Czy można kochać innych, nie kochając samej siebie? To pytanie zadaje sobie i widzom norweska reżyserka i scenarzystka Lilji Ingolfsdottir w swoim głośnym debiucie „Być kochaną”, który opowiada o kobiecie próbującej pracować nad sobą, podczas gdy jej drugie małżeństwo chyli się ku upadkowi. I chociaż miłość do siebie to temat, który niezwykle trudno przenieść na ekran, zapewniamy, że ta opowieść zmiażdży cię emocjonalnie. Oto nasza recenzja filmu.
Norweski melodramat „Być kochaną” w reżyserii debiutującej Lilji Ingolfsdottir przewrotnie przypomina nam, że najważniejsza z miłości to ta, którą obdarzamy siebie. I choć obraz wychodzi od scen z życia małżeńskiego, jego sercem jest 40-letnia Maria, która po porażce pierwszego związku ma odwagę dać miłości drugą szansę. Gdy poznaje Sigmunda na przyjęciu u przyjaciółki, od razu zwraca na niego uwagę. I choć mijają tygodnie, zanim spotkają się ponownie, gdy już do tego dochodzi, zakochują się w sobie bez reszty.
„Być kochaną” (Fot. materiały prasowe)
Potem akcja filmu przeskakuje o siedem lat, a różowy entuzjazm miodowego miesiąca ustępuje miejsca szarej rzeczywistości życia małżeńskiego. Maria i Sigmund wychowują teraz czworo dzieci, w tym dwoje z poprzedniego związku Marii, ale to na niej spoczywa cały ciężar obowiązków. Kobieta porzuciła bowiem karierę, aby umożliwić mężowi rozwój zawodowy, jednak jego ciągła nieobecność staje się dla niej coraz bardziej dotkliwa.
Czytaj także: Miłość do siebie to podstawa wszystkich relacji
Gdy zmęczenie i frustracja zaczynają przejmować nad nią kontrolę, narastająca gorycz i żal wobec partnera prowadzą w końcu do gwałtownej kłótni, podczas której on zarzuca jej problemy z gniewem i stawia ultimatum: Maria musi zapanować nad sobą – w przeciwnym razie rozważy rozwód. Dla kobiety to cios, który prowadzi ją do spojrzenia w głąb swojej duszy i zbadania osoby, którą się stała. Wkrótce dochodzi do niej bolesna prawda: aby naprawić rodzinę, musi najpierw naprawić siebie.
„Być kochaną” (Fot. materiały prasowe)
Nikt nie opowiada o relacjach i rodzinnych dramatach lepiej niż Skandynawowie. Debiut Ingolfsdottir zaczyna się jednak tam, gdzie kończy się większość historii miłosnych. Zostajemy więc z Marią i Sigmundem w patchworkowej rodzinie, w której niespełnione ambicje, niewyrażone uczucia i sprzeczne potrzeby kumulują się w emocjonalną bombę, która pewnego wieczoru po prostu wybucha. Empatyczny, ale stawiający na szczerość terapeutyczny film Norweżki pozwala jednak uwierzyć w kolejną szansę i w kryzysie tym widzi początek pięknej, nowej relacji: relacji z sobą samą.
Czytaj także: Dobrze, że jestem. Jak kochać i troszczyć się o siebie?
Początek filmu przypomina nieco oscarową „Historię małżeńską”. To, co wydaje się urzekającym love story i opowieścią o szansie na drugą miłość, szybko przeradza się jednak w mocny dramat małżeński i intensywne studium postaci Marii, która zostaje zmuszona do bolesnego procesu autoanalizy, gdy jej drugi mąż zaczyna się od niej odsuwać (a może to ona odpycha od siebie ludzi?). Jednocześnie „Być kochaną” to również przemyślany i niezwykle realistyczny portret związku, pokazujący, jak złożone i bolesne potrafi być życie we dwoje.
„Być kochaną” (Fot. materiały prasowe)
To kino mądre, autentyczne i wnikliwe – pełne celnych obserwacji, spostrzeżeń i refleksji dotyczących związków i ludzkich słabości, a także wciągająca, atrakcyjna wizualnie, nieszablonowa i ze smakiem opowiedziana historia o żmudnym procesie wychodzenia z emocjonalnej studni oraz poznania, zrozumienia, akceptacji, docenienia i pokochania siebie. Twórczyni z odwagą zagląda też w głąb ludzkiej psychiki, zadaje trudne pytania o granice odpowiedzialności za związek, a także zachęca do dialogu i walki z pokoleniowymi traumami. Pokazuje też wyzwania rodzin patchworkowych oraz to, jak nieporozumienia, tłumiony gniew, pasywna agresja i nieumiejętność wyrażania własnych potrzeb prowadzą do eskalacji konfliktów w relacjach, i to nie tylko tych romantycznych.
„Być kochaną” (Fot. materiały prasowe)
Historia Marii zaczyna się i kończy na jej związku z samą sobą. My natomiast obserwujemy jej walkę, chwile radości, cierpienia i rozpadu oraz próbę stworzenia się na nowo. I choć poszukiwanie siebie jest ostatnio popularnym motywem filmowym, rzadko kiedy jest to pokazane tak przenikliwie jak tutaj. Jest tu również wszystko to, czego szukamy w dobrym kinie: złożoność postaci, błyskotliwe dialogi, doskonała gra aktorska (szczególnie Helgi Guren, która niezwykle wiarygodnie ukazała gniew, rozpacz i desperację Marii, co osiąga druzgocący punkt zwrotny pod koniec filmu), zręczny montaż i klimatyczna muzyka. Film zachowuje przy tym zarówno dramatyczny rozmach, jak i refleksyjną głębię.
„Być kochaną” (Fot. materiały prasowe)
Na pierwszy rzut oka „Być kochaną” może wydawać się zwykłym dramatem romantycznym, ale to zdecydowanie coś o wiele więcej. To oszałamiająco intymne kino z misją, które zaprasza widza do refleksji nad własnymi relacjami, a także daleko wykracza poza liczne filmy o rozwodach i małżeństwie, jakie widzieliśmy w ostatnich latach. Nie wykorzystuje jednak ludzkiego nieszczęścia i nie przedstawia kobiety jako psychotycznej jędzy, a mężczyzny jako niezdarnego głupca. Nie dramatyzuje też rozwodu i nie gloryfikuje ponownego wejścia w związek. Wnikliwie patrzy na małżeństwo, dostrzegając zarówno dobre, jak i złe strony wspólnego życia. Kryzys w związku jest tu natomiast narzędziem drobiazgowej analizy udręk, z którymi mierzymy się, próbując nadać sens naszemu życiu i relacjom, a terapeutyczna droga Marii w głąb siebie jest naprawdę inspirująca.
Czytaj także: Miłość własna jest niezbędna do życia. Dbając o siebie i otaczając się życzliwością, można nasycić duszę
„Być kochaną” to również kino czułe i pełne nadziei, które z pewnością przypadnie do gustu fanom innego norweskiego hitu – „Najgorszy człowiek świata”, a dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się niegodny miłości, z pewnością będzie kojącym antidotum.
„Być kochaną” oglądać można teraz w ramach festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu (najbliższy seans odbędzie się w niedzielę 27 lipca o godzinie 10:00 w kinie Nowe Horyzonty). Premiera kinowa filmu zaplanowana jest na drugą połową roku.