Ty ciągle w biegu, a lista spraw do załatwienia wcale się nie skraca… A może problemem wcale nie jest zła organizacja, tylko to, że za dużo na siebie bierzesz? W Terapii Jednego Spotkania psycholożka Ewa Klepacka-Gryz pomaga uwolnić się od obciążających przekonań.
Edyta zadzwoniła do mnie późnym popołudniem. – Od miesiąca zbieram się z telefonem do pani, ale… ciągle z niczym się nie wyrabiam. Siedzę w pracy do późna, potem biegnę do siłowni albo na basen, w drodze powrotnej robię zakupy, a gdy dotrę do domu, zwykle już na nic nie mam siły – usłyszałam w słuchawce. – Jesteś tym pewnie bardzo zmęczona – stwierdziłam. – To rehabilitant zalecił mi, bym poszła do terapeuty, bo stres rozwalił mi kręgosłup. Pierwsze słyszę, że psychoterapia leczy bóle szyi. – Rozumiem, że masz kłopoty z kręgosłupem? – próbuję wbić się w jej monolog. – Kiedy mam znaleźć czas na terapię? Mój grafik pęka w szwach, a zaległości piętrzą się z godziny na godzinę.
Czułam, że Edyta nie była w stanie mnie wysłuchać. Jej napięcie ujawniło się w formie agresji, zalewała mnie frustracjami. Słyszałam jej cierpienie, ale musiałam zadbać o swoje granice, co także, gdyby zdecydowała się na sesję, byłoby dobrym sposobem pokazania jej, jak nie dać sobie wejść na głowę całemu światu. – Posłuchaj, skoro masz mało czasu, mogę zaproponować ci sesję przez Skype. SMS-em wyślę ci dostępne terminy, a teraz muszę już skończyć, bo jest późno i kładę się spać.
Edyta wybrała jeden termin, który tuż przed sesją odwołała. Kiedy odezwała się do mnie w kolejnym wyznaczonym dniu, po 10 minutach musiałyśmy przerwać, bo zadzwonił jej szef. Za trzecim razem w końcu udało nam się odbyć sesję.
– Jestem zła, że muszę zapłacić za tamtą dziesięciominutową sesję – powiedziała Edyta na dzień dobry. – Jesteś na mnie zła? – Nie skorzystałam z tej sesji. – Uważam inaczej. Ta sesja pokazała coś ważnego w twoim funkcjonowaniu. Jak myślisz, co? – Że nie umiem odmawiać szefowi? – zgadywała. – Że nie szanujesz swojego prywatnego czasu. – Jasne, mogłam nie odebrać, ale miałabym noc z głowy. – Dlaczego? – Przez cały czas zastanawiałabym się, po co do mnie dzwonił. – Czy odebranie telefonu cię uspokoiło? – Nie. Okazało się, że szef dołożył mi kolejne zadanie na przedwczoraj. – I? – dopytywałam. – On wie, że to prawie niewykonalne, ale wie też, że ja dam radę. – Jakim kosztem? – Dziś wszyscy tak pracują. Jeśli chcesz do czegoś dojść, musisz natyrać się jak wół. – Czy jesteś dumna z tego, że robisz coś, co – jak sama twierdzisz – jest niewykonalne? – Muszę się utrzymać, mam kredyt i pomagam rodzicom. Lubię swoją pracę, bez pracy bym oszalała. Gdyby tylko moja doba była z gumy. – Ja też lubię swoją pracę, ale muszę stawiać pacjentom i światu granice. Czy wiesz, o czym mówię? – Gdybym ja nie wykonała do końca swojej pracy, nikt by mi za nią nie zapłacił – odparła Edyta z lekkim przekąsem. – Wykonałam swoją pracę: wyznaczyłam ci termin, miałam dla ciebie godzinę, ty nie zdecydowałaś się z tego w pełni skorzystać. Uprzedziłam cię, jak innych pacjentów, że wszystkie umówione sesje są płatne. Nie można ich odwołać.
Brak możliwości odwołania sesji budzi protest pacjentów, którzy mają kłopot ze stawianiem i akceptowaniem granic. Nie potrafią odmawiać, nie szanują czasu swojego i innych, oczekują specjalnego traktowania, a lęk i napięcie często zamieniają w złość. Dotyczy to między innymi tych, dla których doba jest za krótka. Biorą na siebie za dużo obowiązków, pozwalają sobie dorzucać kolejne i tego samego oczekują od świata. A jeśli tego nie dostają, mają poczucie niesprawiedliwości i rozczarowania.
– Co teraz się dzieje z twoją złością? – spytałam. – Nie rozumiem. – Czy nadal ją czujesz? – Chyba nie mam wyjścia, muszę przyjąć twoje warunki. – Masz wybór. Możesz poszukać innego terapeuty. – Próbowałam, większość także każe płacić za odwołane sesje. – Co czujesz w związku z tym? Złość czy rezygnację? – próbowałam ustalić, jakie emocje dominowały w tamtej chwili. – Jak mam to sprawdzić? – Posłuchaj przez chwilę swojego ciała. Skoncentruj się na klatce piersiowej, brzuchu, nogach, dłoniach. Co tam się dzieje? – Jak zwykle boli mnie kark, w gardle mam gulę, trudno mi przełykać ślinę, w klatce piersiowej czuję ciężar. – Które z tych doznań najczęściej ci towarzyszy? – Poszłam do rehabilitanta, podobno najlepszego w Warszawie, z bólem ramion i szyi. A ten mnie obejrzał, podotykał i powiedział, że to stres. – Na niego również jesteś zła? – spytałam. – Z trudem udaje mi się wygospodarować chwilę, żeby… – Żeby zająć się sobą? – Idę do specjalisty z konkretną dolegliwością i zamiast dostać pomoc, każdy próbuje wytykać mi, co robię nie tak. – Chciałabyś dostać magiczną tabletkę na ból karku czy na lepsze gospodarowanie czasem i złości cię, że takiej tabletki nie ma? – Gdyby każdy robił to, co do niego należy, a nie wymądrzał się i zadawał tysiące pytań… – Słyszę złość i rozczarowanie, ale ich nie widzę – powiedziałam, przyglądając się Edycie na ekranie komputera. – To znaczy? – Twoje ciało nie pokazuje złości. Spróbuj pokazać mi, jak bardzo jesteś zła.
Edyta wyprostowała się, jednocześnie zatrzymując oddech w klatce piersiowej. Odchyliła głowę do tyłu. Widoczny przy tym ruchu grymas na twarzy wskazywał, że napięcie w szyi było bolesne. Poprosiłam, żeby wstała i jeszcze wyraźniej pokazała złość. Edyta chwiała się na nogach. Napięcie w górnej części tułowia sprawiało, że jej ciało zaczynało się kołysać na boki. Widziałam, że złość, którą z łatwością potrafiła wyrazić za pomocą słów, to jedynie próba zmuszenia do działania zmęczonego i zrezygnowanego ciała. Złość to emocja bardzo energetyzująca. Dlatego, kiedy czujemy się zrezygnowani, smutni albo bezsilni, podświadomie przywołujemy ją na ratunek.
Kiedy ciało Edyty zaczęło coraz wyraźniej drżeć, usiadła i się skuliła. Opuściła ramiona i pochyliła głowę. – Bardzo boli mnie szyja. – Czy w takiej pozycji jest ci wygodnie? – Zaraz się zbiorę. Nie lubię siebie w roli sieroty. To tylko chwilowe zmęczenie – powiedziała, próbując się wyprostować. – Zostań w pozycji, w której jest ci wygodnie, a szyja mniej boli. Twoje ciało mówi, że jest zmęczone i przestraszone. Pod złością jest dużo lęku i cierpienia. Napięte kark, szyja i ramiona nie chcą już dłużej ukrywać bezsilności. Nie bój się tego stanu, a za chwilę poczujesz ulgę.
Ciało Edyty nie potrafiło dłużej udawać, że jest pancerne, niezniszczalne i że ze wszystkim da sobie radę. – Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że staję za tobą i podtrzymuję ci ramiona. Poczuj, że przez chwilę niczego nie musisz – poprosiłam. Zaczęła lekko drżeć. – Pozwól na to drżenie. W ten sposób uwalnia się napięcie. Za chwilę poczujesz ulgę. – Jeszcze brakuje, żebym się rozryczała. – Rób to, na co ciało ma teraz ochotę. Płacz to najprostszy sposób rozładowania napięcia. Edyta ziewnęła. – Ojej, przepraszam. – Mądre to twoje ciało. Ziewanie cudownie cię rozluźni. Nie hamuj tego. Oddychaj spokojnie. – No i wyszłam na mięczaka, który udaje siłę – powiedziała. – Być może po raz pierwszy od dawna posłuchałaś ciała. Jak szyja? – O! Nie boli – zdziwiła się. – No właśnie. – Ale czuję się taka słaba, a jeszcze tyle pracy przede mną. Jeszcze muszę… – Do końca sesji niczego nie musisz. – Ale sesja się skończy, a ja taka rozmemłana będę musiała popracować. – To zajmijmy się teraz twoimi „musami”. Każde zadanie, które cię jeszcze dziś czeka, wyobraź sobie jako jedną cegiełkę. Każda waży pół kilo. – Już – powiedziała Edyta po chwili. – Teraz ułóż cegiełki na swoim ciele; na szyi, głowie, ramionach, klatce piersiowej. Poczuj ich ciężar. – Wow. Jest tego trochę. Znowu boli mnie szyja.
Osoby, które dźwigają świat na swoich barkach, może przestraszyć nagłe doznanie rozluźnienia. Wyzwala poczucie bezsilności, nieważności, potrzebę opieki, a to dodatkowo generuje lęk. Dlatego w terapii najpierw należy nauczyć pacjenta świadomego odczuwania napięcia i rozluźnienia, a w kolejnym kroku kontrolowania i zmieniania tych stanów.
– Postaraj się popatrzeć na siebie z dystansu i zobaczyć osobę, która dźwiga na własnych barkach tyle cegieł. Policz, ile waży ciężar, który sama na siebie nałożyłaś. – Ale ja ze wszystkim muszę dać sobie radę. – Bingo! Powtórz to zdanie – poprosiłam Edytę. – Ze wszystkim muszę dać sobie radę. – No właśnie. Może wcale nie chodzi o to, że się z niczym nie wyrabiasz, tylko o przekonanie, że ze wszystkim musisz dać sobie radę. Sama. – A co to zmienia? – Wstań, uważaj, żeby twoje cegiełki nie pospadały, bo wtedy na pewno ze wszystkim się nie wyrobisz – powiedziałam. Edyta podniosła się powoli. Szyja drżała z napięcia, by podtrzymać uniesione ramiona, na których „znajdowało się” najwięcej cegiełek. Oddech spłycony, kość ogonowa podwinięta pod miednicę, zaciśnięte pięści, a drżące kolana z trudem utrzymywały ciężar górnej części ciała. – Popatrz na siebie w okienku ekranu komputera. – O matko, masakra! – Powtarzaj: „Ze wszystkim muszę dać sobie radę sama”. – Boże, już dłużej tego nie wytrzymam, nie dam rady. Chce mi się płakać, nie mogę się rozkleić. To jakaś porażka. Chcę już skończyć sesję – spanikowała. – Oddychaj, nic się nie dzieje. Zaufaj ciału. Ono ci podpowie, co zrobić. – Mam ochotę zrzucić to wszystko z siebie. – Zrób to. – Nie mogę, muszę dać radę. – Spróbuj. Nie myśl, tylko poczuj, że zrzucasz ten ciężar – powtórzyłam prośbę.
Edyta gwałtownie potrząsnęła ramionami, głową. Zaczęła tupać. Zaciskała i rozluźniała pięści. Jej twarz zrobiła się czerwona. – Ale jestem wściekła. – Tak, teraz widzę twoją złość. Wyraź ją jeszcze silniej. Edyta zaczęła boksować rękoma w powietrzu i krzyczeć: – Dość już tego. Odczepcie się wszyscy ode mnie. – Dalej, idź za ciałem – zachęcałam. – Ale ja nie mogę tak tego wszystkiego zostawić. Pomóż mi. – Usiądź. Poczuj swój oddech. Uspokój się. Zajmijmy się teraz głową, bo lekceważona zaczyna straszyć ciało. Postarajmy się odkryć drugie dno twojego: „Ze wszystkim muszę dać sobie radę sama”. – Bo to prawda. Nikt za mnie tego nie zrobi. – O, głowa odzyskała głos. OK, wykreślmy wyraz: „ze wszystkim”. Co nam zostaje? – Muszę dać sobie radę sama. – Dobrze. Jaką radę dałabyś sobie? Poszukaj jej w głowie – podpowiedziałam. – Rzuć to wszystko w cholerę. – Może mniej dramatycznie. Rozejrzyj się i zastanów, czy komuś mogłabyś oddać trochę swoich cegiełek. – Masz na myśli delegowanie obowiązków? – Nie, mam na myśli zdjęcie z pleców kilku cegiełek. Może na początek połóż je na ziemi. Zobaczymy, czy to wywoła lęk. Sama je sobie włożyłaś na plecy, a teraz twoja głowa daje ci radę: „Zdejmij kilka z nich i odłóż”. – To takie proste?
Trudno nam uwierzyć, że większość „musów” sami na siebie nakładamy z lęku, by świat nie przestał nas dostrzegać, żeby nikt nie zauważył naszej słabości czy braku mocy. Kiedy ciało zaczyna protestować i generuje symptomy bólowe, idziemy do specjalisty po pigułkę znieczulającą. I choć dobrze wiemy, że taka pigułka nie istnieje, domagamy się jej agresją. Zmieniamy specjalistów, wierząc, że w końcu ktoś da nam moc, byśmy z własnej woli odpuścili. Rady w stylu: nie musisz tyle pracować, zwolnij tempo, naucz się delegować obowiązki – nie skutkują. Bo to my sami musimy podjąć decyzję, które cegły chcemy z siebie zdjąć.
Pod koniec sesji, zwłaszcza jeśli wiadomo, że na kolejną się nie umawiamy, pacjenci często proszą: „Napisz mi receptę, jak krok po kroku mam zmienić życie”. To dobry moment, by trochę odwrócić role.
– Okej, w scence, którą odegrałam, wszystko się dobrze kończy, ale jak konkretnie mam sobie odpuścić? – spytała Edyta. – To twoje cegiełki. – Tak, ale one mają konkretną zawartość. – Kiedy zaczynałam pracować z pacjentami, sama brałam na siebie zbyt dużo. Pod koniec dnia miałam ramiona twarde jak kamienie, z trudem poruszałam szyją. Załóżmy, że zdejmę z ciebie cegiełki i włożę je na własne barki. Po tobie mam jeszcze dwóch pacjentów. Ich cegiełki także położę na swoich plecach. Wyobraź sobie, jak będę wyglądać. Ratunku! – powiedziałam. Edyta wybuchnęła śmiechem. – Jaką radę ty dałabyś sobie? – spytała. – Kiedy pacjent zdejmuje z siebie cegiełki, mów, że czas sesji dobiega końca, i wiej, gdzie pieprz rośnie.
Wbrew powszechnej opinii, że terapeuta ma siłę słonia i moc Boga, odmitologizowanie tego zawodu i pokazanie, że ja też jestem tylko człowiekiem, który musi znać swoje ograniczenia, dbać o swoją energię, stawiać granice i pobierać należytą opłatę za pracę w terapii, zwłaszcza z silnymi osobowościami – ma działanie lecznicze. Wszak wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wierzę, że Edyta z czasem stanie się specjalistką od radzenia sobie z samą sobą.