Żyła sztuką. Na scenie pełna pasji i charyzmy, potrafiła walczyć o swoje. W życiu prywatnym Maria Callas była zakompleksiona, samotna, bywała porywcza. Pragnęła miłości i akceptacji, nie miała jednak szczęścia do ludzi – najbliżsi okazywali się być manipulatorami i oszustami. Historię jej życia można poznać dzięki biografii autorstwa Anne Edwards „Maria Callas. Primadonna Stutlecia", której fragment publikujemy.
Fragment książki „Maria Callas. Primadonna Stutlecia”, Anne Edwards, wyd. Znak
Maria stała na pokładzie „Christiny”, olbrzymiego białego jachtu Onassisa. Jej oczy i połowę twarzy ocieniały ogromne korekcyjne okulary przeciwsłoneczne. W Monte Carlo był już wprawdzie późny wieczór, lecz jaskrawe światła portu dla bogaczy nasilały jej problemy z widzeniem. Patrzyła właśnie, jak książę Rainier i księżna Grace, którzy wcześniej zjedli na jachcie kolację, schodzą po trapie i kierują się w stronę swojej ozdobionej herbem limuzyny. Kiedy doszli do samochodu, odwrócili się i pomachali na pożegnanie gospodarzowi, a on, stojąc na szczycie trapu, odwzajemnił ten gest. Wszystkim było wiadomo – nawet Marii, którą sprawy spoza świata opery niewiele obchodziły – że Onassis i władca księstwa Monako czują do siebie głęboką antypatię, ale Onassis miał teraz kontrolne udziały w monakijskich kasynach, hotelach i handlu nieruchomościami, Rainier musiał więc znosić „tego Greka”, jak go prywatnie nazywał. Onassis był jego wrogiem. Był także potęgą, którą książę musiał podtrzymywać, żeby ją później obalić – tak przynajmniej podpowiadali mu jego doradcy.
Po odjeździe samochodu książęcej pary na statku włączono maszyny. Podświetlane wody portu pieniły się przed dziobem, kiedy „Christina” – uchodząca za najbardziej luksusowy z ówcześnie pływających jachtów – wychodziła z przystani, aby przez najbliższe trzy tygodnie żeglować po ciepłych wodach Morza Śródziemnego.
Noc, nawet jak na lipiec, była parna, toteż Maria z rozkoszą chłonęła lekki powiew wzbudzany ruchem statku. Przez pokład szedł w jej stronę Onassis. Battista, znany z tego, że źle znosił podróż statkiem, zaraz po odjeździe księżnej Grace i księcia Rainiera udał się do swojej kabiny, gdzie zapobiegawczo zażył dramaminę, w nadziei odepchnięcia pierwszych oznak choroby morskiej. Jak napisał później w swoim pamiętniku, nie wiedział, że Maria i Onassis zostali kochankami już przed rejsem. Mówi się, że mąż lub żona często są ostatnimi, którzy dowiadują się o zdradzie współmałżonka, i jeśli Battista pisał prawdę, tak właśnie było w tym przypadku, ponieważ wszyscy na pokładzie „Christiny” zdawali sobie sprawę z sytuacji i niecierpliwie oczekiwali, co nastąpi dalej: dzikie awantury podsycane wybuchami zazdrości czy cisza przed burzą.
Ze wszystkich późniejszych relacji, opartych na tym, co Maria i Onassis opowiadali swoim przyjaciołom, wynika, że do pierwszego fizycznego zbliżenia dwojga kochanków doszło w uroczym domu przy Eaton Square, który był miejscem ich schadzek. Maria, zanim wyjechała z Londynu do Amsterdamu, najwyraźniej była już zadurzona w Arim. Peterowi Diamandowi, który był organizatorem jej występów w Amsterdamie i Brukseli, powiedziała: „Trzymaj moje pieniądze, dopóki się nie odezwę. W ciągu następnych kilku miesięcy w moim życiu zajdą duże zmiany. Czuję to całą sobą. Dowiesz się wielu rzeczy (...) Proszę, pozostań moim przyjacielem!”.
Pewne wyobrażenie o tym, jak wyglądało londyńskie zbliżenie Marii i Onassisa, mogą nam dać osobiste zapiski Ingeborg Dedichen, przedstawiające jej własny romans z Arim. Działo się to wprawdzie około dwudziestu lat wcześniej, ale Onassis miał wtedy trzydzieści pięć lat, a więc był w wieku, kiedy wzorce seksualne są już zwykle ustalone.
Rozbieraliśmy się i spaliśmy nago – leżąc jedno obok drugiego (...) Ari kładł dwa palce na moim ramieniu i delikatnie głaskał mnie po plecach. Pod wpływem tego magnetycznego dotknięcia cała drżałam i przytulałam się do niego, a on dalej mnie pieścił. Ten prosty kontakt dawał mi niebywałą rozkosz, a on przedłużał ją w nieskończoność. W końcu nie mogliśmy się już dłużej powstrzymać, nasze ciała wzbierały wzajemnym pragnieniem i pozwalaliśmy, aby porwał nas wir miłości...
Żaden z moich dwóch mężów nie miał tak miłej w dotyku skóry jak on. I żaden z nich nie wyzwalał we mnie tak przemożnych emocji (...) Często podczas naszych miłosnych rytuałów Ari lizał mnie między palcami stóp, sumiennie, niczym kot czyszczący sobie futro. Brał mnie w objęcia i pokrywał pocałunkami każdą część mojego ciała, zanim bez reszty oddał się stopom, które uwielbiał.
Jeśli uznamy te wynurzenia Dedichen za wiarygodne (a pozostała część jej pamiętnika jest bardzo rzetelna), to wypadnie nam przyznać, że Onassis istotnie nauczył się (być może od Muzio), jak sprawiać przyjemność kobiecie. Łatwiej też zrozumiemy, dlaczego Maria – po tylu mało romantycznych latach spędzonych z Battistą – była bezgranicznie zafascynowana i zauroczona tym mężczyzną, zwłaszcza że mógł on obdarowywać ją wszelkimi materialnymi dobrami, których tak bardzo pożądała.
Po krótkiej chwili spędzonej wspólnie na pokładzie Maria i Ari dołączyli do reszty towarzystwa zebranego we wspaniałym salonie „Christiny”, gdzie Onassis wielokrotnie podejmował osoby z najwyższych sfer, w stylu, który nawet bajecznie bogaty szach Iranu i liczne księżniczki saudyjskie uznały za iście królewski. Na jachcie było sześćdziesięciu członków załogi – w tym kamerdynerzy, pokojówki, barmani, kosmetyczki, masażyści i francusko-grecki kucharz – którzy, z wyjątkiem większych przyjęć w portach, zwykle dbali o potrzeby nie więcej niż kilkunastu pasażerów. Wielka sztuka przeplatała się tutaj z przykładami uderzająco złego gustu. Imponujący apartament Onassisa – obejmujący jego gabinet, dwa pokoje dzienne, sypialnię, dwie garderoby i dwie łazienki – znajdował się na górnym pokładzie. Nad francuskim biurkiem w gabinecie wisiał obraz Madonny z Dzieciątkiem, podobno pędzla El Greca2. Obok, na marmurowym blacie stolika do czytania, siedział antyczny jadeitowy Budda, przyozdobiony brylantami i rubinami, którego ręce i język poruszały się w rytm falowania statku (na całym świecie były tylko dwie takie statuetki – drugą posiadała królowa Elżbieta II). Ściany garderoby, jak również drzwi znajdujących się w niej szaf były pokryte szkłem weneckim, a w sąsiedniej, wyłożonej brązowym sieneńskim marmurem łazience znajdowały się marmurowa wanna oraz kabina prysznicowa, której drzwi z zewnątrz wyglądały jak lustro, a od wewnątrz były przejrzyste.
W apartamencie dla dzieci (Alexander miał jedenaście, Christina dziewięć lat) główny pokój był ozdobiony malowidłami ściennymi autorstwa Ludwiga Bemelmansa, twórcy klasycznego cyklu opowieści o Madeline3. Ściany jadalni pokrywały freski Marcela Vertèsa, przedstawiające sceny alegoryczne – Tinę w krótkiej spódniczce jeżdżącą na łyżwach i dzieci Onassisów podczas pikniku na trawie. Balustrady i gzyms kominka w salonie gier były w całości wykonane z lapis-lazuli. W pomieszczeniu, w którym goście zbierali się na przedobiedni koktajl, stołki barowe pokryto skórą z napletka wieloryba. („Madame – zwrócił się raz Onassis do Grety Garbo – siedzi pani na największym penisie świata”). Mozaika na dnie basenu pływackiego była repliką mozaiki z pałacu w Knossos; podniesiona, zmieniała się w podest do tańców. Statek miał czterdzieści dwa telefony – każdy podłączony do oddzielnej prywatnej linii – teleks, klimatyzatornię, radar, kino, salę operacyjną, w pełni wyposażoną salę gimnastyczną, saunę oraz bibliotekę zawierającą trzy tysiące książek, w tym dzieła klasyczne i białe kruki.
Było dziewięć apartamentów dla gości, wszystkie z marmurowymi łazienkami i armaturą z czystego złota. Składały się z salonu, sypialni, garderoby i dwóch łazienek oraz miały imiona własne, pochodzące od nazw greckich wysp. Maria i Battista zajmowali największy z nich, „Itakę”, zarezerwowaną zawsze dla Grety Garbo, ilekroć ta podróżowała „Christiną”. W geście, który wyrażał jego wielki szacunek dla Churchilla, Onassis nalegał, aby premier wraz z żoną Clementine zajęli jego osobisty apartament, królewską „Chios”. Sam przeniósł się bliżej Marii, z dala zaś od Tiny, która miała własne pokoje. Lady Churchill zamieszkała ostatecznie w „Rodosie”, naprzeciwko „Chios”, a dwaj pielęgniarze jej męża (pełniący zarazem funkcję jego ochroniarzy) zostali umieszczeni w „Krecie”, skąd mieli bezpośredni dostęp do „Chios”.
Pośrodku wspaniałego salonu, do którego weszli Maria i Onassis – z perskimi dywanami i koncertowym fortepianem Bösendorfera – na gigantycznym wózku inwalidzkim siedział Churchill. Prawie już nie chodzący, dotknięty ogromną nadwagą, był niczym król, a większość pozostałych gości – lady Churchill, ich córka Diana Sandys, sekretarz Churchilla Anthony Montague Browne, lekarz Churchilla lord Moran, siostra Onassisa Artemida, jej mąż doktor Theodore Garofallides oraz Tina – zebrała się z szacunkiem wokół niego, on zaś, popijając stuletni koniak swego gospodarza, słuchał z przymkniętymi oczami ich ożywionej rozmowy. Ten schorowany i nie kontrolujący już czynności fizjologicznych człowiek nadal pozostawał najsłynniejszym premierem Wielkiej Brytanii i uwielbiał morskie powietrze oraz uwagę, jaką poświęcał mu Onassis, który patrzył na niego jak na kogoś w rodzaju mitycznego bohatera. Churchill był także światowcem, a wiek nie osłabił jego zdolności odróżniania rzeczywistości od pozorów. Jego gospodarz lubił atmosferę podskórnej zazdrości i intrygi – stanowiło to jedną z atrakcji, jakich oczekiwano od rejsów na pokładzie „Christiny”. Tym razem jednak sprawa wyglądała poważnie. Już pod koniec pierwszego dnia podróży – jacht żeglował ku Morzu Egejskiemu – Onassis i Maria spacerowali po pokładzie, trzymając się za ręce. Tina coraz częściej wycofywała się do swojego apartamentu bądź spędzała czas na pokładzie w towarzystwie swojej szwagierki i lady Churchill. Battistę mimo zastosowanych środków zapobiegawczych i względnie spokojnego morza złożyła choroba morska, której tak bardzo się obawiał.
A Maria? Nigdy jeszcze nie była tak promiennie szczęśliwa. „Po raz pierwszy – wyznała Anthony’emu Montague Browne’owi – czuję się jak kobieta”.
Fot. Zwierciadlo.pl