1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie
  4. >
  5. Woreczki nikotynowe, snus, e-papierosy – gadżety wysokiego ryzyka

Woreczki nikotynowe, snus, e-papierosy – gadżety wysokiego ryzyka

Ilustracja Toshiro Shimada/Getty Images
Ilustracja Toshiro Shimada/Getty Images
Jeśli chodzi o papierosy, trudno mieć złudzenia. Szkodzą, niszczą życie i zdrowie. Mamy dużo potwierdzających to badań. Ale pojawiają się na rynku nowe produkty z nikotyną.

Czy są zdrowe? A może przynajmniej mniej niezdrowe? Wpisuję w wyszukiwarkę hasło: snus i woreczki nikotynowe. Wyskakuje sporo stron, wchodzę na pierwszą, tak, mam 18 lat, klikam. Czytam: „Promocja. Idealne dla początkujących. Do każdej paczki otrzymasz drugą gratis”.

Dziś już nikt chyba nie ma wątpliwości, że palenie tytoniu, czyli tradycyjnych papierosów, jest szkodliwe. A nawet śmiertelnie groźne. Tyle że na rynek weszły produkty nikotynowe, które, według marketingu i reklamy aż tak niebezpieczne nie są. Jak choćby właśnie snus – proszek z wysuszonych liści tytoniu i soli. Umieszcza się go pod górną wargą, w ten sposób nikotyna jest szybko wchłaniana przez błony śluzowe. Albo woreczki nikotynowe – tu nie ma tytoniu, jest nikotyna i celuloza, działają tak samo. Bez problemu można je kupić przez Internet. Bez problemu każdy chętny zaopatrzy się też w e-papierosy.

Wielorazowe, z napełnianym zbiornikiem, jednorazowe, z nikotyną lub bez. I ludzie z tego korzystają. W 2022 roku sprzedano w Polsce ok. 32 mln elektronicznych papierosów. Rok później – niemal 100 mln. Większość kupujących stanowili młodzi.

Czego nie wiemy

Rząd pracuje nad projektem nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. Chodzi o wprowadzenie zakazu sprzedaży wszystkich rodzajów elektronicznych papierosów oraz pojemników zapasowych osobom poniżej 18. roku życia, niezależnie od tego, czy produkty te zawierają nikotynę, czy nie. A także ograniczenie miejsc, w których ich używanie będzie dozwolone. Ma być także zabroniona sprzedaż w automatach i przez Internet. Pytanie, na ile będzie to skuteczne. Dziś mało który sprzedawca prosi kupującego o dowód osobisty. A w Internecie w ogóle nie trzeba się nim legitymować.

Na jednej z głównych ulic Warszawy widzę elektroniczny apel: „NIE dla końca vapowania w Polsce. Podpisz petycję!”. W apelu Prezes Zarządu Związku Pracodawców Branży Vapingowej Maciej Powroźnik pisze, że e-papierosy są mniej szkodliwe, co wykazały liczne badania.

Pytam o opinię kardiolożkę, dr n. med. Annę Słowikowską, autorkę książki „Serce w dobrym stylu. Jak zatroszczyć się o swoje zdrowie”. – Może zaczniemy od historii – mówi lekarka. – E-papierosy wymyślił w 2003 roku chiński farmaceuta, zdruzgotany tym, że jego ojciec umarł na raka płuca na skutek palenia. Chciał więc dać ludziom coś, co będzie mniej szkodliwe. W USA e-papierosy pojawiły się w 2007 roku. Czyli ich historia jest relatywnie krótka.

Jeśli chodzi o papierosy tradycyjne, mamy dużo twardych danych, dużo badań populacyjnych, więc dokładnie wiemy, jak bardzo są szkodliwe. Co do e-papierosów takich danych jest zdecydowanie mniej, bo mniej było czasu, żeby je przeprowadzić. Jednak jakieś badania są. Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne (American Heart Association) wykazało, że palenie e-papierosów zwiększa ryzyko udarów mózgu i zawałów serca o 60-70 proc. w porównaniu z osobami niepalącymi. Poza tym tak naprawdę nie wiemy, co dokładnie się w tych papierosach znajduje. Producent deklaruje jakiś skład, jakieś substancje, ale jak to sprawdzić? Nikt tego nie bada. Nie ma nad tym żadnej kontroli. Jedno jest pewne: to czysta chemia. Podgrzewany płyn, którym się smakosze takich papierosów inhalują, zawiera m.in. glicerynę, glikol propylenowy, substancje aromatyzujące czy słodzące – pod wpływem temperatury stają się one toksyczne, a to, co wchłania się przez drogi oddechowe, wchłania się przecież do krwi. Układ oddechowy człowieka nie jest przystosowany do tego, żeby bez negatywnych skutków wdychać toksyny. To trochę jakby pochylać się nad rurą wydechową pracującego samochodu – i tak kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt razy dziennie. Ale sprawę komplikuje to, że tradycyjne papierosy śmierdzą, a te elektroniczne mają piękny zapach – to daje pewne poczucie komfortu i złudne przeświadczenie, że coś, co ma przyjemny aromat, nie może być trucizną. Dr Słowikowska dodaje, że są też badania o destrukcyjnym wpływie e-papierosów na DNA, a to sprzyja powstawaniu nowotworów.

Inna amerykańska organizacja, CDC, czyli Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom, podaje, że do 18 lutego 2020 roku w USA zgłoszono 2807 hospitalizowanych osób z uszkodzeniem płuc spowodowanym vapowaniem, 68 z nich zmarło. – To dane, które oficjalnie zarejestrowano – mówi dr Słowikowska. – I wykazany ewidentny związek z e-papierosami. A ile jest osób, które zmarły, a związku nie wykazano, bo przecież początkowo nie podejrzewano, że można sobie uszkodzić płuca wapowaniem?

Twarde dane z publikacji wskazują, że ostra niewydolność oddechowa może być spowodowana nawet jednym e-papierosem! Mamy mocne dowody, że palenie e-papierosów wiąże się z wyższym ryzykiem rozwoju POChP (przewlekłej obturacyjnej choroby płuc) i zarostowego zapalenia pęcherzyków płucnych.

Do klinik pediatrycznych trafiają nastolatkowie z krwawieniem do pęcherzyków płucnych w wyniku vapowania.

Uwodzicielka z papierosem

Tytoń sprowadzili do Europy konkwistadorzy z Nowego Świata. Kto konkretnie? Podejrzewa się o to Krzysztofa Kolumba albo sir Waltera Raleigh. Roślinę wykorzystywano między innymi do leczenia bólu – taką rolę miała też pełnić u Azteków. W każdym razie królowa Francji Katarzyna Medycejska, która otrzymała nasiona od francuskiego ambasadora w Lizbonie Jean Nicota (od jego nazwiska pochodzi łacińska nazwa tytoniu – Nicotiana i jego alkaloidu, czyli nikotyny) używała sproszkowanego tytoniu przy dokuczliwych migrenach. Podobno działał.

Za to zdecydowanym wrogiem tytoniu był król Anglii Jakub I. W 1604 roku napisał nawet o paleniu pamflet „Obrzydliwe dla oka, nienawistne dla nosa, niebezpieczne dla mózgu, zabójcze dla płuc”. Czyli było dla niego jasne to, do czego nauka doszła dopiero po ponad 300 latach. Król Jakub nie był jednak w swojej antytytoniowej krucjacie konsekwentny, ponieważ handel tytoniem dostarczał koronie ogromne zyski z podatków. W 1614 roku w Londynie i okolicach było już 7000 sklepów tytoniowych.

Długo palenie było normalne, mało tego, wręcz pożądane. Mężczyzna z papierosem miał wizerunek twardego macho, kobiety zyskiwały uwodzicielski seksapil. Palono w przestrzeni publicznej, w restauracjach, nawet w kinach. A w filmach i serialach bohater z papierosem nikogo nie dziwił. Działo się tak jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku. Choć przecież badania nad szkodliwością palenia prowadzone były już wtedy od lat. 11 stycznia 1964 roku lekarz naczelny USA Luther Terry ogłosił raport, który po raz pierwszy zwrócił uwagę, że palenie tytoniu jest szkodliwe, powoduje raka i skraca życie.

Był to efekt badań z lat 50., wynikało z nich, że palacze częściej chorują na raka. W 1954 roku potwierdziło to Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne. Tyle że mało kto – również w środowisku medycznym – w to wierzył. Podobnie jak wcześniej w oświadczenia naczelnego lekarza kraju Leroya Burneya, który już pod koniec lat 50. ogłosił, że nikotynizm doprowadza do raka płuc.

Kiedy w 1948 roku rozpoczęło się badanie Framingham Heart Study, mające odkryć przyczyny chorób serca, pracującym w tym programie zapewniono popielniczki, bo papierosy towarzyszyły w pracy również lekarzom. Dopiero raport Terry’ego zaczął proces zmian.

W latach 70. i 80. XX wieku ruszyły kampanie antynikotynowe, a liczba palaczy zaczęła spadać. Jednak nie w Polsce – w latach 80. odnotowaliśmy absolutne rekordy, jeśli chodzi o liczbę palaczy.

Dziś jest bez wątpienia lepiej, jednak jak podejść do statystyk, skoro obraz zakłócają inne wyroby z nikotyną czy tytoniem?

Brak kontroli

Warto też zastanowić się, czy rola e-papierosów w rzucaniu palenia jest na pewno jednoznacznie pozytywna. Nie można generalizować, będą osoby, którym to pomoże. Jednak dr Kinga Janik-Koncewicz z Uniwersytetu Kaliskiego na czerwcowej konferencji poświęconej problematyce uzależnień przytaczała dane: w USA 77 proc. użytkowników sięgnęło po papierosy elektroniczne, choć nigdy nie palili tych tradycyjnych. To w większości osoby młode, które przyciąga atrakcyjny wygląd, możliwość wyboru zapachu, no i poczucie przynależności do pewnej wspólnoty. Jak zawsze – owoc zakazany kusi. W Polsce jest podobnie. Badanie na zlecenie Polskiego Towarzystwa Postępów Medycyny – MEDYCYNA XXI – przeprowadzone na 1000 uczniów 16- i 17-letnich – pokazało, że 75 proc. młodych ludzi sięgnęło po produkt zawierający nikotynę przed 15. rokiem życia. Ponad połowa (58 proc.) zaczęła od e-papierosa, a 41 proc. od tradycyjnego. Co trzeci uczeń przyznał się, że używa wyrobów z nikotyną codziennie. Najwięcej z nich sięga po e-papierosy (78 proc.), co czwarty pali papierosy tradycyjne. Z podgrzewaczy tytoniu korzysta 7 proc. nastolatków. – Czasami rodzice sami kupują e-papierosy nastolatkom – mówi dr Anna Słowikowska – bo uważają, że to mniej groźne niż palenie, skoro już dziecko ma palić, to lepiej niech vapuje, bo to nie śmierdzi.

Zawartość nikotyny w woreczku tytoniowym to 9 mg. Liczba woreczków w opakowaniu: 20. Paczka papierosów to ok. 22 mg nikotyny. Można więc kontrolować, ile jej przyjmujemy. Z e-papierosami sprawa nie jest taka prosta. Niektóre mają nikotyny tyle, ile dwie paczki tradycyjnych papierosów. Ale bywają takie, które odpowiadają 18 czy nawet 30 opakowaniom. Trudno więc obliczyć, ile tak naprawdę nikotyny przyjmuje się, vapując.

A uzależnienie od nikotyny wiąże się z wieloma poważnymi zagrożeniami dla zdrowia, m.in. zwiększonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych, podwyższonym ciśnieniem krwi, zaburzeniami rytmu serca, zaburzeniami pracy mózgu, zmniejszoną zdolnością koncentracji, uszkodzeniami błon śluzowych jamy ustnej.

Woreczki i snusy niosą ze sobą jeszcze jedno niebezpieczeństwo. – Wszystkie towarzystwa stomatologiczne biją na alarm – takie wyroby mają negatywny wpływ na śluzówkę jamy ustnej – tłumaczy dr Anna Słowikowska.

– Powodują podrażnienia śluzówki, zaburzenia wydzielania śliny, utrudnione jest gojenie mikrourazów, które mogą się zdarzyć choćby podczas mycia zębów, stanowią dodatkowy czynnik drażniący, a to się przekłada na konkretne choroby, np. paradontozę albo zakażenia bakteryjne jamy ustnej. I oczywiście zaburzenia mikrobiomu jamy ustnej. A ten jest ważny tak, jak ważny jest mikrobiom jelit.

Woreczki nikotynowe, snus czy e-papierosy powodują zaburzenia naturalnej flory bakteryjnej, co w dalszej perspektywie może sprzyjać procesowi powstawania nowotworów.

Cofnąć czas

– Palacze – uważa dr Słowikowska – lubią powoływać się na jednostkowe przypadki, mówić: „A mój dziadek miał 100 lat, palił papierosy i był zdrowy”. No nie dlatego dożył setki, że palił! Po prostu odziedziczył taki unikatowy zestaw genów, że dożył sędziwego wieku pomimo palenia, a nie dzięki niemu. Gdyby nie palił, te 100 lat przeżyłby pewnie w lepszej formie. Takie geny to rzadkość. W dodatku nikt z nas nie wie, czy akurat my zostaliśmy obdarzeni takim prezentem przez los i naszych przodków. Kolejne powtarzane często zdanie, moim zdaniem jedno z najgłupszych, brzmi: „Na coś trzeba umrzeć”. Tylko że nigdy nie widziałam w szpitalu nikogo, kto przyjeżdża z bólem w klatce piersiowej albo objawami udaru i mówi: „To teraz mnie zostawcie, na coś trzeba umrzeć, palenie było fajne, niczego mi nie żal”. Nie, każdy prosi: „Ratujcie mnie, chcę żyć, chcę być sprawny”. I każdy wtedy marzy o tym, żeby cofnąć czas. Często leczyłam znanych i lubianych, którzy palili, i każdy stwierdzał w końcu: „To był paskudny nałóg, żałuję” Studenci medycyny mi mówią, że palą nawet lekarze, profesorowie medycyny. „Tak – odpowiadam – ale zastanówcie się, dlaczego. Bo kiedy zaczynali, powiedzmy w latach 60. czy 70., ciągle jeszcze mało się na temat skutków tego nałogu wiedziało”. Dziś ci lekarze co prawda palą, ale przestrzegają innych: „Ja jestem stary, trudno mi z tego wyjść, ale błagam, wy nie zaczynajcie”. Z uzależnieniem ciężko sobie poradzić.

Człowiek potrzebuje nagrody i przyjemności i jeśli się przyzwyczai, że jego nagrodą i przyjemnością jest papieros czy, szerzej, nikotyna, bardzo trudno to przewalczyć.

Według dr Słowikowskiej sporo złego w kwestii palenia zrobił świetny skądinąd film „Bogowie”. – Słyszałam potem od studentów: „Mój ojciec obejrzał film i mówi: »No widzisz, profesor Religa palił, a ty mi każesz rzucić«”. Tak, ale w latach, o których film opowiada, o szkodliwości palenia nie wiedzieliśmy tyle, ile dziś. No i profesor Religa pod koniec życia, już chory (na raka płuc, podkreślmy) sam mówił, jakie to jego palenie było niemądre. Co więc może skutecznie zniechęcić do palenia albo zachęcić do rzucenia? Raczej edukacja czy zakazy? Zakazy na pewno jakiś efekt odniosą. Tak jak sprawdził się zakaz palenia w kawiarniach czy restauracjach. Na początku wydawało się, że trudno go będzie wprowadzić, ale dzisiaj nie budzi kontrowersji. I chroni osoby niepalące przed paleniem biernym. Uwaga: już wiemy, że także e-papierosy są szkodliwe w paleniu biernym.

Ale dr Słowikowska jest przede wszystkim zwolenniczką edukacji. Nie straszenia, ale tłumaczenia. Docierania do dzieci w szkołach, wyjaśniania mechanizmów. – Jak się mówi, że coś jest szkodliwe, to tak jakby nic nie powiedzieć. Ale jeśli pokazać, w jaki sposób uszkadzamy własny organizm, to, uważam, że mamy szansę kogoś przekonać. No i ogromne zagrożenie zdrowia publicznego to, według mnie, osoby znane: pisarze, aktorzy, dziennikarze, zdobywcy nagród, którzy palą publicznie i afiszują się z tym nałogiem.

Im wyższa świadomość zdrowotna ludzi, tym lepiej. Bo przecież jeśli jesteśmy zdrowi i sprawni, możemy pracować i spełniać marzenia. Oczywiście każdy decyduje. Ale żeby decydować, trzeba znać fakty. I ryzyko. – Wybierasz się na Giewont – zakładasz dobre buty czy baletki? Chyba nikt rozsądny baletek nie założy, bo nie chce się zabić – mówi dr Słowikowska. – Jeśli więc wiesz, w jakich mechanizmach substancje zawarte w papierosach czy e-papierosach mogą uszkodzić twój organizm, a tym samym uniemożliwić ci pracę, zarabianie pieniędzy, doprowadzić do niepełnosprawności i zależności od innych, masz pole do świadomego podejmowania decyzji. Czy chcesz iść przez życie zdrowo, czy narażać się na niepełnosprawność. Życie to zarządzanie ryzykiem. To projekt, którego sukces w dużym stopniu zależy od nas.

Wiadomo, że nie na wszystko mamy wpływ, ale jeśli przyjąć, że geny decydują o 20 proc. naszych zdrowotnych problemów, to każdy, kto umie liczyć, wie, że aż o 80 proc. decydujemy my. To naprawdę dużo!

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze