Kim jest Ewa? Kobietą, która pod wpływem różnych życiowych zdarzeń zdecydowała, że chce iść na psychoterapię. Jej wiek nie gra roli. Może być nią każda z nas. Jak Ewa ma znaleźć dobrego terapeutę, na co się przygotować? I czy naprawdę może być pewna, że psychoterapia jej pomoże?
Na początku Ewa zwykle o pomoc prosi przyjaciół, którzy mają doświadczenie w chodzeniu na psychoterapię. Zbiera nazwiska terapeutów, porównuje swoje problemy z problemami koleżanek i dochodzi do pierwszego wniosku: „Skoro terapeutka Anny pomogła jej poradzić sobie z napadami lęku, to mi na pewno też pomoże”. Czasem zaczyna testować osoby, do których dostała kontakt, umawia się do kilku psychologów, bo chce sprawdzić, który najbardziej jej pasuje. W efekcie ma mętlik w głowie, pieniędzy w portfelu mniej i wciąż nie wie, na kogo się zdecydować. Często jest wtedy zniechęcona.
Bywa, że wybiera inną drogę – informacji szuka w Internecie, czyta teksty, publikacje, poznaje różne nurty psychoterapii. I intuicyjnie dobiera dla siebie najlepszą. Wybiera terapię małżeńską albo systemową, gdy nie radzi sobie w związku. Dzwoni do psychoterapeuty pracującego w nurcie psychodynamicznym albo psychoanalitycznym, bo uważa, że jej problemy biorą się z dzieciństwa. Albo próbuje dowiedzieć się, który rodzaj psychoterapii jest uznawany za najbardziej skuteczny.
Co na ten temat powiedziałby jej specjalista? – Wszystkie porady w stylu: „Ta terapia jest najlepsza dla osób z takim zaburzeniem” to duże uproszczenie. Oczywiście, można powiedzieć, że w zaburzeniach lękowych metody pracy w nurcie poznawczo-behawioralnym są bardziej efektywne, ale to nie znaczy, że inne nie są. Nie można też stwierdzić, że na problemy małżeńskie najlepsze są terapie małżeńskie czy systemowe, bo wiele zależy od tego, na jakim podłożu są konflikty w związku, jakie są okoliczności życia pary, ich stan zdrowia, co się w ogóle dzieje w ich życiu poza relacją. Nie można też określić, który rodzaj terapii jest skuteczniejszy. Z badań wynika, że psychoterapia pomaga (czyli prowadzi do pożądanych zmian) w 80 proc. przypadków. I że możemy ograniczać ryzyko braku poprawy, dopasowując interwencję do osoby – uważa Maja Filipiak, psycholożka i psychoterapeuta, dyrektor ds. klinicznych w Akademickim Centrum Psychoterapii i Rozwoju przy SWPS.
Co z szukaniem terapeuty przez znajomych? – Z jednej strony, owszem, obdarzenie terapeuty zaufaniem (bo wiemy, że pomógł komuś, kogo znamy) może być pomocne. Lepiej pracuje się nam z osobą, której ufamy, ale to nie gwarantuje sukcesu. Terapeuta znajomej mógł pomóc jej, nam niekoniecznie, nawet jeśli problem jest pozornie podobny. Bo być może nam potrzebny jest inny system pracy. Jest naprawdę wiele zmiennych, które decydują o tym, czy terapia jest skuteczna.
Co w takim razie zrobić?
Zdaniem Mai Filipiak, zanim zaczniemy sami tropić najlepszego terapeutę, warto dowiedzieć się, jaka i jak prowadzona terapia będzie dla nas najlepsza. Ale nie szukając informacji w Internecie, tylko umawiając się ze specjalistą. Tego typu usługa nazywa się diagnozą wstępną. – Przeprowadza ją psycholog, niekoniecznie psychoterapeuta, choć ten ostatni może to zrobić, jeśli z wykształcenia jest psychologiem. Ważne, żeby to była osoba, która dysponuje współczesnym warsztatem diagnosty, ponieważ w ciągu ostatnich dziesięciu lat nastąpił ogromny postęp w dziedzinie diagnozy psychologicznej. Współczesna diagnoza nie polega na tym, że psychoterapeuta, do którego idziemy, rozmawia z nami przez jedno, dwa spotkania, a potem mówi nam, że jeśli taka rozmowa jest dla nas pomocna, to może zaproponować kolejną. On za pomocą współczesnych narzędzi psychologicznych określa nie tylko rodzaj problemu, ale też jaki typ psychoterapii, jak długo trwający będzie najlepszy dla tej konkretnej osoby. Bierze pod uwagę nie tylko rodzaj zaburzenia, ale też charakter,
styl życia,
emocjonalność. I tak załóżmy, że jeśli Ewa ma problemy w małżeństwie, ale ich przyczyną są
problemy lękowe, to nie kieruje jej na krótkoterminową indywidualną terapię poznawczo - behawioralną, dedykowaną pracy nad danym zaburzeniem, ale na długoterminową psychoterapię u terapeuty, który specjalizuje się w pomaganiu osobom
z zaburzeniami osobowości.
Diagnosta nie decyduje o tym jednak podczas pierwszego spotkania. Potrzebne są co najmniej dwa albo trzy. Sam wywiad nie wystarczy. Ewa wypełnia kwestionariusze, które mierzą m.in. poziom różnych dolegliwości towarzyszących problemowi. Zaburzenia snu, jedzenia, trudności w pracy. Im więcej danych ma diagnosta, tym mniejsze ryzyko błędu.
Niestety, profesjonalna diagnoza jest jeszcze w Polce usługą stosunkowo mało dostępną. Warto jednak pytać o nią w dużych ośrodkach terapeutycznych. Czasem wystarczy, że Ewa spyta, jak wygląda proces przyjmowania na terapię. Czy jak się zapisuje do pani X, to tam zostaje? Maja Filipiak: – Duże znaczenie ma też stosunek psychoterapeuty do klienta. On też powinien odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy ta osoba budzi we mnie sympatię, czy dobrze sobie radzę z problemem, z którym do mnie przyszła? Jestem skuteczny?”. Warto pamiętać też, że większość terapeutów ma swoje preferencje, jeśli chodzi o rodzaj pracy. Nie każdy jest w stanie spełnić nasze oczekiwania. Z tego względu też warto szukać ośrodków, gdzie pracuje cały zespół psychologów – konsultują ze sobą każdy przypadek, analizują, weryfikują. Jeśli ktoś ma prywatny gabinet, jednoosobową działalność gospodarczą czy pracuje z grupą terapeutów, ale wspólnota polega tylko na wynajmowaniu mieszkania, to bardzo często następuje konflikt interesów. Bo przecież jeśli wypuszczę klienta, to wpłynie to na moje zarobki. Trudniej wtedy o obiektywizm.
Jeśli wybieramy psychologa działającego samotnie, koniecznie trzeba spytać, czy należy do jakiegoś stowarzyszenia, podlega superwizji. Jednym słowem, czy działa w ramach jakichś struktur, które sprawują nad nim kontrolę.
Ewa podczas pierwszych spotkań powinna wspólnie z diagnostą odpowiedzieć sobie na pytanie: Co chcę uzyskać dzięki psychoterapii? Jaki jest jej cel: naprawić relacje z mężem, stać się pewniejszą w decyzjach? Chcieć nie odczuwać tak często lęku? Psycholog z kolei powinien powiedzieć jej, jak to wygląda z punktu widzenia wiedzy. W jakim czasie zmiany, o których rozmawiają, wydają się realistyczne, czy to kwestia kilkunastu, czy kilkudziesięciu spotkań, interwencji łączonej z lekami, czy niekoniecznie.
Sojusz terapeutyczny
Załóżmy, że Ewa trafia w końcu do właściwiej psychoterapeutki. Po pierwszym spotkaniu zwykle czuje się fantastycznie. Niewiele ma to jednak wspólnego z rzeczywistą pomocą. Czuje się lepiej, bo ktoś jej wysłuchał, poza tym nastąpiło zjawisko, które można by nazwać „efektem nadziei”. – Wchodzisz na terapię, traktując terapeutę jak ratownika. Wydaje ci się, że oto spotkałaś człowieka, który przeprowadzi cię na lepszą stronę życia. To jest jeszcze moment, kiedy nie wiesz, ile to wszystko będzie wymagało od ciebie pracy – mówi Joanna Hayder, psycholożka i terapeutka.
Takie uniesienie, lepsze samopoczucie może trwać – jeśli to terapia długoterminowa – przez mniej więcej siedem spotkań. Tyle statystycznie potrzeba czasu, żeby Ewa zrozumiała, że terapia nie podziała na nią jak magiczna tabletka. Co więcej, zaczyna się praca, która – zdarza się
– pogarsza samopoczucie.
– Kiedy pracujemy nad doświadczeniami trudnymi, traumatycznymi, skupiamy na nich uwagę. Efektem jest lepszy dostęp do doznań, które się z tym doświadczeniem wiążą, co może być dla nas dyskomfortem – uważa Maja Filipiak. – Pomóc nam może świadomość, że ten stan jest przejściowy, a skupianie się na przeszłości nie jest zabiegiem samym w sobie, tylko służy zrozumieniu, jakie mechanizmy nami kierują, z czego wynikają i „przepracowanie tego” – wyjaśnia Maja Filipiak. Dlatego jej zdaniem ważne jest, żeby terapeuta przygotował nas na to, co się może z nami dziać. Mamy wtedy większe poczucie kontroli. Możemy też podjąć decyzję, czy chcemy nad czymś pracować, czy nie. – Miałam klientów, którzy świadomie decydowali, że nie chcą w coś wchodzić. Ale to oni podejmowali decyzję. – Procesy, jakie zachodzą w psychoterapii, moim zdaniem najlepiej tłumaczy psychoanaliza. Część z tych procesów jest po stronie klienta, część po stronie terapeuty, część wynika z samej relacji – mówi Joanna Hayder.
Jednym z nich jest tzw. przeniesienie. W skrócie to są uczucia, które Ewa przenosi na terapeutę, a tak naprawdę odczuwa je wobec matki lub ojca. Przeniesienie może być pozytywne lub negatywne. Załóżmy, że Ewa miała dobre relacje z matką, a bardzo złe z ojcem – z tego względu łatwiej będzie jej pracować z kobietą, bo już na samym początku obdarzy ją zaufaniem. Mniejsze jest też ryzyko, że porzuci terapię już na samym początku. Gdyby pracowała z mężczyzną – szybko uruchomiłoby się negatywne przeniesienie, czyli na przykład złość na ojca. Ponieważ w procesie terapeutycznym i tak dochodzi do przeniesienia emocji i wobec ojca, i matki, Ewa w końcu poczuje złość do terapeutki. Jednak jest nadzieja, że stanie się to na tyle późno, że między nią a terapeutką nawiąże się już relacja, która pomoże poradzić sobie z kryzysem.
Czy terapeuta powinien o tym rozmawiać z klientem? – To zależy od indywidualnego podejścia. Część z nich w ogóle nie wnosi takiej wiedzy na terapię, uznając, że pacjent musi przeżyć wszystko sam i dopiero to ma wartość psychoterapeutyczną. Są też tacy, którzy uważają, że wiedza o tym pozwala lepiej rozumieć emocje pojawiające się podczas pracy. Nagłą złość na terapeutę, testowanie jego granic, nieadekwatne pretensje.
Kolejną sprawą jest tzw. opór. Joanna Hayder: – Przychodzimy na terapię, kiedy cierpimy, chcemy coś w swoim życiu zmienić. To jest nasza motywacja. Byłoby cudownie, gdyby człowiek był spójny w swoich dążeniach. Ale zwykle – szczególnie na początku – tak się nie dzieje. Bardzo silną emocją jest też lęk przed zmianą. Kiedy to on wygrywa, znajdujemy tysiące wymówek, żeby porzucić pracę nad sobą.
Załóżmy, że Ewa po kilkunastu spotkaniach zaczyna szukać wymówek, żeby odwołać terapię. Co powinna zrobić? Maja Filipiak: – Dobrze, jeśli rozmawiamy z terapeutą o swoim kryzysie. Ważne też, jak on się zachowa, czy pomoże nam zrozumieć, co się dzieje. Często trafiają do mnie pacjenci po nieudanych kontaktach terapeutycznych. Dochodzą do wniosku, że jest miło, ale do niczego to nie prowadzi albo nie potrafią sobie poradzić z negatywnymi emocjami wobec terapeuty. On czasem wtedy sugeruje, że to byłoby zerwanie relacji, mechanizm ucieczkowy. Pacjent jest w stresie, bo przecież chce sobie pomóc, a jednocześnie ma poczucie, że się męczy, frustruje. Czasem warto wtedy się skonsultować z innym psychoterapeutą, który pomoże zrozumieć, czy to rzeczywiście dzieje się w ramach problemu psychicznego tego pacjenta, czy jego osąd, że ta terapia nie jest dla niego, jest naprawdę zasadny.
Kolejną ważną rzeczą są tzw. procesy przeciwprzeniesieniowe, czyli to, co się dzieje z terapeutą podczas spotkań z pacjentem. To wciąż temat tabu, bo według obiegowej opinii psycholog jest przezroczysty. Pacjent nie budzi w nim emocji, nie uruchamia żadnych jego mechanizmów. To mit. Idealnie pokazał to serial „Bez tajemnic”. Terapeuta nie stanowi naszego lustra, nawet jeśli pracuje w nurcie psychoanalitycznym i właściwie niewiele mówi. – Energia i tak płynie – uważa Joanna Hayder. Co terapeuta może czuć? Pociąg fizyczny do pacjenta, zazdrość wobec młodszej ładniejszej kobiety. Zazdrość o jej powodzenie, ambicję. Cokolwiek. Problem nie w tym, czy dane emocje i odczucia się pojawiają, ale na ile specjalista sobie z nimi radzi. Czy umie je syntetyzować, analizować i opanować.
Ważne jest też to, co pojawia się w relacji, a ma duży wpływ na przebieg terapii. Czy terapeutą jest mężczyzna, kobieta, osoba starsza, czy młodsza, dyrektywna (dająca wskazówki), czy niedyrektywna – i jakie emocje to w nas budzi. Jeśli na przykład Ewa miała dyrektywnego ojca i dyrektywna jest jej terapeutka – z dużym prawdopodobieństwem Ewa wejdzie w rolę dziecka, które boi się zdenerwować terapeutkę. To też będzie miało wartość terapeutyczną – pod warunkiem że będą o tych mechanizmach szczerze rozmawiały.
Jak sprawdzić, czy działa, i kiedy skończyć?
– Z ogólnych badań wynika, że terapia działa w 80 proc. przypadków – mówi Maja Filipiak. – Psychologowie wciąż sprawdzają, co można zrobić, żeby podwyższyć jej efektywność. I wychodzi wyraźnie, że można poprawić m.in. dopasowanie interwencji do osoby, monitorowanie stanu klienta podczas trwania pracy, sprawdzanie, jak działa psychoterapia. Czy po czasie, o którym mówił terapeuta, naprawdę zauważamy zmiany w naszym zachowaniu, podejmowaniu decyzji, stosunku do samego siebie. Czy cel zostaje osiągnięty albo czy zbliżamy się do niego. Dlatego tak ważne podczas pierwszych spotkań jest nie tylko ustalenie celu terapii, ale też tzw. narzędzi pomiaru. Czyli w skrócie – odpowiedzi na pytanie: Skąd będę wiedziała, że psychoterapia mi pomaga? I kolejne pytanie: Jak wyczuję moment, że już mi nie jest potrzebna? Joanna Hayder: – Nadchodzi taka chwila, kiedy wydaje ci się, że możesz żyć bez terapii – to zwykle czas intensywnej pracy nad sobą. Gdy w pewnym momencie życie staje się ważniejsze niż psychoterapia – to, czy masz iść na randkę, wyjechać z mężem, wyjść na spacer z dzieckiem. Kiedy w środku całą sobą czujesz, że już nie potrzebujesz terapeuty, bo radzisz sobie z tym, co wcześniej sprawiało ci problem, to jest właśnie ten moment.