1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Stara” męskość broni swego miejsca jak niepodległości. Czy już nie czas, żeby poluzować pancerz?

„Stara” męskość broni swego miejsca jak niepodległości. Czy już nie czas, żeby poluzować pancerz?

(Fot. CoffeeAndMilk/Getty Images)
(Fot. CoffeeAndMilk/Getty Images)
Hej, panowie, zapraszamy do lektury. Ten tekst jest także dla was i o was. Możecie się w nim przejrzeć jak – nomen omen – w Zwierciadle i coś zmienić w kontaktach ze światem. Nam wszystkim zależy przecież na dobrym życiu i mocnych relacjach.

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 8/2025.

Dzisiaj dużo rozprawiamy o mężczyznach – my, kobiety. Jakoś nie słyszę wielkich dyskusji na ten temat między mężczyznami, choć to się zmieniło przy okazji ostatniej kampanii prezydenckiej. Andrzej Gryżewski, seksuolog, psychoterapeuta, wywołał spore poruszenie w mediach wpisem na temat wyborów. Jego zdaniem ich wyniki informują nas o tym, w jakim stanie jest męskie serce, czego się ono boi, za czym tęskni, czego pragnie, o czym marzy. I czego absolutnie nie chce zmieniać. Czyli czego? Patriarchatu. Zdaniem psychologa ten nie zniknął, tylko się przebrał w garnitur, uśmiech, PR i sondaże. „Ale pod spodem często nadal tkwi ten sam archetyp: mężczyzna jako dominator, strażnik starego porządku, który nie dopuszcza słabości ani u siebie, ani u innych”.

W strefie bez kobiet

Przez lata nie było szerokiej publicznej dyskusji o męskiej kondycji. Kobiety próbowały ją inicjować, ale nie przebijały się poza swoje bańki. A mężczyźni na próby rozmowy na ich temat reagowali (i nadal tak reagują) złością, kpiną. Tak jakby już sama rozmowa im zagrażała. Tymczasem większość z nas, kobiet, chce po prostu otwartej debaty o naszych nowych rolach w zmieniającej się rzeczywistości. Mam dwóch synów, dużo pisałam na temat relacji, wychowania, w tym tekst pod wymownym tytułem „Ratujmy chłopców” [artykuł „Ratujmy chłopców! Różnią się od dziewczynek na każdym etapie rozwoju, wymagają odpowiedniej troski” przeczytasz tutaj]. Ale widzę wokół, że „stara” męskość broni swego miejsca jak niepodległości.

Przy okazji serialu „Dojrzewanie” wiele osób dowiedziało się o manosferze, czyli męskiej strefie w sieci, pod wpływem której pozostawał bohater. To zbiór blogów, podcastów, stron internetowych, a także grup społecznościowych propagujących maskulinizm, odpowiednik feminizmu. Manosfera zajmuje się samodoskonaleniem, broni praw ojców, ale dominujący ton nadają treści mizoginistyczne, seksistowskie, uprzedmiotawiające kobiety. Rząd męskich dusz w manosferze przejmują głosiciele poglądów, że źródłem problemów współczesnych mężczyzn są feministki i w ogóle kobiety, które ich odrzucają. „Papież” manosfery Andrew Tate, który miał na TikToku 12 miliardów wyświetleń, obwieszczał światu, że kobieta jest własnością mężczyzny i ma mu służyć!

Czytaj także: Red pill – czym jest ruch przeciwników feminizmu?

Kilka lat temu to była niszowa subkultura, dzisiaj się rozrasta. Z badań Fundacji Movember (na grupie ponad 3000 mężczyzn w wieku od 16 do 25 lat z Wielkiej Brytanii, USA i Australii) wynika, że jej odbiorcami nie są tylko incele (mimowolni samotni) czy mężczyźni z problemami, ale także wykształceni, dobrze zarabiający i pozostający w związkach. Jak pokazuje raport, choć treści w tej sferze są różnorodne, także motywujące do rozwoju, to wiele z nich jest szkodliwych, wprowadza dezinformację, propaguje mizoginię i przemoc. Badani przyznali, że oglądają je przede wszystkim dla rozrywki, ale wielu z nich wprowadziło te treści w swoje życie. Raport zauważa, że manosfera może wpływać na zdrowie i kondycję psychiczną młodych mężczyzn, może także usztywniać ich poglądy na temat ról płciowych. Dlatego badacze postulują, żeby „współpracować z całym ekosystemem twórców i platform medialnych, by zakwestionować dominującą narrację i zamiast niej promować szersze spektrum sposobów na bycie mężczyzną – takich, które bardziej sprzyjają zdrowiu psychicznemu młodych mężczyzn”.

Wszystko, wszędzie, naraz

Nie lubię określenia „kryzys męskości”, jest zbyt ogólne i ocenne. Ale już dekadę temu Philip G. Zimbardo, znany profesor psychologii z Uniwersytetu Stanforda, i psycholożka Nikita S. Coulombe w książce „Gdzie ci mężczyźni?” bili na alarm, że męskość jest w kryzysie. Zauważyli, że to, co jest inne wśród młodych mężczyzn w porównaniu z wcześniejszymi pokoleniami, to lęk przed odrzuceniem i nieporadność społeczna oraz emocjonalna. Czyli niewiedza, co robić, jak się zachować w kontaktach z kobietami.

Według psychologów kiedyś takiej bezradności w tej sferze nie było: „Brak tych podstawowych umiejętności społecznych, kluczowych dla sprawnego poruszania się w relacjach intymnych sprzyja strategii polegającej na wycofywaniu się”. Autorzy książki tłumaczyli zjawisko unikania wchodzenia w intymne związki lękiem przed porażką. Bo kontakt z dziewczyną wiąże się z prawdopodobieństwem porażki. Badacze ci zauważyli też u mężczyzn zjawisko zwane zespołem intensywności społecznej (SIS od social intensity syndrom). Polega ono „na ujawnianiu silnej preferencji dla sytuacji i okoliczności społecznej obejmującej obecność innych mężczyzn. Na fascynacji tym kontekstem”. Czyli na ukrytym pragnieniu bycia samcem alfa bądź częścią ekipy takich samców. Typowe dla SIS są słabe więzi rodzinne, nietrwałe relacje z partnerką, większe prawdopodobieństwo, że ci mężczyźni dopuszczą się przemocy, częściej się rozwiodą. Jak pisze Zimbardo, są też oni bardziej skłonni do negatywnych postaw wobec kobiet jako tych innych niż oni, a także przedkładają pornografię nad dojrzałe intymne relacje.

Jakby tego było mało, profesor przytacza badania prowadzone w Japonii, z których wynika, że ponad jedna trzecia mężczyzn w wieku od 16 do 19 lat nie przyznaje się do zainteresowania seksem, ponad 40 procent żonatych mężczyzn nie uprawiało seksu co najmniej przez miesiąc.

Czytaj także: Czym dzisiaj jest męskość? Zastanawia się Wojciech Eichelberger

Nadmierna pewność

Steve Biddulph, światowej sławy psychoterapeuta zajmujący się m.in. wychowaniem chłopców, pisze w książce „Męskość. Nowe spojrzenie”, że problem mężczyzn można przedstawić w bardzo prostych słowach: większość mężczyzn nie ma życia.

Zamiast niego jest wielkie udawanie, maska, którą nakładają na twarz codziennie rano i zdejmują dopiero, gdy wieczorem zasypiają. Psychoterapeuta przedstawia fakty świadczące o kondycji współczesnych amerykańskich mężczyzn: żyją sześć lat krócej niż kobiety. Są odpowiedzialni za 90 procent przestępstw. Stanowią 80 procent bezdomnych. I 90 procent skazanych. Młodzi mężczyźni są trzykrotnie bardziej narażeni na śmierć niż młode kobiety.

O kondycji współczesnego mężczyzny mówią eksperci w książce „Jak nie być chu*em”. Marcin Napiórkowski, profesor w Instytucie Kultury Polskiej na UW, zwraca uwagę na zjawisko męskiej overconfidence (nadmiernej pewności). Polega ono na tym, że mężczyzna wie wszystko, zawsze i wszędzie. Profesor odwołuje się do badań naukowych pokazujących łączenie przez mężczyzn nadmiernej pewności siebie z przesadną skłonnością do ryzykownych działań, co dobrze widać w ulicznych korkach, kiedy młodzi kierowcy niebezpiecznie zmieniają pasy. I zastanawia się, czy nie powinniśmy uczyć synów, żeby potrafili mówić „nie wiem” albo coś jeszcze „mniej męskiego”, czyli: „Muszę zapytać o radę kogoś innego, bo sam sobie nie poradzę z tą sytuacją”.

Mężczyźni bowiem nie pozwalają sobie na nieprzyznawanie się do błędu, na mówienie „nie wiem”, a to ich mocno obciąża.

Tak więc, panowie, nie musicie wszystkiego umieć, wiedzieć, zawsze działać. Możecie przyznać: to mnie przerasta. Bo według przytaczanej przez profesora teorii masterly inactivity można pozostawać panem sytuacji, nie działając! Chodzi o to, żeby interweniować tylko w momencie, kiedy będzie to niezbędne. I nie tkwić w przekonaniu, że opłaca się grać miękko tylko w świecie miękkim, a twardo – w twardym. Bo, jak mówi profesor, istnieje wiele sytuacji, w których miękka strategia daje poduszkę bezpieczeństwa, możliwość wycofania się, obserwacji z dystansu – nawet w świecie, w którym wszyscy grają twardo.

Czytaj także: Depresja odcina od rzeczywistości, nie pozwala ciału oddychać. Rozmowa z Szymonem Żyśko, autorem książki o męskiej depresji

W komforcie

Profesor Napiórkowski zauważa ponadto, że panom wygodnie jest korzystać z przewagi, jaką mają niejako z definicji. Taki niby drobiazg: mężczyźni dysponują donioślejszym głosem, więc łatwo jest im się „wcinać”, przerywać kobietom. Kobieta, gdy chce coś powiedzieć, musi czekać na swoją kolej. Podobnie według profesora jest z pracą, czyli – jak panowie to nazywają – tyraniem. Bo kobieta „siedzi sobie” z dziećmi w domu, podczas gdy mąż ciężko pracuje. Profesor przyznaje w książce: „Wygodnie jest nam inaczej wartościować pracę, zmęczenie, emocje mężczyzn i kobiet. Bo my nie pracujemy »sobie«. Nie żyjemy »sobie«. Jeżeli jesteśmy rozgniewani albo smutni, albo przeziębieni, to są to sprawy życia i śmierci. Przecież gramy o wielkie stawki”.

Ale według profesora tak naprawdę panowie dogadzają sobie w tych wszystkich „spinających pośladki” zajęciach. Potrafią powiedzieć to, czego nie umieją kobiety: „Nie zawracaj mi głowy, nie widzisz, że pracuję!”

Profesor konkluduje: „Mamy wiele statystyk, które mówią, że mężczyźni częściej są narażeni na choroby związane ze stresem, że łączy się to z poczuciem presji. Że nie możemy za często okazywać smutku, gniewu czy przygnębienia. Ale z drugiej strony ten prymat pracy w naszym życiu daje jednak komfort – tak naprawdę mogę robić, co chcę, choć będę uparcie deklarował, że nie robię tego »sobie«, tylko dla rodziny! Bo utrzymuję was wszystkich!”.

Władza, jaką dzierżą mężczyźni – według profesora Napiórkowskiego – ubiera ich w metaforyczne zbroje, w pancerz. Z jednej strony to pomaga im walczyć o ochronę zasobów, w tym – kiedyś – o kobiety. Ale z drugiej – zamyka ich miękkie wnętrze przed rzekomym nieustannym zagrożeniem ze strony natury i obcych.

Profesor mówi w książce, że im bardziej mężczyźni usztywniają ten pancerz, tym ich wnętrza stają się mniej miękkie. Efekt jest taki, że nie potrafią posługiwać się miękkością, nie mogą jej uwolnić. Profesor pyta, czy już nie czas, żeby poluzować pancerz, a może w ogóle z niego zrezygnować?

Nie siła mięśni, ale charakteru

Psychologowie przyznają, że zmianę paradygmatu męskości zacząć trzeba od wychowania chłopców. Julia Izmałkowa, psycholożka, mentorka, autorka książek i mama syna, uważa, że to chłopców się dyskryminuje. Z badań, które od lat prowadzi, wynika, że chłopcom jest trudniej niż dziewczynkom, bo dużo więcej się od nich wymaga, częściej karci.

– Zawsze, gdy to piszę, dostaję dużo hejtu – przyznaje. – Nie cierpię nierównego traktowania, obie płcie są równe. Matki mówią, że chcą wychować syna na takiego, który szanuje kobiety, i słusznie. Ale mało kobiet mówi: chcę wychować syna tak, żeby wiedział, jak być szanowanym przez kobiety. Chcę, żeby mój syn to wiedział. Chcę, żeby szanował wszystkie istoty żyjące, czy to jest kobieta, czy mężczyzna, czy osoba transpłciowa, czy zwierzę. A jednocześnie ma oczekiwać szacunku do siebie. Kiedy miał trzy latka i płakał, bo ktoś źle potraktował go w piaskownicy, powiedziałam, co ma robić – podnieść rączkę i powiedzieć: „Stop, nie podoba mi się to”. Zarówno chłopca, jak i dziewczynkę powinno się wychowywać na porządnego człowieka. Badania mówią, że dziecko rozwija się lepiej i fizycznie, i psychicznie, jeżeli ma dostęp do obydwojga rodziców.

Czytaj także: Jak wychować syna, aby w świat nie wyfrunął seksista?

Dzisiaj współwychowanie dzieci przez oboje rodziców to już trwały i mocny trend. Jest więc nadzieja na zmianę. Co prawda na naszych oczach odradza się też patriarchat, ale od jakiegoś czasu, niejako konkurencyjnie, rośnie „nowy” mężczyzna. Współpracujący z kobietami, wychowujący dzieci, empatyczny, czuły. Pytam więc tych „nowych”, czyli z pokolenia 40-latków, czym dla nich jest męskość.

Adam, trener tenisa, od 20 lat mąż tej samej żony, ojciec dwóch nastoletnich synów: – Dla mnie męskość to umiejętność radzenia sobie z problemami, branie na klatę trudnych codziennych tematów. Na przykład takich jak zarabianie na życie, organizacja wakacji. Albo rozmowy z nauczycielami, gdy syn złapie zagrożenie z matematyki. To także, jak trzeba, pranie, prasowanie, przygotowywanie obiadu. Może powinienem zacząć jednak od tego, że męskość to odpowiedzialność za rodzinę, bycie oparciem dla żony i autorytetem dla dzieci. Wyobrażam sobie siebie jako tego, kto staje na pierwszym froncie, gdy pojawia się zagrożenie.

Marek, fizjoterapeuta, rozwiedziony, ojciec dwóch synów, ojczym dwóch córek: – Jestem w takim momencie życia, że dla mnie męskość to ojcostwo. Chcę, żeby moje dzieci, inaczej niż ja jako syn, miały we mnie oparcie, ale i autorytet. Staram się spędzać z nimi dużo czasu, uprawiamy sport, chodzimy razem na mecze, siłownię.

Jednocześnie tłumaczę synom, że męska siła to nie mięśnie i sportowe wyniki, ale siła charakteru, że nie trzeba się wstydzić okazywania empatii, że każdy człowiek jest inny. Myślę, że nasze dzieci mają przykład w domu, jak można współdziałać w małżeństwie, że chłop nie jest tylko od tego, żeby zarabiał na życie i szedł po pracy na piwo.

Jacek, budowlaniec, ojciec nastoletniej córki:– Mam dość jęczenia facetów o tym, jak to im źle, bo kobiety biorą sprawy w swoje ręce. No i dobrze! My też bierzmy się za siebie. Dla mnie męskość to nie pękanie przy byle problemie, to nie poddawanie się, tylko mierzenie się z trudnymi wyzwaniami, odwaga w obronie słabszych. Ale to też umiejętność przyznania się do błędów, wycofania się, kiedy nie mam racji. Nie bójmy się pokazania miękkiego podbrzusza. Bo to naprawdę nie przynosi nam ujmy! Wyjdźmy wreszcie z okopów walki z kobietami, z rzekomo złym światem. Zróbmy to, co robią od dawna kobiety – zacznijmy pracę nad sobą. Ja od dwóch lat chodzę na terapię, jestem też w męskim kręgu. I choć totalnie odmieniło to moje życie, to się z tym nie obnoszę. Bo kiedy chciałem zachęcić kumpli do udziału w męskich warsztatach, usłyszałem: „Warsztaty to ja wybieram dla samochodu, ha, ha, ha”. A mnie, nie tylko mnie zresztą, bo i mojej rodzinie, terapia pomogła się odbudować.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE