Odteczkujmy się! Jestem przekonany, że teczki na badania postarzają nas o lata. Już wręczenie takiej zabiera mi jeden dzień z życia. Nie mówiąc o tym, co w sobie kryje.
Moja starość zaczęła się w torbie, z którą jeżdżę na występy. To był chyba Wrocław, gdy przed wyjściem na scenę sięgnąłem do torby po scenariusz w pośpiechu zabrany z domu. Komediowy tekst był w papierowej teczce z kliniki ortopedycznej, a gdy go wyciągnąłem, na podłogę wypadło prześwietlenie nogi.
Następnego dnia, już w domu, rzuciłem teczkę na stertę innych, co uruchomiło lawinę papierowych teczek. I oto pod nogami leżały moje „dzieła zebrane”. Jeden z monologów był w teczce z logo przychodni kardiologicznej, tekst piosenki spoczywał w teczce placówki rentgenologów, a zarys scenariusza w teczce kliniki, gdzie robiłem kolonoskopię. Okładka z miejsca, gdzie prześwietlałem jamę brzuszną, skrywała pomysły audycji radiowych, a poradnia alergologiczna pilnowała scenariusza jakiegoś skeczu. Nawet umowa ze „Zwierciadłem” na te felietony była w opakowaniu stomatologicznym! Wszystkie teczki dotyczyły nóg, oczu, zębów, krwi, kości i jelit! Na tle tej chorobowej biblioteczki dumny wyjątek stanowiła teczka z logo auta. Otworzyłem ją, ale nadzieja pierzchła szybko: był w niej długi papirus zapisu holtera ciśnieniowego.
Oto teczkozbiór moich ostatnich lat! Żadnych z piaszczystymi plażami obiecującymi cudowne podróże lub z projektami pięknych mieszkań i domów. Ba, nie było nawet teczki z banku z kredytem na 30 lat! Ta, choć bolesna jak każde spłacanie, dawałaby mi choć tę radość, że ktoś ma mnie za typa w pełni sił, który ma szansę dożyć ostatniej raty. Mam gdzieś takie sprzed lat, ale zakurzone, zapomniane, ukryte głęboko w szufladach. Piękne, uśmiechnięte, z rysunkiem młodej pary w przydomowym ogródku, na tle logo banku. Nad domkiem zawsze świeci słoneczko, a w ogródku rośnie duży kwiatek.
Biegam, boksuję, chodzę na mindfullnesy, a za mną biegnie coraz więcej zdrowotnych teczek. W przerwach piszę, wymyślam, a gdy już coś mi wyjdzie i drukarka wypluje, to jedyne, co mam pod ręką, to papierowe okładki z uśmiechniętymi sercami, przekrojami nóg i zębami na nóżkach trzymającymi się pod pachy. Czy na koniec mnie właśnie do takiej zapakują i przyjdzie ktoś, kto zawiąże te sznureczki lub zaciągnie gumkę? Odteczkujmy się! Jestem przekonany, że teczki na badania postarzają nas o lata. Już wręczenie takiej zabiera mi jeden dzień z życia.
Mam więc gorącą prośbę do miejsc, które coraz częściej odwiedzam, goniąc za zdrowiem: wiem, że musicie się reklamować, ale może za drobną opłatą dajcie mi tam, gdzie robiłem kolonoskopię (kochani, badajcie się), teczkę z lasem, rzeczką albo bezchmurnym niebem… Dla zmyłki, żebym się lepiej poczuł. Popracujcie też nad czcionką, napisy KOLONMED, ZĘBEX i JELITODENT mogą być mniejsze. Pomyślcie o artystach, nie uda mi się zrealizować żadnych projektów, gdy wyjmuję jena spotkaniach z teczek od kardiologów! Jak mają mi zaproponować kawę, kiedy widzą przede mną ciśnieniową okładkę? Jaka telewizja ma mi dać projekt na parę lat, skoro mój genialny pomysł opatrzony jest hasłem „My, na straży Twojego cholesterolu” albo „Twoje jądra w naszych rękach”?
No ale jak już muszą się z tym obnosić, to niech też dostrzegą moje potrzeby i to połączą w stylu „Cholesterolowy Mistrz Słowa” albo „Kolonoskopowy Scenarzysta Roku”. Proponuję Okrągły Stół w tym zakresie, ja i mój kreatywny łeb jesteśmy do dyspozycji. Przyjdę z pomysłami. Wezmę je w mojej jedynej neutralnej, szarej, niebudzącej żadnych podejrzeń teczce. Mam taką jedną. Dostałem od pani psycholożki. A co w niej było, wiedzą ci, co czytają moje okienko.
Szymon Majewski, dziennikarz, showman, wodzirej. Wpada w Szał w Radiu Zet, monologuje w Och-Teatrze.