Z Anią Janko znamy się od wczesnej młodości. Jej rodzice byli poetami, podobnie jak moi. I dobrze się znali. W naszych domach powietrze było nasiąknięte wierszami. Ania, podobnie jak ja, zaczynała od czystej poezji, by potem pisać przede wszystkim prozę. Ale pod powierzchnią tej prozy zawsze pływały kolorowe „ryby” wierszy.
Poezja kobiet jest zwykle nieco inna niż męska. Piszą bardziej delikatnie, czasami szeptem i z czułością, ale przecież szeptem można wiele wykrzyczeć. Janko jest bardzo dobrą poetką, ale też świetnym prozaikiem, a te dwa talenty rzadko się łączą. Jej proza to świadectwo, jak można twórczo korzystać ze swojego życia; Ania należy do prozaików autobiograficznych, ale to „ ja” przecież zawsze w prozie jest też kreacją. Z kolei „Mała zagłada” to niezwykła reporterska relacja o zbrodniczej pacyfikacji dokonanej przez hitlerowców we wsi, w której mieszkała jej matka. O traumie przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Gdy zawaliła się część świata Ani, wróciła ona do poetyckiej wersyfikacji. Poruszającym tego dowodem jest wiersz, który zacytuję. Wszystko, co najlepsze w jej poezji, pracowało na ten utwór: delikatność, mądrość, czułość i odwaga. Ten tren mówi o miłości i utracie. Ania ma taktykę wobec życia, a życie doprawdy trudno jest przeżyć bez niej. Pisarz jest uprzywilejowany, gdyż z publicznych, a też osobistych nieszczęść może robić temat, opisywać je, a wtedy nieszczęścia są do przeżycia (to jest też moja taktyka i wiem, że bywa zbawienna).
Lubię myśl Ani: „Życie jest po to, by je opowiadać. Jeśli chcesz własne dzieje unieważnić, milcz o sobie. W głębi milczenia wyhodujesz ślepą rybę, bezbarwną, bezpłodną. Oto, czym jest życie ludzi skrytych – białą rybą”.
Znałem Macieja Cisłę, zmarłego dwa lata temu męża Ani. Poeta niedoceniony, bo osobny, patrzył na świat jakby z boku i z ukosa, więc odmiennie. Wiersz „Tren przedśmiertny” ukazuje, że siłą poezji bywa zwięzłość i że tak wiele można wyrazić w niewielu słowach, wiersz jest esencją, próbą , by na małej przestrzeni dotknąć istoty rzeczy.
Śmierci nie da się zrozumieć, opisana nadal jest tragedią, ale opisane cierpienie zaczyna mieć sens, co łagodzi ból utraty.
Tren przedśmiertny
Dotykam cię umierającego,
jakie piękne jest twoje ciało,
jak gładka oliwkowa skóra na płaskowyżu
piersi.
Dotykam dłoni, które mnie pieściły,
gdy miłość była młoda,
głaszczę opalone stopy, które wczoraj biegły
do mnie w sandałach.
Kocham cię umierającego,
właśnie teraz, gdy anioły już śpiewają pytania,
które usłyszysz niedługo na sądzie dusz.
Zapamiętuję twoje ciepło, twoją gorączkę,
tamtą miłosną i tę, która teraz cię zabija.
Wchłaniam twój zapach, zanim zdmuchnie go
wiatr z okna
i powiew skrzydeł.
Wsłuchuję się w oddech i bicie serca,
zanim niecierpliwe szlaczki na ekranie
kardiomonitora
opadną śmiertelnie zmęczone i utoną w liniach
prostych,
co przetną się dopiero w nieskończoności.
Miłości moja, byłaś, byłeś, byliśmy.
Już nie wiem, które z nas odchodzi, a które idzie
po śladach...
Eurydyki ruszają w swoją stronę, gdy wszystko
zostało stracone
10.05.2023
Anna Janko „Załamanie pogody”, PIW, 2024.