1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. To duchowość trzyma nas przy życiu, gdy ciało się poddaje. Lekarz wyjaśnia, dlaczego to silniejsze niż leki przeciwbólowe

To duchowość trzyma nas przy życiu, gdy ciało się poddaje. Lekarz wyjaśnia, dlaczego to silniejsze niż leki przeciwbólowe

Coraz częściej mamy do czynienia z chorymi, którzy nie są powiązani z jakąś wspólnotą religijną czy nie przynależą formalnie do żadnego wyznania. Oni również oczekują od personelu medycznego pewnej wrażliwości na ich sferę duchową i zaopiekowania się nią. (Fot. 	Anastasiia Krivenok/Getty Images)
Coraz częściej mamy do czynienia z chorymi, którzy nie są powiązani z jakąś wspólnotą religijną czy nie przynależą formalnie do żadnego wyznania. Oni również oczekują od personelu medycznego pewnej wrażliwości na ich sferę duchową i zaopiekowania się nią. (Fot. Anastasiia Krivenok/Getty Images)
Z badań wynika, że to zdrowy duch często trzyma nas przy życiu, kiedy ciało jest chore. Dlaczego? Interpretacja w dużej mierze zależy od człowieka – odpowiada lekarz i filozof prof. Jakub Pawlikowski z Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie, którego pytamy, w jakiej formie, niekoniecznie religijnej, nadać opiece nad pacjentami także wymiar duchowy.

Ludzie od dawna w momentach nieszczęść czy kryzysów zdrowotnych zwracali się po pomoc do siły wyższej. Dziś dzięki badaniom wiemy, że sfera duchowa faktycznie odgrywa ważną rolę w przechodzeniu przez chorobę. Pytanie, jak realnie przekłada się na nasze zdrowie.

W badaniach najwięcej zależności wykazano pomiędzy religijnością – jako najbardziej uchwytnym empirycznie wymiarem duchowości – a zdrowiem psychicznym. Istnieje wiele obserwacji wskazujących na to, że element wiary kształtowany religijnie, ale niekoniecznie teologicznie, raczej w znaczeniu pewnego aktu ukierunkowanego na rzeczywistość transcendentną, koreluje pozytywnie z poczuciem sensu życia i satysfakcji życiowej oraz mniejszą skłonnością do zaburzeń depresyjnych i prób samobójczych. Nie są to jednak łatwe badania.

Już kilkanaście lat temu w analizach przekrojowych, prowadzonych jednocześnie, obserwowano związki między depresją a niską religijnością, nie było jednak wiadomo, co jest przyczyną, a co skutkiem. Teraz jednak dysponujemy już wynikami wieloletnich obserwacji, gdzie zmiany tych parametrów śledzono przez dłuższy czas, możemy więc lepiej określić te zależności, uwzględniając wpływ zmiennych pośredniczących, które mogą na te związki dodatkowo wpływać. Najnowsze metody statystyczne stosowane w epidemiologii, na przykład opracowane przez profesora Tylera VanderWeele z Uniwersytetu Harvarda, pozwalają nawet uchwycić pewną stabilność obserwowanych związków, czyli sprawdzić między innymi, czy rzeczywiście ta korelacja pomiędzy religijnością a depresją jest na tyle silna i stabilna, że nie może być mowy o przypadku. Nie jest to jednak oczywiście jedyna przyczyna czy jedyny czynnik protekcyjny dla zdrowia psychicznego, jest on natomiast na tyle istotny, na tyle stały i tak często wykazywany, że nie można go pomijać.

Współczesne badania potwierdzają zresztą tylko obserwacje sprzed 100 lat. Francuski filozof i socjolog Émile Durkheim, który w Szwajcarii pod koniec XIX wieku prowadził badania z udziałem tamtejszej populacji – za równo niewierzących, jak i wierzących, w tym osób wyznania protestanckiego i katolickiego – pisał w swojej monografii o samobójstwie, że u osób bardziej religijnych jest wyraźnie mniejsza skłonność do takich czynów. Dzisiaj wyniki jego badań potwierdzamy po prostu bardziej wysublimowanymi narzędziami statystycznymi na większych grupach i w dłuższych obserwacjach.

Czyli można powiedzieć, że wiara leczy duszę, a co z ciałem?

W badaniach u osób wierzących zaobserwowano też większą skłonność do zachowań prozdrowotnych, jak nienadużywanie alkoholu czy niepalenie papierosów lub niestosowanie innych szkodliwych używek. Tłumaczy się to między innymi wpływem wspólnot religijnych, które mają istotny wymiar edukacyjny i kształtujący zachowania, ale nie bez znaczenia jest także przekazywana w wielu religiach aksjologia oparta na poszanowaniu życia, przekonanie, że jest ono cudem, największą wartością. Są też badania, z których wynika, że osoby głęboko wierzące statystycznie dłużej żyją, ale na ten wynik wpływa tak wiele różnych czynników, że niełatwo to interpretować.

A jak badacze interpretują tę pozytywną zależność pomiędzy religijnością a kondycją psychiczną? Wiara w istnienie jakiegoś bóstwa, które nas kocha, opiekuje się nami, steruje naszym losem, daje poczucie bezpieczeństwa?

Interpretacja w dużej mierze zależy od człowieka. Socjologowie zapewne będą interpretowali ten związek poprzez siłę wsparcia wspólnoty, w której funkcjonuje dana osoba. Psychologowie być może bardziej zwróciliby uwagę na emocje i uczucia wyższe, ukierunkowane na zaspokojenie potrzeby bycia kochanym i równie elementarnej potrzeby przynależności. Teologowie z kolei interpretowaliby to w kategoriach łaski. Empirycznie bez wątpienia widzimy związek między religijnością a zdrowiem psychicznym, natomiast to, jak będziemy go sobie tłumaczyć, zależy trochę od tego, z jakiego punktu widzenia patrzymy. Fakty są faktami, a interpretacje mogą być różne, choć moim zdaniem są to spojrzenia nawzajem się uzupełniające.

Religijność to jednak tylko jeden z aspektów duchowości. Czy szerzej rozumiana podobnie wpływa na nasze życie?

Oczywiście, duchowość to transcendowanie, wychodzenie poza siebie, czyli wszelkiego rodzaju poszukiwania egzystencjalne odnoszące się nie tylko do Boga, lecz także do sensu życia, cierpienia i śmierci oraz do odpowiedzi na pytanie o własną godność i o to, kim się jest, ale także do sfery wolności i odpowiedzialności, nadziei i rozpaczy, pojednania, przebaczenia, miłości i radości. Do tego wymiaru ludzkiego życia zalicza się także wartości, którymi żyje człowiek, zwłaszcza jego relacje z samym sobą i z innymi ludźmi, stosunek do pracy, natury, sztuki i kultury, jego wybory w sferze moralności i etyki, cały świat wartości, świat, w którym odkrywamy sensy, znaczenia, poszukujemy uzasadnień dla swoich wyborów. Można więc powiedzieć, że wszystko, co odwołuje się nie tylko do materii, jest poziomem ducha czy duszy – dla starożytnych myślicieli zresztą to nie było to samo.

Duchowość więc, jak pani zauważyła, nie wyczerpuje się w religijności, obecnie jest czymś znacznie szerszym, ale w naszej kulturze zmiana postrzegania tej sfery życia dokonała się dopiero w ostatnich dekadach. Jeszcze 50–60 lat temu w języku polskim pojęcie duchowości funkcjonowało raczej w ramach religii, byliśmy bowiem monolitem religijno-kulturowym; jednak wraz z przemianami społeczno-kulturowymi zaczęły się pojawiać różne postawy oraz podejścia do spraw duchowych. Te postawy coraz bardziej się różnicują i nie zawsze można zamknąć je w systemie jednej religii, filozofii czy światopoglądu.

Dlaczego zatem korelacja między duchowością a zdrowiem zawężana jest głównie do religijności?

Odpowiedź jest dość prosta. Otóż szeroko pojętą duchowość, w przeciwieństwie do religijności, dość trudno się bada. Bardzo chcielibyśmy mieć takie mierniki, jakie mamy do cielesności, gdzie możemy wykonać analizy laboratoryjne określające poziom danej substancji w organizmie, rozłożyć ją na czynniki pierwsze, jasno określić wpływ jej niedoboru lub nadmiaru na zdrowie i rozrysować szczegółowo budowę chemiczną. Ducha zdecydowanie trudniej zbadać, bo ten substrat jest mniej uchwytny, mamy niewiele elementów, które możemy zmysłowo obserwować, ale badacze starają się robić w tej kwestii tyle, ile się da.

Podobnie zresztą jak w psychiatrii czy psychologii, dziedzinach medycyny, które też bazują na narzędziach diagnostycznych i metodach terapeutycznych, które jedynie pośrednio umożliwiają diagnozowanie stanu psychicznego czy duchowego pacjenta, ale jednak pozwalają coś o nim powiedzieć i opracować pewne interwencje terapeutyczne. Duchowość również mierzymy przez pewne objawy, które możemy zaobserwować, a najczęściej wykorzystywane i najbardziej stabilne mierniki to te wynikające z behawioru, czyli z zachowań, które naj łatwiej zaobserwować właśnie wśród praktyk religijnych.

W szpitalach pewną normą są odwiedziny kapelana, ale jak już ustaliliśmy, duchowość to nie tylko religia. Jak jeszcze można ją włączać do opieki nad chorymi?

Rzeczywiście od jakiegoś czasu zwraca się uwagę na to, że coraz częściej mamy do czynienia z chorymi, którzy nie są silnie powiązani z jakąś wspólnotą religijną, a czasami już nawet nie przynależą formalnie do żadnego wyznania. Tacy ludzie również oczekują od personelu medycznego pewnej wrażliwości na ich sferę duchową i zaopiekowania się nią. Dlatego coraz częściej mówi się o tym, że pracownicy szpitali, lekarze, pielęgniarki, psychologowie też powinni uwzględniać te składowe opieki duchowej w całej opiece nad pacjentem. Można to robić na wiele różnych sposobów, choćby poprzez umiejętność i gotowość do rozmowy oraz wsparcia chorego albo członków rodziny po śmierci kogoś bliskiego.

Nie zapominajmy jednak o tym, że ci, którzy troszczą się o nasze zdrowie, sami też tego wsparcia duchowego wymagają. Oni również muszą sobie jakoś poradzić z tym, że nie zawsze są w stanie uratować pacjenta, że człowiek, którym się zajmują, umiera przedwcześnie, że ich wysiłki wydają się iść na marne. To wszystko zahacza przecież o wymiar duchowy, bo w czymś trzeba odnaleźć sens tej pracy, by wykonywać ją z zaangażowaniem i satysfakcją. Wracając jednak do pacjentów – niezwykle ważne jest, by przesiewowo móc wyłapać osoby w najgłębszym kryzysie psychicznym, emocjonalnym czy duchowym, zapewnić im odpowiednią opiekę psychiatryczną, ale też rozmowę z kapelanem swojego wyznania albo innym duchownym, z psychologiem, a także wsparcie lekarza opieki paliatywnej, który ma więcej kompetencji do rozmowy i otwartości na tematy duchowe.

W naszych szpitalach niestety wciąż jeszcze nie docenia się działania innych bodźców, pozamedycznych, które mogą wspierać chorych. W dobrych ośrodkach w Stanach Zjednoczonych na dziecięcych oddziałach zatrudnia się więcej fizykoterapeutów, specjalistów od muzykoterapii czy arteterapii, a nawet klownów. Kiedyś miałem okazję w szpitalu dziecięcym w Bostonie towarzyszyć muzykoterapeutce i byłem zaskoczony, jak przeróżne receptury muzyczne tworzy się dla dzieci, w zależności od ich wieku, zaawansowania choroby czy oddziału, na którym się znajdują. U nas takie zajęcia to wyjątki wprowadzane przez wybrane szpitale. A przecież niezwykle ważną częścią leczenia jest budowanie radości życia, pomimo choroby i na przekór bólowi.

Zarzutem, który najczęściej pada pod adresem naszego systemu ochrony zdrowia, jest właśnie bezduszność. Tymczasem Gabor Maté w swojej książce „Mit normalności” przytaczał badania, z których wynika, że nawet to, w jaki sposób zakomunikuje się pacjentowi diagnozę, ma wpływ na efekty jego leczenia.

To prawda. Dlatego nieco więcej nacisku kładzie się teraz na uczenie lekarzy lepszej komunikacji z pacjentem, ale bez wątpienia utrudnia to toczący nasz system ochrony zdrowia nowotwór nadmiernej proceduralizacji, jurydyzacji i sprawozdawczości ukierunkowanej na rozliczenia z NFZ. Wszystko to komplikuje zwykłą międzyludzką relację.

Jako pewne remedium na ten stan rzeczy chcemy w Polskim Towarzystwie Opieki Duchowej w Medycynie opracować projekt roboczo nazwany „Szpital z duchem”, w ramach którego można byłoby wskazywać, nagradzać i certyfikować szpitale w ramach wewnętrznych procedur postępowania z pacjentem uwzględniające holistyczną opiekę zdrowotną i dbające też o sferę duchową – choćby w sensie otwarcia, umożliwienia rozmowy czy dobrej współpracy ze specjalistami, jak: psycholodzy, kapelani, fizjoterapeuci, arteterapeuci czy muzykoterapeuci. O ile jednak ci pierwsi traktowani są jako zawód medyczny, pozostali są wciąż elementem obcym w ramach środowiska szpitalnego. A chodzi o to, żeby ten wymiar duchowy włączyć w codzienność opieki nad chorym i korzystać z różnych narzędzi. Z badań wynika, że takie formy wsparcia są potrzebne chorym, bo nawet kiedy zmagamy się z jakimiś dolegliwościami, nie stajemy się tylko ciałem, nadal funkcjonujemy w wielu wymiarach, dlatego o każdy z nich trzeba należycie dbać, bo właśnie to często trzyma nas przy życiu.

Jakub Pawlikowski, prof. dr hab. nauk medycznych, pracownik naukowy Zakładu Nauk Humanistycznych i Medycyny Społecznej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Jest wiceprzewodniczącym Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół etyki medycznej, prawa medycznego, biobankowania, kulturowych uwarunkowań zdrowia, duchowości w medycynie oraz zdrowia publicznego.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE