Wyobraź sobie, że relacja to dom, w którym mieszkasz z najbliższą osobą. I to od was zależy, czy będzie to przytulna przestrzeń – bezpieczna i wygodna. Koncepcję dr. Luke’a Sniewskiego z książki „Ciałoczułość” przybliża Robert Rient.
Wyobraź sobie, że to, co masz na swoim łóżku, obok niego i pod nim, jest metaforą tego, jaką masz relację ze sobą. Pomyśl teraz o najbliższej w swoim życiu relacji z inną osobą. Może to ukochany partner, może dziecko albo rodzic, może ktoś inny? Potraktuj tę relację jako dom, który wspólnie zamieszkujecie. Każde z was decyduje, czy jest w nim przytulnie – czy jest tam porządek i przestrzeń, dobre widoki za oknem, czy każdy ma swój intymny kąt i prawo do wolności. „Rodzimy się w relacji, jesteśmy ranieni w relacji i w relacji możemy być uzdrowieni” – pisze dr Harville Hendrix, amerykański pisarz, pastor i terapeuta par.
Aby zbudować przytulną relację z drugim człowiekiem, a w końcu ze światem, należy zacząć od relacji ze sobą, również na fizycznym poziomie. „Kontakt z własnym ciałem, a ściślej rzecz biorąc, bycie we własnym ciele, pozwala poznać prawdę” – podkreśla psycholożka kliniczna dr Harriet Goldhor Lerner. Poetka Nayyirah Waheed tak napisała o tym kluczowym doświadczeniu:
„Powiedziałam cicho swojemu ciału: Chcę być twoją przyjaciółką. Głęboko nabrało powietrza i odparło: Czekałem na to całe życie”.
Bez zajęcia miejsca w swoim ciele, bez autentycznego spotkania się z nim, nie sposób w pełni spotkać się z drugim człowiekiem. Ów życzliwy kontakt wyklucza różne formy opresji wobec ciała – słowne ocenianie, porównywanie go do wyidealizowanego wyglądu znanych osób, ale też przekarmianie, stosowanie niezdrowej diety i uleganie szkodliwym nawykom. Tym razem nie jest to metafora – ciało naprawdę jest naszym domem. Gdy nie ma ciała, nie ma nas. A poza tym, jak twierdził psychoterapeuta Stanley Keleman, „im mocniej żyjemy życiem naszych ciał, tym większy czujemy przypływ miłości”. Zrób to już teraz, czytając te słowa: rozgość się w swoim ciele. Jak? Weź naturalny wdech i sprawdź, czy możesz zająć odrobinę wygodniejszą pozycję. Posłuchaj ciała – na co teraz ma ochotę? A następnie usłysz, jak zwracasz się do swego ciała. Jak o nim opowiadasz? Czy ciało jest twoim niewolnikiem, czy partnerem? Przeszkadza, bo znowu boli albo czegoś chce, a może jesteś już w tym miejscu rozpoznania, że ciało to ty, a nie coś, co ma ci służyć?
Korzyścią z rozgoszczenia się w swoim ciele jest zyskanie dostępu do eksperckich porad płynących wprost od niego, a tym samym budowanie korzystniejszych relacji z innymi. Autentyczna relacja z ciałem przekłada się na odwagę do wyrażania wprost tego, co nam nie służy, zrozumienia, że czasami lepiej pewne sprawy (a nawet prawdy) przemilczeć, a w końcu nauczenia się skutecznego rozwiązywania konfliktów. Pozwala to porzucić utopijne marzenie o życiu bez kłótni, dyskusji czy afer – te wydarzają się i będą wydarzać, celem jest nie tyle ich unikanie, ile nabranie umiejętności konfrontowania się z nimi w sposób bezpieczny dla ciała, czyli siebie.
„Praktykowanie ucieleśnionej obecności w relacji wymaga zatrzymania części uwagi w ciele. Pozostawanie w kontakcie z nim pozwala umysłowi skupić się na tym, co dzieje się w chwili obecnej. Dzięki tej praktyce uczymy się nie tylko panować nad własnymi doświadczeniami, lecz także koncentrować się na ciele drugiej osoby i zwracać uwagę na opowiadaną przez nią historię. Wszystkie te trzy punkty zaczepienia dostarczają informacji, które mogą pomóc nam zrozumieć zarówno osobę, jak i sytuację” – pisze w „Ciałoczułości” dr Luke Sniewski, terapeuta somatyczny i certyfikowany praktyk Compassionate Inquiry, psychoterapeutycznego podejścia opracowanego przez Gabora Matégo. Praktyka owej ucieleśnionej obecności pozwala całkiem przytulnie urządzić swoje relacje – wygodnie, bezpiecznie, by radzić sobie w relacjach z tym, co najtrudniejsze – odmiennością. Autor zachęca, by trzymać się czterech następujących wskazówek.
1. Nie bierz niczego do siebie
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Zacznij więc od antidotum na branie spraw, słów, ocen do siebie – to ciekawość, którą możesz w sobie wzbudzić. „Bronienie się i udowadnianie swoich racji nie jest ani tak ważne, ani tak pomocne, jak przywrócenie poczucia spokoju w relacji. Chcę mieć rację czy chcę zrozumieć drugą stronę? Chcę wygrać czy chcę naprawić relację? Przejawianie szczerej ciekawości rozbraja mechanizmy defensywne rozmówcy, ponieważ przestaje on dostrzegać zagrożenie. Jeśli nie atakujemy i nie reagujemy odruchowo, nie ma się on przed kim bronić” – zwraca uwagę Sniewski.
I chociaż w życiu niekiedy zdarza się nam spotkać psychopatów czy innych trudnych ludzi, którzy atakują bez powodu i pretekstu, to w miłosnej relacji z pewnością możliwa jest zmiana obrony lub ataku na ciekawość. Osobiście często przy wzburzeniu i poczuciu krzywdy przywołuję myśl: z pewnością nie wiem wszystkiego i chcę poznać perspektywę drugiej strony. To nie znaczy, że ją przyjmę lub odrzucę. Jeśli jednak mam iść z ukochaną osobą przez życie, potrzebuję ją usłyszeć i zrozumieć. Nie brać niczego do siebie – to „najtrudniejsza, a zarazem najcenniejsza wskazówka, która pozwala na osobisty rozwój i budowanie więzi w relacji” – podsumowuje terapeuta.
2. Weź odpowiedzialność za swój bagaż
W bliskich relacjach niekiedy utrwala się okrutny nawyk przerzucania trudnych emocji na drugą osobę. To bywa złość, niezadowolenie, frustracja, smutek. Człowiek, który ma być nam najbliższy, zaczyna być traktowany jak kontener na emocjonalne śmieci albo wróżka czy supermen, którzy za każdym razem mają nas uratować, pocieszyć, wyręczyć.
Jeśli niesiemy stary i wielki bagaż, być może naj wyższy czas rozpakować go z pomocą profesjonalnego psychoterapeutycznego wsparcia. Bywają domy tak zagracone, tak pełne śmieci, że nie sposób w nich od naleźć cennego przedmiotu, a czasami wręcz brakuje świeżego powietrza lub miejsca na swobodny ruch, taniec, odpoczynek. A zatem posprzątaj w relacji, zaczynając od tego, co w twoim bagażu kłopotliwe.
„Przypuśćmy, że stale jesteśmy w napięciu, zawsze o krok od powiedzenia czegoś bolesnego; od napiętnowania partnera, zamknięcia się w sobie albo karcącego milczenia. Może to być sygnał, że powinniśmy przejąć odpowiedzialność za własny bagaż i skupić się na uregulowaniu emocji. Czasami wystarczy pozornie nieznaczące przyznanie się do czegoś, by uruchomić lawinę obopólnych pojednawczych gestów. Dzieje się tak dlatego, że relacje są niczym lustro. Kiedy jesteśmy napięci, relacja także jest napięta. Gdy miękniemy, relacja też zwykle łagodnieje. Zacznijmy się bronić, a rozmówca zrobi to samo. Jedna ze stron musi zburzyć swoje mury, aby przywrócić więź i komunikację” – czytamy w książce.
3. Nigdy nie stosuj kar
Wiele osób chce dać odczuć drugiej stronie, że źle zrobiła, poprzez ukaranie jej, ale to za każdym razem przynosi odwrotny skutek. Znika partnerska relacja, a pojawia się przedmiotowa, przypominająca bardziej podejście tresera. To nie zna czy, że należy zrezygnować z wyrażania swego zdania, stawiania granic czy przeżywania złości – to wszystko cenne odruchy. „Karanie jest jednak sadystycznym pomysłem, który szkodzi relacji. Jest ukierunkowane na zewnątrz i utrwala uwarunkowane reakcje, polegające na internalizowaniu, tłumieniu i unikaniu autentycznych stanów emocjonalnych” – komentuje Luke Sniewski i dodaje, że „kiedy ktoś celowo lub nieumyślnie nas rani lub sprawia, że cierpimy, to zwykle dlatego, że daje w ten sposób upust własnemu cierpieniu. Taka osoba nie potrzebuje być karana. Nie chce, abyśmy przypominali i odtwarzali środowisko jej dzieciństwa. W rzeczywistości potrzebuje ona pomocy, wsparcia i zrozumienia. Jej ciało odczuwa ból. Tak przedstawia się prawdziwy komunikat, kryjący się za czyimiś nieprzyjemnymi, podszytymi stresem zachowaniami. Karząc swoich partnerów, pokazujemy, że nie jesteśmy dla nich bezpieczną przystanią”. Przy czym nie musimy być dla swoich partnerów terapeutami, którzy wszystko zniosą.
4. Ignoruj szum
Często bierzemy zbyt dużo do siebie, nie zajmujemy się swoim bagażem lub karzemy drugą osobę, ponieważ nasz umysł jest przeciążony nieustanną narracją, szumem informacyjnym. „Umysł tworzy uzasadnienia, przez które łatwiej jest pozostawać odłączonym od ciała i reagować z pozycji defensywności i samoobrony. Słuchanie szumu umysłu uniemożliwia mi dążenie do kontaktu, proszenie o po moc, wyrażanie swoich potrzeb i otwarte komunikowanie się. Treść tego szumu właściwie zawsze wskazuje na winę drugiej osoby i utrudnia mi dostrzeżenie swojej roli w konfliktowej sytuacji” – czytamy w „Ciało czułości”, której autor traktuje szum w głowie jako odrębną toż samość. Dzięki takiemu podejściu możesz szumowi nie dowierzać. Obronić się przed nim można, idąc na spacer, obserwując oddech, dotykając swojego ciała po to, by poszukać w nim spokojnych miejsc. Innymi słowy, gdy jest za dużo szumu, wróć do siebie, wróć do ciała.
Aby uczynić swoje relacje przytulnymi, zacznij od zrobienia porządków wokół łóżka, w którym spędzasz około jednej trzeciej życia. Przez ten czas rozmawiaj z umysłem i tym samym sprzątaj w relacji ze sobą. Nie przywiązuj się do żadnej myśli i żadnej nie odrzucaj. Po prostu bądź w ciele, pozwalając mu czuć.
Czy w twoim domu jest wygodnie? Jeśli nie – pamiętaj, że to twój dom, a o porządku w nim decyduje twój wybór oraz twoje zaangażowanie.