„Niezależnie od tego, czy rozpoczynasz podróż ku zdrowiu, próbujesz zdobyć nowe umiejętności, znaleźć nowe hobby, przyspieszyć swoją karierę lub samodoskonalić się w inny sposób, najpierw otwórz się na dziecięcy sposób myślenia oparty na ciekawości i zabawie” – poleca Kaki Okumura, autorka książki „Japońska sztuka równowagi”.
Fragment książki „Japońska sztuka równowagi. Sposób na długie życie w zdrowiu i szczęściu”, Kaki Okuma, wyd. Czarna Owca
Łatwo jest zwerbalizować i zrozumieć znaczenie spowolnienia, jednak tym, co większości ludzi sprawia największą trudność, jest kolejny etap, czyli wejście w stan całkowitego zanurzenia się i uważności. Rozpraszają nas krążące po głowie myśli, pokusy rozrywek albo widok czegoś, nad czym właśnie w tej chwili powinniśmy lub moglibyśmy pracować. To frustrujące, kiedy tak bardzo starasz się skoncentrować, a twój umysł nieustannie błądzi. Czasami usiłujemy zmusić się do skupienia – dlaczego mózg nie może po prostu robić jednej rzeczy naraz? – ale często bez skutku, bo umysł nadal się rozprasza, a gonitwa myśli nie ustaje, co prowadzi tylko do po głębienia frustracji. Zjawisko to nazywa się paradoksem kontroli: im bardziej próbujesz coś kontrolować, z tym większym trudem ci to przychodzi.
Tak właśnie się czułam, próbując napisać tę książkę: jakbym próbowała złapać opadające płatki kwiatów; im bardziej desperacko usiłowałam je schwytać, tym szybciej umykały z zasięgu moich rąk. Na szczęście jednak znalazłam wspaniałą nauczycielkę, która pomogła mi zdać sobie sprawę z tego, że czasami – jeśli po prostu zostawisz sprawy własnemu biegowi – może się zdarzyć, że płatek kwiatu sam z siebie opadnie ci na dłoń. Dzięki jej przykładowi odkryłam, jak pokonać samospełniającą się frustrację. Kto był tą nauczycielką? Moja trzyletnia kuzynka.
Jeśli jesteś rodzicem albo chociaż obserwowałeś bawiące się dzieci, to wiesz, że one się nie zastanawiają, dlaczego coś robią, czy na pewno robią to dobrze i czy przynosi im to jakąś korzyść. Pewnego lata obserwowałam, jak moja kuzyneczka bawi się na plaży, lepiąc z piasku małe kulki, albo wskakuje na huśtawkę i udaje, że lata, czując, jak wiatr rozwiewa jej włosy. Godzinami przyglądała się mrówkom i eksperymentowała, rozrzucając kostki cukru wokół mrowiska, wy łącznie po to, by się przekonać, co się stanie. Zrywała trawę, wąchała ją, a potem wręczała ją mnie, jakby to była najciekawsza rzecz, jaką można się z kimś podzielić.
Od tamtej pory ilekroć utknęłam w trakcie pisania, przez chwilę wyobrażałam sobie, że rozmawiam z moją trzyletnią kuzynką. Opowiadałam jej, jak się czuję i z czym się zmagam, a następnie prosiłam, by poradziła mi, co jej zdaniem zaciekawiłoby moich czytelników. Wyobraża łam sobie, jak odpowiada mi na swój dziecinny sposób, trochę niemądry i może nieco dziwaczny, a potem wraca do swoich zajęć. W ten sposób przypominałam sobie, że też tak mogę. Wypróbować coś, przekonać się, co z tego wyniknie, a potem zastanowić się, co dalej.
Zamiast zmuszać się do koncentracji, spróbuj przyjąć dziecięce nastawienie na zabawę. Pamiętasz swoje podejście do każdej czynności w dzieciństwie? Prawdopodobnie nie interesował cię zbytnio wynik ani osiąganie mistrzostwa w jej wykonywaniu. Nastawienie na zabawę pomaga pozbyć się lęków i wzmaga ciekawość, która często stanowi podstawę koncentracji. Trudno jest skupić uwagę na czynnościach stresujących bądź nudnych, ale jeśli coś nas ciekawi, może nas szybko wciągnąć i zafascynować na długi czas.
Podejście oparte na ciekawości i zabawie warto stosować nie tylko w odniesieniu do pracy i innych zobowiązań, lecz także do wszelkich czynności, które wykonujemy dla relaksu. Na przykład jeśli interesujesz się sztuką, odpowiednim zajęciem, by się odprężyć, może być malowanie. Powiedzmy, że sięgasz po pędzel, aby odpocząć od pracy, ale nie potrafisz cieszyć się tym, co robisz, bo za bardzo martwi cię zbliżający się termin realizacji projektu. Rozumiesz, że musisz zwolnić tempo i zająć się czymś innym, aby nie wypalić się zawodowo, ale jesteś zbyt niespokojny, by wyciszyć umysł malowaniem. Masz wrażenie, że twoje hobby bardziej służy prokrastynacji niż faktycznemu odstresowaniu.
Zamiast popadać w coraz większą frustrację, że nie możesz cieszyć się tym, co miało być twoją chwilą wy tchnienia, poświęć ten czas na zadanie sobie kilku pytań. Jaki jest papier w dotyku? A farba? Jak końcówka pędzla zachowuje się w zetknięciu z powierzchnią papieru i czy inny pędzel reagowałby inaczej? Jak wyglądają kolory i jak się ze sobą łączą? O co jeszcze mogłoby zapytać dziecko? I co mogłoby zrobić?
Być może zauważysz, że twój wewnętrzny głos, dotąd zagłuszany licznymi myślami, stopniowo zostaje zastąpiony przez nowy, bardziej skupiony na tym, co właśnie robisz. Możliwe też, że zaczniesz postrzegać swój świat nieco inaczej, jakby przez inny pryzmat niż wcześniej. Na przykład zaciekawisz się małymi drobiazgami, które wcześniej – przed zwolnieniem tempa – umykały twojej uwadze, i głębiej zainteresujesz się tym, czym się akurat zajmujesz.
Powyższe ćwiczenie możesz odnieść do wszystkiego, co lubisz robić, aby się zrelaksować. Jeśli lubisz gotować, zada waj sobie pytania na temat składników, których używasz: Jakie są w dotyku? Jak pachną? Jak smakują na surowo, a jak zmienia się ich konsystencja i smak po ugotowaniu? Jeśli lubisz słuchać muzyki, pytaj o rytm, uczucia, jakie wzbudza w tobie melodia, o czym ci przypomina albo co znaczy dla ciebie tekst danej piosenki. Bądź ciekawy, zadawaj pytania, a może zauważysz, że stopniowo zwal niasz tempo.
Ta dbałość o detale stanowi przejaw idei zwanej w języku japońskim kodawari. Polega ona na tym, by zwracać uwagę na każdy szczegół i troszczyć się o najmniejsze drobiazgi. W malarstwie może się to wyrażać poprzez dbałość o odpowiednią fakturę papieru, kształt trzonka pędzla czy konsystencję farby, której będziesz używać. W gotowaniu idea ta może się przejawiać poprzez staranne dobieranie składników albo wybór noża o właściwym ostrzu; w muzyce – poprzez jakość głośników lub rodzaj otoczenia, w jakim jej słuchasz.
Najczęściej kodawari interpretuje się jako nieustanne dążenie do doskonałości, co może wydawać się sprzeczne z zasadą ciekawości i zwolnienia tempa. Jednak po bliższym przyjrzeniu się kryjącym się za tym słowem niuansom okazuje się, że kodawari to nie to samo co perfekcjonizm, prawidłowo wykorzystane może zaś służyć poprawie samopoczucia i zwiększać naszą otwartość na życie.
Kodawari lepiej jest rozumieć jako dążenie ku doskonałości ze świadomością, że nie jest ona możliwa do osiągnięcia, lecz warto próbować zbliżyć się do niej jak najbardziej. Ta droga często zaczyna się od dostrzeżenia jakiegoś drobnego szczegółu w naszym otoczeniu – może tekstura materiału nie jest do końca odpowiednia, krzesło nie tak wygodne, jak mogłoby być, słodycz owocu nie w pełni uwydatniona – i wówczas rodzi się w nas ciekawość, czy da się coś zrobić, aby tę niedoskonałość zniwelować.
Rozpoczyna się eksperymentowanie. W tym momencie rozpala się w nas iskra shokunina – rzemieślnika – wewnętrzny popęd zrodzony z zainteresowania czymś, co wydaje się niemal nieistotnie małe. Niektórzy mogą w tym widzieć obsesję, jednak duch shokunina zawiera w sobie aspekt altruizmu – wszelkie wysiłki mające na celu ulepszenie danego obiektu nie wymagają obszernego uzasadnienia poza tym, że będzie on bardziej przydatny dla użytkowników i stanie się pełniejszym wyrazem szacunku wobec materiałów, z których został zbudowany. Jest to zatem perfekcjonizm dążący do doskonałości, a nie perfekcjonizm unikający niepowodzeń, dzięki czemu możemy postrzegać naszą rolę i nasz wkład jako część znacznie większego systemu i czerpać z tego ożywczą energię.
Ten duch japońskiego rzemiosła implikuje eksperymentowanie oraz proces prób i błędów. Wymaga otwarcia się na to, co może nastąpić, a to z kolei ułatwia skupienie się na stanie obecnym i nieprzejmowanie się zbytnio wynikiem eksperymentu. Tak naprawdę zręczni rzemieślnicy rozumieją, że nie mogą pozwalać, by rozpraszały ich troski. Kiedy pracują, muszą poświęcać całą i niepodzielną uwagę narzędziom i materiałom, których używają, miejscu, w którym pracują, oraz podejściu do swego rzemiosła. Niektórzy przez całe życie poznają wybrane materiały – pewien słynny japoński ceramik, Setsu Yanagi, pisał o konieczności „słuchania” materiałów i rozumienia ich wyjątkowego stanu w każdej chwili, ponieważ może on zmieniać się z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Jeśli materiał jest zbyt uparty, by ulec życzeniom rzemieślnika, to obowiązkiem tego ostatniego jest to dostrzec, cofnąć się o krok i z szacunku dla swoje go rzemiosła zadać sobie pytanie: Jak inaczej mogę do tego podejść tym razem?
Panuje błędne przekonanie, że ludzie tak pełni ciekawości i pasji jak japońscy rzemieślnicy są tacy z natury. A przecież pasja to wynik zwolnienia tempa i zapewnienia sobie przestrzeni do zadawania pytań, odkrywania i eksperymentowania – właśnie z takiego podejścia czerpiemy energię, która przeradza się w pasję. Nie znajdziemy jej w sobie, gdy jesteśmy zestresowani i rozkojarzeni albo żyjemy w ciągłym biegu. W tym celu musimy zwolnić i skupić się na szczegółach swego obecnego otoczenia.
Wykazano, że ćwiczenia oparte na uważności zmieniają obszary mózgu powiązane z emocjami i zachowaniem, a jak dowodzą badania, praktyka ta skutecznie pomaga w zmniejszeniu objawów lęku i depresji, zarówno tych ciężkich, jak i łagodnych. Jedno badanie wykazało nawet, że uważność obniża ciśnienie krwi u dorosłych, u których zdiagnozowano stan przednadciśnieniowy, co sugeruje, że trening ten może nawet pomóc w zmniejszeniu poziomu stresu i ryzyka rozwoju chorób serca. To niesamowite, jak ściśle powiązany jest umysł ze zdrowiem fizycznym.
Wiele osób sądzi, że trudno wcielić w życie uważność – jednak nie tak należy do niej podchodzić. W rzeczywistości jest to po prostu praktyka wychodzenia z trybu autopilota i skupiania się na tym, co mówią ci zmysły. Co widzisz? Co czujesz? Czy są jakieś wrażenia, które wcześniej trudno było ci dostrzec? Świadoma koncentracja na czynnościach, które sprawiają nam przyjemność i nas ciekawią, skłaniając do zadawania sobie pytań na ich temat i udzielania na nie odpowiedzi, często wystarczy, aby uciszyć ten wewnętrzny, rozpraszający nas głos.
Ciekawość ma też dodatkową zaletę: zapewnia nam odporność, która stanowi kolejny klucz do osiągnięcia długotrwałej równowagi, i zapobiega wypaleniu emocjonalnemu. Kiedy byłam młodsza, myślałam, że ta cecha nie jest moją mocną stroną; zawsze uważałam się raczej za osobę wrażliwą (innymi słowy, łatwo się rozklejam), a odporność i przeżywanie swoich uczuć postrzegałam jako wzajemnie się wykluczające.
W ujęciu zachodnim odporność jest przedstawiana jako zdolność do znoszenia trudności bez odczuwania emocji. Człowiek odporny to ktoś, kto z łatwością potrafi wszystko obrócić w żart lub kogo nie wzrusza odrzucenie ani porażka. Obecnie jednak myślę nieco inaczej – podobnie jak odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, tak odporność nie oznacza braku trudnych emocji.
Jest to niezwykle ważny sposób myślenia, o którym zbyt rzadko się mówi w świecie zdrowia. Wiele osób wy ruszających w podróż ku zdrowiu stawia sobie wysokie wymagania, forsuje się fizycznie i przeciąża umysł, uważając, że bezwzględnie muszą odnieść sukces, a przez cały proces dążenia do tego celu muszą być „odporne”. W rzeczywistości odporność nie jest emocją, ale zdolnością do podejmowania działania pomimo emocjonalnych trudności. Ta świadomość była dla mnie kluczowa w mojej własnej podróży ku zdrowiu.
W czasach, kiedy zmagałam się z nadwagą, miałam zwyczaj kupować smażonego kurczaka w sklepie spożywczym, do którego wstępowałam, wracając ze szkoły do domu. Kurczak był gorący i chrupiący, a do tego sprzedawany w uroczym, kolorowym opakowaniu. Uważałam, że jest przepyszny. Odkryłam go przez przypadek, ale to, co początkowo było dla mnie nowinką, wkrótce stało się codziennym zwyczajem, i pewnego dnia stwierdziłam, że zajadanie się smażonym kurczakiem po szkole to już niemal rytuał. Nawet kiedy nie byłam głodna, czułam, że muszę go kupić i zjeść. Gdy to zauważyłam, wpadłam w panikę – czyżbym właśnie wyrobiła sobie kolejny niezdrowy nawyk, którego nie będę w stanie się pozbyć?
Jednak wtedy miałam już dosyć emocjonalnego zadręczania się. Nie chciałam czuć się winna, że jem smażone potrawy, i pragnęłam okazywać sobie więcej życzliwości. Życzliwsza wersja mnie nie poczułaby się w tej sytuacji zdenerwowana, przygnębiona ani zawstydzona. Miałaby na uwadze moje dobro. Chciałaby, żebym była zdrowa, ale jak właściwie mogłaby mi w tym pomóc?
Co ta życzliwsza wersja mnie samej mogłaby mi zaproponować? Odpowiedź brzmiała: „Wykaż się ciekawością”.
A więc trochę poeksperymentowałam. Zastąpiłam smażonego kurczaka kulkami ryżowymi onigiri. Spróbowałam zrobić z tego posiłku wydarzenie, więc zamiast wracać prosto do domu, chodziłam do pobliskiego parku i dopiero tam zjadałam swoją przekąskę. Potem postanowiłam, że przed jedzeniem pospaceruję przez pół godziny. Następnie zastąpiłam ten spacer dziesięciominutową przebieżką, by zaoszczędzić czas. Niedługo potem wydłużyłam swój jogging do 15, a w końcu do 20 minut. Wkrótce odkryłam, że kiedy ćwiczę, nie kusi mnie aż tak bardzo, żeby jeść. Rytuał jedzenia smażonego kurczaka stracił swój blask.
Ta przemiana nie przebiegała liniowo; zdarzały się dni, kiedy chowałam się w łóżku, bo zjadłam za dużo i czułam się niekomfortowo we własnej skórze. Były i takie, kiedy unikałam luster lub zamykałam się w swoim pokoju. Czasami płakałam. Ale te napady smutku nigdy nie trwały zbyt długo, ponieważ zawsze zwracałam się wtedy do tej życzliwszej wersji siebie. Pozwalała mi się wypłakać, ale potem wyciągała mnie z łóżka. Przytulała mnie, a potem dawała kuksańca, żebym wyszła z pokoju. Może ta zmiana codziennej rutyny nie przebiegała liniowo, ale przynajmniej była niezbyt dokuczliwa, bo emocjonalnie niezbyt wymagająca. W pewnym momencie aż się zastanowiłam, czy aby można się tak czuć, przechodząc na zdrowszy tryb życia?
Kiedy na swojej drodze ku zdrowiu człowiek skłania się ku stoicyzmowi, może uznać, że nieporuszenie jest miarą jego sukcesu, a uczucie smutku lub przygnębienia, gdy coś idzie niezgodnie z planem, oznacza, że nie jest w stanie osiągnąć swoich celów. Otóż nie tak należy interpretować swoje emocje. Dostarczają nam one ważnych informacji o tym, co dzieje się wokół, wskazują, co działa, a co nie, ale nic nie mówią o naszych możliwościach.
Ciekawość może pomóc nam przypomnieć sobie tę prawdę i zaakceptować własne uczucia bez osądzania ich, a dzięki temu uwolnić się od presji emocjonalnej. W rezultacie poczujemy się mniej zmęczeni. Lżejsi. (…)
Niezależnie od tego, czy rozpoczynasz podróż ku zdrowiu, próbujesz zdobyć nowe umiejętności, znaleźć nowe hobby, przyspieszyć swoją karierę lub samodoskonalić się w inny sposób, najpierw otwórz się na dziecięcy sposób myślenia oparty na ciekawości i zabawie. Takie nastawienie pomaga przezwyciężyć paradoks kontroli, zwiększyć koncentrację podczas pracy i zabawy, a także stawić czoło nieuchronnym niepowodzeniom. Przekonasz się, że wyzwania i zajęcia, które cię interesują, nie będą cię deprymować, a złagodzenie napięcia emocjonalnego zaowocuje przypływem energii. Zamiast odczuwać niepokój, staniesz się bardziej opanowany, a także skwapliwszy, by zwolnić tempo i skupić się na rozwijaniu swoich pasji. Może się wydawać, że zdolność patrzenia na świat nowymi oczami jest zarezerwowana wyłącznie dla małych dzieci, a jednak przy odrobinie wysiłku możemy odpowiednio pielęgnować koncentrację i uwagę: wystarczy, że obudzimy w sobie ciekawość.
Polecamy książkę: „Japońska sztuka równowagi. Sposób na długie życie w zdrowiu i szczęściu”, Kaki Okuma, wyd. Czarna Owca