coś mnie cieszy. Niech będzie, że czyimś kosztem, trudno”. Nie chcę przez to powiedzieć, że to dobry fundament do budowania szczęścia, bo tak nie jest, ale może warto spojrzeć na to z wyrozumiałością.
- Uważam, że zawsze lepiej szukać tego, co pozytywne. Jeżeli się zdarzyła jedna dobra rzecz, to właśnie ją warto uwypuklić, dlatego że to nastraja optymistycznie. Nie chodzi o zakłamywanie przeszłości, a raczej o to, by się z nią zmierzyć.