Dorośli lubią grzeczne dzieci, bo są łatwe w obsłudze. Takie dzieci się chwali. Ale to nie jest postawa godna pochwały i dumy: posłuszne dziecko to dziecko, które w przyszłości nie będzie wiedziało, co to znaczy być sobą, to smutne dziecko, za co od wczesnych lat płaci bardzo wysoką cenę – mówi seksuolożka Izą Jąderek, autorka książki dla nastolatków „Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania”.
Jaka była najbardziej żenująca sytuacja, którą pamiętasz z czasów swojego dzieciństwa?
Jedna zapadła mi w pamięć szczególnie mocno. Podczas pobytu na koloniach zorganizowano nam bardzo popularne wówczas wybory miss. Wszystkie biorące udział dziewczynki się szykowały, goliły włoski na ciele, uczyły się chodzić jak modelki. Nasze „występy” oklaskiwali chłopcy i inne dziewczynki. To oni, jako jury, wystawiali nam noty. Pamiętam, jak wstydziłam się wtedy i bałam oceny. Moje koleżanki odczuwały to podobnie.
Wiadomo było, że nie wszystkie wygramy. I tak się właśnie stało. Miss wybrano, a my, jako kandydatki, które przegrały, myślałyśmy o sobie, że jesteśmy grube, brzydkie i nieatrakcyjne. Patrzyłyśmy po sobie, porównując się i zastanawiając, czego nam brakuje. Przez długi czas na samo wspomnienie czułam niesmak i smutek. I dziś, z perspektywy czasu, widzę, jak krzywdząca była ta „zabawa”.
Co dla współczesnych nastolatek jest takim konkursem piękności? A może „targowiskiem próżności”.
Dziś takim odpowiednikiem dla dziewczynek jest Instagram i są inne media społecznościowe. Poza tym oglądają one konkursy Małej Miss w telewizji. Wzorem znanych osób stosują filtry w telefonie, aby skorygować swój wizerunek. Konieczność ładnego, wyróżniającego się wyglądu jest także indukowana przez rodziców i opiekunów, a przede wszystkim matki, które również oceniają swój wygląd. Całe otoczenie nastawia nas na postrzeganie wyglądu, zewnętrzności jako czynnika oceny ważniejszego aniżeli nasze cechy czy postawy. Stąd wynika ciągłe przeglądanie się w oczach innych osób jak w lustrze. Polska dziewczynka ma również przede wszystkim dbać o swoje podstawowe zasoby: wygląd i skromność. I stąd, między innymi, w wynikach badań wychodzi na to, że polskie nastolatki oceniają siebie najgorzej ze wszystkich krajów w Europie. Nie zapowiada się, żeby pod tym względem było lepiej.
Gdybyś miała wymienić źródła informacji o dojrzewaniu w czasach, gdy byłaś nastolatką, na co byś wskazała?
Za moich czasów nie było ich wiele. Na pewno bazowałam na grupie rówieśników, z którymi rozmawialiśmy o tym, jak nasze ciała się zmieniają, co się z nimi dzieje, przyglądaliśmy się sobie – kto dojrzewa pierwszy i jak, a kto później, zastanawialiśmy się, z czego to wynika. Dawało nam to poczucie, że „nie tylko ja tak mam” i oswajało z ciałem, które wymykało się spod kontroli. A zupełnie czymś innym – czymś, co miało znamiona edukacji – było doczytywanie magazynu „Bravo Girl” i słynnych za moich czasów rubryk „Napisz do Kasi” i „Mój pierwszy raz”. To tam można było dowiedzieć więcej o tym zupełnie intymnych kwestiach, o których nikt nie mówił. Wiele z nas czekało z niecierpliwością na nowe wydania. Poza tym nie było nic więcej. Szkoła tej potrzeby na wiedzę z zakresu dojrzewania nie zapełniała, a Internetu z jego zasobami jeszcze nie było. Zresztą to zaskakujące, bo obiegowa opinia o tego typu magazynach nie pozycjonowała ich zbyt wysoko, a jednak końcowo odegrały w naszym nastoletnim życiu ważną rolę.
Edukacja dzieci w domu w przeszłości nie była lepsza niż zwykle tandetna edukacja seksualna we współczesnych szkołach. Wielu rodziców po prostu nie wiedziało (i nadal nie wie), od czego zacząć, jeśli chodzi o rozmowę o dojrzewaniu i seksie. Czy jakiekolwiek zajęcia będące choćby namiastką edukacji seksualnej zapadły Ci w pamięć?
Ja nie miałam zajęć z edukacji seksualnej. Zorganizowano nam kiedyś zajęcia w szkole średniej zamiast zajęć z języka niemieckiego. Trwały dosłownie 45 minut, jedną godzinę lekcyjną. Pamiętam do dziś nasze ukradkowe uśmiechy i zakłopotanie. Nam – dorosłym już przecież osobom, jak to lubiliśmy o sobie myśleć – opowiadano o środkach higieny i miesiączce. Pierwszy i jedyny raz.
Kto w takim razie odegrał najważniejszą uświadamiającą rolę w Twoim życiu?
Miałam dwie osoby, w którymi mogłam przynajmniej częściowo porozmawiać o tym, co się ze mną dzieje. Jedną z nich była moja mama, która, tak jak umiała, opowiadała mi o miesiączce, noszeniu i wyborze stanika, zmieniającej się cerze, higienie. Drugą osobą była moja najbliższa koleżanka. Chodziłyśmy razem do szkoły i wracając, rozmawiałyśmy o tym, co się dzieje z naszymi ciałami. Potrafiłyśmy rozmawiać o tym godzinami i możliwość zderzenia swoich doświadczeń była niezmiernie wspierająca. Pozwalało nam to odnaleźć się w świecie pełnym zagubienia i wielości pytań, na które ciężko było znaleźć odpowiedź.
Pamiętam również, że w szkole podstawowej czytałam w zasadzie wszystkie książki z literatury młodzieżowej, które wpadły mi w ręce. Chodziłam do szkolnej biblioteki i brałam po kilka książek dotyczących perypetii moich rówieśników. W każdej z nich był opisywany świat nastolatek, ich relacji, pierwszych poważnych problemów, takich jak zakochanie czy przyjaźń. Treść wielu z nich pozwalała mi odnieść się do swoich doświadczeń w tym zakresie.
Pomimo tego, że realia – zarówno szkolne, jak i w zakresie relacji – we współczesnych rodzinach znacząco się zmieniły, wielu rodziców nadal nie podejmuje tematów związanych z dojrzewaniem w rozmowach z dziećmi. Czy nadal mamy do czynienia z przepaścią pokoleniową między dzisiejszymi nastolatkami a ich rodzicami?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Relacje i ich jakość się zmieniają. Kiedyś rodzice mniej pracowali, więcej czasu spędzali z dziećmi. Dziś opiekunowie są w ciągłym biegu. Badania wykazują, że spędzają z dzieckiem raptem kilka minut na rozmowie. Najczęściej dotyczy ona szkoły, a nie uczuć. Wielu opiekunów realizuje projekt „dziecko”. Obiekt tego projektu trzeba najpierw wykształcić, zorganizować mu czas, a na budowę relacji pozostaje mało przestrzeni. Kiedyś dziecko co prawda wychodziło na podwórko, biegało po drzewach i po trzepakach, miało więcej swobody towarzyskiej, ale paradoksalnie więcej kontroli.
Trudno doświadczenia tych dwóch pokoleń porównać, bo czasy się zmieniają. Myślę jednak, że niezależnie od czasów – tak kiedyś, jak i obecnie jest tak samo, dziecko często wstydzi się mówić rodzicowi o swoich problemach. Wielokrotnie miało okazję doświadczyć ich umniejszenia, niezrozumienia, udzielonej szybko, bez głębszej refleksji, rady, żeby się nie martwić. Najważniejsze jednak jest to, że dziecko nie musi być odważne ani samodzielne w radzeniu sobie ze swoimi wątpliwościami – to nie na nim leży obowiązek budowania relacji z rodzicem. To zadanie opiekuna, żeby być uważnym, spostrzegawczym, ciekawym przeżyć dziecka. To rodzic jest odpowiedzialny za tworzenie relacji. Jeśli to będzie, to ma szansę zaszczepić w dziecku właśnie odwagę i otwartość w dzieleniu się tym, co dla niego ważne, i zwracania się o pomoc czy wsparcie.
(Fot. materiały prasowe)
Na ile prawdziwe jest stwierdzenie, że my, dorośli, mamy tendencję do ukrywania informacji o seksualności przed dziećmi, a potem oczekujemy, że nagle ją posiądą, gdy będą na tyle duże, aby odkrywać ją z partnerem?
Jest taki mem, który krąży po sieci, w którym rodzic strofuje dziecko i mówi, że ma się słuchać i być „grzeczne”. Na drugim obrazku widzimy to samo dziecko, ale już jako dorosłą osobę, od której oczekuje się, że będzie samodzielna, niezależna, autonomiczna. Ta osoba jednak nie wie, jak to zrobić, bo po prostu nikt jej tego nie nauczył ani, co gorsza, nawet jej na to nie pozwolił. Ten mem idealnie ilustruje problem nieumiejętności stawiania granic, przeciwstawiania się przemocy czy agresji. Co z tego dalej wynika? Brak zaufania do swoich uczuć, wiary w spełnianie pragnień, niezdolność do pójścia za tym, czego się chce i potrzebuje. Podobnie, niestety, można rozumieć brak chęci przekazywania wiedzy o seksualności. Albo – co jeszcze gorsze – karanie dziecka za to, że się nią interesuje. Nieznajomość tematu, brak wiedzy o fizjologii, tożsamości, pornografii, emocjach, relacjach skutkuje tym, że dziecko wchodzi w czas dorosłości nasiąknięte jak gąbka błędnymi treściami, krzywdzącymi postawami wobec innych, stereotypami dotyczącymi ludzkiej różnorodności, a także brakiem zaufania do swoich uczuć, wręcz zaprzeczania im. Każdy chyba wie, że łatwo można się czegoś nauczyć, ale oduczyć się czegoś i nauczyć nowego jest bardzo trudno. Dziecko do 18., 20. roku życia nie żyje w zamknięciu, w izolacji od świata. Nie poznaje tego świata w chwili, gdy wchodzi w pierwszy poważny związek. Przez te wszystkie lata uczy się: przez obserwację innych, podpatrując, w jaki sposób rodzice traktują siebie nawzajem, przez to, jak opiekun do niego się zwraca. Nastolatek wypełniony tymi treściami wchodzi w relację. Niestety nie zawsze to jest wspierająca i służąca treść, najczęściej jest wprost przeciwnie.
Słowo „grzeczne”, użyte w przypadku wspomnianego przeze mnie mema, powinno się wyrzucić ze słownika obowiązującego w kontaktach z dziećmi. Jest jednym z bardziej krzywdzących słów, jakie do kogokolwiek można skierować. Oznacza ni mniej, ni więcej, tylko posłuszeństwo. Żeby doprecyzować, nie mam na myśli uczenia dziecka granic, ale „karność”, posłuszeństwo właśnie, której rodzic często od dziecka oczekuje.
Rodzice, w ogóle dorośli, lubią grzeczne dzieci, bo są łatwe w obsłudze. Proces wychowawczy według rodzica jest prostszy, bo dziecko nie protestuje, nie buntuje się. Takie dzieci się chwali, wzmacnia, że nie „sprawiają rodzicom kłopotów”. Ale to nie jest postawa godna pochwały i dumy: posłuszne dziecko to dziecko, które w przyszłości nie będzie wiedziało, co to znaczy być sobą, to smutne dziecko, za co od wczesnych lat płaci bardzo wysoką cenę.
Czy to właśnie z niezgody na wychowanie kolejnego pokolenia, które tłumi swoje potrzeby, które boi się o nich mówić, dorasta w swoistym zakłamaniu, wyrastając na – no właśnie, czym skutkuje po pierwsze niewiedza o swoich emocjach, o swojej cielesności, o swoich potrzebach? Jakiego człowieka otrzymamy jako rodzice, realizując swój indywidualny projekt „dziecko”?
Otrzymamy człowieka, który nie jest indywidualny i autonomiczny, który ma za zadanie spełniać czyjeś potrzeby, będzie podległy i podporządkowany. Otrzymamy również osobę, która nie będzie widziała, co czuje, nie będzie umiała rozpoznać, co jest dla niej dobre, a co nie – i dlaczego. Otrzymamy kogoś, kto będzie regularnie się obwiniał i miał poczucie bycia niewystarczająco dobrym.
Gdybyś miała opracować instrukcję obsługi swojej książki „Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania”, jaką „procedurę” jej wdrażania w rodzinie być opracowała? Kto powinien ją przeczytać, co z nią dalej zrobić?
Każda rodzina może zorganizować sobie własną procedurę w zależności od wieku dziecka, jego potrzeb, momentu rozwoju, ale także od wiedzy rodzica i zdolności do rozmowy z dzieckiem. Zarówno dziecko, jak i rodzic mogą czytać tę książkę równolegle, rodzic wtedy zyska umiejętności w stosowaniu właściwego języka, zrozumienia zjawiska, będzie wiedział, co dziecko przeżywa i jak może mu pomóc. Dziecko również może czytać poszczególne rozdziały zgodnie ze swoimi potrzebami na dany moment: może czytać treści kierowane do jego płci, a te dotyczące płci odmiennej niż własna zostawić na inny czas, może czytać rozdziały dotyczące zagadnienia, które je w danej chwili interesują. Może przeczytać jeden rozdział, a kolejne zostawić na inny dzień lub moment rozwojowy. Książkę powinno się przede wszystkim czytać bez presji i w świadomości swoich potrzeb i uczuć – wtedy będzie właściwie.
„Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania”, Wyd. Słowne Młode, 2022
Iza Jąderek, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka kliniczna Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, psychoseksuolożka (ECPS) Europejskiej Federacji Seksuologicznej i Europejskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. Praktykuje w Warszawie, prowadząc swój gabinet, oraz w Centrum Terapii Lew-Starowicz, pracując z pacjentami Oddziału Psychiatrycznego Szpitala Bielańskiego. Edukatorka seksualna. Jest autorką i współautorką wielu badań i artykułów naukowych. Autorka książek „Seksolatki – jak rozmawiać z młodzieżą o seksie” i najnowszej, „Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania”, Wyd. Słowne Młode, 2022.