1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Nasza niedojrzałość wynika z lęku przed starzeniem. O niedojrzałości emocjonalnej rozmawiamy z Joanną Flis, psycholożką

Nasza niedojrzałość wynika z lęku przed starzeniem. O niedojrzałości emocjonalnej rozmawiamy z Joanną Flis, psycholożką

Joanna Flis, psycholożka i psychoterapeutka, autorka książki „Co ze mną nie tak?” (Fot. Katarzyna Stefanowska/archiwum prywatne Joanny Flis)
Joanna Flis, psycholożka i psychoterapeutka, autorka książki „Co ze mną nie tak?” (Fot. Katarzyna Stefanowska/archiwum prywatne Joanny Flis)
Dojrzałość to przechodzenie od pewności młodego dorosłego, który myśli, że już wszystko wie, do dojrzałej niepewności, która wynika z ogromnej wiedzy – mówi psycholożka Joanna Flis, autorka książki „Co ze mną nie tak?”.

O niedojrzałości emocjonalnej mówi się ostatnio dużo i często, tak jakby to było zupełnie nowe zjawisko.
Nowe na pewno nie jest. Ale trudno powiedzieć, jaka jest różnica między stopniem niedojrzałości między naszymi przodkami a nami.

W książce podziela pani opinię, że z naszą dojrzałością nie jest najlepiej.
Myślę, że dojrzałość jako taka składa się z różnych elementów i że dojrzałym raczej się bywa, niż się jest. Fantastycznie by było oczywiście, gdyby dojrzała osoba miała rozbudowane wszystkie aspekty dojrzałości, czyli była i cierpliwa, i odpowiedzialna, i uczciwa, i szczodra, i nieegocentryczna, i pokorna, i współpracująca. Ale najczęściej tak nie jest. Najczęściej osiągamy różne stopnie dojrzałości w różnych aspektach na różnym poziomie naszego życia, a nawet więcej – w dymensjach, czyli w różnych stopniach danej cechy, od najniższego po najwyższy, na przykład w dymensji od niecierpliwości, impulsywności, po dojrzałość, cierpliwość, regulację i samokontrolę.

Twórca teorii cech osobowości Gordon Allport mówi, że do pewnych cech, postaw dojrzewamy, czyli że czasem w sprzyjających warunkach udaje nam się zachować bardzo dojrzale, a czasem, gdy na przykład jesteśmy chorzy, zestresowani, to nawet najbardziej dojrzałej osobie zdarza się zachować w sposób niedojrzały. Takie teorie są bardzo ciekawe, bo trochę ściągają z nas idealistyczną wizję tego, że dojrzałość osiąga się raz na zawsze.

Czyli to, że nie zachowujemy się dojrzale w każdej sekundzie życia, jest okej?
To trochę tak jak z mistrzostwem. Zmierzamy do mistrzostwa, ale ono nam umyka, manifestuje się od czasu do czasu, a nie zawsze. Im jesteśmy bardziej sprawni w jakimś obszarze, tym częściej potrafimy zachować się po mistrzowsku. I to tłumaczy, dlaczego dzieci są za nami w niektórych zachowaniach – bo one są jeszcze w drodze ku dojrzałości. Tłumaczy też, dlaczego warto mieć autorytety – bo te osoby mogą nam pokazywać spektrum dojrzałości w różnych obszarach. Ale nawet najbardziej dojrzały profesor, zachowujący się z klasą i szacunkiem wobec swoich studentów, czasem przeklnie albo postąpi w sposób, który nie przystoi profesorowi.

Bardzo ważne, żeby to zrozumieć, bo to trochę zmniejsza oczekiwania wobec dojrzałości, czym ona miałaby być. Współczesna cancel culture, czyli kultura unieważniania, ma swoje źródło właśnie w tych wygórowanych oczekiwaniach. W dobie Internetu wystarczy popełnić jeden błąd i natychmiast odbiera nam się dotychczasowe osiągnięcia i kompetencje.

Skoro obraz dojrzałości nie jest czarno-biały, to skąd takie larum wokół niedojrzałości?
Jak popatrzymy historycznie, to dojrzałością zajmowano się od zawsze, zmienił się natomiast stosunek do niej. Bo na przykład jeszcze przed XVIII wiekiem była czymś pożądanym. Ludzie chcieli być dojrzali, wierzyli w to, że – zgodnie z etymologią słowa – coś w nich wtedy rozkwitnie, czyli będą mogli dzięki dojrzałości skorzystać z własnego potencjału, będą wiedzieli, kim są, dokąd zmierzają, jakie wartości chcą urzeczywistniać w życiu. Zresztą nawet w XX wieku cała psychologia humanistyczna dążyła do samorealizacji na samym końcu dojrzewania, kiedy wreszcie będzie można manifestować pełnię swojej osobowości, bo ona po prostu dojrzeje. A potem te proporcje zaczęły się odwracać. I teraz mamy taką sytuację, że ludzie często wierzą w to, że autentyczność, kreatywność ma się tylko w dzieciństwie.

Profesor Tomasz Sobierajski w pani książce uderza w propagatorów idei wewnętrznego dziecka (nazywa ich pielęgniarzami wewnętrznego dziecka) i przypisuje im odpowiedzialność za to, że ludzie są niedojrzali.
To nie jest tak, że idea wewnętrznego dziecka sprawiła, iż staliśmy się niedojrzali, tylko ona jest efektem tego, że wolimy korespondować z naszymi częściami dziecięcymi, a nie z dojrzałymi. Ta idea rozrosła się i przepoczwarzyła z bardzo ciekawej terapii schematów, która pokazywała cząstki niedojrzałości, jakimi powinniśmy się zająć. Ale przebiło się tylko wewnętrzne dziecko, a cała reszta nie. Mam jednak przekonanie, że nasza niedojrzałość bardziej niż z propagowania tej idei wynika z lęku przed starzeniem się. Z tego, że dla starszeństwa nie widzimy miejsca w społeczeństwie. Obserwowaliśmy w dzieciństwie rodziców, którzy byli smutni, sztywni, poważni, nie umieli cieszyć się z życia. Ale to, co się z nimi działo, to nie skutek ich dojrzałości, tylko wpływ środowiska, w którym przyszło im być dojrzałymi.

Wszyscy chcemy być jak najdłużej młodzi, żyć bez zobowiązań.
To prawda, w dojrzałości często nie widzimy wystarczającej wartości. W gabinecie słyszę głównie o strachu przed przekraczaniem czterdziestki, ludzie boją się, że coś utracą. Zupełnie inaczej niż chociażby Grecy, którzy fantazjowali o tym, że po przekroczeniu magicznego progu dojrzałości dostaną dostęp do pełni siebie.

A w dodatku nie mamy rytuałów przejścia do dojrzałości, które by nam pomogły ją zaakceptować.
Wcześniej istniały rytuały pełne dostojności, odświętne momenty w życiu, które sprawiały, że ludzie uświadamiali sobie, iż właśnie od teraz mają pracować nad dojrzalszymi postawami. Niestety, z czasem wkraczanie w dojrzałość zaczęło kojarzyć nam się z utratą. Sądzimy, że utracimy wtedy kreatywność, jasność myślenia, energię i radość życia. A świat ciągle nam podpowiada, że najbardziej pożądana jest właśnie ta kreatywna, energiczna natura.

Która utożsamiana bywa z młodością. To dlatego chcemy być ciągle młodzi?
Kreatywność jest rzeczywiście charakterystyczna dla okresu dojrzewania, dla dzieciństwa, ale zapominamy o tym, że w dojrzałości mamy dostęp do wielu innych świetnych cech, chociażby do dialektycznego myślenia, łączenia różnorodności, do dystansu wobec świata, refleksyjności, do tego, że możemy szerzej spojrzeć na różne problemy. Dla mnie dojrzałość oznacza przede wszystkim zdolność do patrzenia coraz szerzej. Przechodzimy od pewności młodego dorosłego, który myśli, że już wszystko wie i rozumie, do dojrzałej niepewności, która wynika z ogromnej wiedzy. Jako dojrzali ludzie zaczynamy rozumieć, że pytania są czasem ważniejsze niż odpowiedzi. Mój podcast o dojrzałości „Madame Monday” na przestrzeni kilku miesięcy zdziesięciokrotnił odbiorców, nie ma dnia, żebym nie dostawała wiadomości, że dzięki tym treściom ktoś postanowił wykorzystać potencjał własnej dojrzałości albo w końcu odważył się dojrzeć.

W swojej najnowszej książce zajmuje się pani tym, jak braki z dzieciństwa wpływają na naszą niedojrzałość.
Ślady dzieciństwa często zostają w postaci niedoborów, które mogą rujnować nasze życie, rządzić nim, kiedy nie są uświadomione. Stawiam tezę, zresztą za twórcami teorii schematów, że jest kilka podstawowych potrzeb dzieciństwa, które – niezaspokojone – odbijają się na naszym dorosłym życiu.

Nazywa je pani w książce koszykiem potrzeb.
W okresie dzieciństwa w tym koszyku tworzy się dno, czyli mocne oparcie. Ale tworzy się wtedy, kiedy zaspokajane są nasze potrzeby bezpieczeństwa, przynależności, akceptacji, możliwości wyrażania siebie. Jeśli nie mamy zaspokojonych tych potrzeb, to dno tego koszyka staje się dziurawe. Na przykład jeśli dziecko nie poczuje się bezpiecznie w relacji z rodzicami, to jako dorosły nie będzie umiało przywołać tego uczucia. Bo umówmy się, w świecie jest więcej niepewności niż pewności. Musimy więc ten stan bezpieczeństwa w różnych okolicznościach umieć przywoływać. Jak dziecko nie ma bazy w postaci właśnie poczucia bezpieczeństwa, miłości, akceptacji, jak tych doświadczeń nie zinternalizuje, czyli nie wytworzy dna tego koszyka – to ma tam dziurę. I próbuje ją załatać a to pieniędzmi, a to sukcesami, a to jedzeniem, alkoholem czy używkami. Ale to się nie udaje. Dlatego często mówię, że dojrzałość polega też na tym, że wiemy, jakie braki z dzieciństwa w nas grają, i że się im nie podporządkowujemy. Wbrew pozorom wolność nie polega na braku kontroli, ale na ogromnej samokontroli. Wolny człowiek wybiera, w zgodzie z czym się chce zachowywać i jak się chce zachowywać, i to robi.

Wolność to synonim dojrzałości?
Według mnie tak. A z kolei dojrzałość z wolnością są synonimem samoregulacji i samokontroli. Bo jak sami potrafimy kontrolować swoje emocje, potrzeby, zachowania, myśli, to stajemy się wolnymi ludźmi. Wolnymi od swojej przeszłości, od różnych braków i deficytów, ale też pożądliwości, które wzbudza w nas świat, proponując na przykład kupno kolejnej torebki. To jest odzyskanie kontroli nad dziurą w koszyku, nad wszystkim, co robię nieświadomie, żeby nie czuć braku albo żeby go zaspokoić. Tak przejawia się prawdziwa dojrzałość.

Jak ją budować, od czego zacząć?
Pierwszym krokiem do pełnej dojrzałości jest przyznanie, że jestem niedojrzała/y, czyli najpierw musimy wyjść ze swojej bańki, w której fantazjujemy o własnej dojrzałości. Wracam do tego, co powiedziałam na początku – nikt z nas nie jest zupełnie dojrzały, wszyscy jesteśmy w drodze. Kiedy poprosiłam słuchaczy mojego podcastu, żeby mi wysłali przykłady postaci filmowych, literackich, historycznych, które uważają za dojrzałe, to dostałam kilkaset przykładów magów, supernauczycieli, posiadających wyjątkowe moce, poświęcających siebie na rzecz idei albo innych. Jeżeli tak wyobrażamy sobie dojrzałość, czyli jeżeli uważamy, że musimy się w pełni poświęcić i być wyjątkowi, to kto by chciał pójść do tej dojrzałości?

Nikt.
No właśnie. A wracając do tego, jak sobie pomóc – czasem możemy poczuć, że zachowaliśmy się dojrzale. I wtedy warto zatrzymać się w tym miejscu i zapamiętać, trochę tak, jak chcemy zapamiętać zapach: to jest ten zdrowy dorosły, który się we mnie odezwał, to jest właśnie on. Na warsztatach proszę ludzi o wyobrażenie sobie, jak w trudnych sytuacjach zachowałby się dorosły. I wtedy przychodzą nam do głowy odpowiedzi, tylko potem trzeba je wprowadzić w życie, co jest dużo trudniejsze. Bo dorosłość to wysiłek.

Jeśli ktoś cierpi na depresję, zaburzenia lękowe albo czuje, że jest w kryzysie, to zachęcam do wizyty u psychiatry, bo najpierw trzeba się zająć swoim zdrowiem psychicznym. Jeżeli czujemy się w miarę dobrze, to po uznaniu, że jestem niedojrzałą osobą, że jestem w drodze, mogę zapytać siebie, czy wiem, czym chcę się w życiu kierować, czy mam stały system wartości, nie relatywny, bo my cierpimy na ogromny relatywizm, jak jesteśmy niedojrzali. A potem warto przyjrzeć się, czy w naszym życiu powtarza się jakaś melodia, coś, co z uporem maniaka robię, w jakich sprawach mam potrzebę tłumaczenia się innym, przepraszania, przeżywania poczucia winy – w książce wymieniam różne aspekty. Jak to rozpoznam, wtedy warto przysiąść do pracy z dzieciństwem. W książce przysiadłam do wspólnego dzieciństwa mojego pokolenia czterdziestolatków. Skupiłam się oczywiście na tym, co było w nim złe, a przecież nie całe było złe.

Co ze mną jest nie tak? – cytuje pani w tytule pytanie wielu ludzi.
Tak, ludzie je powtarzają. To taka skłonność, jaką ma dziecko, kiedy rodzic je skrytykuje – ono nie pomyśli wtedy źle o rodzicu, tylko najczęściej myśli źle o sobie. Potem to zapamiętuje i jako dorosły ma skłonność tłumaczyć wszystkie plagi egipskie tym, że zawiniło. A przecież mamy ograniczony wpływ na to, co nas otacza, i fantazje o naszej sprawczości nam nie pomagają. Jednym z moich odkryć w procesie dojrzewania było to, że na wiele rzeczy nie mam wpływu – że mam wpływ na to, jak zareaguję, ale nie na to, co mnie spotka i co mi się przytrafia. Uznanie bezsilności wobec świata i jego natury przyszło mi z wielkim trudem. A to dlatego, że jestem dzieckiem pokolenia wierzącego w to, że chcieć to móc, że wystarczy skupić się na celach i można je osiągnąć. Ale, paradoksalnie, uznanie swojej bezsiły, bezradności dało mi ogromne poczucie sprawstwa, bo zaczęłam skupiać się na tym, na co mam wpływ, czyli na sobie.

Kobiety natomiast często myślą, że uda im się zmienić innych, partnera. Czy to przejaw niedojrzałości?
To iluzja, którą się karmimy. Ale jeszcze większą jest iluzja rodziców, którzy wyobrażają sobie, jakie ich dziecko powinno być, a potem trudno im sobie poradzić chociażby z tym, że temperament dziecka jest inny niż z ich wyobraźni, bo dziecko miało być ekstrawertycznym eksploratorem świata, a okazuje się flegmatykiem lubiącym pospać do dziesiątej.

To nie jest jednak tak, że jak mamy dziurawy koszyk potrzeb, to jesteśmy skazani na niedojrzałość emocjonalną?
To prawda, nie jesteśmy na to skazani. Powiem więcej – możemy mieć najbardziej dziurawy koszyk na świecie i on się raczej nie zregeneruje, ale jeżeli wiemy, gdzie mamy dziury, co nami kieruje, i potrafimy zarządzać swoim życiem i swoim zachowaniem zgodnie z własnymi wartościami, które wybieramy – to już jesteśmy bardziej zdrowi. Bo czasami sobie wyobrażamy, że musimy być kompletni, żeby być zdrowi, a to nie jest prawda. Możemy być absolutnie niekompletni i być zdrowi, jeżeli rozumiemy naturę swoich niekompletności.

Tymczasem dążymy do ideału. To przejaw niedojrzałości?
Tak, bo uważamy, że zdrowie psychiczne to stan doskonały, który należy osiągnąć. A wyobraźmy sobie, że przemieszczamy się między kulturami z całym swoim wyposażeniem. Osoba, która w jednej kulturze jest uznana za superzdrową, w innej może być uznana za niezdrową. Wystarczy, że zmienimy szerokość geograficzną i już czego innego się od nas pożąda. Ogromnie tracimy na dążeniu do ideału. Widzę na warsztatach, jak wielu ludzi ma w sobie mądrość, której nie zauważa. Ale coraz częściej kobiety odkrywają w swojej dojrzałości ogromny potencjał, pokazują siwe włosy, zmarszczki. I to jest piękne i dojrzałe. 

Joanna Flis psycholożka i psychoterapeutka, trenerka. Specjalizuje się w terapii uzależnień. Autorka podcastu „Madame Monday” oraz książek, w tym „Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie) radzimy”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze