„Jestem czarownicą z bajki dla dorosłych” – mówi duńska aktorka Trine Dyrholm o swojej roli w dramacie „Dziewczyna z igłą” w reżyserii Magnusa von Horna podczas przeprowadzonej na festiwalu w Cannes rozmowy z Martyną Harland.
Film „Festen” Thomasa Vinterberga to mój ulubiony tytuł, w którym grasz główną rolę. Często wykorzystuję go w mojej pracy w filmoterapii przy tematach związanych z powrotem do traum z przeszłości. Teraz spotykamy się przy okazji filmu „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna, w którym grasz właściwie ucieleśnienie zła. Dlaczego zdecydowałaś się na tę rolę?
Właśnie z „Festen” byłam pierwszy raz na festiwalu w Cannes w 1998 roku. Gram w nim młodą kobietę Pię, która brała udział w obchodach 60. urodzin patriarchy rodu, Helge Klingenfeldta, wspólnie z jego przyjaciółmi, rodziną i bliskimi. Bardzo podoba mi się ten kontekst rozmowy, bo mogę zobaczyć, jaką drogę przeszłam w swoim życiu jako aktorka.
Trine Dyrholm w filmie „Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Moje marzenia od zawsze krążyły wokół pracy z ludźmi, których podziwiałam, i to właśnie się dzieje. Jestem wdzięczna za to, co wydarzyło się w mojej karierze. Próbowałam odnaleźć swoją drogę, wybierać rzeczy, które są dla mnie ważne, czasem mroczne, ale stanowią wyzwanie emocjonalne. Bo właśnie tym jest dla mnie praca aktorki: graniem na emocjach, moich i widzów. W kinie możemy dzielić się rzeczami, które trudno jest wyrazić słowami, a także podzielić się doświadczeniami i emocjami, które w normalnych warunkach są trudne do wyrażenia. Komunikacja z publicznością jest dla mnie niezwykle ważna i właśnie to skłoniło mnie do wejścia w projekt filmowy Magnusa.
Co cię łączy z postacią, którą grasz w filmie „Dziewczyna z igłą”, czyli Dagmar – charyzmatyczną właścicielką nielegalnej agencji adopcyjnej, pomagającej matkom znaleźć nowe domy dla ich niechcianych dzieci? Czego nauczyłaś się o sobie podczas tej podróży?
Ta postać była dla mnie wielkim wyzwaniem, nie wiem, czy nie największym w ostatnim czasie… Nie spoilerując zbyt wiele, myślę, że każdy przekona się na własnej skórze, jaką siłę rażenia ma ta bohaterka. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tej roli, nie byłam pewna, jak w nią wejść i co pokazać. Mimo że znałam tę historię, bo film jest przecież inspirowany prawdziwymi wydarzeniami związanymi z najbardziej kontrowersyjnym morderstwem w historii Danii.
Trine Dyrholm w filmie „Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
To była trudna podróż. Ta odbijająca się echem trauma narodowa do dziś przypomina, jakie mogą być konsekwencje ignorowania okrucieństwa w społeczeństwie. Kiedy wchodzi się w tak trudne emocje, należy pozwolić sobie na lęk i niepewność, to pomaga lepiej zrozumieć postać i oddać jej autentyczność.
Dużym wyzwaniem było dla mnie to, że jest to film czarno-biały. Zdjęcia autorstwa Michała Dymka są piękne, jednak w takim wypadku trzeba być niezwykle skupionym na planie, inaczej pada wtedy światło.
Do tego mniej efektów sprawia, że uczucia są bardziej widoczne. Największą inspiracją był tu dla mnie chyba film „Egzorcysta” William Friedkina i scena, gdy córka nagle atakuje matkę, która jest zmuszona przywiązać ją do łóżka. Tabu macierzyństwa jest tu silnie obecne.
Trine Dyrholm i Magnus von Horn na planie filmu „Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Dlaczego ta historia jest istotna? Co możemy z niej wziąć dla siebie jako kobiety?
Ta opowieść rezonuje z nami na wiele sposobów, mówi tak wiele o kondycji kobiet i kobiecości, o której przecież zawsze warto rozmawiać. Ten film porusza wiele współczesnych tematów, mimo że jest to dra mat osadzony w przeszłości. Mamy tu do czynienia z kobietą w trudnych warunkach społecznych, która rodzi dziecko, to nadal się zdarza. To również opowieść o samotności, traumie i próbach przetrwania w społeczeństwie, które jest opresyjne. Film rezonuje z tym, co przeżywa dzisiaj wiele osób.
Reżyser filmu mówi, że to bajka dla dorosłych, w której spotykają się: uboga kobieta mieszkająca na strychu; książę na białym koniu, który okazuje się tchórzem; potwór bez twarzy, ale o złotym sercu; i czarownica w sklepie ze słodyczami. Ja jestem tą czarownicą. Opowiadamy historię, która wydarzyła się dawno temu, ale odnosi się do sprawy tak bliskiej nam dzisiaj, czyli prawa do decydowania o sobie.
Myślę, że ten film jest bardzo odważny. Widać to zwłaszcza w dwóch najmocniejszych scenach z dziećmi. One są ważne dla mnie jako psycholożki – i uważam, że warto o nich po rozmawiać po filmie, bo dla widzów mogą okazać się wyjątkowo trudne. Ale co z tobą? Jak weszłaś w te sceny?
Czasami, gdy boję się wskoczyć na pewien poziom emocji, myślę sobie: właśnie od takiej postawy zaczyna się złe aktorstwo. Chcę więc próbować wszystkiego i patrzeć, dokąd mnie to zaprowadzi. Dlatego staram się wyjść poza schemat i jak najlepiej uchwycić moją postać, bez oceny.
Cieszę się, że Magnus w żaden sposób nie wyjaśnia w swoim filmie popełnionej zbrodni – to zepsułoby historię. Kiedy widzimy na ekranie morderstwo po raz pierwszy, jesteśmy w szoku. Nie wiemy, co się właściwie wydarzyło. To są mocne sceny, ale też pełne niedopowiedzeń.
Trine Dyrholm w filmie „Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Co czułaś, gdy patrzyłaś na siebie na ekranie?
Najważniejsza była dla mnie świadomość, że to nie ma nic wspólnego ze mną, nie ma w tym mojego doświadczenia. Postać, którą gram, dostaje jedynie moje ciało i muszę powiedzieć, że lubię to zanurzanie się w postać Dagmar; a także moment doświadczenia oraz spojrzenia na świat jej oczami – nawet w scenach trudnych dla wielu widzów.
W filmie „Festen” największym potworem był najstarszy z rodu. Teraz, po ponad 25 latach, największym potworem jesteś ty w roli Dagmar. Czy twoim zdaniem mają ze sobą coś wspólnego?
Helge zmagał się z kompleksem złego faceta, było mu z tym fatalnie. Czy Dagmar miała wyrzuty sumienia albo poczucie winy?
Trine Dyrholm na planie filmu „Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Chyba więcej podobieństw widzę między nią a inną kobiecą bohaterką „Dziewczyny z igłą”, Karoline, i myślę, że to podwójne kobiece zło jest dla widza jeszcze silniejsze i trudniejsze do uniesienia. Takie odkrywanie niuansów ludzkiej psychiki i sposobu myślenia jest dla mnie najistotniejsze. Żal mi kobiet, które muszą się godzić na tak straszne rzeczy, jakie widzi my na ekranie, bo nie stać ich na utrzymanie swoich dzieci albo mają inne skomplikowane problemy. Myślę, że paradoksalnie ten film może się dla takich kobiet okazać uwalniający. Bo czy w piekle można być dobrym?
Trine Dyrholm, rocznik 1972. Laureatka Srebrnego Niedźwiedzia za rolę w filmie „Komuna” (2006), jest znana także z ról w filmach „Wesele w Sorrento”, „Królowa Kier”, „Kochanek królowej”. Zasiadała w jury konkursu głównego 75. MFF w Wenecji (2018). „Dziewczyna z igłą”, polska koprodukcja kandydująca do Oscara, trafi do kin już 17 stycznia.