1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jaki jest twój wewnętrzny dom? Rozmowa z psychoterapeutką Kasią Kucewicz

Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka (Fot. archiwum prywatne)
Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka (Fot. archiwum prywatne)
„Jak człowiek pobędzie ze sobą, ze swoimi myślami, to często dzieją się rzeczy przełomowe w jego życiu. Żeby przeprowadzić głębokie zmiany, dojść do ważnych refleksji, musimy mieć czas, a świat jest tak zaprojektowany, że go nie mamy” – mówi psychoterapeutka Kasia Kucewicz.

Projektując workbook „Czując każdego dnia”, zaprosiła Pani czytelników w podróż do źródła spokoju i wyciszenia. Dlaczego właśnie tam?
Mniej więcej rok temu, po wydaniu książki „Kobiety, które czują za bardzo”, która się spotkała z dużym uznaniem czytelników, poproszono mnie, żebym napisała coś kolejnego. Ale byłam wtedy w takim momencie życia, że kompletnie nie chciało mi się ani pisać, ani czytać. Zaczęłam się zastanawiać, co można zaproponować osobom, które są w takim pochmurnym nastroju jak ja – nie mają w sobie przestrzeni na to, żeby czytać książki, poznawać nowe teorie psychologiczne, zgłębiać kolejne tematy – ale równocześnie chciałyby nad sobą popracować, rozwijać się w kierunku samopoznania, przyglądania się sobie. Ostatecznym impulsem do zaprojektowania workbooka było to, że znalazłam wiele badań dotyczących wpływu pisania na mózg, które świetnie opisali James W. Pennebaker i Joshua M. Smyth. Okazuje się, że liczne badania udowadniają terapeutyczną moc pisania. Kiedy piszemy, notujemy, wypełniamy różne tabelki, uaktywniamy inne obszary mózgu niż wtedy, gdy tylko siedzimy i myślimy. Dzięki pisaniu stajemy się bardziej refleksyjni, samoświadomi. Wszystko to sprawiło, że stwierdziłam: „A może by tak zrobić workbook, który pozwoliłby komuś zebrać myśli i pochylić się nad ważnymi dla dobrostanu psychicznego zagadnieniami?”.

Dzięki temu można odwiedzić swój wewnętrzny dom – takiej przestrzeni chyba najbardziej potrzebujemy, kiedy nie tylko nie chce nam się czytać, ale nawet rozmawiać z innymi. To może nam się przytrafić choćby podczas takiej zimy jak teraz.
Czasami faktycznie nie mamy takiej przestrzeni, żeby komuś poopowiadać o sobie albo nie mamy z kim się podzielić naszymi najgłębszymi myślami. Poza tym najczęściej w rozmowach z przyjaciółmi czy ze znajomymi przy kawie nie zadajemy sobie pytań, które uruchamiają głęboką refleksję opartą na wspomnieniach i przekonaniach.

Na przykład patrząc w lustro, przeważnie myślimy o tym, jak wyglądamy, ale nie zastanawiamy się, od kogo z rodu pochodzą nasze policzki, nos, czoło. Jako psychoterapeutka starałam się zadawać takie pytania w workbooku czytelnikowi, żeby oświetlać mu nieznane rejony w jego wnętrzu, które mogą go zaciekawić. Takie, na które może sam by nie wpadł. Takie, które wniosą coś nowego do jego życia – nowe spojrzenie, nową perspektywę, nowe rozdanie. Chciałam też, żeby podczas pisania wyszła prawda – żeby dać czytelnikowi możliwość bycia ze sobą szczerym, bez opowiadania historii, której nie ma, bez lukrowania. Taka myśl mi przyświecała, bo w dzisiejszych czasach bardzo odjeżdżamy od prawdy, ścigając się z pięknym życiem innych ludzi, które widzimy na Instagramie. Chciałam, żeby każdy mógł mieć swój osobisty pamiętnik.

Zwykle zatrzymujemy się, gdy mamy gorszy czas. Co dobrego może z takiego doświadczenia wynikać, jak najlepiej to wykorzystać?
Czasami naprawdę warto powiedzieć sobie „stop” i posłuchać siebie. W tym całym hałasie codziennego życia łatwo stracić świadomość, czego potrzebujemy, czego chcemy. Tracimy wtedy łączność z głosem wewnętrznym, który mówi: „Ej, odpocznij” albo podpowiada, że to, co było dla nas dobre rok temu, już takie nie jest. Od czasu do czasu dobrze jest zweryfikować swoje znajomości, sposób spędzania wolnego czasu, rozkładnia zadań w pracy. Ten głos mówi nam: „Aktualizuj się”. Mam poczucie, że jak człowiek pobędzie ze sobą, ze swoimi myślami, to często dzieją się rzeczy przełomowe w jego życiu. Żeby przeprowadzić głębokie zmiany, dojść do ważnych refleksji, musimy mieć czas, a świat jest tak zaprojektowany, że go nie mamy. Mamy za to tysiąc zadań, obowiązki, piętrzące się problemy. A wystarczy jedynie kwadrans, żeby usiąść tylko ze sobą i popisać.

Czasem dobrze jest się ponudzić.
Ja na przykład uwielbiam się nudzić, kocham nic nie robić, cenię te chwile, kiedy telefon się rozładuje. Mam wrażenie, że to są jedyne momenty, kiedy wpadam na jakieś naprawdę mądre pomysły, które potem determinują moje życie. Jako człowiek wysoko wrażliwy nie jestem w stanie dojść do nich, kiedy jestem przebodźcowana. Wtedy działam z automatu i wiem od swoich pacjentów czy czytelników, że mają podobnie. Tylko w sytuacjach bez bodźców zewnętrznych zaczyna kiełkować we człowieku myśl typu, że może zacznę uprawiać pomidory na balkonie, a może jednak rozstanę się z kimś, kto stosuje wobec mnie przemoc ekonomiczną, a może jednak pójdę do jakiejś szkoły podyplomowej.

Żeby odkryć jedną ze swoich aktualnych potrzeb, czasem trzeba sobie zadać pytanie: „Kim jestem?”. Do tego namawia Pani w workbooku. Po co nam ta odpowiedź?
To jest pytanie o to, czy zauważyłaś, jak się zmieniasz, czy widzisz te przemiany, jakie przechodzisz z każdym rokiem, z każdą dekadą. Czy jesteś w stanie poświęcić samej sobie chwilę, żeby zobaczyć, gdzie się zaczynasz, a gdzie kończysz; zauważyć, o czym marzysz. Pytanie o to, kim jesteśmy, nie jest pytaniem o nasze role życiowe, nie jest pytaniem o to, kim jesteśmy w jakimkolwiek kontekście, czy o to, jak nas widzą inni ludzie. To jest pytanie o to, jak my siebie widzimy. Dlatego jest tak trudne. Żeby na nie odpowiedzieć, musimy spojrzeć sobie głęboko w oczy, a czasem robimy wszystko, żeby tego nie zrobić, i żyjemy dawną wizją. Może jako dwudziestoparolatka postanowiłam, że zależy mi na dużych pieniądzach, ale będąc w wieku lat czterdziestu, przeoczyłam ten moment, kiedy pieniądze przestały mieć dla mnie znaczenie, a zaczęły liczyć się relacje czy święty spokój?

To wcale nie musi być łatwe.
Zachęcam do tego, żeby pochylać się nad zagadnieniami, które nie są łatwe. Wierzę w to, że człowiek – kiedy mu się zada odpowiednie pytania – jest w stanie poznać drogę do swojej wewnętrznej mądrości. Blisko mi jest do stwierdzenia, że wszystkie odpowiedzi są w nas, również ta na fundamentalne pytanie, jak być szczęśliwym. Tylko dokopanie się do tej odpowiedzi może zająć trochę czasu w życiu.

A pytanie o cele? Też padło w workbooku. Może być zniechęcające, zwłaszcza kiedy mamy gorszy czas.
Są cele, które tak naprawdę są tylko kolejnymi zadaniami do wykonania, jakąś zimną kalkulacją, i są takie, dzięki którym zyskujemy szerszą perspektywę. Cele często stają się toksyczne, a ich toksyczność polega na tym, że nie należą do nas. Są próbą zadowolenia innych ludzi, udowodnienia czegoś komuś, niezbłaźnienia się i tak dalej. Jeśli naszym celom towarzyszy myśl, żeby ktoś je zobaczył, mam wrażenie, że wtedy są one dla nas szkodliwe. Natomiast jeżeli mamy cele, które są przystankami w drodze do głównego celu, jakim jest szczęście i poczucie zadowolenia, to ja im kibicuję. Kiedy w ustawianiu celu chodzi o pewną drogę przemiany – wspieram go.

Są też cele, które podejmujemy automatycznie. Teoretycznie mają one ułatwić nam życie, a je utrudniają.
Tak. Czasami nasze cele nie pochodzą z naszych pragnień, z naszej empatii i miłości do siebie. Należą do innych ludzi, na przykład odchudzamy się czy dekorujemy mieszkanie na święta, bo wszyscy to robią, lub uczymy się włoskiego, bo wypada znać wiele języków. Czasami w moim gabinecie rozmawiam z ludźmi, którzy podejmują bardzo dziwaczne cele, żeby – jak mówią – nie odstawać. Jeżeli słyszę, ża taka jest ich motywacja, to wiem, że to raczej nie wyjdzie i pojawi się frustracja, a to spowoduje obniżenie samooceny. W swojej książce pisałam o redukcji wagi, bo jest to ważny proces w moim życiu. Zredukowałam 40 kg, a jeszcze przede mną 23. Żeby zacząć inaczej jeść, musiałam do tego dojrzeć, co zajęło mi 37 lat. Nie zrobiłam tego, bo ktoś mi kazał, chociaż oczywiście wcześniej sugerowali to lekarze i inni ludzie. Udało się dopiero, jak podarowałam sobie samej prezent – stanęłam przed lustrem i powiedziałam: „OK, zadbam już teraz o ciebie, Kasiu”. Schudłam, gdy ten cel stał się moją osobistą drogą, i szłam za tym, co mi podpowiadała intuicja, a ja czułam, co będzie dla mnie dobre. Myślę, że człowiek jest w stanie bardzo wiele osiągnąć nie dlatego, że tego chce, ale dlatego, że umie się ze sobą dogadać i zatroszczyć o siebie w procesie dojścia do celu. To droga jest od niego ważniejsza, musi być przemyślana po naszemu, na naszych zasadach. Inaczej będziemy wracać na start.

Żeby się ze sobą dogadać, potrzebne są: umiejętność samoopieki i miłość własna. Czy można się tego nauczyć?
Self-care i self-love są ważne – to nie jest żadna fanaberia, rozczulanie się nad sobą czy słabość. W swoim gabinecie często słyszę, że odpoczynek to marnotrawstwo czasu, a uważność na siebie jest dowodem egoizmu. Stawiam sobie taki cel, żeby pokazać moim pacjentkom czy czytelniczkom, że jeśli nie dbamy o siebie, życie przestaje nam się podobać i nie jesteśmy w stanie osiągnąć wszystkiego, co byśmy mogły. Człowiek nie rozwija swojego potencjału w żadnej dziedzinie, jeśli nie troszczy się o siebie. Jeżeli zaniedbujemy poczucie wewnętrznego dobrostanu, na przykład na rzecz poświęcania się dla innych ludzi, to w którymś momencie po prostu się przewrócimy. Badania wskazują, że wypalenie zawodowe najczęściej dotyka te profesje, które niosą pomoc. Wtedy nie starcza już sił dla tej najważniejszej osoby, czyli siebie.



Czym jest self-care?
Współczesny świat oferuje nam różne propozycje self-care, które – moim zdaniem – nie są prawdziwym self-care, tylko jakimś rodzajem plastiku. Jesteśmy zalewani propozycjami, które mają nam pomóc odpocząć, na przykład oglądamy platformy streamingowe czy mamy różnego rodzaju aplikacje do różnych zadań. Moim „ulubionym” przykładem self-care jest wyjazd na tydzień na Bali raz na 3 lata. Zawsze mnie to niepokoi i pytam: „Ale co jest pomiędzy?”. Naprawdę lepiej jest pięć razy wyjechać na Mazury niż raz na Malediwy. W self-care chodzi o powtarzalność, cykliczność, rytuały – o to, żeby mieć czas każdego dnia spokojnie zjeść śniadanie, a nie kupować sobie torebkę za 10 tysięcy, chodzić do wymyślnego SPA czy uprawiać odjazdowy sport. Ludziom samoopieka kojarzy się z wydawaniem pieniędzy i mają przekonanie, że trzeba być bardzo zamożnym, żeby zadbać o siebie. A to nieprawda – nie potrzeba na to ani wielkich finansów, ani dużej ilości czasu – to jest pewien stan umysłu, stan uważności na siebie, umiejętność traktowania siebie, jakbyśmy opiekowali się swoim dzieckiem każdego dnia.

Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka. Prowadzi Ośrodek Psychoterapii i Coachingu Inner Garden w Warszawie, współpracuje także z Poradnią Zdrowia Psychicznego „Harmonia”. Należy do Polskiej Federacji Psychoterapii. Swoją wiedzą dzieli się na Instagramie: @psycholog_na_insta

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze