1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Gdyby była chłopcem... Wojciech Tochman powraca do zbrodni sprzed lat

Gdyby była chłopcem... Wojciech Tochman powraca do zbrodni sprzed lat

Wojciech Tochman, reporter, pisarz, autor wielu książek, w tym właśnie wydanej \
Wojciech Tochman, reporter, pisarz, autor wielu książek, w tym właśnie wydanej "Historia na śmierć i życie" (Fot. Michał Fiałkowski)
Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Styczeń 1996 roku, troje maturzystów, w tym – co dla opinii publicznej okazało się najbardziej bulwersujące – dziewczyna. Mordują na tle rabunkowym kilka lat starszą kobietę. Dostają wyroki dożywocia. Do sprawy wrócił po latach wybitny reporter Wojciech Tochman, czego efektem jest książka „Historia na śmierć i życie”.

Zacznijmy od kulisów powstania tej książki. Temat przejąłeś od nieżyjącej już reporterki Lidii Ostałowskiej, którą uczyniłeś – obok zabójczyni, Moniki Osińskiej – swoją bohaterką. Chciałeś w ten sposób złożyć hołd Lidii?
Lidia była wielką reporterką. Przyjaźniliśmy się prawie 30 lat. Dokumentację książki o Monice rozpoczęła 10 lat temu. Chodziła do niej do więzienia prawie cztery lata, co tydzień, dwa. Za zgodą Moniki te rozmowy były nagrywane. O tej książce rozmawialiśmy niejeden raz. Lidka była głęboko przeświadczona, że Monika – zwana kiedyś Osą od nazwiska Osińska – została uwikłana w bestialską zbrodnię, co nie znaczy, że była bez winy. Według Lidii przypisano jej czyny, których nie popełniła, i orzeczono karę najsurowszą z możliwych, czyli dożywocie, karę nieludzką. Zgadzam się. Podobne zdanie mają eksperci, którzy pomagali mi zrozumieć tę zawiłą historię.

Znasz motywację Lidii do zainteresowania się tą historią?
„Ból kobiet mnie boli”. Te jej słowa dałem na motto książki. Z jej notatek wiem, że chciała napisać książkę, jak to ujęła półżartem, „feministyczną, jakiej dotąd nie było”. Lidka zawsze stała po stronie opuszczonych i bezbronnych, najczęściej to były kobiety. Jej feminizm, choć miał silne intelektualne podstawy – przytaczam tu z książki opinię profesor Agnieszki Kościańskiej – nie był intelektualny, elitarny, akademicki, tylko brał się z życia, z dotknięcia krzywdy kobiet.

Lidia zobaczyła w tej historii ból sprawczyni. Trzeba mieć wielką empatię, ale i odwagę, żeby to dostrzec.
Przede wszystkim rozumiała, że popełniono okrutną zbrodnię. Lidka dostrzegała ból rodziny ofiary – miała na imię Jola – i ja mam świadomość tego cierpienia. Jednak zdaniem Lidki kara, jaką wymierzono trójce nastolatków, była za surowa. Uważała, że sąd źle ocenił winę Moniki. Lidka chciała jej pomóc, ale ona po kilku latach zerwała z nią kontakt. Tego oczekiwała jej rodzina. Lidka była zła, ale też rozumiała Monikę, która nie miała wyboru. Rodzina była dla osadzonej oknem, przez które do więziennej celi wpadało świeże powietrze. Lidka była może i drzwiami na wolność, ale one coraz mocniej się ryglowały, bo właśnie zmieniła się władza na taką, która kary zaostrza, a nie łagodzi. W 2018 roku Lidia zmarła. Nie chciałem, by jej praca poszła na marne. I sprawa wydawała mi się ważna. Przyszła pandemia, a po niej zgłosiłem się do Moniki Osińskiej z pytaniem, czy zrobimy tę książkę. Powiedziała, że jest ją winna i Lidce, i sobie. I tak z niedoszłej autorki Lidka stała się jedną z dwóch bohaterek opowieści.

Na ile ta książka jest twoja, a na ile Lidki?
Choć bez Lidki by tej książki nie było, „Historia” jest moją opowieścią, nie umiałbym jej napisać, gdybym myślał inaczej. Korzystałem z imponującej dokumentacji Lidki, musiałem też zrobić swoją. Bo dokumentacja nie była skończona, bo miałem własne pytania, bo od czasu ostatniego spotkania Lidki z Moniką minęło kilka lat. Tylko mój własny research mógł mi pomóc pojąć, o co w tej nieprostej historii chodzi. Czytałem akta. Nie jestem archiwistą, tylko reporterem, muszę rozmawiać z ludźmi. Wiele razy byłem u Moniki w więzieniu. Dwa lata zajęło mi zrozumienie, co się wtedy, ćwierć wieku temu, stało.

Sądy dwóch instancji orzekły karę dożywocia dla Moniki, dopiero sąd rozpatrujący jej wniosek o przedterminowe zwolnienie zauważył, że jej udział w zbrodni był mniejszy niż dwóch kolegów. Co ciebie w tym wyroku najbardziej zbulwersowało?
To, że Monika nie dotknęła ofiary, jeszcze nie świadczy o tym, że nie zabiła. Sąd jednak uznał, że szła z zamiarem zabicia. Tak zwany zamiar bezpośredni przesądził o jej winie. Sąd uznał też, że to Monika dała kolegom sygnał do pierwszego uderzenia. Gdy dzisiaj czytamy akta, widać jasno, że i zamiar, i kierownicza rola dziewczyny muszą budzić wątpliwości. Tam było słowo przeciwko słowu. A wątpliwości, jeśli chodzi o rolę Moniki Osińskiej w zabójstwie, było mnóstwo. Sąd rozstrzygnął wszystkie na jej niekorzyść. Nie trzeba być prawnikiem, by wiedzieć, że wątpliwości, których nie sposób wyjaśnić, sąd musi rozstrzygać na korzyść oskarżonej. Sąd pominął również wszystkie okoliczności łagodzące, a było ich kilka. Choćby młody wiek sprawców i, w przypadku Moniki, brak wcześniejszych konfliktów z prawem. Sędzia po odczytaniu wyroku powiedział, że maturzyści zabili nie tylko Jolę, ale można by rzec, tak się wyraził, też samych siebie, bo zabili swoją teraźniejszość i przyszłość. Sąd miał świadomość okrucieństwa wyroku. Skazał na dożywocie nastolatków! Na taką karę sąd skazuje osobę, kiedy nie widzi szans na poprawę. Sądowi zabrakło rozwagi, niezależności i odporności psychicznej. Dziś raczej nie orzekłby wobec młodocianych tak surowej kary, czego dowodem jest wyrok dla pary nastolatków z Rakowisk, którzy zabili rodziców chłopaka – 25 lat więzienia z prawem do przedterminowego warunkowego zwolnienia po 20 latach. I gdy prokurator generalny chciał zaostrzenia kary do dożywocia, Sąd Najwyższy stwierdził, że młodocianych nie wolno skazywać na karę eliminacyjną, jaką jest dożywocie. Bo kara musi zawierać element wychowawczy. Zmieniły się standardy. Ale i wtedy, w latach 90., jestem o tym przekonany, że gdyby Monika była chłopcem, sąd zniuansowałby winę i wymierzył jej niższą karę.

Monika zapłaciła za to, że była dziewczyną?
Poszła za dwoma kolegami, którzy zamierzali zabić. O ich zamiarze nie wiedziała. Myślała, że idą na rozbój. Tego oczywiście i dzisiaj nikt nie pochwala, ale to jednak czyn, za który kara jest dużo łagodniejsza. Za to zapłaciła. Za swoją głupotę. Jednak jej płeć, uroda i inteligencja budziły irytację wszystkich. Bo wtargnęła na terytorium męskie. Znamy z literatury i filmu figurę mężczyzny mordującego z motywu rabunkowego, z namiętności albo z powodu jakichś perwersji, znamy Hannibala Lectera, różnych psychopatów, oni się nam mieszczą w głowach, z nimi wzrastaliśmy, czytaliśmy o nich kryminały. Kobiety morderczyni w tym kanonie brak. Owszem, kobieta zabija – jest nawet dla tych czynów pewna akceptacja, choć nie usprawiedliwienie – domowego oprawcę. Tak zwane kuchenne zabójstwa – dokonywane często kuchennym nożem – nie kończą się dużymi wyrokami. Słusznie. Natomiast kobieta, która morduje poza kuchnią, jest nam nieznana, więc budzi przerażenie. Okrzykuje się ją bestią, kimś dużo gorszym niż mężczyzna, który zrobił to samo.

W tej historii ogromną rolę, niestety niechlubną, odegrały media.
Media relacjonowały: „Zabiła Monika Osińska i jej dwaj koledzy”. Przypisywano jej cechy wampirów psychicznych, pisano, że gdy koledzy mordowali Jolę, ona szukała tatara w lodówce. Jak było z tym tatarem, wyjaśniam w książce. Cała ta historia jest pełna półprawd, manipulacji, mitu. Z Moniki zrobiono potwora, zimną przywódczynię. Ani sąd, ani dziennikarze nie pochylili się nad jej dotychczasowym życiem. Za pierwsze 18 lat życia człowieka odpowiedzialność ponoszą dorośli. Jej dorastanie miało w tej sprawie znaczenie. Nie dla sądu. Na dodatek już w trakcie procesu popełniono dwie inne zbrodnie, którymi kierowały młode kobiety. To spotęgowało medialny przekaz, że coś jest nie tak z młodymi kobietami. A że równocześnie było dużo więcej zabójstw popełnianych przez mężczyzn? To nie było ważne. Psychiatrzy po trzymiesięcznej szpitalnej obserwacji Moniki stwierdzili, że nie wykazuje cech agresywnych, nie jest dominująca ani głęboko zdemoralizowana. Tymczasem psycholog więzienna napisała, że była głęboko zdemoralizowana. Potem jedna z sędzi sądu apelacyjnego w votum separatum zauważyła: „Jak sąd mógł twierdzić, że sprawcy są głęboko zdemoralizowani, skoro nie mieli wcześniej konfliktu z prawem, skoro doszli do matury bez powtarzania klasy, byli lubiani przez otoczenie”. Ale sąd działał pod presją mediów, a te pod presją szwagra zamordowanej Joli. Nazywały go mścicielem.

Pamiętam. Był wtedy okrzyknięty „guru sprawiedliwości”.
Założył Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni, pielęgniarz, dziennikarze nazywali go mecenasem. Miał ich na jeden gwizdek. Wyglądało, jakby miał na punkcie Moniki obsesję, mówił głównie o niej, choć było troje sprawców, podsycał ogólnopolskie zdziwienie: „Kobieta morderczynią?”.

Monika z jakichś powodów wzięła w tym zabójstwie udział. Zrozumiałeś, z jakich?
Znalazła się w złym towarzystwie, w złym miejscu, w złym czasie. Skazani zwykle mówią, że są niewinni. A ona mówiła i wciąż mówi, że jest winna, choć nie zabiła. Winna temu, że tam poszła, że nie przeszkodziła kolegom; mówiła, że się ich bała, sąd nie dał temu wiary; nie wezwała pomocy. Uważa, że powinna dostać 25 lat.

Została poświęcona na ołtarzu zaostrzenia kar, stała się sztandarowym przykładem na to, że sprawca ma być surowo oceniony.
Musimy przypomnieć, jak wyglądały lata 90. Strzelaniny na ulicach, eksplozje, kradzieże samochodów, ściąganie haraczy, morderstwa. Rządziły mafie: Pruszków i Wołomin. I nagle pojawił się pielęgniarz, który okazał się szeryfem, bo żądał najsurowszych wyroków. To był łańcuszek: jego stowarzyszenie wywierało presję na media, media na sądy.

Właśnie wtedy zniesiono jednak karę śmierci. Jakie według ciebie kryteria powinna spełniać kara za tak okrutne zbrodnie?
Zdaniem wielu kryminologów i specjalistów resocjalizacji – wiem, że to brzmi kontrowersyjnie – nawet najokrutniejszego mordercy nie wolno pozbawiać nadziei. Ktoś zapyta, dlaczego, skoro on zabił z zimną krwią. To zły argument, bo to hołdowanie starożytnej dewizie „oko za oko, ząb za ząb”. To żądza zemsty, która niczemu nie służy. Za to świadczy o nas. Jesteśmy ludźmi, żyjemy w XXI wieku, dziś inaczej powinniśmy pojmować sprawiedliwość. Oczywiście sprawca musi ponieść karę adekwatną do popełnionego czynu. Nie powinno mu się jednak odbierać szansy na poprawę. Jeśli z niej nie skorzysta, nigdy nie wyjdzie na wolność. Nie potrzebujemy do tego kary dożywocia, wystarczy 25 lat. Wyrok powinien taką sytuację przewidzieć: jeśli po 25 latach kary, nadal będziesz niebezpieczny, to sąd penitencjarny cię nie wypuści, tylko po skończeniu odsiadki wyśle na leczenie zamknięte. W chwili wymierzania kary sąd nie wie, czy 20 lat po wyroku biegli działający na zlecenie sądu penitencjarnego, nie powiedzą, że ten człowiek się zmienił. Dalsze trzymanie go za murem nikomu ani niczemu nie służy. Nie jest już niebezpieczny, może wyjść. Tak się nie musi zdarzyć, ale zdarzyć się może.

Monika w końcu wyszła na wolność w marcu tego roku.
Odsiedziała 27 lat i miesiąc, nie była w tym czasie na żadnej przepustce, która jej się należała po 15 latach odbywania kary.

Jak sobie radzi na wolności?
To silna kobieta. Inaczej by tam nie przeżyła tylu lat. Uważam, że jest zresocjalizowana w rozumieniu prawa, chociaż więzienie jest ostatnim miejscem, gdzie można kogoś resocjalizować, tam następuje systemowa desocjalizacja. Monika zresocjalizowała się sama, choć było to trudne, ponieważ kobiety w odróżnieniu od mężczyzn mają w więzieniu mniejszy dostęp do nauki, do płatnej pracy.

Piszesz o sprawczyni morderstwa jak o ofierze, oddajesz jej głos, bronisz jej. To dla wielu ludzi nie do zaakceptowania.
Nie porównuję ciężaru cierpienia ofiary, jej bliskich i cierpienia Moniki Osińskiej. Jednak dostrzegam krzywdę, jaka Monikę spotkała.

Zadajesz w książce dużo ważnych pytań. Mnie najbardziej ciekawi to, dlaczego oni byli zdolni do takiej zbrodni?
Mnie też. Sąd nie zadał sobie takiego pytania. Zadał to pytanie biegłym psychiatrom, ale wygląda na to, że nie zapoznał się wnikliwie z ich opinią. W książce szukam odpowiedzi. Monika była samotnym dzieckiem…

Dorośli wtedy harowali, żeby odnaleźć się w nowej Polsce.
Rodzice ją kochali, ale byli zajęci – mama zarabianiem pieniędzy, a ojciec innym życiem.

Ojciec przyznał w książce: „Zawiniliśmy jako rodzice”.
Dziś wiemy, że zaniedbywanie dziecka jest dla niego traumą. W chwili zbrodni Monika miała 18 lat i kilka miesięcy. Sąd zarzucił jej, że była niedojrzała. A przecież nastolatek z definicji jest niedojrzały. Bohaterki mojej książki nie trzeba lubić, chociaż uważam, że jest dzisiaj osobą, która da się lubić. Pracuje, robi dużo dla innych, wcześniej pomagała innym osadzonym, kocha zwierzęta. Wierzę, że książką przekonam ludzi, że miała prawo wyjść, że już wystarczy tego siedzenia. Bo bez względu na to, jak oceniamy jej winę, trudno się nie zgodzić, że ona już zapłaciła. Na pewno nikomu nie zagraża.

Co się u niej teraz dzieje?
Wyszła na warunkowe zwolnienie. Kara trwa dalej, tylko w „warunkach wolnościowych”, pod opieką kuratora, który sprawdza, czy stosuje się do zaleceń sądu penitencjarnego. Ma pracować, odbyć psychoterapię. Ale to nie jest jednak tak, że Monika cieszy się życiem. Wydaje mi się, że im więcej ma czasu dla siebie, tym bardziej Jola, ofiara zbrodni, jest w jej życiu obecna.

Gdzieś między wierszami książki znalazłam pytanie skierowane do wszystkich rodziców: „Gdzie jesteście?”.
Można postawić je inaczej: „Rodzicu, czy jesteś pewny, że twoje dziecko, zadbane i kochane, nigdy nie znajdzie się w niewłaściwym miejscu i czasie z niewłaściwymi ludźmi i zrobi coś, za co będzie musiało płacić do końca życia?”. Nie chcę jednak nikogo pouczać. Mogę tylko krytykować prawo, wymiar sprawiedliwości. Chciałbym rozpocząć dyskusję nad zmianą w naszym myśleniu o karze. Kiedyś było „oko za oko”, potem kara śmierci, teraz jest dożywocie. A dożywocie, przynajmniej w takim kształcie, w jakim obowiązuje w Polsce, jest torturą. Czy chcemy w imię prawa torturować? 

Książka Wojciecha Tochmana \ Książka Wojciecha Tochmana "Historia na śmierć i życie" ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (Fot. materiały prasowe)

Wojciech Tochman reporter, pisarz, autor wielu książek, w tym właśnie wydanej „Historii na śmierć i życie” nakładem Wydawnictwa Literackiego. Założyciel Fundacji Itaka, współzałożyciel Instytutu Reportażu.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze