Często boimy się zmiany, a faktycznie zmiana oznacza nowe możliwości. Przekonały się o tym bohaterki nowej książki Agnieszki Krawczyk, Zula i Kamila – za życiowym zakrętem czekało na nie nowe życie i wielka miłość.
Z autorką rozmawiamy o wyzwaniach, jakie postawiła przed powieściowymi przyjaciółkami i... sobą samą przy pisaniu tej historii.
Powieść „Tylko dobre wiadomości” rozpoczyna się od tego, że bohaterka, jedna z dwóch głównych - jak się potem okaże, traci pracę. Jako pisarka pracuje pani „na swoim”, a jednak argumenty, które wytacza jej szef, są bardzo aktualne w dzisiejszym świecie. Ktoś je pani podpowiedział?
Te argumenty podpowiada obserwacja życia wokół nas. Utrata pracy – nawet w sytuacji takiej jak u Izabeli, gdy rezygnujemy sami – zawsze jest trudnym przeżyciem. Myślę, że można je porównać do rozstania, zwłaszcza gdy byliśmy długo i silnie związani ze swoją firmą, a tak jest w przypadku mojej bohaterki. Czasami jednak trzeba odejść i mamy mocne przeświadczenie, że taka decyzja jest konieczna. No i wówczas zazwyczaj jakiś wewnętrzny głos, albo też należący do naszych przyjaciół i bliskich, przedstawia argumenty, czemu jednak nie należy tego robić. Wydaje mi się, że często padają takie rady, jakich Izabeli udzielił jej szef: „o dobrą pracę nie jest łatwo, trzeba myśleć o podjętych zobowiązaniach finansowych, nie wolno działać pod wpływem impulsu”. To wszystko oczywiście prawda i każdą tak istotną decyzję powinno się rozważyć z wielu stron, ale moim zdaniem nie wolno się też bać zmiany. Zmiany nie są złe, zwłaszcza jeżeli odczuwamy przemożną potrzebę ich dokonania. Czasami opłaca się zaryzykować, nawet wbrew racjonalnym i mądrym argumentom.
Iza Oster, nieformalnie zwana Zulą, jest doświadczoną dziennikarką telewizyjną. Wydaje się jej, że dostanie wiele innych propozycji pracy. Rzeczywistość szybko weryfikuje te wyobrażenia. Co jest dla niej psychologicznie trudniejsze: niepewność, czy będzie miała z czego płacić kredyt, czy konieczność pozbycia się iluzji?
Moim zdaniem właśnie to drugie. Izabela często podkreśla swoje rozczarowanie faktem, że interesujące oferty nie posypały się natychmiast, gdy odeszła ze swojej stacji. To rodzi w niej niepewność, a nawet podważa wiarę w siebie. „Może wcale nie jestem taka dobra?” – zaczyna sobie zadawać takie właśnie pytania. Jej przyjaciółka, Kamila, jest zdziwiona, że Oster liczyła na ofertę z pewnej stacji, której szefa nie lubi. Nie wyobraża sobie bowiem, że Izabela mogłaby tam pracować. „Chciałam otrzymać propozycję, a czy bym się zgodziła, to już zupełnie inna rzecz” – odpowiada dziennikarka. Na tym etapie chce przede wszystkim potwierdzenia swej pozycji, czegoś w rodzaju dowartościowania. Można więc powiedzieć, że problem Zuli leży bardziej w jej ambicjach niż w zwykłej i dosyć prozaicznej kwestii finansowej, związanej z kredytem. Została skonfrontowana z własnym wyobrażeniem o sobie i swych możliwościach zawodowych i przeżyła nieprzyjemny szok. Co ciekawe, to jej nie załamuje. Otrząsa się i idzie dalej, zmieniając jedynie profil swoich zawodowych zainteresowań, bo to jest bardzo silna kobieta.
Druga główna bohaterka, Kamila Rudnicka-Clement także jest na życiowym zakręcie, właśnie po rozwodzie. Wydaje się, że podchodzi do tego bardzo lekko, ale rzeczywiste powody rozstania są poważne. Jak Kamila sobie z tym radzi?
Postać Kamili zaplanowałam tak, żeby to była bohaterka, którą troszkę oceniamy po pozorach. Tak zresztą również widzi ją początkowo przyjaciółka. Kamila wydaje się być spokojna i obojętna wobec sytuacji, w jakiej się znalazła. Kluczem jest tutaj słowo „wydaje się”. Bo prawda jest oczywiście inna. Kamila nauczyła się maskować swoje prawdziwe przeżycia, nie pokazywać bólu i rozczarowania. Skłoniła ją do tego sytuacja, w której się znalazła – po prostu wygodniej było dla niej dystansować się od trudnych doświadczeń, nie uzewnętrzniać poczucia zawodu. Widać jednak, że brakuje jej wsparcia. Bliskiej osoby, która nie tylko jej wysłucha, ale i wspomoże. Izabela jest jej przyjaciółką i mogłoby się wydawać, że to jest najlepszy adresat zwierzeń. A jednak Kamila ma jej czasem za złe, że jest zbyt szczera i krytyczna. Myślę, że nie oznacza to, iż Rudnicka-Clement boi się prawdy i lubi się oszukiwać, wręcz przeciwnie. Ona ma świadomość swoich błędów, ale potrzebuje, by ktoś zaufany w pewnym stopniu ją rozgrzeszył, a nie tylko oceniał. Wówczas byłoby jej po prostu lżej mierzyć się ze swoimi problemami i zmagać z wyborami.
Iza i Kamila decydują się pracować razem. Czy pani zdaniem łatwo jest pracować z przyjaciółką?
Nigdy nie pracowałam z przyjaciółką, więc tutaj byłam zdana na swoją wyobraźnię. Tak jak mówi Izabela: „uważam, że jest to trudne”. W przyjaźni jednocześnie można więcej i wręcz przeciwnie – wielu rzeczy się nie da zrobić. Zula i Kamila obawiają się, że wspólny biznes może wpłynąć na ich relacje. Mogą zacząć się spierać albo co gorsza walczyć o rolę szefowej przy nowym projekcie. Dlatego też na samym początku Rudnicka-Clement oświadcza przyjaciółce, że nie będzie się mieszała do spraw merytorycznych w nowej gazecie, zajmie się wyłącznie administracją. Taki podział obowiązków – gdy obie nie wchodzą sobie w drogę, nie rywalizują – wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Przyjaciółki wspierają się, mogą na siebie liczyć, a jednocześnie każda odpowiada za „swoją działkę”. Natomiast wielkim plusem tego układu jest fakt, że są tak ze sobą związane – mogą sobie szczerze powiedzieć, co je boli i co się im nie podoba we współpracy, wiedząc, że ta druga się nie obrazi.
Co jest dla bohaterek największym wyzwaniem w ich nowym projekcie?
Kamila dziedziczy podupadające pismo, gazetę „Stylowa Kobieta” i postanawia przerobić je w nowoczesny magazyn dla pań. Największym wyzwaniem jest to, że takich czasopism na rynku jest bardzo wiele i bohaterki muszą znaleźć sposób, aby się wyróżnić i przyciągnąć czytelników. W powieści przedstawiony jest cały proces budowania tego nowego projektu. Od kształtowania koncepcji pisma, poprzez realizację założonych celów, do ostatecznego efektu. I nie jest tak, że wszystko układa się idealnie i nie ma żadnych zgrzytów. Bohaterki mają różne wizje i muszą „spotkać się w pół drogi”. Żadna jednak nie forsuje swoich pomysłów, w tej relacji są zorientowane na współpracę i wypracowywanie wspólnego stanowiska, a nie na stawianie sprawy na ostrzu noża. Ja także skłaniam się ku takiemu modelowi działania w grupie: bardziej myślenie zespołowe niż indywidualizm. Cenię nowatorskie i oryginalne rozwiązania, ale współpraca także jest istotna, bo bez niej trudno dojść do celu. Wydaje mi się, że w związku z tym, dla moich bohaterek kluczową sprawą i najtrudniejszym wyzwaniem było zbudowanie zespołu współpracowników, sprawienie, by ludzie, którzy z nimi tworzą pismo, identyfikowali się z tym projektem.
Przeprowadziła pani swoje bohaterki z Warszawy do Krakowa. Dla Izy to powrót do rodzinnego miasta. Co to dla niej oznacza?
Izabela wraca po latach do swojej dzielnicy z wczesnej młodości, czyli na Grzegórzki. To jest oczywiście coś w rodzaju podróży sentymentalnej, bo wraca do dobrze znanych miejsc, ale powrót przynosi też zaskoczenie. Okolica, pozornie znana jak własna kieszeń, przez ten czas bardzo się zmieniła. Zulę czeka mnóstwo odkryć, można powiedzieć, że widzi Kraków zupełnie innymi oczyma. Odnajduje przyjemność w spacerach, wyszukiwaniu ciekawych, klimatycznych zakątków, czerpaniu radości z życia. Wcześniej nigdy nie zwiedzała Krakowa w taki sposób: nie bywała w ogrodzie botanicznym czy młodopolskim ogrodzie Józefa Mehoffera. Nagle dochodzi do wniosku, że najlepiej pracuje się jej po długim spacerze, a najtrafniejsze pomysły przychodzą w knajpce za rogiem. Spotyka też ludzi, z którymi zapewne wcześniej by się nie zaprzyjaźniła – kolorowy, lokalny „element”, dzielnicowych filozofów i oryginałów. Izabela wraca też do pewnych spraw ze swojej przeszłości, a może bardziej – to przeszłość ją dogania. Myślę, że „Tylko dobre wiadomości” są przede wszystkim opowieścią o relacjach i konfrontowaniu się ze swoimi wyobrażeniami. Powrót do rodzinnego miasta wyzwala w bohaterce potrzebę przemyślenia różnych spraw i spojrzenia na życie z innej perspektywy.
Mówi się, że „gdy zamykają się jedne drzwi, otwierają się inne”. W przypadku Izy i Kamili faktycznie tak jest: nowy projekt, przeprowadzka, nowe relacje... Czy pani sama też ma za sobą podobne doświadczenia?
Głęboko wierzę w słuszność tego powiedzenia. Jestem optymistką i uważam, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś. Jestem też zwolenniczką tezy, że nie należy niczego robić na siłę. Gdy coś bardzo się nie układa, trzeba poszukać innego rozwiązania albo poczekać, co czas nam podpowie. Gdybym nie wierzyła, że wyzwania trzeba podejmować, a marzenia się spełniają, pewnie nie zostałabym pisarką. „Tylko dobre wiadomości” to też było dla mnie takie wyzwanie, całkowicie nowy projekt. Jestem znana jako autorka obszernych, wielotomowych sag obyczajowych. Tym razem przedstawiłam czytelnikom pojedynczą powieść, która nie będzie miała kontynuacji. Wymagało to ode mnie innego trybu pisania i planowania fabuły; byłam też ciekawa, czy taka książka w moim wykonaniu się spodoba. Nie ukrywam, że pisanie jej sprawiło mi dużo przyjemności: książka łączy w sobie cechy powieści obyczajowej, romansu, historii przygodowej potraktowanej z lekkim przymrużeniem oka i opowieści o tajemnicy rodzinnej. Chciałam, żeby była taka niejednorodna i jednocześnie operowała pełnym rejestrem uczuć: można się było przy niej uśmiechnąć, ale też i wzruszyć. Zrealizowanie tego planu, było – proszę mi wierzyć – prawdziwym wyzwaniem. Zatem można powiedzieć, że otworzyłam sobie te drzwi: do trochę innego typu pisarstwa. No i odważyłam się napisać powieść obyczajową umiejscowioną w moim rodzinnym mieście, czyli Krakowie. Miałam nadzieję, że pokażę go czytelnikom od takiej trochę mniej znanej strony – romantycznej, uroczej, a jednak nie opisanej w popularnych przewodnikach.