Szwagier zabrał się za wiosenne porządki. I rozszerza ich zasięg. Stwierdził, że czas najwyższy wyjść poza własny ogródek. Na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej ma wygłosić referat pod tytułem „tak być nie może!”. Zawrze w nim „najbardziej palące kwestie współczesnego świata, a naszego osiedla zwłaszcza”.
Trzeba się umieć usprawiedliwić. Na przykład pisząc książkę o kimś wybitnym, z jego zdjęciem i nazwiskiem na okładce, we wstępie zaznaczyć: „To nie jest biografia w sensie ścisłym. Staram się trzymać faktów, ale pozwalam sobie również na pewną swobodę interpretacyjną. Znawcy życia tego wybitnego człowieka zapewne to zauważą, ale mam nadzieję, że zrozumieją…”. I już. Od tej chwili czytelnik powinien wiedzieć, że to wszystko tutaj to prawda, ale niekoniecznie. Na notki podobnej treści coraz częściej trafiam w książkach. No to może pójść dalej? Lekarz: „To nie jest leczenie w sensie ścisłym. Wprawdzie staram się zdiagnozować chorobę zgodnie z wiedzą, ale pozwalam sobie też na pewną swobodę w procesie leczenia, wynikającą z faktu, że ogólnie nie mam czasu”.
Sędzia: „To nie jest sprawiedliwość w sensie ścisłym, dlatego chociaż przeczytałem aż połowę akt, pozwalam sobie na pewną dozę dowolności w rozstrzygnięciu winy oskarżonego, z nadzieją, że oskarżony to zrozumie”. Szkoda, jaką może wyrządzić głupota w książce biograficznej wybitnego artysty, będzie mniejsza niż skutek głupoty lekarza czy sędziego, ale dlaczego odbierać im prawo do „pewnej swobody”?
A szwagier nie odpuszcza. Właśnie zabrał się za wiosenne porządki. I coraz bardziej rozszerza ich zasięg. Wprawdzie jeszcze nie dotarł z nimi za daleko – na przykład do Zgromadzenia Ogólnego ONZ – ale rozszerza. Stwierdził, że czas najwyższy wyjść poza własny ogródek i na najbliższym zebraniu wspólnoty mieszkaniowej ma wygłosić referat pod tytułem „Tak być nie może!”. Zawrze w nim „najbardziej palące kwestie współczesnego świata, a naszego osiedla zwłaszcza”. Tak nam powiedział.
Skąd u niego taki język? Kilka postulatów rozumiem – np. żeby każdy po sobie sprzątał – kilku się boję. Szwagier stwierdził, że winda jeździ bez sensu w tę i we w tę i niepotrzebnie zużywa prąd. Postuluje więc wprowadzenie rozkładu jazdy windy.
Żeby było wiadomo, co ile jeździ w górę, co ile w dół, a jak się komuś śpieszy – niech używa schodów, będzie zdrowiej. Zasugerowałem, że może nie zaczynać od ograniczania częstotliwości ruchu windy, że wystarczy namówić sąsiadów z piętra, żeby korzystali z niej w kilka osób, nie pojedynczo. Najlepiej tak, jak na tabliczce: 8 osób ważących wspólnie 630 kg. Administracja powinna mieć dostęp do aktualnych informacji o wadze mieszkańców. No dobrze, wymyślam już głupoty. To po prostu nie jest tekst poważny w sensie ścisłym. Ale to jest informacja poważna. Kiedy przyjeżdżam na występ, idę zobaczyć gablotę albo słup ogłoszeniowy przed domem kultury czy teatrem.
Żeby się zorientować, co się dzieje, kto gra, jakie są atrakcje. W pewnym mieście zobaczyłem plakat „ABBA i inni symfonicznie”. Świetny pomysł! Przecież ci „inni” dają nieograniczone możliwości repertuarowe! Można połączyć przeboje słynnej szwedzkiej grupy z hitami zespołu „Mazowsze”. „Mamma mia” i „Ej, przeleciał ptaszek” symfonicz[1]nie. I tak bym właśnie rozszerzał i łączył. „Queen rockowo i inaczej”. A może kiedyś nawet ruszy w trasę „Beethoven symfonicznie”? E, nie, to zbyt oryginalne.
A w gablocie przed kinem w wielkopolskim miasteczku plakat zapowiadający mój recital wisiał tuż obok plakatu filmu z Sophie Marceau i Patrickiem Bruelem: „Seks, miłość, terapia”. Ja miałem wystąpić na Dzień Kobiet, Sophie i Patrick mieli być wyświetleni na walentynki. I naprawdę się przestraszyłem: co będzie, jeśli ktoś pomyli te dwie imprezy. O miłości coś zaśpiewałem, a cała reszta nie była w sensie ścisłym.
Artur Andrus, Mistrz Mowy Polskiej, dziennikarz, poeta, autor piosenek.