Niektóre rzeczy się nie zmieniają – zaraz minie trzydzieści sześć lat od premiery filmu „Wojna państwa Rose”, a skłóceni małżonkowie nadal drą ze sobą koty. W nowej adaptacji książki Warrena Adlera zobaczymy Olivię Colman i Benedicta Cumberbatcha. Czy brytyjską śmietankę aktorską czeka taki sam los jak bohaterów klasyka z 1989 roku? Po prawdzie w zwiastunach nie zabrakło spadającego z impetem żyrandola, ale na razie nie mamy pewności, czy sprawy znów przybiorą tragiczny obrót.
W nowej wersji „Wojny państwa Rose” w szranki staną Theo i Ivy. On jest odnoszącym sukcesy architektem, ona – właścicielką restauracji, na której cześć pochwalne peany pisze „New York Magazine”. Na pierwszy rzut oka tworzą perfekcyjnie dobraną parę z dwójką wspaniałych dzieci i domem z zapierającym dech w piersiach widokiem na ocean. Wszystko działa jak w zegarku dopóty, dopóki jednemu z małżonków nie powinie się noga.
W wyniku katastrofy budowlanej Theo traci pracę. Od tej pory dni wypełniają mu przyziemne domowe obowiązki, podczas gdy jego żona – teraz jedyna żywicielka rodziny – nie ustaje w podboju kulinarnego świata, przemierzając przestworza prywatnym samolotem. Nowy układ siły rodzi napięcia – okazuje się, że fundamenty z pozoru idealnego związku były równie kruche co zaprojektowanego przez Theo budynku.
Co prawda małżonkowie próbują uporać się z narastającym konfliktem, ale słysząc ich wzajemne inwektywy, terapeutka par jedynie bezradnie rozkłada ręce. Theo i Ivy w końcu dochodzą do wniosku, że nie mogą dłużej mieszkać pod jednym dachem. Zanim sąd orzeknie rozwód, pozostaje zasadnicze pytanie: kto opuści mury rodzinnej posiadłości, a kto zdoła wybronić się przed pakowaniem manatków? W tej czarnej komedii wszystkie chwyty są dozwolone.
Czytaj także: Anne Hathaway powraca jako Andy Sachs. Mamy pierwsze zdjęcia z planu „Diabeł ubiera się u Prady 2”
Za kamerą „Państwa Rose” stanął Jay Roach – reżyser klasycznej komedii „Poznaj mojego tatę” i „Gorącego tematu”. Scenariusz napisał Tony McNamara, który na koncie ma oscarowe „Biedne istoty”, „Faworytę” i „Cruellę”. Całość luźno opiera się na powieści Warrena Adlera o tym samym tytule, którą po raz pierwszy przeniesiono na ekran już w 1989 roku. Wówczas w kadrze oglądaliśmy Kathleen Turner, Michaela Douglasa i Danny’ego DeVito, który był odpowiedzialny także za reżyserię. Teraz dyrektorzy castingu postawili na jednych z najlepszych brytyjskich aktorów swojego pokolenia: Olivię Colman i Benedicta Cumberbatcha.
Równie imponujący jest drugi plan. W pobocznych rolach obsadzono m.in. Ncutiego Gatwę, Kate McKinnon, Allison Janney i Andy’ego Adlera. Co ciekawe, twórcy zapewnili gwiazdorskiej obsadzie dużą swobodę. Aktorzy nie musieli ściśle trzymać się scenariusza i mogli pozwolić sobie na improwizację. Jak sami zapewniają, bawili się przy tym doskonale. – Olivia to nasz skarb narodowy. Po prostu świetnie się z nią pracuje – mówi Benedict. – Był niesamowitym partnerem, ale wszystko zawsze wychodzi mu lepiej. Każdą kwestię wypowiadał lepiej ode mnie – wychwala kolegę Olivia.
– „Państwo Rose” to film mocno osadzony w rzeczywistości i jednocześnie satyryczny. To ten piękny, suchy brytyjski dowcip, który mogli unieść tylko Olivia Colman i Benedict Cumberbatch – mówi Kate McKinnon.
Światowa premiera kinowa „Państwa Rose” zaplanowana jest na 29 sierpnia. Jeśli macie więc ochotę na odrobinę brytyjskiego humoru, zapiszcie tę datę w kalendarzu.
Czytaj także: „Słone lato” z Emmą Mackey w roli głównej opowiada o tym, o czym zwykle się milczy. To seans obowiązkowy dla każdej matki i córki