Co robić, kiedy dzieci się kłócą? Wtrącać się, negocjować, rozdzielać czy zostawić je same sobie, żeby się dogadały? Jak znaleźć złoty środek pomiędzy nadopiekuńczością a obojętnością?
Kasia stoi obok piaskownicy. Widzi, jak jej synek wyrywa innemu chłopczykowi łopatkę. Ma podobną i wydaje mu się, że ta jest jego. Kasia rzuca się natychmiast w sam środek kłótni. Tłumaczy małemu Michałowi (lat 2), że to nie jego łopatka. Ale on krzyczy wniebogłosy i nic do niego nie dociera. Nagle starszy chłopiec sam oddaje mu łopatkę i zaczyna bawić się inną zabawką. Kasia upiera się, że Michał powinien oddać to, co zabrał, ale mały nie chce o tym słyszeć. Odchodzi w odległy kąt piaskownicy i tam kopie dziurę. Kasia podąża za nim, a jednocześnie jej uwagę przyciąga płacz starszej córki (lat 6). Zuzia pokłóciła się z koleżankami, skarży się, że jedna z nich ją przezywa, a druga pluje. Kasia wie, że powinna zareagować, ale skóra jej cierpnie na myśl, co ją czeka. Wysłuchiwanie wzajemnych oskarżeń typu: bo ona pierwsza, w których nie ma szansy na dojście do prawdy. Kasia zmęczona i zdenerwowana mówi: idziemy do domu. Zuzia i Michał solidarnie krzyczą "nie!" i uciekają przed mamą.
Wielkie i małe dramaty na placu zabaw znane są każdemu rodzicowi. Jedna z najczęstszych przyczyn dotyczy prawa własności. Rodzice, babcie i nianie mają różne sposoby na rozwiązywanie tego problemu. Jeden z nich to bezustanne nakłanianie dzieci do dzielenia się zabawkami. Drugi, zupełnie przeciwny, to odmawianie innym dzieciom możliwości skorzystania z zabawek, nawet gdy nasze dziecko nie bawi się nimi, a jednocześnie kategoryczne zabranianie naszym dzieciom dotykania przedmiotów, które nie należą do nas. Ani jedna, ani druga metoda nie wydają się być dobre i skuteczne, raczej powodują narastanie napięcia i konfliktów. Małe dzieci (dwu-, trzylatki) są bardzo przywiązane do swoich rzeczy i nakazywanie im dzielenia się z kolegami powoduje złość, żal i frustrację. One uczą się dopiero, bardzo powoli, że oddać coś na chwilę, to nie znaczy stracić na zawsze. Z drugiej strony są ciekawe świata i zabraniać im zabawy cudzymi przedmiotami jest skazywaniem ich i siebie na straszne męki.
Złotym środkiem może być asystowanie z boku w przepychankach o łopatki, piłki i samochodziki. Nic złego nie stanie się naszym dzieciom, jeśli trochę się pokłócą, pokrzyczą, popłaczą. Wkraczajmy do akcji dopiero, gdy w grę wchodzi przemoc fizyczna (bicie, szarpanie, ciągnięcie za włosy, gryzienie, sypanie piaskiem). Wkraczajmy spokojnie, bez agresji i oburzenia, tylko z jasnym komunikatem: tak nie wolno, nie zgadzam się na bicie. Oczywiście, musimy być czujni, bo u małych dzieci przejście od krzyków do czynów jest bardzo szybkie, ale nie rzucajmy się na ratunek, jeśli tylko zauważymy problem. Dajmy im szansę, czasem, ku naszemu zaskoczeniu maluchy same znajdą rozwiązanie.
Kłótnie starszych dzieci często odbywają się poza naszym zasięgiem. Dowiadujemy się o nich po czasie, kiedy przychodzą do nas zapłakane, rozżalone, przestraszone, albo kiedy skarżą się na nie ich koledzy i koleżanki. W większości wypadków rzeczywiście trudno jest ustalić, kto ma rację. Mimo to warto z nimi rozmawiać, wysłuchać wszystkich stron i powiedzieć szczerze, jakie są nasze odczucia w tej sprawie. Taka spokojna rozmowa z dorosłym, bez osądzania winy, często pomaga, działa jak zawór bezpieczeństwa. Awantura przemienia się w dyskusję. Wtedy możemy wycofać się jeden krok i obserwować, czy nasza pomoc nadal jest potrzebna. Bardzo często okazuje się, że gdy gorączka trochę opadnie, dzieci same potrafią się dogadać, a nawet przeprosić nawzajem, bez nakazu ze strony dorosłych.
Kłótnie naszych dzieci, tych małych i większych, są częścią ich procesu dojrzewania. Dzięki nim uczą się społecznych relacji, poczucia swojej siły, respektu dla drugiego człowieka. Najlepszym środkiem zapobiegawczym przeciwko tym awanturom jest zapraszanie do wspólnej zabawy innych dzieci. Nasza otwartość w naturalny sposób pomoże naszym skarbom zaprzyjaźniać się ze światem.