1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Tryb goblina – zwykłe lenistwo i abnegacja czy może lek na perfekcjonizm?

Tryb goblina – zwykłe lenistwo i abnegacja czy może lek na perfekcjonizm?

Jest coś uwalniającego w trybie goblina. Oto nie musisz już starać się zawsze za wszelką cenę być najlepszą wersją siebie gotową do autoprezentacji. Po prostu trochę zwisa ci to, co inni powiedzą… (Fot. Alex Potemkin/Getty Images)
Jest coś uwalniającego w trybie goblina. Oto nie musisz już starać się zawsze za wszelką cenę być najlepszą wersją siebie gotową do autoprezentacji. Po prostu trochę zwisa ci to, co inni powiedzą… (Fot. Alex Potemkin/Getty Images)
Po pierwsze – całkowity brak estetyki. Zamiast wyjściowych ciuchów – dres albo piżama, zero makijażu, mycie włosów może poczekać. Posiłki na telefon, stos niezmytych naczyń w zlewie, ale kto by się tym martwił? I tak pracuje się z domu, więc w zasadzie można darować sobie wszelkie konwenanse, bo liczy się przede wszystkim wygoda. Tak z grubsza można opisać życie w trybie goblina.

Ten zwrot został wybrany na wyrażenie roku 2022 przez Oxford University Press. Chociaż po raz pierwszy pojawił się na Twitterze w 2009 r., tryb goblina stał się popularny w mediach społecznościowych w lutym 2022 r. To określenie nie jest więc świeżynką, ale warto pamiętać, że według Oxford English Dictionary wybór co roku pada na „słowo lub wyrażenie odzwierciedlające etos, nastrój lub zainteresowania ostatnich dwunastu miesięcy, które ma potencjał jako termin o trwałym znaczeniu kulturowym”. Wystarczyłoby urządzić sobie krótką wycieczkę po home office przede wszystkim osób z pokolenia Z (to głównie ich głosy zdecydowały o wygranej w tym plebiscycie), by i dziś, trzy lata później, natknąć się na kilku goblinów. Samo określenie nie do końca opisuje więc chwilową modę, a raczej odzwierciedla tendencję, która nie tylko nie minęła niczym efemeryda, lecz raczej się utrwaliła.

Trend popandemiczny

Związek tego trendu z lockdownem jest oczywisty. Pandemia wywróciła do góry nogami wszelkie nasze codzienne rutyny, wstawanie rano do pracy, dbanie o to, jak się wygląda, konieczność wychodzenia naprzeciw społecznym normom. Wydawało się, że to tylko okresowe załamanie systemu, który wróci na dawne tory, gdy miną pandemiczne ograniczenia. Na tę nową rzeczywistość każdy zareagował trochę inaczej. Część z nas starała się nadal funkcjonować tak, jakby wszystko było jak dawniej: dbać przynajmniej o osobną przestrzeń do pracy w warunkach domowych, utrzymywać work-life balance, rano szykować się do domowego biura, robiąc makijaż i zakładając wyjściowe ubrania, choć nie trzeba było nawet ruszać się z domu – by pracować, wystarczyło otworzyć laptopa.

Niektórzy romantyzowali ten czas zamknięcia, zachęcając do wykorzystania go jako okazji do zadbania o siebie, urządzenia sobie w domu przytulnego gniazda, estetycznie idealnego, w którym z rozkoszą będziemy oddawać się rozmaitym formom self-care, jedząc pyszne, pełnowartościowe posiłki, podziwiając świeże kwiaty w wazonie, gimnastykując się i pielęgnując cerę na wyrafinowane sposoby. Wszak już za chwileczkę, już za momencik wszystko wróci do normy! A więc do biur i na hałaśliwe ulice, a wtedy już nie będzie można rozkoszować się domową sielanką. No cóż, nie wróciło… Chwila okazała się wiecznością. Gdy trzeba było powiedzieć sobie wprost, że dawne nie wróci, że nie ma sensu już udawać, część z nas uznała, że idealną odpowiedzią na nowe okoliczności jest właśnie tryb goblina.

Ben Zimmer, amerykański językoznawca i leksykograf, komentując wyniki głosowania na słowo roku, powiedział: – Tryb goblina naprawdę przemawia do czasów i ducha epoki i z pewnością jest to wyrażenie na rok 2022. Ludzie patrzą na normy społeczne w nowy sposób, a ten wybór daje ludziom licencję na porzucenie norm społecznych i przyjęcie nowych.

Tylko właściwie jakie są te nowe normy?

Czytaj także: Bycie leniem przestaje być wadą – to dowód na to, że o siebie dbasz. Czym jest „terapeutyczne lenistwo”?

Środkowy palec dla konwenansów

To, na czym polega ten popularny dziś tryb życia, najlepiej opisują słowa z ust samego goblina. Cytowany przez The Guardian Dave McNamee, autor głośnego tweeta na temat goblinowania, podkreśla, że tryb goblina nie jest stałą tożsamością, a raczej stanem umysłu. Można się w niego przełączać, gdy tylko ma się na to ochotę. „Tryb goblina jest wtedy, gdy budzisz się o 2 w nocy i wpadasz do kuchni ubrany tylko w długi T-shirt, żeby zrobić sobie dziwną przekąskę, na przykład roztopiony ser na krakersach” – napisał. W domyśle pozostaje, że zjadasz te krakersy nad zlewem, bo nie chce ci się nawet wyjmować talerza, a jeśli coś skapnie na koszulkę, nie zwracasz na to uwagi, bo w sumie jakie to ma znaczenie? „Chodzi o całkowity brak estetyki. Bo dlaczego goblin miałby się przejmować tym, jak wygląda? Dlaczego goblin miałby się przejmować prezentacją?” – pytał retorycznie autor.

Sama nazwa mówi sporo, choć ciut na wyrost. Gobliny to wszak istoty kojarzone z brudem i zaniedbaniem, trochę obleśne, szkaradne, o dość prymitywnych odruchach, wygodne i skupione na sobie. Oczywiście tryb goblina nie oznacza, że robisz z mieszkania zapleśniałą norę, nie myjesz się, gnijesz w nieświeżej pościeli, a szczoteczka do zębów już dawno zapomniała o twoim istnieniu. Nie jest to też synonim stanu depresyjnego. Goblinowanie jest raczej totalnym odpuszczeniem sobie dbania o swój wizerunek w oczach innych. Łazisz po domu w szlafroku przez cały dzień, bo tak masz ochotę, w sumie kto ci zabroni? Pracujesz z łóżka, bo nie opłaca się go ścielić, i tak wieczorem trzeba będzie na nowo je rozkładać. Jesz raczej byle co, bo zupełnie nie chce ci się kroić kolorowych warzyw w słupki, zupka chińska wystarczy – albo inne gotowe danie, którego nie przekładasz na talerz, w końcu tak samo smakuje prosto z pudełka. Wynurzasz się ze swojej pieczary raczej niechętnie, choć o ile nie masz psa, rzadko jest to konieczne – niemal wszystko może dowieźć ci kurier, który jest najczęściej widywaną przez ciebie istotą ludzką. Dom nie jest więzieniem, z którego boisz się wyjść. To raczej twoja strefa komfortu, w której koczujesz, bo tak właśnie chcesz.

Co ważne, goblin niekoniecznie leniuchuje przez cały dzień! Pracuje online, bardzo często wiele godzin w ciągu dnia, dowozi wszystko, co trzeba, ale robi to właśnie w tym wyjątkowym trybie – zaszyty w swoim mieszkaniu niczym borsuk w norze. Co komu przeszkadza tych kilka pudełek po pizzy na podłodze, rozciągnięty T-shirt i rozczochrane włosy, skoro projekt został oddany na czas? Niewiele zachodu wymaga wejście w tryb relaksu po zakończonej pracy. Często ta zmiana ogranicza się właściwie do włączenia Netflixa – kanapa i piżama przecież zostają.

Czytaj także: Praca zdalna – w jaki sposób dobrodziejstwo staje się przekleństwem? Rozmawiamy z Wojciechem Eichelbergerem

Odziana w fajnie brzmiący termin abnegacja kusi, pytanie brzmi tylko, czy zawsze i czy faktycznie wszystkim nam to służy.

Wielka ulga czy przekleństwo?

Jest coś uwalniającego w trybie goblina. Oto nie musisz już starać się zawsze za wszelką cenę być najlepszą wersją siebie gotową do autoprezentacji. Po prostu trochę zwisa ci to, co inni powiedzą, zwłaszcza że ci inni obok pojawiają się rzadko, a kamerkę na spotkaniach online zawsze możesz wyłączyć. Odrobina niechlujstwa w granicach twojego rozsądku może być terapeutyczna. Nie spełniasz cudzych oczekiwań, nie starasz się nawet utrzymywać pozorów, trochę olewasz system, twoje „rozmemłanie” jest przeciwwagą dla perfekcjonizmu. Tryb goblina to właściwie przeciwieństwo samodoskonalenia się, na które presja często tak nam uwiera. Niektórzy określają go nawet mianem lekkiego zdziczenia, które rozsadza krępujący gorset konwenansów, zdejmuje z barków ciężar zobowiązania do bycia schludnym, nienagannie się prezentującym, gotowym do sesji zdjęciowej, słowem – porządnie ogarniętym. Bycie właśnie nieogarem okazuje się cenne: „Ufff, wreszcie nie muszę!”. To trochę rebelia, prawie takie uczucie, jakby na proszonym obiedzie u cioci, gdzie nikt absolutnie nie trzyma łokci na stole, a serwetki komponują się kolorystycznie z obrusem i do każdego dania jest osobny zestaw sztućców, nagle bardzo głośno… beknąć. Tego oczywiście nikt raczej nie robi, bo co goście powiedzą, a w trybie goblina właśnie jest na to przyzwolenie – w końcu przy stole nie ma nikogo innego!

W swojej najlepszej wersji tryb goblina ucieleśnia ideę autentyczności. Wreszcie jesteś tym, kim jesteś, a nie udajesz kogoś, kim inni chcieliby, żebyś była. To antidotum na stres, przytłoczenie i rosnące oczekiwania świata zewnętrznego. Jest to jednak w zamyśle dbanie o siebie, tyle że w niekonwencjonalny sposób. Taki tryb funkcjonowania pozwala wyłączyć układ współczulny i przejść do reakcji układu przywspółczulnego – relaksu, trybu slow. Odpuszczasz wszystko, czego w danej chwili nie musisz, przełączasz się na oszczędną dystrybucję energii, zwalniasz, ograniczasz działania do minimum i to ty decydujesz, co tym twoim minimum jest.

Nieskrępowane celebrowanie własnej antyperfekcji może być wspaniałym doświadczeniem. Można by tu właściwie postawić kropkę i pozwolić każdemu goblinować, ile tylko mu się podoba. Przy czym kluczowe jest słowo „podoba”. Na pewno jest mnóstwo osób, które podjadając zimne spaghetti z lodówki gołymi rękami, w tym samym dresie od czterech dni, czują się po prostu wreszcie sobą i prawdę mówiąc, nikomu nic do tego. Włączając tryb goblina, dobrze jednak zadać sobie pytanie: czy dobrze się z tym czuję? Czy to mi pasuje, poprawia mi nastrój, uwalnia od napięcia, czy może jednak przeciwnie – na dłuższą metę dołuje, pozbawia motywacji do czegokolwiek, izoluje od ludzi, utrwala niezdrowe nawyki, które sprawiają, że czuję się źle.

Czytaj także: W dżinsach do teatru? „Możesz przyjść nawet w dresie” – zachęcają teatry w Warszawie i Poznaniu

Różnica jest kolosalna. Niewiele brakuje czasem by to, co miało uwalniać, zaczęło więzić. Może się okazać, że kiedyś zwyczajny pomysł na popołudnie, choćby wyjście do kina, w trybie goblina nagle urośnie do rangi wyczerpującego przedsięwzięcia, które ostatecznie kolejny raz porzucisz, bo przecież trzeba by się jakoś ubrać, wyjść gdzieś dalej niż do sklepu na rogu, spotkać innych ludzi i narazić się na small talki. Lepiej sobie darować, przecież masz Netflixa… Czasem może być trudno wychwycić moment, w którym terapeutyczne zdziczenie przestaje ci służyć, a zaczyna działać odwrotnie – odcina cię od tego, co robi ci dobrze, dodaje energii, poprawia nastrój, sprawia, że chce ci się chcieć. To szczególnie niebezpieczne dla osób z tendencją do myślenia depresyjnego, którym trudno znaleźć motywację do działania i kontaktów z ludźmi, bo to sytuacja, w której o zaletach trybu goblina nie może być mowy.

Przyzwyczajenie staje się drugą naturą człowieka, jeśli więc przyzwyczaisz się działać w trybie goblina, może być ci coraz trudniej z niego wyjść. A przełączenie się na inny tryb może być naprawdę miłym doświadczeniem! Sukienka zamiast dresu, makijaż i wyjście z pieczary choćby na dobry obiad może być odświeżające. Przecież zawsze możesz wrócić. By wchodzenie w tryb goblina było kojące, czasem trzeba jednak z niego wyjść, by go potem docenić.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze