1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Czułość, satysfakcja, poczucie winy, osądy – zbiorowy portret macierzyństwa z różnych stron świata

Anna Pamuła, autorka „Mamy do pogadania”, wyd. Agora (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Agory)
Anna Pamuła, autorka „Mamy do pogadania”, wyd. Agora (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Agory)
O decyzji, czy w ogóle być matką. O tym, czy w czasie porodu można krzyczeć. Kto płacze w połogu? Czy półroczne dziecko może jeść koniki polne? Czy matka ma prawo robić to, co chce? O tym wszystkim i wielu innych sprawach Anna Pamuła rozmawiała z matkami na całym świecie. Powstała z tych rozmów książka „Mamy do pogadania”.

W historiach, które opisujesz, jest coś wspólnego. My, matki z całego świata, w tym naszym macierzyńskim zadaniu – jak chyba w żadnym innym w życiu – poddawane jesteśmy nieustającej presji cudzych oczekiwań, niezależnie od tego, czy to Kamerun, czy Polska musimy się zmieścić w przygotowanych dla nas przez społeczeństwo albo rodzinę ramach. I kiedy z tych ram wychodzimy – a nieczęsto wychodzimy, bo nie mamy siły i pewności siebie – to jest źle. Jesteśmy krytykowane, oceniane, osądzane.
Książka ma tytuł „Mamy do pogadania” nie bez powodu. Bo za dużo zostało do tej pory przemilczane. Chciałabym, żebyśmy wreszcie dały sobie głos. Dużo wobec nas oczekiwań. Cudzych, ale my je idealnie przyswajamy. Mam w Paryżu, gdzie mieszkam, przyjaciela, Francuza, choć z pochodzenia polskiego Żyda, 75-letniego pana. Ostatnio na spotkanie z nim przyszłam zmęczona. Mojego męża nie było kolejny tydzień – pracuje na planie filmowym, więc przez większość czasu wszystko ogarniam sama. Józio nie chciał spać, w związku z czym rano nie chciał wstawać, miałam dosyć. A pracuję nad kolejną książką. Powiedziałam Jeanowi: „Muszę ci się przyznać, że takiej frajdy i takiego szczęścia, jakie daje mi pisanie, nie daje mi macierzyństwo. Jako matka odczuwam satysfakcję, czułość, miłość – oprócz uczuć negatywnych, bo te też przecież są – ale nie euforię czy szczęście. I mam w związku z tym poczucie winy”. On na to: „Ale czemu? Co ty w ogóle porównujesz? To przecież dwie różne kategorie”. Przyznam, że mi to nie przyszło do głowy. Bo mam poczucie, że muszę być wszystkim naraz. On oddziela światy. Przecież to nie jest tak, że jak piszę, zabieram czas mojemu dziecku. Ja, wychowana w polskich wzorcach, tak właśnie myślę: że okradam moje dziecko z należnego mu czasu.

Ale to, że tak myślisz, to właśnie wzorce, które włożono nam do głowy.
Nam, matkom. On jako ojciec, teraz dziadek, nie jest tym obciążony. Kiedy idzie do pracy, to nie ma poczucia, że powinien być w domu. Kiedy idzie się ze mną spotkać, nie myśli, że właśnie powinien odbierać wnuki z przedszkola. To obciążenie często jest fajne, ale nie musi być non stop.

Te ramy, w które jesteśmy wtłaczane, zaczynają się jeszcze na etapie decyzji, czy chcemy zostać matkami.
Zadałam sobie pytanie, jak to jest, że rzadko mówimy o macierzyństwie w kategorii decyzji. Są oczywiście awantury o aborcję i to jest ważny temat, ale kiedy przeczytałam – to był dla mnie punkt zwrotny – raport dotyczący tego, czy kobiety chcą mieć dzieci, okazało się, że prawie połowa kobiet na świecie zaszła w ciążę nieplanowaną. To nie znaczy, że niechcianą. Że decydują się na aborcję. Ale wiele ciąż jest „z wpadki”, ja też byłam taką „wpadką”, szczęśliwą, jak zapewnia moja mama, ale jednak nieplanowaną. Wiele ciąż się przydarza, bo nie ma dostępu do środków antykoncepcyjnych. A 20 proc. kobiet mówi w ankiecie, że nie było w stanie odmówić seksu. Zdałam sobie sprawę z naszej niskiej sprawczości.

Musimy też często odpowiadać na pytania, na które wcale odpowiadać nie chcemy. Najpierw – „Kiedy dzidziuś?”, „Dlaczego tak późno?”, „Nie myślicie, że Ala powinna mieć braciszka?”. A kiedy jesteśmy w ciąży, znowu musimy się tłumaczyć z tego, ile i co jemy, jak śpimy, ile odpoczywamy, dlaczego nie rezygnujemy z pracy zawodowej…
Ciągła inwigilacja.

A my nie mamy siły, żeby powiedzieć: „Nie”. A może to wcale nie jest złe? Może coś nam to daje?
To chyba zależy od tego, z jaką intencją jest nam ta rada dawana. Czy z intencją pomocy, czy zbudowania pewności siebie tej drugiej osoby. Wiele razy się zdarzyło, że dostałam od mamy czy babci poradę, która nie była tak naprawdę próbą wnikliwego spojrzenia na to, czego ja w tym momencie potrzebuję, tylko w jakimś sensie podkreśleniem, że to, co one mi przekazują, a więc to, co same robiły w swoim macierzyństwie, było lepsze. Jakby cały czas chciały mi udowodnić, że były dobrymi matkami.

Zbierasz takie porady z całego świata. Na przykład te dotyczące jedzenia. Każde z miejsc na Ziemi ma swój zestaw produktów nakazanych i zakazanych. Cytat: „Wszystkie mamy dostały od swoich mam lub lekarzy listę produktów zakazanych, inną od mojej: Kamerunka nie jadła bulw białego ignamu, mama z Wybrzeża Kości Słoniowej i Sri Lanki – papai, mama z Madagaskaru – ryżu z maniokiem, Kambodżanka i Egipcjanka – zupy z kwiatów bananowca, Chinka nie piła herbaty, Sudanki nie jadły soli, w lesie amazońskim niektóre Indianki nie jedzą czerwonych owoców i chili, w Mali zakazany jest ananas, a w Senegalu – owoc baobabu, w niektórych krajach Afryki odradza się jedzenie mięsa słonia, w Turcji w ciąży nie należy jeść wielbłąda, w Korei – kaczki, a w Togo – żółwia, w Nowej Zelandii i Australii nie zaleca się tahini (pasty z sezamu), a w Izraelu i krajach arabskich wręcz przeciwnie”.
Tak, ja też miałam oczywiście swoją listę. Jedynie w krajach skandynawskich odkryłam, że poradniki dla mam, oficjalne, rządowe, to są rekomendacje, a nie nakazy. Mogłabyś zrobić tak a tak, ale to jest opcja, twój wybór, bo do ciebie należy decyzja.

Jak to jest, że możemy uwierzyć w to, że jesteśmy dobre w roli np. zawodowej, a tak trudno jest nam nabrać wiary w to, że jesteśmy dobrymi matkami? Że mamy prawo robić tak, jak czujemy, jak nam się wydaje? To mocno wybrzmiewa w Twojej książce. Te same wątpliwości i niepewności przeżywają mamy całego świata.
Moim zdaniem to jest paradoksalne, bo jak się pogodzimy z tym, że nie zawsze musimy być dobrymi matkami, wtedy ta zawieszona na niebotycznej wysokości poprzeczka spadnie i będzie nam lżej. Warto powiedzieć sobie: „Tak, czasem jestem fatalną matką”. Ja na przykład czasem jestem.

Każda z nas czasem jest.
No tak, ale przyznanie, że czasem jestem złą, słabą, fatalną matką – to tabu. Wiele razy jestem fantastyczna, czasem nie jestem. W Polsce poprzeczka w sprawie macierzyństwa zawieszona jest szczególnie wysoko. W ogóle wobec kobiet, a wobec matek szczególnie. We Francji to, że kobieta odbierze dziecko późno ze szkoły, to nie jest żaden koniec świata. Nie będzie za to obrzucana potępiającymi spojrzeniami nauczycielek czy innych matek. A w każdym razie dzieje się to bez porównania rzadziej niż u nas. Nie ma tego ciągłego kontrolującego wzroku: sprawdzasz się czy nie?

Przy pierwszym dziecku jesteśmy wyjątkowo niepewne, trudna jest sama ciąża, kiedy zmienia się ciało, grają hormony, potem poród, który jest granicznym doświadczeniem, a potem po porodzie, w jakimś rodzaju szoku, musimy wziąć odpowiedzialność za nowego człowieka. Może te rady są nam potrzebne? Piszesz o roli wspólnoty kobiet, wspólnoty doświadczeń.
Dla mnie taką osobą była Dorothee, moja francuska przyjaciółka, z którą współpracowałam zresztą przy pisaniu tej książki, razem robiłyśmy wywiady z mamami świata, publikowane co miesiąc w magazynie „Parents”. Nie chciałam, żeby po porodzie była ze mną moja mama. Może gdybym miała drugie dziecko, zrobiłabym inaczej? Bo teraz myślę, że okres pewnego rodzaju relaksu byłby fajny – żeby ktoś się mną zaopiekował, kiedy ja opiekuję się dzieckiem. Nie miałam takiej opieki, ale poznanie Dorothee dużo zmieniło. Zaczęło się właśnie od porad. Prosiłyśmy o nie. Dzwoniłam: „Z tym a tym sobie kompletnie nie radzę, co mam robić?”. Bardzo na przykład stresowałam się temperaturą u dziecka. We Francji 37,2º to nie gorączka, ja wariowałam. Ona z kolei miała kłopot z tym, że jej dziecko nie je warzyw. Mówiłam, że ja w takiej sytuacji mieszałam warzywa z owocami, np. marchewkę z jabłkiem – we Francji to szokujące, dla mnie normalne. Niepoważne tematy? No nie, to nasza codzienność. Ale wydaje mi się, że ważne, by nie mówić w trybie nakazowym: „Zrób tak i tak”, tylko sugestii: „Ja robię tak i tak”. Każda z nas jest inną mamą, nawet przy kolejnym dziecku każda jest już inną mamą.

Celowo nie nazywam książki poradnikiem, ja po prostu pozbierałam, tak jakbym chodziła po lesie i zbierała grzyby, to, co mi te kobiety dawały z siebie, co u nich zadziałało, nie ma konkretnych rzeczy, z których sama korzystałam. Kiedy mama z Kambodży mówiła mi, że robi jakiś syrop, ja tego nie kopiowałam, raczej robiłam syrop według przepisu mojej babci, bo miałam do niej zaufanie. Natomiast kiedy słuchałam tych historii, wiele puściło mi z poczucia winy, np. spanie z dzieckiem w łóżku – myślałam: „OK, we Francji nie do pomyślenia, a w Japonii tak”. To było takie oddramatyzowanie – jak się tyle dzieje na świecie, to może mogę nieco spuścić z tonu?

Czyli są różne podejścia i na ogół wszystkie dzieci wychodzą z tego całe i zdrowe?
Tak. Takie szerokie spojrzenie pomaga odpuścić. Np. Józio miał problemy z zaśnięciem, męczyły go koszmary, przychodził do nas. Ja byłam obarczona tym, że we Francji spanie z dzieckiem to absolutne tabu, coś nie do przyjęcia. Ale miałam w głowie opowieści wielu mam na świecie, które spały ze swoimi dziećmi albo czasami, albo stale i znalazłam własny sposób. Położyłam materac koło naszego łóżka i powiedziałam Józiowi: „Jak będziesz miał koszmar, przyjdź do nas”. I znowu – to nie jest rada, to coś, co ja, słuchając innych matek, wyciągnęłam dla siebie, bo w tej sytuacji wydawało mi się to fajne i fajne dla Józia, bo on jest dzieckiem o takich potrzebach. Bo też często mówimy o dzieciach, jakby były jednym gatunkiem myślącym i czującym tak samo. A przecież tak nie jest, o każdym dziecku można by napisać osobną książkę, tak samo jak o każdej matce. Józio więc przez kilka nocy do nas przychodził, potem przestał. Zadziałało. Słuchanie innych inspiruje.

Co Cię najbardziej poruszyło w opowieściach matek świata?
Dużo było takich rzeczy. Przede wszystkim te dotyczące porodu. Kobieta, która rodzi, ma z jednej strony niesamowitą siłę, a z drugiej – w ogóle w tę siłę nie wierzy. Mówiły mi to też w wielu rozmowach położne. Może właśnie przez tę kontrolę, przez poczucie, że ciągle coś z nami jest nie tak. Moje doświadczenie było podobne. Kiedy rodziłam Józia, nie miałam poczucia połączenia z własnym ciałem, może przez ilość porad, tego, co mnie bombardowało ze strony rodziny, prasy, mediów, w efekcie czułam, że ciągle coś robię źle. Kiedyś położna mówiła mi, że jak chodzi do kobiet w połogu, zawsze im mówi, co robią dobrze. Bo każda kobieta robi coś dobrze. A ciągle słyszy, co ma poprawić. Kiedy patrzę na moje przyjaciółki i znajome, dalsze i bliższe, każda jakoś mnie inspiruje swoim macierzyństwem, które jest zupełnie inne od mojego.

Dla mnie najmocniejsza była opowieść o Gwinejce, która musiała rodzić w milczeniu. Zacytuję: „Mariama rodziła od sześciu godzin, ale nie było jej słychać. Jedynie: szelest prześcieradła, na którym zaciskała pięści, wydech ciśnieniomierza, popiskiwanie elektrokardiogramu, szept męża mamroczącego modlitwy na krześle w kącie sali. »Jest pani gotowa do porodu. Zaczynamy!« – położna była dla niej miła, Mariama chciała jej za to podziękować, ale pokiwała tylko głową. Bała się, że jeśli teraz wypowie choć jedno słowo, będzie ono niczym kamyczek uruchamiający lawinę i wrzask, który kumulowała w sobie, rozniesie się po całym szpitalu. »Cicho, pamiętaj, bądź cicho« – mąż ścisnął ją za rękę. Był pierwszym mężczyzną w historii rodziny, który uczestniczył w narodzinach swojego dziecka. »Zachowasz się jak prawdziwa Gwinejka i nie będziesz krzyczeć w czasie porodu. Zrozumiałaś?« – matka powtarzała Mariamie surowym tonem”.
Tak. Nie mogła krzyknąć. Myślę, że ten krzyk – wydawanie z siebie głosu – jest symboliczny. Zresztą pierwotnie tytuł książki miał brzmieć: „Dajmy sobie głos”. We wszystkich tonacjach. Czy to smutek, czy ból, czy zniechęcenie, czy radość. Dajmy sobie głos, żeby to wszystko z nas wylazło, bo tak właśnie możemy sobie pomóc.

Zresztą każda historia porodowa była trudna, ja też miałam trudny poród, to rzeczywiście moment graniczny, niewystarczająco to chyba podkreślamy, często milczymy – jakby to była jakaś zmowa. Ale ja bym wolała przeczytać coś prawdziwego, żeby się przygotować, żeby wiedzieć, kiedy być asertywną, jak w ogóle chcę rodzić – nie miałam o tym pojęcia.

W plemieniu Fulanów, do którego należy Mariama – zresztą w wielu krajach afrykańskich jest podobnie – jest nakaz milczenia. Gdyby rodząc, wydała z siebie dźwięk, okryłaby hańbą całą rodzinę. Matka afrykańska musi być silna, musi tę siłę pokazać już w trakcie ciąży, którą ma nosić z dumą, nie może mieć żadnych problemów albo się do nich nie przyznawać, potem musi urodzić bez znieczulenia – i w ciszy.

Piszesz, że tam dziecko jest „własnością” wspólnoty, dlatego matka musi pilnować reguł, które we wspólnocie obowiązują. I trudniej jej znaleźć swój własny głos.
Tak, choć to też zależy, inaczej myśli mama z Kamerunu, która mieszka w centrum miasta, inaczej mama ze wsi. Nie chciałabym pójść w stereotypy. I nie tylko Afryki ta wspólnotowość dotyczy. Mama z Indii mówiła mi, że gdyby nie wyjechała, przez co musieli się dziećmi zająć we dwójkę z mężem, ona musiałaby stać się taką mamą, jaką stworzyłyby ją niejako jej matka z teściową. Musiałaby na przykład mieszkać w połogu u mamy, przychodziłaby teściowa, ona byłaby pozbawiona głosu, jej zdanie nie miałoby znaczenia. I widzi jako plus, że mogła zrobić po swojemu. Mąż też by wtedy w ogóle w tym nie uczestniczył, byłby odsunięty. Ale najpierw trzeba wiedzieć, czego się chce i kim się jest. Ja, kiedy rodziłam Józia 9 lat temu, średnio to wiedziałam.

Bo to też tak jest, że trzeba być dojrzałą, żeby być matką, a z drugiej strony bardzo dojrzewamy, właśnie będąc matkami.
Tak, to paradoks. Dla mnie to odkrycie, że ludzie, którzy mają dzieci, nie są według badań szczęśliwsi niż ci, którzy ich nie mają. Badania Uniwersytetu Harvarda wskazują, że ci bezdzietni są bardziej usatysfakcjonowani, natomiast dziecko to nie jest szczęście. To jest człowieczeństwo, opieka, odpowiedzialność za drugą osobę. To coś najbardziej człowieczego, co może wydarzyć się w życiu, co bardzo nas kształtuje. Mówię zresztą Józiowi często, że on mnie bardzo dużo nauczył.

Teraz coraz częściej słyszymy, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Powtarzamy to, ale czy słyszymy?
Ale właściwie czemu się tak upierać przy tym szczęściu? Nie da się być szczęśliwym cały czas. Jest w tym założenie, że celem życia jest szczęście. Ja tak tego nie widzę. Widzę szukanie wartości, empatię, człowieczeństwo.

Może to rodzaj skrótu. Chodzi o to, że zaczynamy zauważać matkę. Że ważne, by o siebie dbała, żeby była zadowolona.
Ale gdyby to zdanie rozszerzyć, to w nim jest kolejne podniesienie poprzeczki – że musisz być szczęśliwa, bo inaczej twoje dziecko nie będzie… Ja po tylu rozmowach z matkami myślę, że pozbycie się przekonania, że do czegoś dążę jako matka, jest uwalniające. Ja dążę do czegoś jako człowiek. Do dobroci, do empatii – to się staram przekazać Józiowi.

Było coś, czego Twoim rozmówczyniom pozazdrościłaś?
Fajne podejście do dzieci jest w krajach skandynawskich. Pozazdrościłam na przykład Islandczykom podwójnego łóżka w szpitalach położniczych. Drobna rzecz, a wiele może zmienić. We Francji mój mąż mógł zdrzemnąć się na krześle i to tylko w ciągu dnia, wieczorem wyrzucali go ze szpitala.

A na połóg fajnie byłoby pojechać do Korei albo Japonii, mają tam cudowne ośrodki specjalnie na ten właśnie czas, ktoś by się tam mną zaopiekował…

Tylko taty w tych ośrodkach nie ma.
No nie ma, ale w ogóle rzadko gdzie tata jest w tym czasie obecny. W Japonii teoretycznie jest roczny urlop dostępny dla ojca albo matki, ale mało który tata z tego korzysta, bo to wstyd.

Największa lekcja z Twoich spotkań z mamami?
Żeby zaufać sobie. Dać sobie przestrzeń, usłyszeć swój wewnętrzny głos i mieć poczucie, że on jest ważny i coś wart.

Anna Pamuła „Mamy do pogadania”, wyd. Agora (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Agory) Anna Pamuła „Mamy do pogadania”, wyd. Agora (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Agory)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze