Proponuję zmodyfikować to powiedzenie na: głupia robota głupich lubi, a mądrzy lubią fajną robotę.
Jest taki żart: „Jasiu, wstawaj, czas do szkoły”. „Mamusiu, nie wstanę, nie pójdę dzisiaj do szkoły”. „Jasiu, idziesz do szkoły i koniec”. „Mamusiu, ja nienawidzę szkoły”. „Jasiu, musisz iść”. „Ale, mamo, dzieci mnie nie lubią”. „Jasiu, musisz iść do szkoły, jesteś jej dyrektorem”.
W naszym stosunku do pracy ważne jest poczucie, czy pracujemy z przymusu, z konieczności płacenia rachunków czy dlatego, że chcemy. Warto zdać sobie sprawę, że cokolwiek robimy, to robimy z wyboru. To nie znaczy, że mamy nieograniczoną wolność. Ale nawet jak jesteśmy w więzieniu, możemy zdecydować, czy będziemy podczas tego pobytu uczyć się języków obcych, czy raczej wejdziemy na przykład w jakieś nielegalne interesy. Traktowanie pracy jako zła koniecznego obraca się przeciwko nam samym. Dlatego zanim zaczniemy narzekać na pracę, warto zdać sobie sprawę, że wcale nie musimy do niej chodzić. No ale wtedy będziemy musieli ponieść tego konsekwencje. A praca wbrew pozorom może dawać nam wiele różnych rzeczy, nie tylko wynagrodzenie. Może zaspokajać naszą potrzebę przynależności, dawać nam relacje społeczne, dzięki niej stajemy się częścią zespołu, sprawdzamy się w różnych zadaniach i aktywnościach, uczymy się dogadywać z innymi. Praca może dać nam też poczucie sprawstwa i tego, że jesteśmy potrzebni, jednak tylko wtedy, jeśli nie będziemy jej traktować jak przymus. Często to my sami sprawiamy, że ona staje się opresją. Nie mówię tu oczywiście o sytuacjach, w których nie przestrzega się prawa pracy i traktuje się pracowników bez należnego im szacunku.
Dużo się dziś pisze o pokoleniu Z, że ma inny stosunek do pracy. Młodzi więcej wymagają od pracodawców, oczekują przestrzegania praw pracowniczych, pewnej spójności wykonywanego zajęcia z ich hierarchią wartości. Nie chcą życia dla kariery, nie zgadzają się, by praca dominowała ich życie. To wielki postęp, kiedyś wpajano nam przecież, że to praca jest najważniejsza. Ale jeśli się zastanowić, to nasze zdrowie i dobrostan, a więc także poczucie spełnienia, satysfakcji z życia, są jeszcze ważniejsze.
Mój dom wpoił mi przekonanie, że praca ma być twórcza, bo to twórczość przynosi w życiu satysfakcję. Żyłam zgodnie z tym przekonaniem, do dziś traktuję swoją pracę twórczo i to mi się sprawdza. Ale uważam, że twórczym dziełem może być i piękne wysprzątanie domu, i ugotowanie smacznego jedzenia, i zrobienie komuś pięknej fryzury. Sedno to jest przekonanie, że moja praca ma sens, czemuś służy i ja ją lubię. Bo jak nie lubię tego, co robię, czym się zawodowo zajmuję, to będę mieć kłopot, żeby się w to zaangażować, żeby zobaczyć w tym sens. Człowiek, który obcina gałęzie w parkach, może mieć większą satysfakcję ze swojego zajęcia niż ktoś, kto pracuje w wielkiej korporacji i wprawdzie nieźle zarabia, ale non stop siedzi przy biurku w sali typu open space i wykonuje zadania, których nie znosi.
Od tego, jak odpowiadamy sobie na pytanie, co moja praca znaczy dla mnie samego i dla innych, zależy to, czy ona staje się dla nas dopustem Bożym, czy czymś, czemu z ochotą poświęcamy uwagę i energię. Jeśli potrafimy zobaczyć w niej sens, polubić ją, sprawa wygląda diametralnie inaczej. Wracamy znowu do odpowiedzialności za własne wybory. To, że ludzie odchodzą z korporacji i kupują sobie siedlisko na wsi, wcale nie znaczy, że nie będą pracować. Oni po prostu wybierają inny rodzaj pracy. Każdy zna ludzi, którzy mówią: „Ja to chętnie nie robiłbym w ogóle nic”, ale to tylko takie gadanie. Nawet wśród tych, którzy nie muszą martwić się o pieniądze, takie nicnierobienie zdarza się dość rzadko. Ludzie przeważnie lubią coś robić, żeby mieć poczucie, że ich życie nie jest miałkie, że coś się dzięki nim dzieje, wywierają na świat jakiś, choćby minimalny, wpływ.
Wysłuchał Dariusz Janiszewski.
Katarzyna Miller, terapeutka. Pisze książki, wiersze, śpiewa.