Wszyscy wiemy, że z opalaniem trzeba uważać. Na szczęście nie musimy całkowicie wyrzekać się tej błogiej rozkoszy. Tym bardziej że lekarze coraz częściej mówią, że słońce jest… zdrowe.
Kilkadziesiąt lat temu pewna spółdzielnia zrzeszająca osoby niewidome wpadła na pomysł wprowadzenia oszczędności: wybudowano dla niewidomych dom bez okien – skoro światło i tak nie jest im potrzebne. Efekt: mieszkańcy domu zaczęli chorować! Częste infekcje, problemy ze skórą, nadciśnienie tętnicze były wśród nich na porządku dziennym. Dlaczego? Ponieważ światło słoneczne jest nam potrzebne nawet wtedy, gdy nie widzą go nasze oczy. I są na to dowody!
Twarde fakty
Dziś już wiemy, że pod wpływem słońca w skórze wytwarza się nie tylko odpowiedzialna za
odporność witamina D, ale też – jak dowodzą niedawne badania naukowców z Edynburga – tlenek azotu. Substancja ta powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych, czego skutkiem jest lepsze ukrwienie wewnętrznych narządów i obniżenie ciśnienia tętniczego krwi. Inne badania sugerują, że dawka tlenku azotu korzystnie wpływa na libido kobiet dzięki poprawie ukrwienia w obrębie miednicy mniejszej – to może być jeden z powodów, dla których
latem mamy większy apetyt na seks. Promienie słońca mają także działanie antyseptyczne, zabijają wirusy i bakterie. Latem szybciej goją się rany, trądzik ma łagodniejszy przebieg. Jak się okazuje, kontakt ze
światłem słonecznym pomaga także regulować rytm snu i czuwania – pod jego wpływem organizm reguluje produkcję melatoniny (najkorzystniej działa tu ekspozycja na światło słoneczne do 10 rano). Słońce wzmaga także produkcję serotoniny, dzięki czemu
poprawia się nasz nastrój. Nie mówiąc już o tym, jak poprawia go lekka opalenizna… I choć wciąż aktualna jest informacja, że
promienie UV powodują niekorzystne zmiany w komórkach skóry, które mogą prowadzić do raka, nie przesadzajmy z lękiem przed słońcem. Niebezpieczne dla są poparzenia słoneczne, niekorzystnie też wpływa na nią wielogodzinne opalanie, i to w godzinach największego nasłonecznienia – lecz zwykła, codzienna, łagodna dawka promieni jest nam potrzebna i przynosi więcej zysku niż szkody.
Ważna witamina
Wróćmy do witaminy D, którą dzięki promieniom słonecznym absorbuje nasza skóra. Czy wiesz, że wpływa ona korzystnie na niemal cały organizm, i jeśli jest jej za mało, wiele narządów nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować? Po pierwsze, jest tzw. immunomodulatorem, czyli związkiem sterującym naszą odpornością. Bez niej organizm gorzej sobie radzi ze wszelkimi infekcjami. Amerykańscy badacze potwierdzili, że jej odpowiedni poziom zmniejsza częstotliwość przeziębień i infekcji, Japończycy udowodnili, że dzięki suplementom z witaminą D wśród uczniów spadła ilość ataków grypy i astmy. Najciekawsze, że konieczna do produkcji dziennej dawki witaminy D długość opalania to ok. kwadransa. Są jednak warunki. Pierwszy: pogoda musi być ładna, a słońce nieskryte za chmurami. Drugi: skóra nie może być posmarowana kremem z filtrem. Naukowcy podkreślają, że nawet
filtr UV o wartości równej 15 zmniejsza syntezę witaminy D nawet do 95 proc. I warunek trzeci: nie liczymy sobie ponad 65 lat i nie mamy znacznej nadwagi.
By się nie sparzyć
Najpierw byli naukowcy, teraz lekarze. Przestali być tacy surowi, owszem, ostrzegają, ale już nie straszą. Nawet zachęcają. Twierdzą, że wiosną i latem krótka kąpiel słoneczna powinna być wręcz codziennym obowiązkiem. Powinniśmy pozwolić skórze „tankować” promienie słoneczne najlepiej przez 20–30 minut. Oczywiście należy mądrze zarządzać przyjaźnią ze słońcem. Nie wystawiajmy skóry na działanie słońca w okresie silnego promieniowania (czyli od 11 do 15) bez osłony filtra. Nie zaczynajmy intensywnego
opalania od razu po zimie, kiedy skóra jest wydelikacona. Pozwólmy jej najpierw się do słońca przyzwyczaić, stosując filtry i odsłaniając ciało po południu lub w mniej słoneczne dni.
W okresie najbardziej intensywnego promieniowania chrońmy skórę kremem z filtrem – ale potem bądźmy mniej rygorystyczne. Trzeba, oczywiście, brać pod uwagę swój fototyp, czyli osobisty sposób reagowania na słońce. Blondynki o bardzo jasnej cerze i niebieskich oczach, opalające się raczej na czerwono, mają skórę bardziej wrażliwą na słońce. Powinny stosować filtry o wyższym faktorze (nawet 50) i z „tankowaniem” słońca poczekać do godziny 16, kiedy operuje zdecydowanie słabiej. Brunetki, opalające się na brązowy czy oliwkowy kolor, mogą być nieco mniej ostrożne. Wszystkie powinnyśmy jednak pamiętać o tym, by chronić twarz – tu wpływ fotostarzenia skóry będzie najbardziej widoczny.
Należysz do bardzo ostrożnych? Aby doświadczyć dobrodziejstwa słońca, wystarczy, że przespacerujesz się godzinę w ubraniu z lekkiej tkaniny o luźnym splocie. A gdy zrobi się już naprawdę ciepło – pamiętaj, by w twoim menu znalazły się substancje mające charakter fotoprotekcyjny, czyli chroniący skórę przed negatywnymi skutkami słońca. Takie właściwości mają np. witamina C, karotenoidy oraz witamina E. W okresie upałów pij też więcej – półtora litra wody to obowiązek, a dwa litry to już przysługa dla naszego zdrowia.
Łyżka tranu
Dzięki odkryciom współczesnej medycyny wiemy, że witaminę D trzeba suplementować nie tylko dzieciom, ale także dorosłym. W naszym klimacie to konieczność, zwłaszcza w miesiącach jesiennych i zimowych. Także wczesna wiosna charakteryzuje się zbyt niskim dla produkcji witaminy D nasłonecznieniem. Zwolenników zdrowej diety musimy zmartwić: jest mało prawdopodobne, by udało się wraz z pokarmem dostarczyć sobie konieczną ilość witaminy D. Dietetycy obliczyli, że aby tak się stało, trzeba by codziennie zjeść całego łososia. Stąd większość z nas ma witaminy D za mało. Najbogatszym naturalnym źródłem witaminy D jest ulubiony środek naszych babć: tran. W jego stołowej łyżce można znaleźć niemalże 1000 jm witaminy. Zanim jednak wybierzesz się do apteki, odwiedź lekarza. Niech ustali najlepszą dawkę dla ciebie.