1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Langer – polski James Bond? Rozmowa z Jakubem Gierszałem

Langer – polski James Bond? Rozmowa z Jakubem Gierszałem

Jakub Gierszał (Fot.  Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB)
Jakub Gierszał (Fot. Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB)
Jeden z najbardziej wyczekiwanych polskich seriali i – jak mówią niektórzy – jedna z najlepszych kreacji Jakuba Gierszała. Czy jego bohater to bardziej „Polish psycho” czy raczej „polski James Bond”? Czy można go polubić, a nawet pokochać? Dlaczego dziś takie postaci zyskują masową popularność?

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 7/2025.

Joanna Olekszyk: Widziałam wprawdzie tylko dwa odcinki „Langera”, serialu, który zapowiadaliśmy w „Zwierciadle” już kilkakrotnie, ale jestem pod wrażeniem. Grasz niby tę samą postać, którą grałeś sześć lat temu, ale teraz zyskała ona na wyrazistości oraz… stylu. W niektórych scenach pierwszego odcinka miałam wrażenie, jakbym oglądała polskiego Jamesa Bonda…

Jakub Gierszał: No, powiem ci, że gdybym zobaczył plakat z hasłem „polski James Bond”, to bym się wybrał na taki film. Zdecydowanie.

Nawet gdybyś w nim grał?

Nawet gdybym w nim grał! A skoro mowa o Bondzie, jesteś team Sean Connery?

Zdecydowanie [śmiech]. Na takim Bondzie się wychowałam, chociaż Daniel Craig też mnie przekonał swoją kreacją. A ty jaki team reprezentujesz?

Mnie też Bond kojarzy się przede wszystkim z Seanem Connerym, potem z Rogerem Moore’em. Bond Moore’a był elegancki i stonowany, Bond Connery’ego miał lekki uśmieszek, który nadawał tej postaci pewnej lekkości i dystansu. Niestety, kiedy usłyszałem wypowiedź aktora na temat tego, że nie widzi nic złego w biciu kobiet, potem zresztą o przemoc domową oskarżyła go była żona, doszedłem do wniosku, że nie może być już moim ulubionym Bondem. Natomiast Daniel Craig jest bardzo w porządku zarówno jako Bond, jak i on sam… Choć rozmawiałem niedawno z moją ciocią, prawdziwą psychofanką serii o agencie 007 i ona mówi, że tych nowych części nie jest w stanie oglądać, bo są robione zbyt serio. Jej zdaniem „Bondy” powinny być robione i oglądane z lekkim przymrużeniem oka, być takim trochę naigrywaniem się z całego tego świata szpiegów, tajnych agentów i spisków złoczyńców. Dlatego też – wracając do naszego serialu – doceniam, że Łukasz Palkowski wrzucił do tego strasznie brutalnego świata z powieści Remigiusza Mroza cudownie absurdalne poczucie humoru.

Czytaj także: James Bond – aktorzy. Kto grał Bonda w poszczególnych filmach z serii?

A ja zawsze miałam wrażenie, że to poczucie humoru, ten dystans, to przymrużenie oka – znalazły się w tej postaci za twoją sprawą. Langer potrafił być straszny i zabawny już w „Chyłce”, gdzie pojawił się po raz pierwszy.

I już wtedy dużo rozmawialiśmy z Łukaszem o tym jego absurdalnym rysie. Poza tym pamiętaj, że w „Chyłce” był jednak postacią drugoplanową, dlatego humoru i przymrużenia oka było tam o wiele mniej. W serialu „Langer” operujemy nimi już na całego, wychodzi z tego czasem groteska, co skutecznie rozładowuje napięcie i powagę jego brutalnych czynów.

Widzę jedną wspólną cechę Langera i Bonda – obaj mają silny rys socjopatyczny, są manipulacyjni i lubią łamać ogólnie obowiązujące normy.

W dodatku obu cechuje brak empatii – używają ludzi do własnych celów. Jest im także obce poczucie winy, nie mają żadnych skrupułów. No i obaj zabijają ludzi… To już chyba coś więcej niż socjopatia.

Czytaj także: Remigiusz Mróz „Chyłka” – kolejność czytania książek

Od początku pracy nad scenariuszem, a był on przepisywany praktycznie do ostatniej chwili, nawet na planie, zależało nam na tym, by nasz „Langer” był na motywach prozy Remigiusza Mroza, nie oddawał jeden do jednego treści książek. Była w tym pewnie chęć odróżnienia się, ale też dania widzom tego, po co przyszli, czyli po prostu dobrej rozrywki. Czy nam się udało? Widzowie ocenią, ale mam nadzieję, że tak.

Dla mnie jako aktora to świetna rzecz, że powstał serial, który jest spin-offem „Chyłki”, bo to znaczy, że widzowie polubili bohatera, w którego się wcieliłem.

A ty go polubiłeś? Można w ogóle polubić Langera?

Tak, myślę, że jak najbardziej można go polubić.

Jakub Gierszał kadr z serialu „Langer” (Fot. materiały prasowe) Jakub Gierszał kadr z serialu „Langer” (Fot. materiały prasowe)

Czytając, a właściwie słuchając książek z tej serii, miałam czasem wrażenie, że jest to wręcz ulubiony bohater samego autora.

Chcesz powiedzieć, że Remigiusz Mróz się z nim utożsamia [śmiech]?

Tak daleko bym się chyba nie posunęła, choć książkowy Langer jawi się prawie jako geniusz, który zawsze jest o krok przed innymi bohaterami. Co ciekawe, sam utożsamiał się z Ripleyem, a przynajmniej tym z ostatniej serialowej adaptacji.

Ripley był notorycznym kłamcą, to z pewnością łączy ich obu. Sądzę też, że ani jeden, ani drugi tak naprawdę nie znają samych siebie…

Co masz na myśli?

Nie mają emocjonalnego dostępu do siebie. I to jest właśnie klucz do zrozumienia ich socjopatii czy też psychopatii. Nie znają siebie, więc w swoim zachowaniu tak naprawdę kopiują, naśladują innych ludzi. Tak robił Tom Ripley. Umiał dopasować się do oczekiwań innych ludzi. I myślę, że tę cechę posiada też Piotr Langer.

Zastanawia mnie, co jest takiego w dzisiejszych czasach, że tacy bohaterowie zyskują masową popularność. Weźmy choćby Dextera czy Dahmera. Ciebie takie postaci w kinie czy serialu pociągają?

Ripley – tak, to świetnie skonstruowany bohater literacki, zagrany choćby przez Alaina Delona, Matta Damona czy Andrew Scotta. Natomiast serial o Dahmerze mnie zupełnie nie wciągnął, za mało było tam analizy psychologii postaci, a za dużo patrzenia na świat z jego perspektywy. „Dextera” nigdy nie widziałem. Może dlatego, że kiedy się pojawił i kiedy modne zaczęły być też inne seriale o nie do końca krystalicznych bohaterach, jak „Rodzina Soprano” czy „Breaking Bad”, miałem w sobie rodzaj buntu przeciwko takiej serialowej rewolucji. Dla mnie wartością był wtedy film, w dodatku oglądany w kinie. Rewolucja jednak postępowała naprzód, nie patrząc na mój bunt…

Można powiedzieć, że dziś jesteś nawet jej częścią.

Można tak powiedzieć [śmiech]. Ale wspomniana rewolucja wyprodukowała wiele bardzo interesujących produkcji, jak chociażby „Olive Kitteridge”, udowadniających, że serial nie musi być tylko i wyłącznie wytworem uzależniającym widza od kolejnych twistów i dającym ułudę bliskiego kontaktu z jego bohaterami. Zrozumiałem też, że jeśli miałbym się wypiąć na tę całą serialową rewolucję, to bym o wiele mniej grał jako aktor.

Jakub Gierszał (Fot.  Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB) Jakub Gierszał (Fot. Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB)

Twoim głównym wkładem w tę rewolucję jest Piotr Langer. Co wnosisz tą postacią w życie widzów?

Co wnoszę? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że rozrywkę.

To na pewno, ale myślę, że też pewien rodzaj – choć to słowo zabrzmi dziwnie – romantycznego bohatera. Oprócz przymusu zabijania, kolejną obsesją Langera jest miłość. A przynajmniej to, co wydaje się mu miłością.

No właśnie, „wydaje się”. Myślę, że o miłości w jego wypadku nie ma w ogóle mowy. On rozgrywa ludzi, manipuluje, upaja się władzą, jaką nad nimi ma, czasem używając do tego słów czy zachowań, które postronny obserwator mógłby pomylić z romantycznymi. Co więcej, sądzę, że gdybyśmy z Łukaszem poszli tym tropem, nie dałoby się tego oglądać. Mogłaby nam wyjść rozerotyzowana fantazja na temat związku między przemocowcem a jego ofiarą, którą już znamy z najnowszej rodzimej kinematografiii. Bardzo tego nie chcieliśmy. Dla mnie Langer to postać, której nie wolno nigdy ufać, choć oglądając serial, można o tym zapomnieć i dać się ponieść jego skuteczności, sprytowi czy kłamstwom.

Mnie czasem przypominał cyborga czy androida, który nie może zachować się inaczej, niż jest zaprogramowany.

Próbowaliśmy ten jego książkowy wizerunek chłodnego, pozbawionego emocji cyborga zmienić właśnie dlatego, że takie postaci już z ekranu znamy. Chcieliśmy wprowadzić tam trochę więcej chaosu, zamaszystości, jakąś taką nutkę dekadencji… To ktoś, kto czyni zło, ale ma też z tego dużo przyjemności i frajdy.

W „Chyłce” Piotr Langer był nieznośnym dzieciakiem, tu jest już mężczyzną, czasem nawet sprawiającym wrażenie ustatkowanego.

Z pewnością inaczej konstruujesz bohatera, który pojawia się niczym Joker – miesza karty głównym bohaterom, a potem znika, a inaczej, kiedy jest prawie wiodącą postacią. Wtedy można zajrzeć za kulisy i na przykład okazuje się, że magia tej postaci ulatuje. Żeby zachować jego charakter, ale też uczynić Langera nadal interesującym, musieliśmy zachować pewien balans. To było prawdziwe wyzwanie. Stąd też, jak sądzę, bierze się jego większy spokój, choćby w momentach, kiedy jest sam. I to może właśnie dawać wrażenie, że jest dojrzalszy, bardziej ustatkowany.

Jakub Gierszał kadr z serialu „Langer” (Fot. materiały prasowe) Jakub Gierszał kadr z serialu „Langer” (Fot. materiały prasowe)

Pamiętasz siebie sprzed tych sześciu lat, kiedy po raz pierwszy się w niego wcieliłeś?

No cóż, trochę czasu minęło, dużo rzeczy się zmieniło, wydarzył się choćby COVID-19, wybuchła wojna na Ukrainie. Kiedy zadzwoniła do mnie producentka z pomysłem na „Chyłkę”, byłem na planie w Danii. Kręciłem tam niezależny film – „Giraffe”, który, niestety, nigdy nie wszedł do polskich kin. Pamiętam, że postanowiłem sobie wtedy, że będę mieszał te dwa światy – kino arthouse’owe i rozrywkowe.

Kino komercyjne zawsze korzysta z rzeczy, które już są, powiela je i przetwarza na okrągło, ma funkcję bardziej usługową, co jest jak najbardziej OK, tylko ja jednak mam w sobie cały czas chęć i potrzebę, by dokładać się do kina artystycznego. Ale wtedy pomyślałem, że można to łączyć, tak przecież robią aktorzy na Zachodzie, jak choćby Mark Ruffalo, który może zagrać w „Avengersach”, ale też w „Biednych istotach”.

Z perspektywy czasu jesteś zadowolony z tamtej decyzji?

Tak, myślę, że odnalazłem swoją drogę. Gram w różnorodnych produkcjach, udało mi się też wyprodukować wspólnie z Klaudiuszem Chrostowskim mój pierwszy film „Ultima Thule”.

Mam poczucie, że przynajmniej podążam jakąś drogą, a to już bardzo dużo [śmiech].

Jakub Gierszał (Fot.  Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB) Jakub Gierszał (Fot. Mateusz Stankiewicz/FEED ME LAB)

Spokój, o którym mówiłeś w kontekście swojego bohatera, to jest coś, co mnie też w tobie uderza. Sprawiasz wrażenie wyjątkowo spokojnego człowieka. Skąd się to bierze?

Jako dziecko byłem bardzo nieśmiały, co powodowało, że choć wewnętrznie przeżywałem sporo, niekoniecznie pokazywałem to na zewnątrz. Tak się chyba już ukształtował mój charakter czy też osobowość. Rzeczywiście sprawiam wrażenie, jakbym był bardzo spokojny, w dodatku mam w sobie dużo wiary w procesy, które dzieją się na świecie, ale i we mnie. Więc jak jest jakiś wyścig, ja raczej do niego nie staję, wolę przyglądać się z boku. Jedyne, z czym próbowałem w swoim życiu walczyć, to właśnie z tą nieśmiałością. Dlatego poszedłem do szkoły aktorskiej, żeby się przełamać.

Dlaczego chciałeś się przełamać?

Nie chciałem, żeby ta cecha definiowała mnie i wybory, jakich będę w życiu dokonywał. Chciałem być różnorodny, nie tylko nieśmiały.

Jakub Gierszał po raz pierwszy zagrał Piotra Langera w serialu „Chyłka” na podstawie powieści Remigiusza Mroza. Postać tak spodobała się czytelnikom i widzom, że pisarz powrócił do niej w cyklu książkowym „Langer”. Sześcioodcinkowy serial o tym samym tytule, w reżyserii Łukasza Palkowskiego, który można oglądać na SkyShowtime, jest jego luźną adaptacją.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE