Kiedy nasi rodzice się starzeją i potrzebują opieki, pojawia się szereg pytań. Chcemy czy musimy się nimi zająć? Jak dalece jesteśmy w stanie przeorganizować własne życie, by móc to zrobić. Co na to nasi najbliżsi?
Joanna zamyka drzwi mieszkania swojej matki. Przed chwilą jeszcze przytulały się na pożegnanie. Trzymała w ramionach tę kruchą staruszkę i zastanawiała się: Boże, co ja robię, jak ja mogę zostawić ją samą. Przecież ona jest tak słaba, bezbronna, jak dziecko, ktoś musi być przy niej. Kilka sekund potem jest już na schodach; zaciska pięści, zagryza zęby, bierze trzy głębokie wdechy. I pędzi na pociąg. Jutro rano musi być w pracy.
Przez cała drogę powrotną rozmyśla o matce. Jest coraz słabsza, coraz wolniej się porusza, na dwór już prawie nie wychodzi. Kilka razy zdarzyło jej się upaść w domu. Dwa razy w tygodniu przychodzi do niej dziewczyna, żeby zrobić zakupy, posprzątać i ugotować. Sąsiadki podrzucają jej obiadki i ciasta. Od czasu do czasu odwiedza ją przyjaciółka i brat. Resztę czasu spędza samotnie oglądając telewizję i rozwiązując krzyżówki. Joanna bierze kolejny głęboki wdech. Dobra – mówi sama do siebie – to jest jej życie, tak sobie je urządziła, taki sposób wybrała, przecież, kiedy była jeszcze bardziej sprawna, też mało wychodziła i rzadko kogoś zapraszała. Ja jej zajęć nie zorganizuję.
Ale wieczorem w rozmowie z mężem znów dopadają ją wątpliwości. Może jednak sprzedać jej mieszkanie i kupić kawalerkę blisko nas? Mogłabym ją częściej odwiedzać, dzieci miałyby babcię na miejscu. Tak wiem, wiem kochany, co powiesz: starych drzew się nie przesadza. Zgadzam się z tym, tylko, co mam zrobić. Ja tam nie wrócę. Tu mam ciebie, dzieci, pracę, przyjaciół. A ona jest w coraz gorszej formie, niedługo może potrzebować całodobowej opieki. Przy tych słowach Joanna uświadamia sobie, że w takiej sytuacji przeniesienie mamy bliżej też nie jest rozwiązaniem, bo przecież ona ma pracę, a nie stać jej na wynajęcie opiekunki. To co w takim razie? Dom starców?
Jej koleżanka umieściła niedawno swoją mamę w takiej placówce. Kiedy o tym rozmawiały, powiedziała: ja nie jestem w stanie zajmować się nią, dużo przez nią wycierpiałam, chwilami do tej pory ją nienawidzę, nie wyobrażam sobie, żebym mogła jej tyłek podcierać. Joanna słuchała tego ze smutkiem, chociaż dobrze ją rozumiała. Też nie miała łatwej relacji ze swoja mamą. Udało jej się uleczyć wiele ran dzięki terapii i dziś troszczy się o matkę ze szczerego serca, a nie tylko dlatego, że powinna, że tak wypada, tak trzeba. Tylko co z tego, jak nie potrafi jej pomóc. Nie może wziąć matki do siebie, ich mieszkanie jest za małe. Nie może liczyć, że nastoletnie dzieci zechcą przejąć część obowiązków w opiece nad babcią. Nie może liczyć na nikogo z rodziny mamy. A co może? Mąż patrzy na Joannę zatroskany, głaszcze ją po głowie (szczęściarz – myśli Asia – ma trzy siostry, które zajmują się jego rodzicami) i mówi z uśmiechem: możesz porozmawiać o tym wszystkim ze swoja mamą. I przestać martwić się na zapas. Zapytaj mamę, czego ona by chciała.
Genialny w swej prostocie pomysł przynosi dobre skutki. Mama czuje się ważna i kochana, wyraźną przyjemność sprawia jej, że córka naprawdę się o nią troszczy. Uspokaja Joannę, że póki co daje sobie sama radę i jest zadowolona z tej swojej niezależności. Docenia spokój, który ma, a codzienne rozmowy przez telefon dają jej poczucie bliskości.
Asia ustępuje miejsca w tramwaju każdej starszej pani. Pomaga zanieść zakupy do domu przypadkowo napotkanej staruszce. Podrzuca zupę i szarlotkę samotnej sąsiadce. Uśmiecha się do babć i dziadków, których spotyka w parku. I liczy, że ktoś tak samo potraktuje jej mamę.
Komentarz psychologa
Często w relacjach z rodzicami trudno nam odróżnić poczucie obowiązku od własnych pragnień. Chcemy im się odwdzięczyć za to, co nam dali, uszczęśliwić ich, czasem nawet własnym kosztem. Jeśli sami chcemy poświęcić czas i energię na pielęgnowanie naszego rodzica, nie oczekujmy tego bezwarunkowo od reszty naszej rodziny. Zanim podejmiemy decyzję, uczciwie i dokładnie przedyskutujmy to ze współmałżonkiem i wspólnie znajdźmy rozwiązanie – mówi psychoterapeuta Janusz Sztencel. – Rodzice, którzy nie dali swoim dzieciom miłości, wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, a czasem wręcz wyrządzali krzywdę, też się starzeją i też potrzebują opieki. Cokolwiek by się nie działo pomiędzy rodzicami i dziećmi, trzeba uszanować tych pierwszych na podstawowym, biologicznym poziomie: jako dawców życia. A zatem zadbać o ich byt. Nie mamy prawa oczekiwać, że rodzice się zmienią. Trudny kontakt z nimi można potraktować jako zadanie pojawiające się w naszym życiu i spróbować uporządkować w sobie samym tę relację. Wtedy znajdziemy sposób, żeby się nimi zająć, płynący z naszego serca i wewnętrznego rozeznania, a nie z tego, co nakazuje opinia społeczna. A jeśli męczy nas żal i wyrzuty sumienia, że czegoś dla nich nie zrobiliśmy, zróbmy coś dla innych. Na przykład zadbajmy o samotną starszą sąsiadkę.