1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Syndrom Atlasa, czyli pułapka nadodpowiedzialności

Człowiek z syndromem Atlasa robi wszystko, żeby być kochanym i docenionym, ale w taki sposób, że ostatecznie inni się od niego oddalają. (Ilustracja: Getty Images)
Człowiek z syndromem Atlasa robi wszystko, żeby być kochanym i docenionym, ale w taki sposób, że ostatecznie inni się od niego oddalają. (Ilustracja: Getty Images)
Wydaje się, że świetnie sobie radzą nawet w najtrudniejszych warunkach, ale ich życie jest podszyte lękiem i ciągłym napięciem. Osoby z syndromem Atlasa nie potrafią odpuszczać i za dużo na siebie biorą, nic dziwnego, że są przeciążone i nie czują się szczęśliwe. Na co uważać, żeby nie skończyć z całym światem na swoich barkach – wyjaśnia profesor Irena Pospiszyl.

Pandemia to czas życia w poczuciu zagrożenia własnego zdrowia i zdrowia bliskich. W niektórych przypadkach chorujemy, zdarza się, że tracimy bliskich.
Trudność czasu pandemii można podzielić na dwa okresy. Pierwszy to ten, kiedy byliśmy całkowicie bezradni wobec choroby, bo nie znaliśmy na nią sposobu. Nie było szczepionki i nikt nie wiedział, jak zareaguje na tę chorobę, dlaczego inni przechodzą ją bardzo ciężko, a inni prawie niezauważenie. Sytuacja bezradności jest dramatyczna dla każdego człowieka, jednak szczególnie dla osoby nastawionej zadaniowo do życia, czyli traktującej problem jak zadanie do rozwiązania. Gdy nie znają sposobu, trudno im oderwać od niego uwagę, żyją w ogromnym napięciu. Od czasu, gdy pojawiła się szczepionka, „zadaniowców” nie dezorganizuje już to dramatyczne poczucie bezradności, teraz wiedzą, co trzeba zrobić, trzeba dopilnować, żeby ludzie zachowywali się rozsądnie, żeby utrzymywali dystans, nosili maseczki i się szczepili, trzeba się mierzyć z problemem zaprzeczania istnieniu choroby, teoriami spiskowymi i wszelkimi niepotrzebnymi ryzykami.

W obliczu tak obciążających okoliczności stosujemy różne strategie. Wspomniała Pani o aktywnym, zadaniowym radzeniu sobie, ale jest jeszcze jego przeciwieństwo – strategia pasywna.
Strategie zadaniowe stosujemy zawsze wtedy, kiedy wiemy, jak rozwiązać dany problem, znamy sposoby, umiemy znaleźć jego rozwiązanie. Strategie emocjonalne stosujemy wtedy, mówiąc w pewnym uproszczeniu, kiedy nie wiemy, jak sobie poradzić z rozwiązaniem problemu.

Zgodnie z zasadą, o której pisał kiedyś Bruno Bettelheim: „Jeżeli nie możesz zmienić świata, to zmień swoje myślenie o świecie”. Jeżeli nie możesz nic zrobić z rzeczywistością, żeby zredukować swój lęk, niepokój, poczucie zagrożenia, musisz zacząć inaczej myśleć o tej rzeczywistości. Te strategie mają najczęściej charakter pasywny, bo opierają się na tym, żeby przekierować swoją uwagę albo przeformułować przekonania. Można na przykład zacząć wypierać coś z pamięci, zastępować to innymi myślami, koncentrować się na rzeczach, z którymi dobrze sobie radzimy, czasami przedefiniować pewne sprawy albo pogodzić się z nimi. To także może być strategia skuteczna i zdrowa, jeśli zachowamy w jej stosowaniu umiar. Jednak w skrajnym wydaniu może się okazać rezygnacją, pogodzeniem się z tym, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. To jest groźne. To jeden z przejawów bezradności.

Na ogół jesteśmy przekonani, że to te aktywne sposoby są skuteczniejsze w przypadku trudności. Tymczasem one, tak jak te pasywne, kryją w sobie wiele pułapek.
Żeby je omijać, musimy nauczyć się rozróżniać, na jakie sytuacje mamy wpływ, a na jakie nie. Kulturowo jesteśmy mobilizowani do używania strategii aktywnych, ale zawsze warto pamiętać o arystotelesowskiej zasadzie złotego środka. Każde podejście do problemu stosowane bez umiaru może nas poprowadzić w ślepy zaułek. Strategia aktywna okazuje się psychologiczną pułapką wtedy, kiedy na przykład nieustannie podejmujemy te same wysiłki, żeby rozwiązać problem, chociaż wiemy, że się do niego nie przybliżamy. Przykładem nieskutecznej strategii aktywnej może być zachowanie żony, która niestrudzenie zastępuje uzależnionego męża w zaniedbywanych obowiązkach po to, żeby ukryć jego uzależnienie i udawać, że wszystko działa tak, jak trzeba. Oczywiście to jest nieskuteczne. Rozwiązanie leży gdzie indziej. Z pasywnymi strategiami jest podobnie – kiedy próbujemy zmienić tylko myślenie, to w pewnym momencie możemy zacząć popadać w stagnację, uzależnić się od różnych zewnętrznych „protez”, na przykład leków, ludzi, nasza wyobraźnia skupia się tylko wokół obrony naszych emocji. A czasem trzeba po prostu podjąć wyzwanie.

Z tym że osoba, która będzie stosowała aktywne strategie, z zewnątrz będzie nam się wydawać samodzielna i zaradna. Tymczasem to mogą być jedynie pozory, przykładem może być postawa nazwana przez Panią syndromem Atlasa.
Ostateczne kryterium zdrowego podejścia do zadań to skuteczność. Dramat osoby z syndromem Atlasa polega na tym, że podejmuje niezwykle wyczerpującą aktywność, która – choć chwilowo daje rezultaty, jakich oczekuje – ostatecznie jest nieskuteczna. To jest jak wygrana bitwa w przegranej wojnie.

Na czym polega ten syndrom?
Atlas jest osobą zdominowaną lękiem przed bezradnością, którą kiedyś przeżył tak bardzo, że wydawało mu się, że tego nie przetrwa. Ale pokonał trudności, wyszedł na prostą i to determinuje jego przyszłe nastawienie do życia. Problem w tym, że zbyt mocno uwierzył, że może polegać tylko na sobie; przyjmuje postawę: „Kto da radę, jak nie ja”, „Potrafię zabezpieczyć tych, na których mi zależy, a przede wszystkim nigdy więcej nie dopuścić do sytuacji bezradności”. Temu właśnie służy potrzeba kontroli zdarzeń i otoczenia i z tego wypływa owa gotowość do zastępowania wszystkich w różnych zajęciach. Takie podejście sprawia, że prędzej czy później dojdzie do przeciążenia, dramatycznego wyczerpania Atlasa, ze wszystkimi tego konsekwencjami: drażliwością, poczuciem bycia wykorzystywanym, konfliktami, zrażaniem do siebie bliskich, a w końcu poczuciem osamotnienia.

Co gorsza, Atlas nie przyjmuje do wiadomości, że jest całkowicie przeciwskuteczny.
Rzecz w tym, że przegapił moment, kiedy jego sposób rozwiązywania problemów przestał działać. I chodzi nie tylko o schematyzm działania, lecz właśnie o ten dominujący u Atlasa lęk przed bezradnością. Każdy człowiek boi się bezradności, ale zwykle o tym nie myśli, wierzy w swoją szczęśliwą gwiazdę albo umiejętności, ma przyjaciół, stara się jakoś zabezpieczać na przyszłość. Atlas jest zdominowany lękiem przed tym, że zdarzy się coś, z czym sobie nie poradzi. Dodatkowa trudność polega na tym, że nie wierzy w swoją skuteczność, nie ufa ani sobie, ani innym. W związku z tym wymaga od innych nieustannego potwierdzania własnej zaradności, przydatności, uwagi. Chociaż sprawia często wrażenie osoby zarozumiałej, jego samoocena jest niezwykle niska lub niestabilna.

Wydaje się, że to super, jak ktoś nas w kółko wyręcza. Ale szybko okazuje się, że to ma swoją cenę. Ze strony Atlasa płynie oczekiwanie, że mu się podporządkujemy.
Wierzę w zasadę wymiany społecznej, opisaną między innymi w teorii George’a Homansa, która zakłada, że w relacjach musi istnieć bilans dodatni wzmocnień u każdego ich uczestnika. Oczekujemy mniej lub bardziej świadomie, że jeżeli zrobimy coś dobrego, to w jakiś sposób to się nam zwróci. Kiedy tak się nie dzieje, nasze wzajemne relacje się rozluźniają, ustają. Wbrew powszechnym przekonaniom bezinteresowność nie jest czysto bezinteresowna. Najprostszą zapłatą za bezinteresowność jest dobre samopoczucie darczyńców, i to jest w porządku. Problem z Atlasem polega na tym, że u niego dobroczynność bierze się z braku zaufania wobec innych. Chce mieć pewność, że wszystko będzie zrobione tak, jak powinno.

Atlas chce kontrolować to, co z definicji nie podlega całkowitej kontroli. Życie to przecież zmiana, często nieprzewidywalna.
Piekielnie boi się niewiadomego, ono zawsze kojarzy mu się z czymś ostatecznym, upadkiem, z którego się nie podniesie, dlatego choć jest bardzo aktywny, można go nawet postrzegać jako przebojowego, to jednak Atlas nie lubi nowych sytuacji, na które nie jest przygotowany. Jeżeli wybiera się na wakacje, najlepiej czuje się w miejscach, które już poznał, w przestrzeniach oswojonych, w zadaniach, z którymi się już zmierzył. To samo dotyczy ludzi.

Przejmujące jest to, że taka osoba nie potrafi być szczęśliwa.
Jeżeli ktoś ma tak ogromną potrzebę kontrolowania życia, to wciąż musi być czujny, życie jest pełne niespodzianek. Atlas żyje więc w ciągłym napięciu. Jeżeli się cieszy, to na chwilę, kiedy mu się coś uda. Jednak nie potrafi żyć pełnią życia, odrzucić troski w momentach sukcesu, docenić rzeczywistej wartości swoich dokonań, pozwolić sobie na chwilę beztroski, zapomnieć, że świat jest niebezpieczny.

Możemy tu też mówić o chorobliwym poczuciu odpowiedzialności. Zwykle, jeśli sytuacja jest niejednoznaczna, interpretujemy ją na swoją korzyść; on tego nie robi.
Ze względu na swoją historię Atlas ze wszystkim będzie próbował się zmagać sam. Nie wierzy w psychologiczne strategie obronne, jest człowiekiem, który nie wierzy w psychologów ani w uzdrawiającą moc pomocy perswazyjnej.

Czy jest jakiś sposób, żeby mu pomóc?
To niełatwe, ponieważ – jak już powiedziałam – Atlas ma bardzo niskie zaufanie do siebie i do otoczenia. Trzeba zacząć od okazywania wsparcia, wykazania zainteresowania tym, co robi, kroczek po kroczku współuczestniczenia w obowiązkach, z którymi on się mierzy, docenienia jego wysiłków. Kiedy Atlas poczuje, że jest ważny dla bliskich, że im na nim zależy, wtedy bardzo potrzebna będzie autoanaliza i ewentualnie pomoc psychologiczna. Nigdy nie zaczynajmy jednak od rozliczania jego nachalnej ingerencji w nasze życie, bo wtedy on się tylko utwierdzi w swoich strategiach.

Wspominaliśmy, że Atlasa tworzy też poczucie osamotnienia.
Ono wynika z rozczarowania otoczeniem. Kiedyś, kiedy bardzo potrzebował wsparcia, był skazany tylko na siebie i to poczucie osamotnienia wyryło w nim trwały ślad. Ale jest też inny powód. Atlas drażni innych swoim perfekcjonizmem, gderliwością, wymuszaniem honorowania jego zasad, więc dostaje od nich informację zwrotną, że jego pomoc jest niepotrzebna, że czują się osaczeni, poza tym nikt nie lubi być czyimś dłużnikiem. To wszystko razem, plus wyczerpanie, brak docenienia za wysiłek, jaki wkłada, żeby wszyscy w jego otoczeniu byli zadowoleni, pozwoli nam lepiej zrozumieć, z jakim poczuciem osamotnienia zmaga się Atlas. On czuje się dowartościowany jedynie wtedy, gdy uzyska z zewnątrz pozytywną informację na swój temat, a jednocześnie ma talent do zrażania do siebie ludzi. Proszę zobaczyć, jaka kwadratura koła: robi wszystko, żeby być kochanym i docenionym, ale w taki sposób, że ostatecznie inni się od niego oddalają.

W pandemii niemal wszyscy doświadczyliśmy przytłaczającej bezradności. Czy to znaczy, że grozi nam teraz epidemia syndromu Atlasa?
Na poczucie bezradności można zareagować bardzo różnie. Jeśli człowiek działa w kręgu ludzi, do których ma zaufanie, w otoczeniu bliskich, przyjaciół, rodzi się poczucie wspólnotowości. Jakoś rozkładamy naszą bezradność na innych, ten powie: „Poradzimy sobie”, tamten: „Pomogę ci”, „Znajdziemy sposób”, jeszcze inny: „Znam lekarza, który czyni cuda”. Dla osoby zdominowanej przez poczucie osamotnienia bezradność musi być doświadczeniem traumatycznym. To jest tak, jak przechodzenie nocą przez cmentarz: jeżeli idziemy w grupie, nie boimy się, nic nas nie rusza, a gdy idziemy sami, każde drzewo wydaje się potworem, a za każdym nagrobkiem czyha duch. Podobnie jest z doświadczeniem bezradności, również w czasie pandemii.

Co jeszcze może być znakiem ostrzegawczym, że zaczynamy zachowywać się jak Atlas?
Zawsze sztywność, brak elastyczności, zarówno w myśleniu, jak i działaniu. W pandemii charakterystyczne dla zachowania Atlasa byłoby na przykład ograniczanie wolności bliskim, nieustanne rozliczanie ich z ich obowiązków, sprawdzanie, czy zachowują się bezpiecznie, ośmieszanie lęków, wejście w rolę superszeryfa. Tu ważna jest otwartość, zmiana strategii, jeśli któraś okazuje się nieskuteczna, poszukiwanie wiedzy, a przede wszystkim wspólne działanie. Zamiast agresywnie zwracać uwagę, możemy posłużyć się żartem: „Idę stąd, nie masz maseczki i ja się ciebie boję”. Humor rozładuje napięcie.

Doświadczenie poczucia bezradności może zniszczyć poczucie sprawczości. Jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami, żeby do tego nie dochodziło?
Sposobów jest wiele, przecież większość ludzi jakoś sobie z tym radzi. Ale na kilka warto zwrócić uwagę. Najlepszym sposobem zawsze są nasze zasoby, a najważniejszym z nich są ludzie, którym ufamy i na których możemy polegać w trudnych sytuacjach. Inne sposoby to przewidywanie ewentualnych zagrożeń i zabezpieczanie się: finansowe, mieszkaniowe, związane z zawodem, ubezpieczenia. Jeszcze innym – poszerzanie wiedzy i umiejętności, a gdy wszystko zawiedzie, to wspomniana zmiana sposobu myślenia, przekierowanie uwagi, skupienie jej na czymś, co kiedyś sprawiało nam przyjemność, marzenia. Każdy z nich jest dobry, dopóki jest skuteczny lub chociaż przynosi nam ulgę w trudnych chwilach. Ważne, żeby nie stał się jedynym. Ważna jest właśnie ta elastyczność, o której mówię tu aż do znudzenia. Jest takie powiedzenie: „Sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą”. Jeżeli coś się nam nie powiedzie, to mamy skłonność do zwalania winy na innych lub na okoliczności: na szefa, rodziców, na niesprzyjające otoczenie albo nieszczęśliwy zbieg okoliczności. To mechanizm obronny, który też ma swoje pułapki, ale w jakiś sposób broni naszą psychikę przed załamaniem w sytuacji, kiedy nie znajdujemy rozwiązania. Pokazuje, jak ważna jest obrona samooceny. Atlas tego nie potrafi, on wszystko bierze na siebie.

Irena Pospiszyl, profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej, pedagożka resocjalizacyjna i patolożka społeczna. Autorka książki „Syndrom Atlasa. O tych, którzy byli silni zbyt długo” (wyd. PWN). Irena Pospiszyl, profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej, pedagożka resocjalizacyjna i patolożka społeczna. Autorka książki „Syndrom Atlasa. O tych, którzy byli silni zbyt długo” (wyd. PWN).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze