Odciski życia to ślady, jakie nosi ciało. Nazwał je tak i zbadał amerykański terapeuta Donald Van Howten, który uczy, jak się ich pozbyć.
Powiedzmy, że dziesięć lat temu zwichnąłeś sobie prawą kostkę u nogi – mówi Van Howten. – Podświadomie możesz odczuwać niepewność związaną z tym, czy na przykład w razie niebezpieczeństwa noga cię nie zawiedzie. A przecież mniejsze i większe traumy nie muszą pozostawać w ciele na wieczną pamiątkę – możemy ponownie uwierzyć, że kostka bezpiecznie nas podeprze, poczuć się na tyle pewnie, by podjąć ryzyko mocnego stania na nogach.
Ludzkie ciało przypomina potężne archiwum – zapisane są w nim wszystkie nasze doświadczenia, przeżycia. Niektóre mogą zamienić się w charakterystyczny gest, tik, dolegliwość. Często, mniej czy bardziej świadomie, pielęgnujemy takie natrętne wspomnienia, nierzadko podporządkowując im życie. A przecież nauki, jakie wynieśliśmy z tych doświadczeń, zwykle są od dawna nieaktualne. Powstrzymują nasze działania i blokują rozwój.
Wyobraź sobie wspaniałą, egzotyczną plażę o zachodzie słońca. Przechadzasz się, rozkoszując tą chwilą, wdychasz pełną piersią zapachy, pozwalasz, by wiatr pieścił twoją skórę, targał włosy... Poddajesz się temu. I nagle ten ciepły, przyjazny powiew, który jeszcze przed chwilą był źródłem przyjemności, strąca z palmy orzech kokosowy, a ten spada wprost na twoją głowę. Czujesz się zdradzony, twoje ciało ocenia, że rezygnacja z czujności, kontroli, bycie w pełni otwartym jest niebezpieczne. Informacja zostaje zapisana w tkance łącznej. Dlatego jeśli nawet po dwudziestu latach będziesz przechadzać się po jakiejś plaży i zobaczysz palmę, twoje ciało, zamiast zrelaksować, może się spiąć. To jego sposób, by cię strzec.
– Ciało nie zna odniesienia do czasu i przestrzeni – tłumaczy Donald Van Howten. – Z jego punktu widzenia oberwałeś tym kokosem dzisiaj. Ból, cierpienie i łzy są zawarte w membranach tkanki łącznej i czekają.
Prawdopodobieństwo, że kolejny kokos wyląduje na twojej głowie, jest minimalne, ale stary zapis uruchamia się automatycznie. Na tym polega odcisk życia – jeśli nie zostanie uwolniony z tkanek organizmu, będzie się ujawniać przy każdej sytuacji przypominającej pierwotną traumę.
Są też odciski, które pogłębiają się ze względu na trudne okoliczności, środowisko, w jakim przebywamy dzień po dniu. Kiedy jesteśmy pod silną presją, możemy odruchowo napinać mięśnie barków, osiągając w ten sposób stan gotowości. Taka postawa blokuje w ramionach bardzo dużo energii, utrudnia rozluźnienie się, a nawet zaśnięcie. Może być też tak, że w dzieciństwie, kiedy rodzice na nas krzyczeli, kuliliśmy się w sobie, by ochronić cierpiące serce – i nadal to robimy.
Bo jeśli zdarzenie było szczególnie trudne, traumatyczne i dotknęło jakiegoś miejsca na ciele, to znajdujące się tu tkanki zaczynają grubieć i tworzyć rodzaj ochronnej zapory oddzielającej je od reszty. To z kolei zakłóca sprawne działanie nerwów, którym coraz trudniej przekazywać jasne i wyraźne impulsy. I powoli tracimy kontakt z tym obszarem. Na szczęście ludzkie ciało jest inteligentne, a człowiek ma w sobie ogromny potencjał samouzdrawiania – musi się tylko wyzwolić ze schematów, jakie wdrukowała w niego codzienna rutyna.
Badając odciski życia, Donald Van Howten czerpał między innymi z ajurwedy, terapii czaszkowo-krzyżowej, metody Feldenkraisa i osteopatii. Stworzył system będący połączeniem mądrości Wschodu z medycyną Zachodu.
Najogólniej rzecz ujmując, składa się on z dwóch metod. Jedna to szczególny rodzaj uzdrawiania przy użyciu rąk, nazywany przez Van Howtena „świadomym dotykiem” albo „dotykiem przebudzenia”. Przy czym nie chodzi o to, żeby coś naprawić, ale by dotykać tak, jakbyśmy budzili kogoś ze snu albo chcieli zwrócić jego uwagę na dane miejsce. Dotykając pacjenta, terapeuta może poczuć, że konkretny obszar w jego ciele posiada jakąś historię, gęstość, że jest „naładowany” traumatycznym zdarzeniem. Jak mówi Van Howten, dotyk sprawia, że otwierają się „zamki szyfrowe” tkanek, uwalniają emocje. W ten sposób trauma może się rozpuścić.
Druga metoda, z której korzysta Van Howten, to lekcje ruchu. Sam zaznacza, że chodzi o ruch niewielki, subtelny. Aby się go nauczyć, najlepiej zacząć od bezruchu. Podczas jednej z takich lekcji leżymy płasko na plecach z zamkniętymi oczami, obserwując ciało: jak są ułożone na podłożu ramiona, miednica, gdzie czujemy większy nacisk, czy któreś biodro jest bardziej obciążone, może palce jednej stopy są wyciągnięte, a drugiej zadarte... Potem Donald prosi, byśmy spróbowali powoli poruszać stopą. Przesuwamy ją po podłodze, kręcimy małe kółka, ósemki... Wszystko dzieje się przy pełnym relaksie, bez muzyki, wysiłku, pośpiechu. Ale w ciele czuć ożywienie, krążenie krwi i energii.
Symetria nie ma tu najmniejszego znaczenia, nie ma więc potrzeby wykonywania tych samych ćwiczeń na obie strony ciała. Nie chodzi w nich przecież o modelowanie mięśni, ale o utworzenie nowych połączeń w systemie nerwowym, przecieranie szlaków w mózgu, błonach. Dlatego po każdej serii najlepiej odpocząć z zamkniętymi oczami, w tym czasie ciało przyswaja to, czego się nauczyło.
– Taki mały ruch może być początkowo bardzo męczący – mówi Van Howten. – W zachodniej kulturze jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innej pracy z mięśniami: do silnych, zdecydowanych gestów. Tymczasem wykonując małe ruchy, docieramy do ich esencji, źródła. Ich delikatność, łagodność sprawia, że mózg i układ nerwowy mogą zwracać uwagę na informacje zapisane w ciele. Zaczynamy rozumieć samych siebie. To pierwszy krok do zmiany.
Aby przełamać nawyki i pełniej korzystać ze swojego potencjału, wystarczy czasem zmiana tempa wykonywania jakiejś czynności na wolniejsze czy szybsze i... nagle pojawia się nowa jakość. Warto zmieniać, próbować, odświeżać, eksperymentować... Mogą to być bardzo proste ruchy, np. chwytanie szczoteczki do zębów czy otwieranie drzwi inną ręką niż zwykle, albo zapinanie guzików w odwrotnej kolejności... Czasami wystarczą, by pożegnać się z niektórymi odciskami życia, stworzyć nowe sposoby używania ciała, nowe ścieżki do działania.
W Polsce nie ma jeszcze lekcji ruchu według metody Van Howtena – chyba że poprowadziłby je sam autor metody. Ale jest jego książka „Ajurweda i świadomość ciała” z ćwiczeniami. Choćby takim: Załóż buty ze sznurowadłami, pochodź w nich przez chwilę, obserwując swój organizm.
Jak odczuwasz stopy, biodra, plecy, kark? Jak poruszają się nogi, ręce? Jak odczuwasz stopy? Przyjmij swoją normalną pozycję przy wiązaniu sznurowadeł, skieruj uwagę na stopę i but. A teraz zrób to inaczej niż przywykłeś, i obserwuj, jak ciało reaguje na obie techniki. Wypróbuj wszystkie sposoby, jakie przyjdą ci do głowy: z otwartymi oczami, zamkniętymi, na schodach, na podłodze... Na siedząco, stojąco, ze skrzyżowanymi nogami, złączonymi stopami... Nie kończ wiązania, po prostu chwyć za sznurowadła i zacznij przecierać szlak! Bądź kreatywny, baw się tym. Spróbuj, jak to działa, na drugiej stopie, możesz też się przejść, obserwując, jak się poruszasz. Pewnie poczujesz większą łatwość ruchu w ciele.
– Mózg, system nerwowy poszukują najprostszych rozwiązań – tłumaczy Van Howten. – Kiedy je odnajdują, zaczynają je wykorzystywać. To się przenosi na inne ruchy, których nie wykonywaliśmy, otwiera się nowy poziom świadomości nas samych.
Podczas lekcji ruchu Donald prosi, byśmy – leżąc na boku – zrobili kilka okrążeń biodrami. Skrupulatnie wykonujemy ćwiczenie, po czym dowiadujemy się od rozbawionego prowadzącego, że nie mamy mięśni w biodrach umożliwiających ruch okrężny.
– Robimy to dzięki temu, że umysł wyobraża go sobie. Zwykliśmy myśleć, że poruszanie ciała i mózgu to dwie różne rzeczy, a przecież jesteśmy całością, wszystko jest połączone – wyjaśnia.
Gdyby nie praca z odciskami życia, Van Howten prawdopodobnie musiałby się poddać operacji kręgosłupa. Jednocześnie podkreśla, że w tej metodzie najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa i wsparcie, jakie możemy otrzymać od ciała – to stwarza warunki do dalszego rozwoju, do zmiany.
– Bardzo dużo naszej energii jest zaangażowanej w podtrzymanie różnych wzorców zachowań, mechanizmów obronnych. Pierwszym krokiem do odzyskania tej zamrożonej energii jest ich rozpoznanie. Dlatego tak ważna jest obserwacja ruchu, oddechu, odnajdywanie odcisków życia. Jedyna droga to pogłębienie świadomości, która jest zawsze kluczem do przemiany.
Van Howten obala jeszcze jeden przesąd: że z wiekiem tracimy możliwości rozwoju. To nieprawda – najmniejsza rzecz, najmniejsze działanie wykonywane z uwagą pomaga nam bowiem wciąż uczyć się i rozwijać. Przykład? On sam. W młodości nauka przychodziła mu z trudem, uchodził za niezbyt rozgarniętego i lotnego chłopca.
A dziś? Jest cenionym terapeutą, autorem książki, która została przetłumaczona na wiele języków.
Donald Van Howten, uznany terapeuta i nauczyciel rozwoju osobistego. Od ponad 40 lat rozwija unikalną metodę pracy z ciałem, którą nazwał „Life Impressions” (praca z odciskami życia).