Droga Redakcjo, jestem mamą ze stosunkowo krótkim stażem, popełniam błędy, ale buduję z synkiem relację opartą na bliskości. Kiedy mąż na nas patrzy, bywa radosny, jednak widząc taką bliskość, często przeżywa coś w rodzaju otwarcia oczu na swoje dzieciństwo i własną mamę, i cierpi z tego powodu. Ma tyle pytań o to, jaki był jako dziecko, czym się bawił, co go interesowało, a gdy zapyta, słyszy: płakałeś ciągle, dziecko jak dziecko, nie pamiętam, czwórkę was miałam…
Mąż jest najstarszy, nie był tulony. Kiedyś potrzebę zauważonym, docenionym komunikował płaczem, agresją, krnąbrnością. Teraz komunikuje wprost: chciałbym, żebyś mnie odwiedziła, choć raz pobawiła się z moim synem. Słyszy w odpowiedzi: teraz mi nie pasuje, jestem zmęczona.
Mimo wielu prób nie potrafię zrozumieć tej oziębłości. Mąż cierpi, bo – sam będąc już rodzicem – zastanawia się, czy mama nie jest ciekawa jego życia, tego, jakim jest tatą, jak bawi się z dzieckiem. Nie ma między nimi kłótni, a jakiś rodzaj blokady.
Mąż nie chce iść na terapię. Ale jest mu przykro, gdy moi rodzice nas odwiedzają, bawią się z wnukiem, świętują ważne daty, a on wie, że ze strony swojej mamy nie ma co liczyć na taki serdeczny kontakt. Jak mogę mu pomóc?
Czytelniczka
Ewa Klepacka-Gryz: Droga Czytelniczko, list napisałaś Ty, a nie Twój mąż, dlatego mogę odpowiedzieć jedynie Tobie. Rozumiem Twoje zdziwienie, że matka może tak nie być zainteresowana życiem swojego dorosłego dziecka, rozumiem Twoje bezskuteczne próby zrozumienia teściowej i przede wszystkim rozumiem Twoją troskę o męża. Gdybym miała jednym zdaniem odpowiedzieć na Twoje pytanie, powiedziałabym, że nie możesz zrobić nic, a jednocześnie już robisz bardzo dużo.
Nie możesz odmienić przeszłości męża. On również nie może tego zrobić. Prawdopodobnie jego próby zainteresowania matki sobą i swoim życiem są związane z podświadomą nadzieją, że może teraz, w dorosłym życiu, dostanie od niej to, czego nie dostał w dzieciństwie. Niestety, tak się nie stanie. A matka Twojego męża dała każdemu z dzieci tylko to, co miała.
Jeśli jednak mamy odwagę nazwać rzeczy po imieniu: tak nie dostałam/em od rodziców uwagi, nie mieli czasu, żeby mnie wysłuchać, to w dorosłym życiu sami możemy dać to innym, np. partnerowi czy dziecku.
Twój mąż jest prawdziwym szczęściarzem, bo jego żona potrafi dać swojemu dziecku tyle cudowności: bliskość, uważność, czas, miłość. A on jako tata może dać swojemu synowi to wszystko, czego jemu samemu brakowało. Patrząc na Ciebie, będzie wiedział, jak to zrobić. I na tym właśnie polega Twoja pomoc.
Jesteś jego ukochaną kobietą, którą wybrał sobie (nawzajem się wybraliście) na życie. Dawaj mu to co jako dojrzała kobieta chcesz i możesz dać ukochanemu mężczyźnie. Nigdy nie staraj się wchodzić w rolę jego matki, opiekunki czy terapeutki. To, co wydarzyło się w dzieciństwie, to już przeszłość; może trudna i bolesna, ale przed wami przyszłość, która zależy tylko od Was. I na tym się koncentrujcie.