Kiedyś rodzice martwili się, że ich dzieci za wcześnie się zakochują, teraz – że robią to późno. – To tak wygląda, jakby musieli się o coś martwić. Jeżeli już chcą czymś zaprzątać sobie głowę, to tym, żeby przekazać dzieciom wiedzę na temat seksualności – mówi psycholożka doktor Barbara Arska-Karyłowska.
Nastolatki kochają dzisiaj inaczej?
A skąd takie przypuszczenia?
Słyszę od rodziców, że ich dziecko nie ma dziewczyny, chłopaka, tylko grupę znajomych. Nauczyciele liceów też przyznają, że widzą w szkołach mniej zakochanych par niż kiedyś.
Zawsze było tak, że ta młodsza młodzież zaczynała od chodzenia w grupach, za naszych czasów też tak było. Trzeba uspokoić rodziców, że nastoletnia miłość ma różne fazy, uwarunkowane rozwojowo, i to się nie zmienia od wieków.
Ale przyzna pani, że teraz nastolatki, zamiast spotykać się, tak jak robili to ich rówieśnicy przed laty, SMS-ują.
Oni rzeczywiście teraz piszą do siebie na Facebooku, SMS-ują. No i bardzo dobrze. Myśmy godzinami wisieli na telefonach stacjonarnych, aż nam rodzice je wyłączali, a oni czatują. I niech czatują, to jest im bardzo potrzebne. Młodzi ludzie mają lęk przed romantycznym kontaktem twarzą w twarz. Potrzebują czasu, żeby do tego dojrzeć. Myśmy zyskiwali ten czas, rozmawiając przez telefon, bo to był wówczas środek komunikacji, a oni – za pomocą różnych komunikatorów, mediów społecznościowych.
Facebook zastępuje teraz bezpośredni kontakt, jest jego substytutem, czasem na długo.
To prawda, że więcej tego czatowania niż bezpośredniego kontaktu. No bo myśmy musieli w końcu wpaść do kolegi, żeby się nagadać, a oni mają wiele innych sposobów na kontakt. Mimo to jestem przekonana, że nie ma się czym martwić, bo przyjdzie taki moment, że młody człowiek się zakocha.
Co by pani powiedziała ojcu nastolatki, który nie tyle się martwi, ile dziwi: „Ja w jej wieku miałem już kilka dziewczyn, a ona nie ma chłopaka”.
Powiedziałabym mu o badaniach, jakie przeprowadzono w 32 krajach. Wynika z nich, że rzeczywiście w Polsce rzadziej niż w innych krajach ma miejsce wczesna inicjacja seksualna, czyli przed 15. rokiem życia. U nas dotyczy ona tylko 15 procent nastolatków, a na przykład na Grenlandii – 75 procent. W Polsce średnia wieku, w którym młodzi rozpoczynają życie seksualne, wynosi 18 lat i jest dużo wyższa niż w innych krajach.
To akurat dobra wiadomość.
Zdecydowanie tak. Bo, jak pokazują badania, bardzo wczesna inicjacja ma negatywne skutki zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Szczególnie u dziewcząt – u chłopców w mniejszym stopniu – wiąże się ona z objawami somatycznymi i depresją. Może więc nie martwmy się, że młodzież zaczyna trochę później. To tak wygląda, jakby rodzice musieli się o coś martwić. Za moich czasów martwili się zbyt wczesnym randkowaniem, teraz martwią się zbyt późnym. A ja myślę, że jeżeli już muszą czymś zaprzątać sobie głowę, to tym, żeby przekazać dzieciom wiedzę na temat seksualności. Tymczasem rodzice mają taki dziwny zwyczaj, że jak małe dziecko pyta, to oni mówią: „Jesteś za mały”. A potem to ono już nie chce z nami rozmawiać.
Radzi sobie samo.
No właśnie nie, ono sobie samo nie poradzi. Gdy wkracza w okres buntu przeciwko rodzicom, to na ogół nie chce na te tematy z nimi rozmawiać. Ze względu na to, że rodzice irytują je nieprzytomnie, ale też dlatego, że jest skrępowane. Dorastanie to nie jest dobry moment na rozmowy z rodzicami o seksie.
To kiedy jest dobry moment?
Wtedy, kiedy dziecko o to pyta, a nie wtedy, gdy my chcemy z nim o tym rozmawiać, bo nas coś niepokoi. Rozmawiajmy z dziećmi na tematy seksualności od małego, odpowiadajmy na ich pytania, obserwujmy je, edukujmy.
Ale też sami się edukujmy.
Trafny postulat. Przez jakiś czas, gdy mieszkałam w Stanach, byłam przedszkolną konsultantką. I od czasu do czasu w przedszkolu, w którym pracowałam, wybuchała epidemia masturbacji u czterolatków. Telefonowano wtedy po mnie: „Niech pani przyjedzie, bo coś dziwnego dzieje się w przedszkolu, może było molestowanie”. A to po prostu jest tak, że w wieku czterech, pięciu lat dzieci mają tendencję do wzmożonego zainteresowania ciałem – bawią się w doktora, oglądają swoje części ciała, porównują się, chcą wiedzieć, jaka jest różnica między chłopcem a dziewczynką, dotykają swojego penisa czy waginy i czasem zaczyna im to sprawiać przyjemność, wtedy tę zabawę powtarzają. Inne dzieci to widzą, naśladują i wybucha „epidemia” masturbacji. Rodzice powinni to wiedzieć i wykorzystać naturalne zainteresowanie dziecka do przekazania mu wiedzy.
Jak zareagować, gdy zauważymy, że dziecko się masturbuje?
Najpierw chwilę to poignorować. Nie wolno zawstydzać czy piętnować, trzeba natomiast wyjaśnić, że tego nie robi się na środku przedszkolnej sali ani na ulicy, że jeżeli już musi to robić, to w zaciszu swojego pokoju. Trzeba też wykorzystywać każdą sytuację do nauki szacunku dla innego człowieka. Oczywiście, trzeba dostosowywać rozmowy do poziomu rozwoju dziecka. W pewnym momencie warto wyjaśniać, jak wygląda romantyczna relacja, że drugiej osobie należy się wolność. Bo skąd oni czerpią wiedzę, jak się zachować na randce?
Od rówieśników?
Też, ale przede wszystkim z filmów. W życiu wygląda to jednak całkiem inaczej niż w kinie. Pierwsza randka to strasznie krępujące wydarzenie, więc warto do tego młodzież przygotować, rozmawiać o możliwych scenariuszach. Na przykład o tym, że ktoś może ich zmuszać do czegoś, czego oni nie chcą. I że powinni wtedy asertywnie odmawiać, czyli nie bać się mówić „nie”, i umieć wycofać się z relacji. Pamiętajmy, że nastolatek przyjmie pewne rady, jeśli podamy je w odpowiednim momencie, czyli wtedy, kiedy jest na to gotowy. W wypadku 12-, 13-letniego dziecka za wcześnie na rozmowę o przemocy, jest na to za słabe emocjonalnie, lepiej porozmawiać z nim na przykład o szacunku dla innego i wymaganiu od innych szacunku dla siebie.
Co wtedy, gdy rodzice popełnili grzech zaniechania, nie rozmawiali z dziećmi o seksie, ciele? Mogą to potem jakoś nadrobić?
Obawiam się, że będzie trudno. Jedyne, co mogę im doradzić, to żeby obserwowali dziecko i – jak trzeba – interweniowali. Bo jeżeli staje się ono ofiarą przemocy – a randkowa przemoc to bardzo trudne dla młodzieży przeżycie – to powinni interweniować. Także wtedy, kiedy to ich dziecko jest agresorem.
A jeśli nastolatek nie przyjmie naszej interwencji?
To bardzo prawdopodobne, jeżeli nigdy wcześniej nie poruszaliśmy z nim wspomnianych tematów. Dobrze wtedy znaleźć osobę, której dziecko ufa. Wujka, dziadka, trenera, wychowawcę, drużynowego. Być może młody człowiek zechce z nim rozmawiać, bo dotrzeć do niego może tylko ten, kogo on zaakceptuje.
Łatwiej dotrzeć, gdy relacje w rodzinie były zawsze dobre?
W zasadzie tak, bo dziecko uczy się przez modelowanie, obserwację. Jeżeli ojciec i matka traktują się nawzajem z szacunkiem, okazują sobie uczucia, dzielą się obowiązkami, to ono poniesie w życie taki właśnie wzór relacji między kobietą a mężczyzną. Ale nawet w rodzinach, w których rodzice mają dobrą relację z dzieckiem, w okresie adolescencji matka i ojciec zaczynają nastolatka irytować – że źle się ubierają, zachowują, nagle wszystko jest nie tak. Pamiętam, jak moja córka była nastolatką, a miałyśmy zdecydowanie dobrą relację. Mieszkaliśmy wtedy na Florydzie i często całą rodziną chodziliśmy na spacery plażą. Pewnego razu spacerujemy, a ona nagle znika. Potem okazało się, że zobaczyła kolegę z klasy i nas zostawiła, bo wstydziła się, że z nami idzie.
Wielu rodziców przeżywa takie zachowanie dzieci jako osobistą porażkę.
A w tym wieku jest ono czymś normalnym. Nasza córka w dodatku wstydziła się tego, że mamy akcent, że inaczej się ubieramy. Rozumiałam to, przecież ona chciała być taką samą dziewczyną jak jej koleżanki i mieć takich samych rodziców, a my byliśmy inni. Ale nawet jak byśmy nie byli inni, to z innego powodu by nas kontestowała, bo tak to już jest w tym wieku. Dlatego jeśli wcześniej nie dotarliśmy do dziecka z przekazem na temat seksualności, to darujmy sobie nauki w wieku dojrzewania, bo najprawdopodobniej będzie to bezowocne.
Czekać, aż bunt minie?
Nie czekać z założonymi rękami. Innym dobrym sposobem – oprócz szukania dorosłych sojuszników – jest skierowanie dziecka do środowiska, które podziela nasze wartości. Na przykład do szkoły społecznej o wartościach liberalnych. Albo do szkoły katolickiej, jeśli bliskie nam są wartości katolickie. Bo największy wpływ na nastolatka mają rówieśnicy.
Rodzice drżą na samą myśl o wyjeździe córki z chłopakiem na wakacje. Są przekonani, że nie mogą zabronić. Mogą?
13-latce mogą zabronić, ale już 16-latce zabronić nie sposób. Gdy zostajemy rodzicami, musimy pamiętać, że budowanie dobrej relacji we wczesnym dzieciństwie zaprocentuje. Nawet jeśli nastolatek powie: „Oj, mamo, nie zawracaj głowy” albo „Oj, tato, odchrzań się” – to wysłucha. Najważniejsze, żeby wiedział, że zawsze może na nas liczyć, nawet w najtrudniejszej sytuacji, że otrzyma od nas wtedy wsparcie, że staniemy za nim murem. Pamiętam z okresu dorastania mojej córki takie zdarzenie: późno w nocy dzwoni do mnie jej kolega i mówi: „Zaaresztowali mnie, pomóż mi”. Pytam: „Dlaczego do mnie dzwonisz, a nie do rodziców?”. Na co on: „Bo rodzice by na mnie nakrzyczeli, gdyby dowiedzieli się, że paliłem marihuanę”. Myśmy z mężem wtedy pomogli, ale powinni to zrobić jego rodzice.
Nastolatek zakochuje się, przeżywa skrajne emocje, cierpi. Rodzice nie wiedzą, jak zareagować. Bo jeśli zaczną się dopytywać, oferować pomoc, mogą się narazić na oskarżenia, że się wtrącają. Jeśli będą czekać, aż emocje opadną – dziecko może uznać: „No tak, rodziców nie obchodzi to, co przeżywam”. Co mają robić?
Zachować czujność. Dopóki dziecko o nic nie pyta i nie prosi o radę, a rodzice widzą, że jego stan emocjonalny jest stabilny, można zostawić je w spokoju i pozwolić mu sobie samodzielnie radzić. Trzeba jednak w tym czasie bardzo uważnie je obserwować. Może się bowiem zdarzyć, że sytuacja przerośnie młodego człowieka, że emocje będą zbyt silne, pojawią się objawy depresji, czasem myśli samobójcze lub próba samobójcza. Jeśli rodzice zaobserwują symptomy depresji, powinni szybko i zdecydowanie interweniować.
Czyli?
Odbyć poważną, wspierającą rozmowę i zabrać dziecko do psychiatry lub psychologa.
Wielu rodziców pozwala dzisiaj nastolatkom robić, co chcą. A oni tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą.
Pozwalanie na wszystko nie zapewnia wcale dobrej relacji, owocuje zagubieniem. Tak zwane wychowanie bezstresowe jest najbardziej stresującym wychowaniem. Dzieci potrzebują ram i te ramy powinny się rozszerzać w miarę ich dorastania.
Trudność bycia rodzicem polega na tym, że gdy stawia się granice za wąsko, podejmuje się decyzje za dziecko. Ono wtedy nie nauczy się odpowiedzialności, samodzielności, nie będzie miało poczucia sprawczości. A gdy granice postawi się za szeroko, to dziecko też się tego nie nauczy, bo będzie zagubione. Trzeba stopniowo „odpuszczać”. Trzylatek niech zadecyduje o wyborze koloru spodni, ale nie o pójściu do dentysty, to musi zrobić dorosły. Nastolatek powinien wcześniej zdobyć narzędzia do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. W tym celu powinien pojechać bez rodziców na zieloną szkołę, obóz. I gdy potem wyjedzie sam, będzie wiedział, jak reagować.
Nastoletnia miłość idzie w parze z seksem. Znam rodziców, którzy nie mają oporów przed tym, żeby dać dziecku prezerwatywę.
Bardzo dobrze, że dają prezerwatywę, ale mam nadzieję, że też z nim rozmawiają.
Z tym bywa gorzej.
No właśnie. A młodzież musi przejść gdzieś edukację seksualną, w szkołach jej nie ma. W Ameryce też kiedyś w niektórych stanach nie było edukacji seksualnej. W szkole mojej córki, koszmarnej, nie wolno było używać słowa „prezerwatywa”, nie mówiąc o szerszej edukacji na temat zapobiegania ciąży, takie było lokalne prawo. Zaskarżyliśmy je i wygraliśmy.
Zauważyła pani, że dominujące uczucie rodziców to teraz lęk o dziecko, nawet nastoletnie?
Coś w tym jest. Myśmy wychodzili sami na podwórka, nabijaliśmy sobie guzy i jakoś żyjemy. A moja córka – mieszka na Florydzie, ma trzech synów, najstarszy ma 11 lat – mówi, że teraz nie wysyła się dzieci na obozy, bo to jest niebezpieczne. W Stanach rodzice boją się, że dzieciom ktoś zrobi coś złego, wielu z nich nie posyła ich nawet na zieloną szkołę. Pytam córkę: „Dlaczego idziesz z chłopcami do parku? Mogą iść sami”. Na co ona: „Wszyscy rodzice tak robią”.
W Polsce ten trend też jest widoczny.
W znajomych rodzinach, szczególnie tych wielodzietnych, go nie dostrzegam. Ale i w takich rodzinach nie ma gwarancji na bezkolizyjne wejście dzieci w życie, w tym uczuciowe i seksualne. Uczę studentów, że najważniejsze jest to, żeby poznawać swoje dziecko. Bo jeśli będziemy wiedzieli, w jakim tempie się rozwija, jaki jest jego system nerwowy, jak przeżywa kryzysy rozwojowe, to będziemy też wiedzieli, jak bardzo można mu zaufać, w jakich momentach będzie potrzebowało wsparcia. Poznawanie własnego dziecka to absolutnie najważniejsze zadanie rodziców. I drugie, też ogromnie ważne – zgłębienie wiedzy na temat psychologii rozwojowej dzieci. Bo kiedy będziemy wiedzieli, jak przebiega rozwój, to będziemy się mniej denerwowali. Zrozumiemy: „Aha, to jego zachowanie jest rozwojowe, a to wynika z indywidualnych cech”. Zatem nie zamartwiajmy się, tylko uczmy się dziecka i o dziecku.