1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Romans z młodszym mężczyzną, seks i wolność. Marta Nieradkiewicz o roli w „Trzech miłościach”, najgorętszym filmie tej jesieni

Romans z młodszym mężczyzną, seks i wolność. Marta Nieradkiewicz o roli w „Trzech miłościach”, najgorętszym filmie tej jesieni

Marta Nieradkiewicz: „Przez wieki myślano, że kobiety można przestawiać sobie z miejsca na miejsce. Wystarczy już tego!”. (Fot. Aleksandra Modrzejewska-Mitan)
Marta Nieradkiewicz: „Przez wieki myślano, że kobiety można przestawiać sobie z miejsca na miejsce. Wystarczy już tego!”. (Fot. Aleksandra Modrzejewska-Mitan)
Film, w którym właśnie zagrała, zapowiada się na najgorętszą premierę tej jesieni. I nie ma w tym zdaniu żadnej przesady. Swoją rolą Marta Nieradkiewicz zapadanie zapadnie wam na długo w pamięć. Może nawet obudzi jakieś tęsknoty… za dzikością, wolnością, zabawą.

Rozmawiamy dzień po premierze „Trzech miłości” Łukasza Grzegorzka na Festiwalu BNP Paribas Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Jakie emocje w tej chwili w tobie dominują?

Jestem rozentuzjazmowana, rozwibrowana i… po prostu szczęśliwa. Bardzo się cieszę, że ten film miał swój festiwalowy debiut właśnie tutaj, że w ogóle ujrzał światło dzienne i że akurat ja coś takiego zrobiłam…

Tuż przed castingiem dostałam opis postaci, którą miałabym zagrać, brzmiał mniej więcej tak: „czterdziestoletnia kobieta, po rozstaniu, żywa, gorąca, idąca za pragnieniami”. Seksualność Leny jest ogromną częścią jej tożsamości. I było tam też napisane, że to thriller erotyczny. Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl? Że mam wielką ochotę na taką rolę. Druga: że czegoś takiego wcześniej nie zagrałam. I trzecia: że to jest właśnie ten moment.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

Pomyślałaś, że to trochę opis ciebie?

Skąd! Dlatego była to okazja do odkrycia kompletnie innej strony mnie samej.

Wiesz, co sprawiło, że wygrałaś ten casting?

Z Łukaszem robiliśmy jego debiut – „Kampera”, który też opowiada o miłości, a właściwie o parze w kryzysie, ale od tamtego czasu mieliśmy dłuższą przerwę. Kiedy więc dowiedziałam się „z miasta”, że kręci nowy film i że jest w nim wspaniała rola dla aktorki w moim wieku, nie mogłam się doczekać, kiedy do mnie zadzwoni [śmiech]. Nie wiem, co go ostatecznie do mnie przekonało, i nie chcę wiedzieć… Ale kiedy usłyszałam, że zagram Lenę, skakałam z radości. Lubię z nimi pracować: z Łukaszem, z Natalią, żoną i producentką jego filmów, z Weroniką, operatorką. Te filmy powstają zawsze w niewielkim gronie – wszyscy strzelają tu do jednej bramki, atmosfera jest niemalże rodzinna, przyjeżdża nawet ciasto teściowej na plan. Bardzo też lubię to, jak Łukasz pracuje z aktorem, czego w nim szuka, co mu się podoba.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

We Wrocławiu powiedział, że wniosłaś do tej postaci swój luz, swoją elegancję i swoją dzikość.

Ja mam w ogóle ksywę „Dzika”. Przylgnęła do mnie po filmie „Dzikie róże” Ani Jadowskiej. Przyjaciel zaczął wtedy na mnie wołać „Dzika różo”, a potem została z tego „Dzika”. Jestem dzikusem.

Czym dla ciebie jest dzikość?

Apetytem na życie, otwartością, wsłuchiwaniem się w swój instynkt, śmiałością podążania nowymi drogami, a czasem też odwagą schodzenia z tych do tej pory uczęszczanych. Dzikość to po prostu żywotność.

Była w tobie od zawsze?

Tak, ale uśpiona. Byłam bardzo lękową osobą, ciągle obawiającą się cudzej oceny. Na szczęście dzięki terapii, na której jestem już od jakiegoś czasu, udało mi się zbudować w środku siebie trzon, którego mogę się trzymać – poczucie własnej wartości. Nie wstydzę się tego, kim jestem. Powiedziałam sobie: „Mam to i to, mogę być dumna z tego i tamtego, ale są we mnie też słabe strony, tu, tu i tu”. Przestałam udawać, że ich nie mam. A skoro już je widzę, to mogę się tymi sferami albo bardziej zaopiekować, albo w ogóle się tu nie zapuszczać, albo robić to wyjątkowo ostrożnie. I to mi dało bardzo dużo luzu.

W jednym z odcinków programu „Artystki”, w którym wspólnie z innymi świetnymi aktorkami zwiedzasz europejskie miasta, powiedziałaś, że przełomowym momentem była czterdziestka. Po jej skończeniu wiele rzeczy po prostu ci odpuściło.

Oczywiście to się nie stało ot tak, nie obudziłam się pewnego dnia z postanowieniem: „Od dziś odrzucam wszystko, co złe”. Na to złożyła się systematyczna praca, jaką nad sobą wykonuję po to, żeby mi się lepiej żyło, i wszystkim wokół mnie również. To przynosi owoce. I daje ogromną radość. Jest mi po prostu lepiej samej ze sobą.

Bardzo czekałam na moją czterdziestkę, nie mogłam się jej wręcz doczekać. A ponieważ mniej więcej w tym samym czasie Ania Jadowska kończyła 50 lat, postanowiłyśmy urządzić z tej okazji wielki bal – wynajęłyśmy salę do tanga, zaprosiłyśmy ze 150 osób i bardzo to celebrowałyśmy.

Tym bardziej na miejscu jest moje pytanie, czy ten film nie jest aby o tobie. Pierwsza scena: Lena urządza swoje 40. urodziny, co prawda nie w wynajętej na ten cel sali, tylko we własnym mieszkaniu, ale jest to bal.

Bal sadomaso, dodajmy, z muzyką zespołu Kombi w tle.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

Wygląda w tej scenie jak królowa seksu i łez, że zacytuję piosenkę zespołu Raz Dwa Trzy. Nic dziwnego, że zwraca na nią uwagę pewien młody chłopak. Sądzisz, że ta konwencja, zabawa coś w niej wyzwoliły czy po prostu była gotowa na nową, opartą głównie na pożądaniu relację?

Myślę, że dobrze podlać grunt pod niektóre rzeczy… W filmie chcieliśmy pokazać różne odsłony Leny. Ten pierwszy mocny rys – różowa peruka, seksowna sukienka – jest właśnie po to, żeby w momencie, w którym je zdejmuje, widz zobaczył już nie postać, nie jakieś wcielenie, ale po prostu kobietę. Zresztą wszystkie kostiumy Leny konstruowaliśmy z naszą wspaniałą kostiumografką Hanką Podrazą tak, by pokazywać bohaterkę wciąż od nowej strony. Ale każdy miał być sensualny, bo ona jest swojej cielesności bardzo świadoma, lubi ją eksponować, prowadzić z nią dialog.

Dawno nie pamiętam polskiego filmu z tak hipnotyzującą główną bohaterką. Najpierw widz patrzy na ciebie, potem na młodego chłopaka o ksywce Kundel, którego gra debiutujący na ekranie Mieszko Chomka.

Mieszko jest w tej roli bardzo charyzmatyczny. Cały czas go namawiam, by jednak poszedł w stronę aktorstwa, nie porzucając jednocześnie reżyserii, którą studiuje. Poza tym zawsze warto mieć jakąś drugą nogę, nie stawiać wszystkiego na jednej, prawda?

Mieszko to rocznik 2000, o jego rówieśnikach mówi się, że w ciągu życia zmienią ścieżkę zawodową prawdopodobnie kilka razy.

Tymczasem od nas w wieku 19 lat wymagano, byśmy decydowali o całej swojej zawodowej przyszłości. Mam dużo znajomych, których dzieci kończą właśnie liceum i pozwalają sobie na to, by jeszcze nie wiedzieć, kim chcą być. Robią sobie przerwę w dalszej edukacji, wyjeżdżają na rok za granicę, by popracować tam trochę, zastanowić się. Bardzo mi się to podoba.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

Twoja córka, Jaśmina, ma na tę decyzję chyba jeszcze dużo czasu.

Za chwilę kończy siedem lat i po raz pierwszy idzie do szkoły.

Denerwujesz się trochę?

Denerwuję się, bo ona też się denerwuje. Wszyscy jej koledzy i koleżanki z przedszkola idą do tej samej szkoły, a ona nie. Ale była już na dniu otwartym w nowym miejscu i bardzo jej się spodobało, więc liczę, że będzie dobrze.

Dla mnie klasy 1-3 to był najlepszy czas w życiu, mam na myśli oczywiście szkolne życie. Wszystko było wtedy jeszcze zabawą, w dodatku odbywaną w bezpiecznym otoczeniu.

Z kolei ja powtarzam Jaśminie, że bardziej lubiłam szkołę niż przedszkole. To znaczy szkołę podstawową wspominam źle, ale liceum już bardzo dobrze.

W „Artystkach” mówisz, że wychowały cię blokowiska, ale że dziś lubisz w sobie tę energię dziewczyny z Łodzi. Kim jest dziewczyna z Łodzi?

No jak to: kim? Rozrabiarą. W mojej szkole trzeba było być twardym, walczyć o swoje. Czasem też oddać koleżance, która cię uderzyła czy pociągnęła za włosy. Pamiętam zwłaszcza jedno lanie od starszej koleżanki. Poszło o to, że zwróciłam jej uwagę podczas gry w kosza: faulujesz. Po meczu czekała na mnie pod salą.

Podstawówka to była szkoła przetrwania, poligon. Za to w liceum spotkałam ludzi, z którymi więcej mnie łączyło, niż dzieliło. Mieliśmy podobne zainteresowania, słuchaliśmy tej samej muzyki, myśleliśmy i czuliśmy tak samo.

Twardość może wydawać się czymś, co się przydaje w życiu.

Tylko potem trzeba ją przepracowywać na terapii. Twardość zabiera miejsce tej bardziej delikatnej, czułej, subtelnej części w nas. Ona po prostu schodzi na dalszy plan. Musiałam wprowadzić dużo zabiegów, żeby wydobyć ją z powrotem na powierzchnię. Przyjmowałam postawę osoby wciąż gotowej do sparingu, a przecież życie nie zawsze wymaga od nas tego, żeby się z nim boksować. Przynosi też bardzo fajne rzeczy.

Zagrałaś kiedyś taką postać w „Płynących wieżowcach” Tomasza Wasilewskiego – dziewczynę, która wszystko musi życiu wyszarpać.

Tak, dostałam zresztą za nią nagrodę w Gdyni. I też był tam trójkąt miłosny.

Wasze „Trzy miłości” opowiadają o wyzwoleniu, także tym seksualnym, ale i o pewnej zmianie pokoleniowej, jaka w nas zaszła, a która dotyczy właśnie podejścia do seksu. Dla młodego Kundla seks jest jak oddychanie albo jedzenie – czyli czymś zupełnie naturalnym i potrzebnym do życia. W dodatku nie ma tak wielkiego znaczenia płeć, orientacja czy liczba osób ten seks uprawiających. Starsze pokolenie, reprezentowane w filmie przez byłego męża Leny, Jana, granego przez Marcina Czarnika, ma poczucie, że jest w tej sferze poblokowane.

Widzimy to w scenie, w której Jan nie umie przyjąć komplementu, ale też nie umie otworzyć się na nowe, wyluzować…

Nie masz wrażenia, że młodsi starszych trochę tym wkurzają? Jak to jest, że im tak łatwo to przychodzi?!

Ciekawe, że tak to odczytałaś. Mówisz o wkurzeniu, z kolei ja im raczej zazdroszczę. Chyba w ogóle nie mam dostępu do takiej postawy albo musiałabym się do niej bardzo długo dokopywać. Chociaż czytałam ostatnio książkę o pożądaniu, autorstwa amerykańskiego psychologa. Twierdzi on, że mężczyźni zazwyczaj bardzo wcześnie określają swoją orientację i raczej nie podlega ona zmianie. Natomiast u kobiet jest ona bardzo płynna. I rzeczywiście, patrząc na postać, którą gra Marcin Czarnik, to się potwierdza, ale kiedy spojrzymy na młodsze pokolenie, które reprezentuje postać grana przez Mieszka, zobaczymy nowy rodzaj męskości, wymykający się jakimkolwiek dotychczasowym definicjom.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

Bardzo lubię ten film za to, że nie ocenia swoich bohaterów. Impulsywność Leny, jej niedoskonałość, może też pewna naiwność – są tu podawane bez żadnego komentarza. Każdy bohater ma swoje emocje, które wybuchają nagle i z wielką siłą, ale zaraz potem gasną. Nasze pomyłki, nasze błędne decyzje są częścią nas. Najbardziej jednak podoba mi się to, jak „Trzy miłości” podchodzą do erotyki. W naszej kulturze przeważnie jest ona ukazywana w bardzo uproszczony sposób – albo jako romantyczna wizja, podglądana trochę zza firanki, albo jako sytuacja zepchnięta całkowicie w stronę pornografii. Mało jest takiego zdrowego podejścia, w którym seksualność jest nie tylko bardzo ważna, ale i bardzo przyjemna.

Pokazujecie, że seks jest czymś, o co można drugą osobę poprosić, co można też drugiej osobie dać, z miłości lub sympatii albo po prostu dlatego, że masz na to ochotę. Nie jest ani obowiązkiem małżeńskim, ani „dowodem miłości”. Poza tym to, że jesteśmy z kimś w relacji seksualnej, nie czyni go naszą (ani nas – jego) własnością. Zastanawiałam się też, czego symbolem jest kluczyk, który twoja bohaterka nosi na szyi.

Śmialiśmy się, że to jest kluczyk do jej serca. Bardzo go lubię, zresztą jak wszystkie kostiumy Leny. Sukienka z pierwszej sceny wisi w mojej szafie i zastanawiam się nawet, czy nie pojawić się w niej na warszawskiej premierze.

Powiedziałam, że jesteś w tym filmie królową seksu, ale i łez, bo twoja bohaterka przeżywa całą gamę emocji. Jest zakochana, zrozpaczona, wściekła, zazdrosna, wystraszona. I zawsze jest w tym szczera – wobec innych, ale i wobec siebie. Jest chyba najdojrzalsza z całej trójki.

Na początku miałam obawę, że Lena jest zbyt prostolinijna, zbyt naiwna, ale potem doszłam do wniosku, że właśnie nie. Że powinniśmy zrobić z tego walor, podkręcić to jeszcze bardziej. Lena wierzy w ludzi i świat. Tak, zakochała się w chłopaku młodszym od siebie o połowę, w dodatku niezbyt ustabilizowanym życiowo, ale choć nie wróży to dobrze, to ona za tym idzie. Jest, tak jak mówisz, bardzo prawdziwa. Ale dlatego, że taka jest, że wchodzi w pewne sytuacje z marszu – zostaje wciągnięta w rzeczy, które może nie przydarzyłyby się jej, gdyby miała więcej dystansu. Długo jest rozgrywana i zniewalana przez dwóch ważnych w jej życiu mężczyzn. Dopiero kiedy pod koniec mówi: dość, i trzaska drzwiami, mam poczucie, że wyciągnęła z tego jakieś wnioski, postawiła wyraźną granicę.

Mam poczucie, że to jest trochę o nas. Przez wieki myślano, że w zdominowanym przez mężczyzn świecie kobiety można sobie właśnie tak brać i przestawiać z miejsca na miejsce. Wystarczy już tego! Przez cały lm Lena prosi o coś swojego byłego męża, bez rezultatu, aż wreszcie dochodzi do wniosku, że to ona musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Pomyślałam, że Lena zakochała się w Kundlu dlatego, że on nie zatracił tej dziecięcej umiejętności zabawy. Umiejętności, której w dorosłym życiu pozbawia nas choćby poczucie wstydu. A jak ty sądzisz? Myślę, że Lena zakochała się w nim dlatego, że Kundel jest po prostu wolnym i swobodnym człowiekiem. A ty, umiesz się bawić?

I to jak! Był czas, że się tego wstydziłam. „Może dziś wieczorem powinnam posiedzieć jednak w domu, czytać książkę albo, nie wiem, szydełkować” – myślałam. Rezygnuję z zabawy, tylko kiedy jestem chora, gdy boli mnie serce albo ktoś mnie zawiódł.

Bawię się różnie. Pojechałam niedawno z córką nad jezioro. W piękne miejsce, bardzo wakacyjne. I to ja ją prowokowałam do tego, żebyśmy skakały z pomostu do wody. Jeszcze cztery, pięć lat temu bym się na to nie odważyła.

„Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films) „Trzy miłości” (Fot. materiały prasowe Gutek Films)

Dlaczego?

No bo właśnie bym się wstydziła. A teraz? Wokół pełno ludzi, wszyscy na nas patrzą, a my skakałyśmy i skakałyśmy. „Mama, to może teraz wyżej?” No i zatykałam nos, zamykałam oczy i skakałam wyżej.

Zaczęłam znów grać w karty. Mam wspaniałe koleżanki – dwie z nich mają po 70 lat – z którymi regularnie grywam w kierki. Co niedzielę najpierw u jednej z nas jest obiad, a potem we cztery – moja przyjaciółka Natalia, ja, jej mama i koleżanka mamy – robimy kawę, kroimy ciasto i rozkładamy karty.

A ponieważ też bardzo lubię tańczyć, pomyślałam, że w tym roku zapiszę się na jakiś kurs. Nauczę się tańca, którego jeszcze nie znam. Kurczę, jedno mamy życie, prawda?

Życzyłabyś kobietom, by ich spotkało coś takiego, co spotkało twoją bohaterkę?

Tak, zdecydowanie! Myślę, że to może być bardzo przyjemne, bardzo odświeżające i dowartościowujące.

Romans z młodszym mężczyzną stał się obecnie gorącym tematem. I świetnie, że to normalizujemy, w końcu związek starszego mężczyzny z młodszą kobietą nigdy nie budził kontrowersji.

A co byś chciała powiedzieć postacią Leny innym kobietom? Widzom?

Nie bójmy się siły swojego pożądania, bo ta siła nas napędza.

Marta Nieradkiewicz, aktorka znana z takich filmów jak „Płynące wieżowce”, „Dzikie róże”, „Zjednoczone stany miłości”, „Lęk” czy „Przepiękne!”, seriali „Pakt”, „Wielka woda” oraz „Udar”. Na stałe związana z Teatrem Dramatycznym w Warszawie. Jej program „Artystki” można oglądać na antenie TVN Fabuła i na Playerze. „Trzy miłości” w kinach od 5 września.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE