Wrzucani do jednego worka z innymi południowcami, nie mają w sobie krewkości Włochów, Hiszpanów czy Greków. Podobno z podszytej melancholią łagodności mogą ich wyrwać tylko mecz reprezentacji piłki nożnej i korki uliczne. Zaskakującą miejscami charakterystykę Portugalczyków przygotowała dziennikarka Katarzyna Kazimierowska.
W większości przewodników po Portugalii można znaleźć hasło: Coimbra canta, Braga reza, Lisboa diverte-se e o Porto trabalha, co w wolnym tłumaczeniu oznacza: Coimbra śpiewa, Braga się modli, Lizbona bawi, a Porto pracuje. I jak w każdym powiedzeniu – jest w tym trochę prawdy...
Coimbra śpiewa lub – w innej wersji przysłowia – uczy się, gdyż miasto odżywa, gdy pojawiają się studenci. To centrum uniwersyteckie z prawdziwego zdarzenia, w XIII wieku założono tu najstarszy uniwersytet w kraju. W Coimbrze działają najdłuższe stażem stowarzyszenia studenckie, ale nie jest to centrum rewolt, raczej miłe miasteczko na wzgórzu, więc ciągle wchodzi się gdzieś po schodach. Studia dla Portugalczyków to czas nauki i zabawy, choć często łączą je z pracą. Spotkani przeze mnie portugalscy studenci kilka lat temu narzekali, że na uniwersytet czy stancję muszą zarobić sami, bo kryzys gospodarczy mocno wpłynął na sytuację ekonomiczną ich rodzin, jak i na całe portugalskie społeczeństwo.
Na północ od Coimbry leży Braga, jedno z najstarszych miast w kraju, które już w XI wieku było znaczącym ośrodkiem rozwoju chrześcijaństwa. Portugalczycy są nadal narodem mocno religijnym, a wiara jest wpisana zarówno w codzienne zajęcia, jak i sposób spędzania czasu. Wszystkie ważne święta w Portugalii mają swój początek w Bradze, a w czerwcu odbywają się tu słynne procesje z naturalnej wielkości figurami.
Coimbra to siedziba najstarszego uniwersytetu w Portugalii. To tu działają najdłuższe stażem stowarzyszenia studenckie. (Fot. iStock)
Lizbona – stolica. I choć z przysłowia wynika, że miasto głównie się bawi, to dziś praca i pieniądze są właśnie tutaj. Tu przyjeżdżają młodzi z całego kraju w poszukiwaniu zarobku, tu też działają największe firmy. Hasło o zabawie można by chyba jednak wiązać z faktem, że rzut beretem od stolicy znajdują się dwie miejscówki ważne dla surferów z całego świata: Peniche i Nazaré, gdzie liczni śmiałkowie próbują pobić rekord amerykańskiego surfera Garretta McNamara, który ujarzmił falę o wysokości stu metrów.
I wreszcie Porto, główne miasto na północy. O mieszkańcach tej części kraju opowiada się, że są zdecydowanie najbardziej poważni z całego społeczeństwa, czasem wręcz ponurzy. No i bledsi – żartuje południe. A co do ich przysłowiowej pracowitości, to wszyscy Portugalczycy z północy, których poznałam, są faktycznie pracowici i przedsiębiorczy. Ale być może z konieczności... Znajdują się tu bowiem przede wszystkim tereny rolnicze (znane między innymi z winnic, z których pochodzi słynne portugalskie wino), a młodzi uciekają do większych miast na południu. Objechałam tereny północnych winnic ciągnące się wzdłuż malowniczej doliny Douro i brak rąk do pracy dawał się zauważyć.
Rzut beretem od Lizbony leżą miejsca znane surferom na całym świecie. (Fot. iStock)
Co najmniej kilka razy więcej Portugalczyków niż w kraju można spotkać za granicą, zwłaszcza w obu Amerykach, choć z Brazylią, dawną kolonią, łączy ich przede wszystkim podobieństwo języka. Portugalia się wyludnia. Młodzi po studiach szukają lepszych ofert pracy właśnie w krajach portugalsko- i hiszpańskojęzycznych. Mają poczucie, że państwo – oprócz przemysłu związanego z turystyką i usługami – niewiele ma im do zaoferowania. Może dlatego, że Portugalczycy, łagodni z natury, nie bardzo potrafią walczyć o swoje; strajki czy protesty zdarzają się tu niezwykle rzadko.
Chociaż Portugalia została tak samo jak Grecja czy Hiszpania dotknięta kryzysem ekonomicznym w 2008 roku, to nie bez powodu to hiszpańskie społeczeństwo stworzyło Ruch Oburzonych, który potem stał się siłą polityczną i doprowadził do utworzenia partii Podemos. W Portugalii takich znaczących ruchów nie ma, mieszkańcy chętnie narzekają na swój los, na bezrobocie, niskie zarobki czy brak ubezpieczeń, ale łatwiej im wyjechać niż doprowadzić do rewolucji.
Taka postawa nie powinna jednak dziwić. Najważniejsze wydarzenie we współczesnej historii, które doprowadziło do zakończenia dyktatury wprowadzonej kilka dekad wcześniej przez Antónia Salazara, to tzw. Rewolucja Goździków. Nazywany bezkrwawym zamach stanu spowodował zmianę ustroju. – Rewolucja Goździków jest doskonałym przykładem na to, w jaki sposób dokonać rewolucji w jak najmniej krwawy i bezpieczny sposób. Owszem, kilka osób zginęło, ale poza nimi nikt praktycznie nie ucierpiał. Ówczesne władze również oddały rządy po dosłownie dwóch-trzech dniach walki i szybko się poddały. Ale jest coś w tym, że przebieg Rewolucji Goździków mógł wynikać z charakteru Portugalczyków – wyjaśnia Iza Klementowska, autorka zbioru reportaży „Samotność Portugalczyka”. Dodaje, że to rzeczywiście niezbyt krewki naród, chyba że akurat ich reprezentacja piłki nożnej rozgrywa mecz – wtedy się nie patyczkują.
Druga sytuacja to uliczne korki – jak powiedział pisarz Gonçalo M. Tavares: wtedy w Portugalczykach budzą się demony.
Choć wszyscy podśmiewają się po cichu z najbardziej znanego na świecie Portugalczyka, Cristiana Ronaldo, to jednocześnie daliby się za niego pokroić. Bo Ronaldo to jeden z naprawdę niewielu powodów, którymi mieszkańcy mogą się dziś chwalić, a uznania na świecie bardzo im brakuje. Dlatego w rozmowach często zahaczają o złoty wiek odkryć geograficznych, a swoich odkrywców: Vasco da Gamę, Fernanda Magellana i Bartolomeu Diaza – żeby wymienić tylko kilku znanych z naszych podręczników, – wyliczają jednym tchem.
Drugi powód do dumy to jedzenie i picie. W kuchni portugalskiej – na północy bardziej opartej na mięsie, na południu na rybach i owocach morza – wszystko jest pyszne i wyjątkowe. – Nie wypada źle mówić o ich kuchni – opowiadała w wywiadzie z Tomkiem Michniewiczem w Radiu Zet współautorka książki „Lizbona. Miasto, które przytula” Marta Stacewicz-Paixão. Wbrew pozorom, nie jest ciężka i tłusta. Wręcz przeciwnie, lekka i oparta na najwyższej jakości surowcach. – Jeśli ryba, to tylko świeża. Portugalczycy prawie nie używają przypraw, oprócz pieprzu, soli, wina, bo sam surowiec jest bardzo aromatyczny – mówiła w wywiadzie.
Portugalczycy używają mało przypraw, najważniejsze są aromatyczne surowce. (Fot. iStock)
Czas lunchu w Portugalii – czyli między 13 a 14 – jest święty. Nic się nie da wtedy załatwić. Kolejny posiłek, podawany zwykle po 19, też jest na ciepło. To najczęściej dobre mięso pieczone albo smażone, do tego frytki albo ryż.
Portugalczycy mają również najlepsze – w ich opini – wina i kawę na świecie. No i najpiękniejszą muzykę, która jak nic oddaje delikatną stronę ich natury. Ta muzyka to fado, a ta strona to saudade, nieprzetłumaczalne słowo oznaczające tęsknotę za czymś ważnym i związaną z nią melancholię. Choć dziś młodzi Portugalczycy raczej nie sięgają po fado, to wciąż jest to towar eksportowy kraju, podobnie jak kawa Delta i vinho verde, czyli „zielone wino” , które zawdzięcza swoją nazwę nie barwie, a świeżości.
Według Marty Stacewicz-Paixão, Portugalczycy są dość zamknięci. Długo nawiązują przyjaźnie, a z przygodnie poznanymi osobami chętnie rozmawiają na tematy popularne i neutralne, jak piłka nożna, podróże, pogoda, no i chętnie narzekają na pracę. O sobie jednak mówią mało. Poważne kwestie zarezerwowane są dla najbliższych, rodzinę przedstawiają tylko tym, których uważają za przyjaciół. Za to lubią się śmiać, no i zawsze dają sobie dwa buziaki na powitanie i pożegnanie.
Iza Klementowska mówi, że każdy Portugalczyk jest inny. – Jak dla mnie najbardziej charakteryzuje ich dystans do nieznanych osób, melancholia, ale też gościnność i swego rodzaju delikatność wobec każdego, kogo spotykają – wylicza. – No i nikt tak nie przeklina jak oni. Zwłaszcza gdy stoją w korku. Pamiętam też gospodynię jednego z mieszkań w lizbońskiej dzielnicy Bairro Alto, gdzie mieszkałam, która na moje wysiłki, żeby choć trochę wkraść się w jej łaski, odpowiadała podejrzliwym wzrokiem i burknięciami.
Na charakter i kulturę tego społeczeństwa, jak wszystkich, które w przeszłości kolonizowały inne kraje, wpływ miały odkrycia oraz handel zamorski. Dziś w Portugalii znajdziemy osoby zarówno z Brazylii, jak i z Angoli. – Portugalczycy od wieków się „mieszali”. Biorąc pod uwagę najazdy z Afryki Północnej – dość szybko poznali tzw. Innego – dodaje. Lata kolonizacji zrobiły jednak swoje. Mnóstwo mieszkańców dawnych zamorskich latyfundiów, w tym również o innym kolorze skóry, próbowało znaleźć dom w Portugalii. Kraj nie był jednak przygotowany na taką liczbę osób napływowych. – W efekcie dzielnice podobne do lizbońskiej Chelas, zamieszkane głównie przez przybyłych z dawnych kolonii, stały się nieco zamkniętymi osiedlami, do których Portugalczyk ani inny „biały” się nie zapuszcza – puentuje Klementowska. Wyjaśniając, że to oczywiście pewna generalizacja, bo w Portugalii jest również bardzo dużo małżeństw mieszanych.
Innym, nie tyle krzywdzącym, co mylącym uogólnieniem, jest porównywanie ich do Włochów, Greków czy Hiszpanów. I choć łączy ich na pewno zamiłowanie do jedzenia, piłki nożnej oraz morska przeszłość, to w przypadku Portugalczyków stwierdzenie „krewki jak południowiec” raczej się nie sprawdza. Z własnego doświadczenia mogę śmiało powiedzieć, że ten kraj na skraju Europy, spoglądający tęsknie na ocean, to miejsce ludzi łagodnych, przyjaznych i delikatnych.