O zagrożeniach wynikających z takich sytuacji mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.
Wiele par prowadzi rodzinne firmy. Są ciągle ze sobą, mogą się dobrze poznać, ale też chyba sobą znudzić?
Wspólna praca, zwłaszcza przy prowadzeniu firmy rodzinnej, na dłuższą metę utrudnia prywatne, miłosne relacje między partnerami. Z prostego powodu: sprawy, problemy i konflikty związane z tym, co się dzieje w firmie, nieuchronnie przenoszone są do domu. Odbywa się to niemal automatycznie. W rezultacie to sytuacja w pracy decyduje o tym, co się dzieje w domu między partnerami.
Są wyjątki?
Kiedy para jest zgrana, więź między partnerami jest silna, a w firmie wszystko dobrze idzie – wspólna praca może taki związek przez jakiś czas pozytywnie napędzać. Jeśli jednak tam coś zacznie się psuć, kiedy spadną dochody firmy, a w konsekwencji poziom życia rodziny – wtedy związek staje się beczką prochu i zaczyna się szukanie winnych. Nawet gdy obie strony umówią się solidarnie, że w domu nie rozmawiamy o pracy. Bo można nic nie mówić, ale uczuć i nastrojów i tak się nie da ukryć, więc atmosfera jest taka, że – jak to się mówi – siekierę można by powiesić. Wtedy nawet jedno nieostrożne słowo, którego nie chciało się powiedzieć, spowoduje wybuch. Trudno jest zwłaszcza ukryć uczucia takie jak gniew, bezsilność, frustracja czy poczucie winy, że się czegoś nie przewidziało lub nie dopilnowało.
Nie można uniknąć przenoszenia do domu kłopotów ze wspólnej pracy?
Radykalne odseparowanie życia zawodowego od prywatnego oznaczałoby dla tych ludzi życie w niezdrowym psychologicznym rozszczepieniu. Wychodząc z pracy, musieliby „zapominać” o trudnych chwilach i rozmowach w firmie, a w domu zachowywać się tak, jak gdyby nic tego dnia wcześniej się nie stało. To jest na dłuższą metę psychologicznie niemożliwe. Ale jest taki rodzaj wspólnej pracy ludzi pozostających w związku, który nie interferuje negatywnie w prywatne życie kochającej się pary, a nawet potrafi korzystnie wpływać na uczucia łączące tych ludzi. Mam na myśli wspólną, kreatywną pracę nad artystycznymi projektami.
Artyści dają radę połączyć miłość i pracę?
Słyszałem o dobrych związkach artystów, architektów, konstruktorów, scenarzystów, filmowców wspólnie realizujących nowatorskie projekty. Wtedy wspólna praca potrafi bardzo korzystnie wpływać na ich związki. Zapewne dlatego, że partnerzy nie muszą się zajmować tym, co robią inni, organizacją ich pracy i całą firmą, i że w takich projektach nie chodzi tylko o pieniądze. Bo twórcza praca ma to do siebie, że sama w sobie – nawet gdy nie przynosi dochodu – to i tak przynosi satysfakcję i radość płynącą z realizowania wspólnej pasji, z wzajemnego inspirowania się, a także z rozwijania osobistych talentów i kompetencji. To bardzo dobrze robi takim związkom. Bo para, która ma szczęście w ten sposób razem pracować, spełnia fundamentalny postulat, a zarazem konieczny warunek szczęśliwego trwania międzyludzkich związków: kochający się ludzie nie ograniczają się do wpatrywania się w siebie nawzajem, lecz raczej patrzą przed siebie, w jedną stronę i harmonijnie działają w imię jakiejś wspólnej sprawy.
A więc jeśli nie jesteśmy artystami, to musimy wybierać: miłość czy wspólna praca?
Czasami trzeba dokonać takiego bolesnego wyboru. Z doświadczenia wiem, że wtedy częściej wybieramy miłość – czyli jedna z osób odchodzi z firmy, w której dotychczas pracowała wraz z partnerem czy partnerką. Po prostu sami lub z pomocą coachów czy doradców orientujemy się, że byłoby lepiej dla naszych związków, gdybyśmy nie pracowali w tej samej firmie, a jedno z nas poszukało zarobku gdzieś indziej.
Jednak kiedy się razem pracuje, to nie są groźne wyjazdy integracyjne, które często skutkują przygodą seksualną.
Jeśli lojalność w związku ma zależeć od tego, czy mamy się nawzajem cały czas na oku, to lepiej go od razu zakończyć. Ale firmowe wyjazdy integracyjne mogą zaowocować skojarzeniem nowej pary. To dość częsty scenariusz: na wyjeździe integracyjnym lub w pracy poznaje się dwoje ludzi, wkrótce biorą ślub, wyobrażają sobie, że to będzie fajnie i wygodnie pracować w tym samym miejscu, bo wspólne dojazdy, więcej okazji do spotkań, więcej wspólnych tematów, znajomych itd. A tu nagle bęc: reorganizacja – i jedno z nich zostaje szefem drugiego. Lub pokochało się dwoje ludzi, którzy od początku byli w jakiejś służbowej zależności. Wtedy będziemy odruchowo albo bronić swojej drugiej połowy, albo pójdziemy w drugą stronę i – by nie być podejrzewanym przez innych członków zespołu o faworyzowanie ukochanej czy ukochanego – będziemy pokazowo więcej wymagać od partnera czy partnerki. Co oczywiście naszą prywatną relację prędzej czy później zdemoluje. Ale gdy pokocha się dwoje ludzi pracujących w dużej korporacji w różnych działach, na mniej więcej równorzędnych stanowiskach, to nie widziałbym w tym problemu. Choć niektóre korporacje na wszelki wypadek nawet takich związków nie tolerują.
A dlaczego?
Prywatne związki między pracownikami zwiększają ryzyko ukrywania części ważnych dla firmy informacji, gdyż ludzie, którzy są razem, nie będą przecież dostarczać przełożonym negatywnych informacji dotyczących wyników czy zachowań osoby, z którą są w osobistej relacji.
Dostarczanie szefom takich informacji partner nazwałby zapewne „donosicielstwem” i konflikt w rodzinie gotowy.
No właśnie. A informowanie o negatywnych wynikach, procesach i zjawiskach w pracy jest dla firm niezbędne, by kierownictwo mogło w porę zareagować i uchronić firmę przed jakimś kryzysem.Więc niezakłócony obieg negatywnych informacji dotyczących funkcjonowania i wyników firmy jest w efekcie korzystny także dla pracowników, bo stabilizuje ich miejsce pracy. Liczne prywatne związki i rodzinne powiązania pomiędzy pracownikami mogą zakłócić także zdolność dostrzegania tego faktu, sprzyjają bowiem powstawaniu koterii i koalicji postrzegających firmę jako zagrożenie, a nawet wroga.
Masz dużo do czynienia z organizacjami, szkolisz liderów i pracowników wielu korporacji. Czy spotkałeś się z tym, że relacje miłosne były naprawdę problemem dla kondycji czy zysków firmy?
Wiele razy zwracali się do mnie o pomoc ludzie, którzy byli razem i pracowali razem w jednej firmie. Większość z nich była już rodzicami wspólnych dzieci. Potrzebowali szybko wybrnąć z tej sytuacji tak, aby nie było to zbyt bolesne dla całej rodziny. A ktoś im zwrócił uwagę, że tworzą jakiś rodzaj koalicji, że wspierają się nawzajem. Na przykład: ona była dyrektorem działu, a jej partner zarządzał jednym z zespołów w tym dziale i „nie dowoził”, czyli miał niższe wyniki od oczekiwanych. Wyżej postawiona w hierarchii żona miała kłopot, co z tym zrobić. Jeśli ten fakt ujawni, to wpłynie negatywnie na pozycję partnera i pozbawi go premii. A to uszczupli dochody całej jej rodziny. To przykład częstej komplikacji, gdy pracuje się z bliskimi w jednej firmie.
Jak pomóc ludziom wybrnąć z takiej sytuacji, kiedy wspólna praca zagraża ich pozycji zawodowej i dobrej relacji w rodzinie?
To bywa trudne, szczególnie wtedy, gdy dwoje ludzi długo pracuje w tej samej firmie i oboje mają dobrą pozycję zawodową i dobre pensje. Wtedy żadnemu z nich nie będzie łatwo zmienić pracę. Zwłaszcza jeśli to się wiąże z perspektywą przerwania ścieżki kariery, która jest związana ze stażem pracy w tej firmie.
Czy tylko wspólna praca, a może także ten sam zawód bywają powodem konfliktów? Znam parę aktorów, którzy choć nie mogli grać tych samych ról, wciąż ze sobą rywalizowali.
Aktorzy, ze względu na naturę swojego zawodu, bywają często przeczuleni na punkcie kariery i popularności. Lecz to, czy będzie między nimi niszcząca rywalizacja, jest raczej sprawą ich osobowości niż właściwości profesji. Jeśli więź między partnerami jest silna, oparta na szacunku, trosce i miłości, a nie na przywiązaniu czy uwikłaniu, to wtedy nie ma tam miejsca na wrogość i rywalizację. Może to być raczej rywalizacja we wzajemnym wspieraniu się, by każde z dwojga rozwijało w pełni swoje talenty, możliwości i zdobywało laury. Ostra rywalizacja pojawia się w związkach zawiązanych mimo braku silnej więzi emocjonalnej, na zasadzie układu czy umowy o spółce z ograniczoną odpowiedzialnością. W takich wypadkach szybko okazuje się, że para zaczyna bezwzględnie ze sobą rywalizować na wszystkich możliwych polach: wyglądu, zarobków, gadżetów, samochodów, wyników sportowych itd. Nie sposób się w takim związku nawet na chwilę odprężyć. Jest gorzej niż w pracy. To nie może trwać długo.
A czy krótkie romanse w pracy także mogą grozić firmie, a więc i parze kochanków?
Jak najbardziej, romanse w pracy mogą komplikować sytuację zawodową kochanków i ich relacje ze współpracownikami. Podobnie jak w przypadku pary trudno wtedy o obiektywizm i rzetelność ocen. Co więcej, jeśli ich romans jest widoczny dla pozostałych współpracowników albo też dla konkurencji, to łatwo można ich zaszantażować tym, że małżonkowie się o wszystkim dowiedzą. Więc romanse w pracy także mogą odbić się negatywnie na jakości pracy, na karierze, a także stać się okazją do szantażu i manipulacji ze strony innych. Dlatego wiele organizacji prosi swoich pracowników o nieromansowanie ze współpracownikami.
Czyli romans w pracy może osłabić pozycję zawodową na przykład menadżera?
Oczywiście, może. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy żonaty mężczyzna albo zamężna kobieta, stojący wysoko w hierarchii firmy, wchodząc w romans z kimś z pracowników, i w trybie „odwdzięczania się za dyskrecję” decydują się podwyższyć tej osobie pensję lub ją awansować – co podważa w oczach innych wiarygodność i autorytet tego człowieka.Tak więc zarówno związki, jak i romanse, zawsze komplikują sytuację zawodową osób w nie zaangażowanych. Pamiętajmy, poza obszarami naszej pracy też jest mnóstwo bardzo interesujących ludzi.