Wysoka wrażliwość to jedna z modnych ostatnio etykietek. Uprawnia do czucia więcej, mocniej, intensywniej. A co z tymi, którzy czują tak po prostu – ani za mało, ani za dużo? Terapeutka Tatiana Cichocka uspokaja, że każdy ma prawo do wrażliwości, ale też ponosi za nią odpowiedzialność
Wrażliwość to po prostu nasze czucie, a czujemy wszyscy bez wyjątku. Czy rzeczywiście diagnoza – wysoko wrażliwa osoba (WWO) – w czymkolwiek pomaga?
Wiem, że wielu osobom przyniosła dużą ulgę. Bo diagnoza WWO to rodzaj glejtu, który w jakimś sensie oficjalnie uznaje głębokie odczuwanie, poszerzając spektrum normalności. Z tą etykietą nasze czucie zostaje przyjęte i akceptowane. Potrzebowaliśmy tego. Może dlatego, że nasza cywilizacja nie bierze uczuć na poważnie. Przez lata funkcjonowały pogardliwe określenia na osoby czujące, deprecjonowano to doświadczenie – mówiono o nim: globus, histeria, PMS. Tak właśnie nazywano naturalny stan człowieka, którym jest reaktywność emocjonalna. W szczególności dotyczyło to kobiet, które często mają większą umiejętność przeżywania emocjonalnego i – za sprawą działania między innymi hormonów – skłonność do głębszych doznań w ciele.
Czucie ma wiele warstw. To nie tylko emocje i uczucia, ale doświadczenia fizjologiczno-cielesne. Na przykład, gdy teraz wsłucham się w siebie, to czuję, że odrobinę drży mi głos, szybciej bije serce, czuję ciepło w okolicy brzucha i delikatny ucisk w skroniach. Czujemy indywidualnie, mamy różne poziomy reaktywności na bodźce. Nie tylko stricte fizyczne, również energetyczne. I różną umiejętność ich odbierania, odczytywania i przyjmowania tych informacji. Cechuje nas odmienny poziom empatii, czyli uwrażliwienia na stany emocjonalne innych osób. To wszystko składa się na osobistą wrażliwość. Są osoby, które mogą nie mieć świadomości, co odczuwają – bo nigdy nie praktykowały wsłuchiwania się w siebie, nazywania i rozróżniania tych doznań. Ale czują. A są takie, które są znieczulone, bo stosują różne nieświadome formy odcinania się od czucia.
Jakie mogą być powody takiego odcinania?
Negatywne doświadczenia. Przeróżne, szczególnie z czasu dzieciństwa, ale nie tylko. W rodzinie przykładowo mógł panować lęk przed jakimiś emocjami i dziecku nie wolno było ich wyrażać. Albo wręcz przeciwnie – rodzice często się kłócili i krzyczeli, było głośno i dziecko nie miało bezpiecznej przestrzeni. Albo jeszcze inaczej – było izolowane. Nie chodzi jedynie o oczywiste trudne wydarzenia, jak różnego rodzaju nadużycia, między innymi fizyczne. Traumą może być czasem jedno słowo wypowiedziane w nieprzyjemny sposób, takim „zaklęciem” można kogoś zamrozić, unieruchomić. Trauma to po prostu coś, co przekracza pojemność systemu nerwowego, uniemożliwia poradzenie sobie z bólem i emocjami w danym momencie, przetrawienie tego doświadczenia. I to sprawia, że człowiek w tym zamiera, a przez to się znieczula. Ten proces angażuje cała fizjologię – napinają się mięśnie, ścięgna, tężeje tkanka łączna. Można powiedzieć, że tworzy się rodzaj zbroi. A jednocześnie taka osoba może stać się nadreaktywna emocjonalnie, lękowa, łatwo się irytować, żyć w ciągłym napięciu.
W ramach holistycznej terapii wielowymiarowej pracuję również z ciałem, często więc masuję ludzi. Obserwuję wówczas różne poziomy zacisku. Zdarzają się ciała, które na początku są jedną sztywnością, blokiem. Czuję się wtedy tak, jakbym dotykała skały. Przez długi czas ciało milczy, nie ufa, że ktoś zechce przyjąć ten ból. W miejscach zamrożonych jest olbrzymi emocjonalny ból, dlatego właśnie nie chcemy czuć.
Możemy powiedzieć, że to są rany na naszej wrażliwości?
Tak. Każdy z nas ma swoje wewnętrzne wrażliwe dziecko, które w naturalny sposób czuje i chce uczucia wyrażać. I ma też to zranione dziecko, które zebrało wiele bólu. Dlatego dla wielu dorosłych przerażające jest czuć, bo wtedy otwieramy bramę do tego cierpienia.
Poza tym żyjemy w świecie, w którym naprawdę trudno jest utrzymywać pełnię czucia. Otacza nas wiele złego – media od śniadania karmią nas informacjami o śmierci, katastrofach, zbrodniach. Nie sposób tego pomieścić i przepuścić przez ciało w zdrowy sposób. Czuć nie jest łatwo – i nie chodzi mi teraz o nadwrażliwość. Wszyscy potrzebujemy obronić się przed tym, co nas przeraża, a na co nie mamy wpływu. Jeżeli bylibyśmy cały czas otwarci i czujący, trudno by było nam to dźwignąć, przeżyć, pomieścić w sobie.
W takich trudnych sytuacjach często włączamy obronną racjonalizację, na przykład: „Wojna jeszcze nas nie dotyczy”.
Właśnie. Ale osoby WWO mają często kłopot z postawieniem granicy bodźcom zewnętrznym. Ból tego świata przepuszczają przez siebie, i cierpią. Ten mechanizm jest złożony, tylko o nim tu wspomnę, bo jest istotny.
Myślę, że czucie bywa kłopotliwe. Podam przykład – zaprosiłam przyjaciół na przyjęcie, do którego przygotowywałam się przez tydzień i cieszyłam się na to spotkanie. Przyszli, dobrze się bawię, ale w pewnym momencie czuję przesyt, zaczyna mnie boleć głowa. Ale owa głowa mówi: „Jest fajnie, nie marudź”. Jedna moja część, ta czująca, chce natychmiast wyjść i mnie alarmuje, ale druga, ta odpowiedzialna, nie pozwala, każe mi wytrzymać i udawać, że jest dobrze. Zdarza ci się być w takiej ambiwalencji?
Oczywiście. A ty co wtedy robisz?
Reaguję z części odpowiedzialnej i wytrzymuję, mimo że miałabym ochotę uciec.
No i jak się z tym wtedy czujesz? Bo to chyba najważniejsze. Warto być świadomym, co i kogo wybieramy. Wskazówką jest tu czucie. Kiedyś też wytrzymywałam, żeby zadowolić innych. Teraz wybieram prawdę i mówię, że jestem zmęczona, licząc na to, że empatyczni znajomi to zrozumieją. W ten sposób nie odcinam się od siebie, ale szanuję swój stan.
Warto zrozumieć, że kiedy wybieramy opcję „z odpowiedzialności” i wrażliwość nie jest wysłuchana, następuje w nas rozłam, oddzielamy się od siebie, odtrącamy swój stan emocjonalny i fizyczny. Jakaś część nas czuje się odrzucona. Już i tak nie będziemy się dobrze bawić, bo wybraliśmy coś zewnętrznego, to, jak chcemy być postrzegani. Swoje ego, wizerunek, przekonanie o tym jak należy postępować, stawiamy ponad swoje samopoczucie, więc nic dziwnego, że przestajemy czerpać przyjemność ze spotkania.
W takich sytuacjach złoszczę się, że goście nie widzą mojego zmęczenia, że siedzą za długo.
Tak, pojawia się złość, bo ta twoja odrzucona część jest na ciebie zła, że ją zostawiasz. Złości się, bo pozwalasz przekraczać swoje granice, nie zwracasz uwagi na swoje przebodźcowanie, zmęczenie i ból głowy. Twoje wewnętrzne dziecko ciągnie cię za rękę i mówi: „Chcę spać, jestem zmęczona, boli”, a ty swoim zachowaniem komunikujesz: „Cicho, bądź grzeczna, zaraz, nie przeszkadzaj”. Dziecko na moment odpuszcza, ale wraca i tupie nogami: „Nie lubię ich, są głupi, bo tu siedzą”. Zaczynasz więc projektować tę złość na gości, bo przecież to przez nich masz problem. Nie chcesz przyjąć do wiadomości, że jesteś zła na siebie za to, że nie kończysz spotkania.
Może właśnie w takich sytuacjach, kiedy boję się zaufać własnemu czuciu, przydałaby się etykietka WWO? Bo jako osoba wysoko wrażliwa mam prawo być introwertyczna, trochę dziwna i czuć się na tyle przebodźcowana, żeby skończyć spotkanie? Często jednak nawet osoby wysoko wrażliwe boją się mówić o swoich potrzebach z lęku, że stracą ważnych ludzi.
Ten lęk, że zostaniemy sami, mamy zapisany od dziecka. Zadowalanie innych kosztem siebie z obawy przed utratą bliskich ludzi, rodziny jest jedną z reakcji na traumę. Wysoka wrażliwość bywa silnie z nią związana. Kiedy pracujemy z traumą, oswajamy ją, uwalniając z ciała, z systemu nerwowego – pewne poziomy nadwrażliwości na bodźce się rozluźniają. Uczymy się wtedy uwewnętrzniać granice i stawiać je. Bywa to długotrwałym złożonym procesem. Z czasem pewne okoliczności mniej przeszkadzają, zaczyna się poszerzać przestrzeń w obrębie tego doświadczenia.
Miałam tak z dymem papierosowym – kiedy ktoś przy mnie zapalał papierosa, natychmiast dostawałam migreny. Pracując z tym, dotarłam do wielu warstw tej nietolerancji, która pochodziła z rodu mojej mamy. Uwolniłam to, ale przede wszystkim dałam sobie prawo do takiej reakcji. Przyznałam, że mój ból głowy nie jest skierowany przeciwko osobom, które palą, a one nie robią tego na złość mnie. Dym papierosowy przestał mi tak bardzo przeszkadzać, a migrena prawie mi się teraz nie zdarza.
Rozumiem, że wysoka wrażliwość jest plastyczna, że można z nią pracować, biorąc za nią odpowiedzialność. Znam jednak osoby, które z tego powodu oczekują specjalnego traktowania. Na przykład zapraszam przyjaciółkę na imprezę urodzinową, a ona potem przez wiele dni opowiada mi, że po niej przez kilka dni była „umierająca” i że przyszła tylko po to, żeby nie zrobić mi przykrości.
Twierdzenie: „Bo ja tak mam”, i oczekiwanie, że w związku z tym świat coś musi, to roszczeniowość. Również niedojrzałość i trwanie w pozycji ofiary. Etykietami można się zasłaniać i nie brać odpowiedzialności za siebie. Oczywiście, dobrze jest, kiedy świat uwzględnia twoją wrażliwość, ale tylko ty sama, jako dorosła osoba, jesteś odpowiedzialna, by o to zadbać – reagować, prosić, proponować rozwiązania. Jeśli w kinie jest dla ciebie za głośno, możesz poprosić o ściszenie, ale tylko do pewnego poziomu, bo to przestrzeń dla wszystkich. Moja znajoma do kina zbiera zatyczki do uszu i dopiero wtedy głośność jest dla niej akceptowalna. Branie odpowiedzialności za swoją wysoką wrażliwość to stawanie do mediacji i kreatywne szukanie rozwiązań.
To wcale nie takie proste.
Oczywiście. Wymaga odwagi, dorosłości, tolerancji, świadomości. Poza tym jeszcze nie nauczyliśmy się sprawnie obchodzić z wysoką wrażliwością, nie przywykliśmy do niej. Mam nadzieję, że to się zmieni, że coraz więcej ludzi będzie pokazywać i obstawiać w dojrzały sposób swoją wrażliwość. I być może okaże się, jak wiele z nas cierpi z powodu hałasu i szoku informacyjnego i że to w zasadzie żadna wysoka wrażliwość, tylko normalna, zdrowa wrażliwość. I zaczniemy zmieniać ten świat. Bo niestety, na razie za normę uważa się nieczucie.
Boli cię coś? Weź tabletkę przeciwbólową. Jesteś zdenerwowana? Zażyj coś na nerwy. Boisz się? Są przeceż skuteczne leki przeciwlękowe. Nie chcemy zmienić świata, bo to trudne, łatwiej do niego dostosować jednostki.
Rozumiem, że w ten sposób minimalizujemy objawy wrażliwości. O niej przecież mówią nam lęk, smutek, złość… Czyli pigułka jest na nieczucie?
Jeżeli uśmierzamy bodźce bólowe, czuciowe, wszelkie sygnały z ciała, doświadczamy rzeczywistości prawie wyłącznie poprzez głowę. Identyfikujemy się jedynie z tym, co myślimy. A odcięte od czucia ciało zbiera coraz większy ładunek różnego rodzaju przebodźcowania, bólu i cierpienia. Stąd tyle chorób.
Statystyki pokazują, że żyjemy w świecie, w którym większość z nas, żeby sobie poradzić ze stresem, bierze leki, w ten sposób się znieczulając.
Tak. Błędne koło. Żeby sobie poradzić z życiem, wyłączamy czucie, tracąc cenną informację o poziomie naszego dobrostanu. Nasze ciało chce, żeby mu było dobrze, przyjemnie i miło, więc czucie jest systemem nawigacji ku dobremu życiu. Lęk mówi nam o zagrożeniu, gniew o naruszeniu granic, smutek o braku. Każda emocja ma swój przekaz i jednocześnie jest skumulowaną energią do działania. Informacja ta ma nas zmotywować, żebyśmy sterowali życiem w najlepszy dla nas sposób. Jego kierunek w naturalny sposób wyznaczany jest poprzez czucie.
Jeśli nic nie czuję, skąd mam wiedzieć, co mi sprawia radość, czego naprawdę chcę. Wtedy jestem podatna na sugestie, wręcz skazana na to, że ktoś mi powie, co jest dobre, co mam robić, jak żyć. Bez czucia jestem odcięta od najważniejszej informacji. I od energii do zareagowania, możliwości wdrożenia zmiany.
Metoda poznawcza Human Design opisuje profil energetyczny człowieka. Wskazuje strategie podejmowania decyzji tak, by mieć chęć i energię do działania. Chodzi o to, że mamy to poczuć, a nie wymyślić. Naszym miejscem decyzyjności są trzewia. Czasem nazywa się to intuicją – pochodną czucia. Nigdy się na niej nie zawiodłam.
Dlatego tak wiele zależy od wrażliwości. Czuję, że moja mieszka w brzuchu.
Albo w innych miejscach ciała. Ja czasem dostaję dreszczy na potwierdzenie, że propozycja, która do mnie przyszła, jest dobrym pomysłem. Warto łączyć się z czuciem, bo ono mówi, co jest dla mnie dobre, a co nie jest. Jeśli chcesz, żeby ludzie szanowali ciebie i twoją wrażliwość, najpierw ty ją musisz uszanować, nauczyć się jej słuchać, zaufać jej i pozwolić jej kierować swoim życiem. Tak możemy realnie zmienić swój świat na lepszy.
Tatiana Cichocka terapeutka, nauczycielka lomi lomi nui i świadomej praktyki ruchowej Movement Medicine