„Szczęście twojego życia zależy od jakości twoich myśli” - pisał Marek Aureliusz. Kluczem jest w tym przesłaniu słowo jakość. Nadmierne myślenie nie służy nam wtedy, gdy jest bezproduktywnym mieleniem w kółko tych samych wątków. Może jednak przynieść sporo korzyści, jeśli bardziej niż wyczerpującą ruminacją stanie się pogłębioną analizą zdarzeń, danych i informacji.
Overthinking, czyli nadmierne myślenie, już w samej swojej nazwie zawiera coś negatywnego. Jeśli czegoś jest za dużo, nie może to być dobre. W tym miejscu można jednak zadać sobie bardzo proste pytanie: co to właściwie znaczy za dużo myśleć i kto miałby to oceniać? Czy jeśli myślę nad jakimś problemem czy wyzwaniem 15 minut, to jest w porządku, ale jeśli poświęcę na to godzinę czy cały dzień, to znaczy, że przesadzam? Uczucie nadmiaru jest niezwykle subiektywne. Dla jednego człowieka 4 kawy w ciągu dnia to idealna ilość, drugi po takiej dawce kofeiny będzie się telepał i nie zaśnie wieczorem. Z myśleniem jest podobnie. Dobrze byłoby po prostu myśleć w sam raz, ale konia z rzędem temu, kto odważyłby się ocenić, ile to oznacza konkretnie dla ciebie i to odnośnie konkretnego problemu.
Próżno poszukiwać algorytmu, który precyzyjnie określiłby uniwersalną dawkę myślenia dobrą dla każdego i w każdej sytuacji, bo taki po prostu nie istnieje. Cała zabawa polega na tym, by odróżnić myślenie użyteczne (nie obiektywnie, ale w twojej własnej ocenie) od tego, które męczy, a w rezultacie nic nie daje. Według National Science Foundation przeciętna osoba ma od 12 do 60 tysięcy myśli dziennie. 95% z nich to dokładnie te same powtarzające się myśli, co poprzedniego dnia, a około 80% jest negatywnych. Z tymi stanowczo warto się zmierzyć, ale to nie oznacza, że myślenie samo w sobie nadwyręża nasz mózg, wyczerpuje go, męczy i mu nie służy. On jest do tego stworzony! To potężne narzędzie, które nie tak łatwo przegrzać. Gdyby wziąć w nawias przedrostek „over” i rzekomy nadmiar potraktować z przymrużeniem oka, w przemyśliwaniu wielu życiowych sytuacji, problemów i wyzwań można znaleźć wiele korzyści. Oto, co mogą zyskać ci, którzy nie dają swojemu mózgowi taryfy ulgowej i pozwalają mu pracować na pełnych obrotach, nie martwiąc się o limity.
Osobom dużo myślącym często przyklejamy etykietkę niezdecydowania. Wydaje się, że ich rozważania nie mają końca, analiza wszelkich możliwych rozwiązań i ich rezultatów ciągnie się niczym kolejka za cukrem w czasach PRL-u. Tymczasem skrupulatne analizowanie sytuacji i precyzyjne ważenie możliwych konsekwencji swoich wyborów wprawdzie odwleka sam moment podjęcia decyzji w czasie, ale za to często czyni samą decyzję trafniejszą, bo nieobarczoną emocjami. Ważenie wszystkich za i przeciw, które wymaga dokładnego przemyślenia, może wydawać się irytujące i zabiera sporo czasu, ale dzięki temu ostateczny wybór nie jest wynikiem impulsu, a przecież właśnie wyborów dokonanych pod wpływem chwili żałujemy najczęściej. Wahanie przed podjęciem decyzji ma zresztą całkiem sporo plusów, o których więcej przeczytasz tutaj: Niezdecydowanie ma swoje zalety. I to wcale niemałe!
Ci, którzy przemyśliwują jakiś temat czy zagadnienie, siłą rzeczy odkrywają jego kolejne warstwy. To tworzy bezcenną okazję do zadawania pytań. Kto pyta, też czasem błądzi, ale to błądzenie może być niezwykle twórcze i rozwijające. Właśnie analizując, nawet drobiazgowo, informacje dotyczące interesującego cię tematu, uczysz się nowych rzeczy, ale też zauważasz i doceniasz złożoność otaczającego świata. Zaciekawienie nim i świadomość, że niemal nic, co wokół, nie jest jednowymiarowe, poszerza horyzonty myślowe, sprzyja poszerzaniu wiedzy, czyni życie o wiele bardziej atrakcyjnym. Ciekawość, którą w sobie wzbudzasz, rozmyślając, wcale nie jest pierwszym krokiem do piekła!
Skłonność do nadmiernego myślenia została w badaniach pozytywnie skorelowana z neurotycznością. Choć samą w sobie tę cechę osobowości trudno uznać za coś pozytywnego, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. W końcu sam Isaac Newton był klasycznym neurotykiem! Wiecznie zamyślony i zamartwiający się, skłonny do drobiazgowego analizowania każdego problemu, właśnie dzięki temu miał twórcze przełomy – gdyby nie jego tendencja do overthinkingu, być może nie sformułowałby prawa powszechnego ciążenia i trzech zasad dynamiki. „Ciągle trzymam temat przed sobą i czekam, aż pierwsze promienie powoli, stopniowo, otworzą się w pełnym i jasnym świetle” – powiedział kiedyś Newton o swojej metodzie rozwiązywania problemów.
Czytaj także: Kreatywność – czym jest i jak zacząć myśleć twórczo?
Nadmierne myślenie może być doskonałym źródłem kreatywności. Kiedy intensywnie myślimy, nieustannie badamy różne możliwości i scenariusze w naszych umysłach. Myślenie kreatywne pochodzi z części mózgu, która pracuje, gdy nie skupiasz się na świecie zewnętrznym. Gdy jesteś w swojej głowie ze wszystkimi wyprodukowanymi przez mózg myślami, zaczynasz używać więcej wyobraźni, a to ona jest wylęgarnią unikalnych pomysłów, nieszablonowych, innowacyjnych, a nawet rewolucyjnych rozwiązań. Innowatorzy wiedzą, że świetne pomysły rzadko powstają i są w pełni kształtowane za jednym zamachem. Wielokrotnie wracają do swoich niedokończonych pomysłów, czasami przez miesiące lub lata, nie zniechęcają się, są cierpliwi. Myślenie ich nie męczy, a napędza, i pozwala otwierać wciąż nowe drzwi.
Często nawet najbardziej skomplikowany problem, który wydaje się nie mieć rozwiązania, da się rozwikłać, gdy rozłoży się go na czynniki pierwsze, najdrobniejsze części. Dla osoby skłonnej do rozmyślania nawet nad drobiazgami hasło „na ten beton nie ma wiertła” jest tylko pustym sloganem. Będzie drążyć, szukać, łączyć kropki w najróżniejszych konfiguracjach, ale problem rozwiąże! Wątpliwości uważnie przeanalizuje, a na wszelki wypadek opracuje jeszcze plan awaryjny - najlepiej B, C i D, tak dla pewności. W świetnym serialu „Przełom” głośna sprawa podwójnego morderstwa ma szansę zostać ostatecznie rozwiązana właśnie dzięki niezwykle drobiazgowej analizie i dziesiątkom godzin spędzonych na myśleniu i łączeniu faktów przez genialnego genealoga. Myśli, nawet te, które nie dają spokoju i męczą, mogą prowadzić do spektakularnych sukcesów.
Skłonność do rozmyślania może również prowadzić do większej empatii. Kiedy dużo myślimy, mamy tendencję do brania pod uwagę perspektywy i uczuć innych. Co ważne, jesteśmy naprawdę ciekawi tego, co myślą i mówią inni, otwarci na ich opinie i doświadczenia, bo one uzupełniają mapę w naszej głowie o nowe, ważne punkty. Naturalna skłonność osoby nadmiernie myślącej do brania pod uwagę punktu widzenia drugiego człowieka czyni ją więc świetnym słuchaczem i doskonałym rozmówcą. Wiąże się to oczywiście z zaciekawieniem. Ktoś kiedyś powiedział, że to słuchanie, a nie mówienie, jest większym przejawem zdrowego egoizmu. Mówimy zwykle to, co już wiemy, a gdy słuchamy, mamy szansę dowiedzieć się czegoś nowego, co może być dla nas cenne. „Myślicielom” uważne słuchanie przychodzi łatwiej, bo dzięki treściom i refleksjom innych, mają... nowy materiał do przemyśleń. Inspirującego rozmówcę potrafią docenić, a kto z nas nie lubi czuć się doceniony? Z takimi osobami łatwiej się rozmawia także dlatego, że zwykle mają mniejszą potrzebę tzw. domknięcia poznawczego. Nie potrzebują w mgnieniu oka wiedzieć, że jest tak albo tak, nie myślą w kategoriach czarno-białych, nie wyciągają wniosków pośpiesznie, by jak najszybciej przejść do działania. Są więc bardziej otwarte na wszelkie argumenty, nawet jeśli te miałyby diametralnie zmienić ich dotychczasowy punkt widzenia. To nie tylko czyni z nich wytrawnych dyskutantów, ale też chroni przed popularnym błędem potwierdzenia.
Czytaj także: Widzimy i słyszymy to, co chcemy. Błąd potwierdzenia i ułatwia, i komplikuje nam życie
Nie chodzi o to, by mniej myśleć. Chodzi o to, by decydować, którym myślom poświęcamy swoją uwagę i co one nam dają. Overthinking może być szalenie opłacalny, jeśli tylko będziemy obsługiwać swoje myśli z korzyścią dla siebie, a nie przeciwko sobie. Pam Grout, bloggerka, autorka książek, w tym bestsellerów na liście New York Timesa, użyła świetnej metafory, która pokazuje tę różnicę w nawigacji własnymi myślami. „Myśli są jak linia mrówek maszerujących po kocu piknikowym. Możesz wybrać, czy chcesz je obserwować, jak maszerują prosto z jednej strony koca na drugą i znikają, czy też je zgarnąć i wejść z nimi w interakcję. Uczyń je swoim celem. Zajmuj się nimi. One prawdopodobnie cię ugryzą, ale to twoja moc: to twój wybór”.