Filmy o miłości kojarzą ci się z lukrowanymi bajkami o księciu i księżniczce? Czas zerwać z tym niesprawiedliwym skojarzeniem. W tym zestawieniu zamiast powierzchownych komedii romantycznych znajdziesz potężne klasyki kina. To filmy, które najpiękniej pokazały, co znaczy kochać – nie tylko w blasku zachodzącego słońca, ale też w deszczu, dymie wojny i na tonącym statku.
Miłość na ekranie potrafi być słodsza niż czekolada, bardziej dramatyczna niż poranne wstawanie, a czasem tak absurdalna, że aż chce się krzyczeć do bohatera: „Co robisz?!” Jeśli jednak myślisz, że romantyczne filmy to tylko ckliwe historie dla marzycieli, zaraz zmienisz zdanie. Zabiorę cię na rollercoaster uczuć, gdzie znajdziesz wszystko: śmiech, łzy, pocałunki w deszczu i zagmatwane historie, które udowadniają, że miłość na wielkim ekranie to coś więcej niż banalna fabuła i happy end.
Na tle wojny, we francuskiej kawiarni pełnej szemranych typów, powstaje kino noir pełne napięcia i bólu. „Casablanca” to ikona kina romantycznego i podręcznik stylu. Rick i Ilsa – Humphrey Bogart i Ingrid Bergman – nie potrzebują czułych słówek ani spacerów w blasku księżyca. Ich uczucie tli się między niedopowiedzeniami, spojrzeniami i milczeniem.
„Casablanca” to opowieść o tym, że czasem największym aktem miłości jest pozwolić odejść – bez dramatów, bez błagań. Miłość w „Casablance” jest piękna, bo boli – i dlatego pamięta się ją na zawsze, razem ze słynnym „zawsze będziemy mieć Paryż”.
„Casablanca” to elegancja i powściągliwość w emocjach, natomiast „Przeminęło z wiatrem” to zupełnie inna historia miłosna. Scarlett O’Hara to bohaterka, którą albo kochasz, albo masz ochotę wysłać na bardzo długie wakacje. A Rhett Butler? Cyniczny, seksowny i gotów powiedzieć „Frankly, my dear, I don’t give a damn”, kiedy sytuacja tego wymaga. To miłość toksyczna, burzliwa, namiętna i absolutnie fascynująca.
„Przeminęło z wiatrem” trudno więc nazwać tylko romansem. Jest to raczej pełnokrwista opera o miłości i ambicji, która czasem prowadzi donikąd. Może właśnie dlatego tysiące widzów wraca do niego i przeżywa wszystkie katastrofy i upadki razem ze Scarlett i Rhettem.„Kiedy Harry poznał Sally”
„Kiedy Harry poznał Sally” to podręcznik relacji, neuroz i (nie)przyjaźni damsko-męskiej, napisany z takim wdziękiem, że do dziś nie zestarzał się ani na jotę. Billy Crystal i Meg Ryan stworzyli w nim duet, który udowadnia, że czasem, zanim się zakochasz, musisz najpierw 10 lat kłócić się o wszystko – od seksu, przez sałatki, aż po organizację półek w kuchni.
„Kiedy Harry poznał Sally” to obraz pełen inteligentnych dialogów i nieoczywistych wzlotów, który pokazuje, że najlepsze historie miłosne nie zawsze zaczynają się od „Kocham cię”, tylko od „Czy zawsze tak powoli jesz winogrona?”.
Ten film polecam jednak obejrzeć choćby dla sceny w knajpie. Tak, chodzi o tę scenę. Kultowa, niezapomniana, udowadniająca, że Meg Ryan potrafi zagrać nie tylko orgazm, ale i całą gamę niepewności, tęsknot i wzruszeń, które dopadają nas, kiedy uczucia wymykają się spod kontroli.
Joseph Gordon-Levitt i Zooey Deschanel wciągają nas w nieoczywistą i zawiłą historię relacji Toma i Summer. Film bawi, wzrusza i doskonale pokazuje, jak łatwo pomylić fakty z pragnieniami, zakochanie z miłością, a przypadkowe gesty z wielkimi deklaracjami. „500 dni miłości” to kino, które uczy, że nawet trudne i złudne uczucia są warte przeżycia, bo siniaki na sercu znikną, a wyciągnięte lekcje zostaną z nami na zawsze.
Miłość z radia? Brzmi jak bajka z lat 90. i dokładnie nią jest. Tom Hanks gra tu wdowca, którego syn dzwoni do audycji radiowej, żeby znaleźć tacie nową miłość. W efekcie pół Ameryki (w tym Meg Ryan) zakochuje się w mężczyźnie, którego głos brzmi jak ciepły sweter i kubek kakao w grudniowy wieczór. Problem? Ona mieszka po drugiej stronie kraju i… ma narzeczonego. Ale kto by się przejmował takimi drobiazgami, skoro los, Empire State Building i Nora Ephron pracują razem nad wielkim finałem?
„Bezsenność w Seattle” to nie tylko list miłosny do Nowego Jorku, ale też hołd dla tych wszystkich nieśmiałych romantyków, którzy wierzą, że gdzieś tam czeka na nich ktoś, kto w tym samym momencie nie może spać.
Nie można myśleć o najlepszych filmach romantycznych, nie wymieniając „Titanica”. Ten film pokazuje, że czasem największe uczucie życia trwa krócej niż kolacja w restauracji z pełnym menu degustacyjnym. Jack i Rose – ona z wyższych sfer, on z biletem w jedną stronę – przeżywają romans tak intensywny, że wciąż nie możemy przeboleć, że na tych przeklętych drzwiach nie było dla niego miejsca (a wszyscy wiemy, że było). „Titanic” to nie tylko historia statku, który zatonął – to opowieść o uczuciu, które wypływa ponad wszystko, nawet ponad logikę.
On – nieśmiały właściciel księgarni, ona – światowej sławy aktorka, która… właśnie wpadła do jego skromnego świata. Hugh Grant i Julia Roberts stworzyli duet idealny – on z uroczym brytyjskim niezdecydowaniem, ona z hollywoodzkim blaskiem i nutką nonszalancji.
„Notting Hill” to historia o tym, że nawet gdy różni was status i światła fleszy, można znaleźć wspólny język – czasem przy kubku herbaty, a czasem wśród niezręcznych prób ukrycia romansu przed paparazzi. Ten film warto jednak obejrzeć nie tylko dla historii, ale błyskotliwych dialogów, zabawnych sytuacji i ścieżki dźwiękowej, która potrafi rozgrzać serce.
Ten film to emocjonalny huragan, który rozgrywa się na tle jednej z najważniejszych bitew w historii. Ben Affleck i Josh Hartnett to dwaj piloci, którzy rywalizują o serce tej samej dziewczyny (Kate Beckinsale – ikony klasy i nieprzeciętnego wdzięku). Miłość, lojalność i wojna mieszają się tu jak w najlepszym koktajlu.
„Pearl Harbor” to historia o tym, jak uczucia potrafią rozbłysnąć i zgasnąć na tle huku bomb, a każde „kocham cię” waży tyle, co rozkaz do walki. Słowem: epicka, wzruszająca i pełna efektów specjalnych historia, której nie da się zapomnieć.
„Pamiętnik” to ten film, przy którym płaczą nawet najwięksi twardziele. Jest kwintesencją romantyzmu: mamy tu lato, zderzenie dwóch światów, wielką miłość, która nie powinna się wydarzyć, ale jednak się wydarza i nie chce zniknąć, mimo rodzinnych zakazów. A o czym jest „Pamiętnik”?
Allie to dziewczyna z dobrego domu, Noah to chłopak z tartaku. Spotykają się i tak zaczyna się letni romans, który zmienia się w coś znacznie poważniejszego. Ale jak to w kinie (i życiu) bywa – w grę wchodzi klasa społeczna, ambicje i… wojna. Drogi Allie i Noaha rozchodzą się, choć uczucie nie znika. Ona próbuje zapomnieć – z pomocą nowego, „bardziej odpowiedniego” narzeczonego. On z kolei buduje dom, który kiedyś jej obiecał, cegła po cegle.
Dziewięć historii miłosnych – każda inna, każda trochę pokręcona, ale wszystkie łączy świąteczny klimat Londynu. Jest tu facet z Downing Street, który zakochuje się w dziewczynie z obsługi cateringu, dzieciak próbujący zdobyć serce koleżanki i pisarz, który zakochuje się w portugalskiej pomocy domowej, choć nie rozumie ani słowa z tego, co mówi jego wybranka.
„Love Actually” jest więc opowieścią o tym, że miłość nie zawsze jest prosta, czasem boli, często zaskakuje, jeszcze częściej bywa też pięknie niedoskonała. Reżyser udowadnia jednak, że serce można zgubić wszędzie – w biurze, w radiu, na weselu czy w objęciach portugalskiej niani. A na końcu i tak zostajemy z tym samym pytaniem: czy warto wierzyć w miłość? Film odpowiada: warto. Bo miłość… jest wszędzie. Actually.
Jeśli po tej liście masz ochotę na więcej emocji, sięgnij po najlepsze filmy z lat 90. – pełne kultowych ról i niezapomnianych historii. Warto też odkryć najlepsze włoskie filmy, w których miłość i dramat splatają się z estetyką i pasją. A jeśli cenisz głębię i refleksję, sprawdź najlepsze filmy psychologiczne, które zostawiają w głowie więcej niż jedno pytanie.