Protekcjonalnie nazywana „szczenięcą”, pierwsza miłość jest bardzo ważnym doświadczeniem rozwojowym. I powodem do niepokoju dla rodziców... Pedagożka Marzena Jasińska podkreśla, żeby zamiast dawać zakochanemu nastolatkowi tzw. dobre rady − przyjąć jego emocje, zwłaszcza gdy przeżywa rozczarowanie.
W jakim wieku nastolatki przeżywają pierwsze zauroczenia?
Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że dziewczynki około 11., 12. roku życia, u chłopców może się to zdarzyć trochę później. Wtedy zaczyna się też proces dojrzewania płciowego, co wywołuje zmiany w wyglądzie oraz wyrzut hormonów płciowych. Dziewczynki zwykle spoglądają w tym czasie na chłopców ze starszych klas, ponieważ wydają się im oni bardziej dojrzali niż rówieśnicy.
Pierwsze zachłyśnięcie się miłością to niezwykle delikatny stan ducha, człowiek jest wtedy drażliwy, poszukuje akceptacji, może go zranić najdrobniejsza uwaga, ale rodzice chcą rozmawiać, radzić, wygłaszać swoje opinie. Jak to pogodzić?
W naszej kulturze, zresztą nie tylko w naszej, panuje przekonanie, że doradzanie i wypytywanie jest elementem kontaktu i troski. Tymczasem może to prowadzić do swego rodzaju ubezwłasnowolnienia nastolatka, któremu trudno będzie mieć własne zdanie i wierzyć samemu sobie. Rodzice często wpadają w pułapkę tzw. wielepka, czyli „wiem lepiej, bo jestem starszy i mam większe doświadczenie, więc mam prawo mówić, co masz robić” − i nazywają to doradzaniem. Jesper Juul w książce „Przestrzeń dla rodziny” pisze wprost, że im więcej gadamy, tym mniej osiągamy. Dlatego przede wszystkim warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego zależy nam na rozmowie. Czy chcemy autentycznie dowiedzieć się, co przeżywa dziecko i jak się z tym czuje, czy raczej opowiedzieć mu o swoich lękach, przy okazji obciążając je nimi, i może nie wprost, ale jednak skłaniać do zerwania znajomości, która nam się nie podoba?
Rodzice mają prawo do własnych opinii, jeśli jednak ma to być prawdziwa rozmowa, to ważne, jakiego języka użyją. Juul mówi tu o zamianie języka „ty” na język „ja”, czyli wyrażaniu siebie z poszanowaniem i uznaniem tego, co czuje, co chce i co myśli druga osoba. Jako rodzic mogę więc na przykład wyrazić, co myślę, co czuję, kiedy moja 14-letnia córka spotyka się z 20-latkiem, choćby to był naprawdę bardzo fajny chłopak. Rodzic ma prawo powiedzieć o swoim niepokoju, ale bez obarczania nim dziecka, wypytywania, krytykowania i tego doradzania z pozycji „wielepka”, o którym już mówiłam. Poza tym jeśli chcemy, żeby nastolatek mówił nam o swoim życiu, to najpierw uchylmy przed nim rąbka tajemnicy i opowiedzmy o sobie. Nie da się budować relacji bez odsłaniania siebie. Tylko przestrzegam przed planowaniem w stylu: w niedzielę po południu usiądziemy razem, opowiemy nastolatkowi o swojej pierwszej miłości, a on od razu zrobi to samo... To karkołomny pomysł!
Czyli twierdzi pani, że rodzice nie powinni wtrącać się w sercowe sprawy nastoletnich dzieci?
Rodzice jak najbardziej mają prawo do wyrażania własnego zdania w języku osobistym, jednak nie o „wtrącanie się” chodzi. Zdarza się, że rodzice nie akceptują sympatii swojego dziecka, i czasem nawet mają ku temu słuszne powody. Tylko krytykowanie czy ośmieszanie nie pomoże, a nawet wręcz przeciwnie. Nastolatek ma dużą potrzebę autonomii i decydowania o sobie i swoim życiu. Zdaniem Juula rodzice mogą na przykład wprost powiedzieć synowi, że im się nie podoba jego dziewczyna, ale widzą, że jest w niej zakochany, a ona w nim, więc nie wiedzą, co mają zrobić, i zapytać, co on o tym myśli. Wtedy dyskusja toczy się z poszanowaniem uczuć nastolatka. Albo zaproponować, że zaproszą ją na obiad, żeby się lepiej poznali, bo może po spotkaniu ich podejście się zmieni − i zapytać, czy ona jest na to gotowa. Oczywiście w czasie rozmowy należy się wykazać kulturą, uprzejmością i rozwagą. To rodzice powinni wziąć na siebie odpowiedzialność za własne lęki i za ich rozwiązanie. To, że dziewczyna syna im się nie podoba, to ich problem i nie mogą oczekiwać, że dziecko go rozwiąże, zrywając kontakt z sympatią. Prędzej dojdzie do zerwania kontaktu z dorosłymi.
Wyobraźmy sobie, że nie chodzi o lubienie lub nielubienie, tylko ta dziewczyna jest wulgarna, złośliwa i ewidentnie wykorzystuje chłopaka, a rodzice po prostu martwią się o syna.
A czyja to ocena, że dziewczyna jest wulgarna, złośliwa i wykorzystuje chłopaka?! Raczej nie jego, bo skoro spotykają się, to on postrzega ją inaczej. Warto zapytać, jak się z nią czuje, co mu się w niej podoba, co takiego sprawia, że się w niej zakochał. Mam takie przekonanie, że szczególnie matki bardzo martwią się o swoje dzieci i czynią je odpowiedzialnymi za to zmartwienie, czyli oczekują, że dziecko coś zrobi, żeby mama przestała się martwić albo zaczęła się martwić mniej... Na szkoleniach powtarzam zawsze, że matki mają prawo martwić się tyle, ile chcą, ale niech pamiętają, że to jest ich zmartwienie, a nie dziecka! Już samo mówienie „martwię się o ciebie” jest obciążające, bo jaką intencję ma mama, mówiąc te słowa? Czego oczekuje od dziecka?
Zamartwianie się o dziecko jest największą trucizną dla relacji. Nastolatki nie za bardzo wiedzą, co mają zrobić, aby rodzice się nie martwili i aby nie było im przykro, więc nieraz uciekają się do kłamstwa, bo to jedyne dostępne dla nich rozwiązanie. Na zasadzie „skoro rodzice nie są w stanie przyjąć prawdy o mnie, to nie pozostaje mi nic innego jak nie mówić im tej prawdy”. W ten sposób nastolatek stara się chronić rodziców.
Co jednak jeśli niepokoimy się, że nowa sympatia wprowadza nasze dziecko w świat używek, narkotyków, seksu?
Najlepiej zapytać wprost. Jeśli dziecko zaprzeczy, to należy to przyjąć, ale też zapewnić je, że jeżeli będzie potrzebowało naszej pomocy, to może zawsze do nas przyjść. Od czasu do czasu warto też ponawiać pytanie, czy nic się nie zmieniło. Jeśli między rodzicem a nastolatkiem są zdrowe relacje, to w końcu powie otwarcie, jak się sprawy mają. W poradzeniu sobie z niepokojem pomaga też myślenie: „ufam mojemu dziecku i wiem, że ono postąpi najlepiej, jak będzie potrafiło, bo jako rodzice wyposażyliśmy je w takie kompetencje i umiejętności, które pozwolą mu zadbać o siebie”. Z drugiej strony nastolatki nie mają jeszcze dostatecznie rozwiniętej struktury mózgu, która odpowiada za skalkulowanie ryzyka, przewidywanie konsekwencji i dlatego potrzebują autentycznego zainteresowania. To obejmuje też prawo do wyrażenia sprzeciwu przez rodzica.
A kiedy jest miejsce na ten sprzeciw? Czy kiedy nastolatka chce na przykład, żeby chłopak został na noc w jej pokoju, ale my tego nie akceptujemy? Powinniśmy zabronić jej tego, mimo że będzie na nas wściekła?
Często się zdarza, że rodzice, słysząc o tzw. nocowaniu, wpadają w panikę i usiłują na siłę przeprowadzić z dzieckiem poważną rozmowę, która kończy się umoralniającym monologiem. Tymczasem, jak radzi Jesper Juul w książce „Nastolatki, kiedy kończy się wychowanie”, rodzic powinien mówić od serca, używając rozumu. Dlatego nie chodzi o pozwalanie czy nie, a o autentyczny dialog, w którym każdy poczuje się usłyszany, dostrzeżony i zrozumiany. Nakazy są destrukcyjne dla relacji, jednak znam wielu rodziców, którzy z obawy przed konfliktem lub z bezradności wcale lub bardzo rzadko mówią „nie”. Godzą się dla tzw. świętego spokoju, a potem męczą ich wyrzuty sumienia z powodu tego, że się zgodzili na coś sprzecznego z ich wartościami.
Rodzice absolutnie nie powinni rezygnować z wyznaczania norm. Nawet jeśli z tego powodu zostaną przez nastolatka nazwani starymi zrzędami albo usłyszą, że są staroświeccy czy że inni rodzice na to pozwalają. Trzeba nauczyć się mówienia „nie” z czystym sumieniem, a to znaczy, że najpierw trzeba uznać i uszanować to, czego chce nastolatek, a dopiero potem powiedzieć „nie”. Taki wynikający z wyznawanych wartości komunikat mógłby brzmieć na przykład tak: „widzę, że jest dla ciebie ważne, żeby Kacper nocował dziś w naszym domu, jednak nie zgadzamy się na to”. Oczywiście po takim komunikacie rodziców córka wpadnie w szał, ale to jest nieuniknione. Trudno oczekiwać, żeby po takich słowach powiedziała: „super, że się nie zgadzacie”. Wielu rodziców uważa, że dziecko nie powinno z tego powodu przeżywać złości. To absurd! Dorosły powinien przyjąć emocje dziecka, a nie mieć do niego pretensje, że je przeżywa. Pamiętajmy, że poglądy czy zdanie rodzica mają duże znaczenie dla nastolatka, choć się do tego nie przyznaje. W domu robi awanturę, ale porozmawia potem o tym z rówieśnikami.
Pierwsza miłość często kończy się pierwszym rozczarowaniem, co dla dziecka jest wielkim szokiem. Jak mądrze i bezinwazyjnie wesprzeć nastolatka cierpiącego po rozstaniu z sympatią?
Po prostu być przy nim i z nim, pytać, czego potrzebuje, szanować, jeśli wykrzyczy „daj mi spokój”. Dać do zrozumienia, że w każdej chwili może do nas przyjść i popłakać, pogadać albo pomilczeć. Po rozstaniu nastolatek przeżywa swoją żałobę. Czyli doświadcza też smutku, żalu, rozpaczy, czasem lęku, niepewności albo i złości. Pocieszanie w stylu „nie martw się, za miesiąc, rok nie będziesz o nim pamiętała, a tak w ogóle to on mi się nigdy nie podobał, dobrze, że z nim zerwałaś” – nie pomaga. Kluczowa jest obecność, wspieranie i empatia.
Jesper Juul pisze, że najważniejszym zadaniem dziecka jest nauczenie się, jak być dorosłym. Czy nastoletnia miłość to też element takiej nauki?
Wszystko, co przeżywa nastolatek, będzie miało wpływ na późniejsze spostrzeganie przez niego życia, jednak trudno powiedzieć, jak duży. Dziecko uczy się, co to znaczy być dorosłym, obserwując rodziców, i zdarza się, że dla niektórych nie jest to dobra nauka.
Marzena Jasińska, pedagożka, doradczyni rodzinna pracująca w duchu filozofii Jespera Juula oraz rodzicielstwa bliskości. Certyfikowana trenerka Family Lab Polska. Zajmuje się szkoleniami i treningami z umiejętności wychowawczych dla rodziców i nauczycieli. Najchętniej pracuje z rodzicami nastolatków oraz samymi nastolatkami, towarzysząc im w nieraz trudnej dla nich codzienności.