1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nie walka, a rozmowa, czyli jak się dobrze spierać i mądrze godzić w związku

Ludzie kłócą się, gdy nie są spełniane ich potrzeby albo nie ma w ich związku komunikacji. Kłótnia to często wyzwolenie komunikacji i emocji, jedyny wentyl bezpieczeństwa, aby znowu być blisko. (Fot. iStock)
Ludzie kłócą się, gdy nie są spełniane ich potrzeby albo nie ma w ich związku komunikacji. Kłótnia to często wyzwolenie komunikacji i emocji, jedyny wentyl bezpieczeństwa, aby znowu być blisko. (Fot. iStock)
Zdarza się, że tylko dzięki kłótni jesteśmy w stanie otwarcie o czymś sobie powiedzieć – mówi psychoterapeutka par Marlena Ewa Kazoń. Bywa też, że zamiast oczyścić atmosferę, awantura tylko utrwala niezgodę między partnerami. Jak zatem dobrze się spierać, ale i też jak się pogodzić po kłótni i redukować niezrozumienie w związku?

Jaką funkcję pełni kłótnia w naszych miłosnych związkach?
Jest pragnieniem kontaktu i nadzieją na lepsze, ku zmianom i bliskości. Jednak tak dzieje się tylko wtedy, gdy w kłótni chodzi o relację, a nie rację. Gdy jesteśmy nastawieni na dialog z drugą osobą i naprawdę chcemy się dogadać.

Jak kłócić się, a jak się nie kłócić w związku, by nie przekroczyć granicy, za którą kończy się miłość?
Kłócić się dobrze, czyli z szacunkiem do drugiej osoby, to znaczy być w tej kłótni opanowanym. Ale też mieć w sobie odwagę, by mówić o swoich emocjach wprost. Najpierw sobie, a potem partnerowi. „Nie mogę jej tego powiedzieć, bo przestanie mnie kochać”, „Nie powiem o tym, bo to pogorszy sprawę”. To myślenie z pozycji lęku, w którym siedzi mnóstwo cierpienia, niezrozumienia i braku akceptacji. Zasada jest taka, że jeśli partnerowi, z którym żyjemy, coś nie odpowiada, zawsze na to reagujemy.

Jednak czasami nie chcemy, nie potrafimy lub nie możemy zmienić naszego zachowania. Jeśli partnerowi nie odpowiada coś, co jest naszym fundamentalnym „ja”, jak: nieuważność, bałaganiarstwo, odmienny styl życia – to powinien nas zaakceptować, a nie próbować na siłę zmieniać. Zawsze może też odejść.
Myślę, że na tego typu konflikty w związku najczęściej mocno wpływa zaburzenie ról. To jednak nie dzieje się na świadomym poziomie. Rola to nasze głębokie, choć błędne przekonanie, że właśnie w ten sposób należy funkcjonować w związku. Spontanicznie i nieświadomie odtwarzamy zapisane w głowie, utrwalone schematy rodzinne. Wszyscy nosimy w sobie pewne treści, które ciągle nami rządzą. Kobiety uzdrowicielki i ratowani mężczyźni to najczęstsze zaburzenie ról, które obserwuję w swoim gabinecie. Dlatego niezwykle ważna jest świadomość, w czym tkwimy i w jaki typ relacji najczęściej wchodzimy. To jest nasze „emocjonalne DNA”, czyli model bycia w relacji. Gdy uświadomimy sobie, że partner to nie jest nasz ojciec i przykładowo nie musimy się go bać, a partnerka nie jest naszą matką i nie trzeba trzymać jej na dystans – wtedy stajemy się świadomi rzeczy, które przenosimy ze związku rodziców, możemy uwolnić się od tych wzorców.

Z jakich powodów pary najczęściej się kłócą? Czy jednym z nich jest niezrozumienie w związku?
Ludzie kłócą się, gdy nie są spełniane ich potrzeby albo nie ma w ich związku komunikacji, tak że druga strona nieustannie musi domyślać się, o co chodzi. Bardzo często mam takich pacjentów – ona i on, wieloletni staż w związku, więź, bliskość, a jednak gdy pojawiają się choroby, kłopoty z dziećmi czy rodzicami, to on zajmuje się sobą, a ona sobą. Problemy ich rozdzielają, zamykają się na siebie. Kłótnia to często dla takich par wyzwolenie komunikacji i emocji, jedyny wentyl bezpieczeństwa, aby znowu być blisko. Przynajmniej na jakiś czas, do kolejnego trudnego wydarzenia. Czasem jednak zdarza się tak, że partnerzy kłócąc się, zaczynają walczyć i niszczyć siebie nawzajem. W ten sposób rodzi się związek dysproporcjonalny, w którym jedna strona dominuje, a druga jest zależna. W takiej relacji bardzo łatwo o zaburzenia więzi, a to prowadzi do kryzysów w związku.

Kłócąc się, stajemy się coraz mniej partnerskim związkiem czy właśnie dążymy do tego partnerstwa?
Jak mówiłam, w kłótni wchodzimy w różne role, często powielając styl kłótni naszych rodziców – ktoś dominuje, ktoś inny jest uległy. Kiedy nie akceptujemy partnera takim, jakim jest, prosimy go o zmianę. A na nieświadomym poziomie atakujemy go energetycznie, co jest bardzo niebezpieczne, ponieważ ta energia wraca do nas w postaci awantur, przemocy słownej czy fizycznej. Atakowany partner odczuwa zagrożenie, dlatego ucieka z domu, unika rozmów, bliskości czy seksu. Pracując z klientami, zwracam na to uwagę, ponieważ bez akceptacji siebie samych i partnera nasz związek nie ma szans się udać. Zgoda, za którą idzie akceptacja, nie oznacza jednak, że mamy sobie pozwolić na poniżanie, przemoc czy brak szacunku. To pozwala nam po prostu wyjść z pewnych iluzji i podjąć świadomą decyzję o przemianie, ale nas samych. Partner to lustro, w którym odbija się nasze wnętrze. Jeśli jest coś, czego bardzo mocno nie akceptujemy, to powinniśmy najpierw przyjrzeć się sobie. Może gdzieś w głębi duszy nie akceptujemy siebie samych?

Dlaczego jedni z nas kłócą się nieustannie, inni wolą zamknąć się w sobie i nie mówią o problemie, a jeszcze inni po prostu się dogadują lub przynajmniej wiedzą, jak rozmawiać po kłótni?
Nie znam pary, która się nie kłóci. Tak bywa tylko wtedy, gdy ludzie nie dążą do rozwoju i zmiany w związku, akceptując w nim wszystko. Milczenie nie jest wtedy złotem, lecz tłumieniem siebie. Wzmacnia utrzymywanie relacji w stagnacji, a relacja musi żyć. Trzeba mieć odwagę wyrażać siebie, zawsze i wszędzie, przede wszystkim w związku.

Tyle że to wyrażanie siebie i mówienie prawdy często prowadzi do kłótni, a one wysysają z nas energię. Bo ile można? W serialu „After life” przyjaciółka głównego bohatera zwraca uwagę: „Nie mówiłeś swojej żonie, że nie smakuje ci obiad, bo bardzo ją kochałeś”. Może jednak czasem warto przemilczeć pewne sprawy i nie pokazywać siebie.
To od nas zależy, czy wejdziemy w jakąś rolę, czy zdecydujemy się być sobą. W długofalowym związku warto jednak żyć w autentyczności, nawet jeśli nie jest przyjemna. I nawet jeśli to prowadzi do kłótni. Czy warto przemilczeć pewne sprawy w związku? Wiesz, mam takich pacjentów, którzy muszą zachować pewne tajemnice, żeby mieć poczucie wolności. Często zastanawiam się wtedy: po co? Może chodzi im o poczucie niezależności? Najczęściej taką potrzebę zgłaszają pacjenci, którzy mają kontrolujących partnerów, a wcześniej rodziców. Oni muszą mieć swój świat, żeby czuli, że żyją. Ich partner często czuje się nieważny i niepoważnie traktowany.

Co zrobić, jeśli powiedzieliśmy sobie zbyt wiele raniących słów i odczuwamy dzielący nas dystans po kłótni?
Powiedzieć szczerze: „Przepraszam, zagalopowałam się, przekroczyłam granicę”. I zrobić to jak najszybciej, nie zasypiać z negatywnymi emocjami. To ważne słowa budzące ponownie zaufanie i otwierające przestrzeń, która jest niezbędna do tego, żeby kłótnia nas zbudowała.

Ale jak zwalczyć w sobie ten wewnętrzny hamulec: niech on pierwszy przeprosi?
Ten hamulec jest właśnie potrzebą władzy i dominacji w związku. Warto zapytać wtedy siebie o to, czy nie chcemy znowu czuć się ofiarą, bo zawsze się tak czujemy, gdy pierwsi przepraszamy? Może nie czujemy naszej odpowiedzialności w tym działaniu i tak naprawdę nie mamy potrzeby przepraszania? A może w domu rodzinnym musieliśmy za wszystko przepraszać? W partnerskim związku mówimy „przepraszam” wtedy, gdy czujemy się odpowiedzialni.

Tymczasem, wybieramy jedną z zasad „jak się nie kłócić w związku”, zgodnie z którą często mamy tendencję do związkowego ping-ponga: „A ty powiedziałaś to”, „A ty nie wyniosłeś śmieci”…
To nic innego jak walka o to, aby nie być przegranym i nie zostać w roli ofiary. Czyli nie pozwolić się pokonać. Zawsze trzeba w kłótni widzieć drugiego człowieka. To ktoś, kogo wybraliśmy do wspólnego życia. To nie jest konkurent w wyścigu. Związek jest raczej biegiem na długi dystans, maratonem. Trzeba nauczyć się w nim biec obok siebie, tylko tak tworzy się bliskość.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Dajmy taki przykład: mąż mówi mi, że robi więcej dla naszego związku niż ja i że ciągle czuje nierównowagę i niezrozumienie w związku. Rozumiem to i dostrzegam, jednak nic się nie zmienia.
Najczęściej nasza sprawczość werbalna jest na wysokim poziomie, czyli „Wiem, rozumiem, następnym razem tak zrobię”. Ale sprawczość w działaniu pozostaje lękowa. Dlatego pomagam moim pacjentom, żeby zobaczyli siebie w lustrze. Pokazuję im ich samych z pozycji siebie dorosłego, siebie dziecka i siebie rodzica, tak jak w analizie transakcyjnej Erica Berne‘a. To oznacza, że widzę siebie i partnera w trzech odsłonach osobowości: wewnętrznego dorosłego, dziecka i rodzica. Jeśli twój mąż mówi ci, że robi więcej w waszym związku, to jak się z tym czujesz? Jak się czuje dorosła część twojej osobowości? „Tak nie jest, to nieprawda, ja robię te rzeczy, a on inne”. Racjonalnie pokazujesz to mężowi i on wtedy to zauważa. A jak się czuje dziecięca część twojej osobowości? „Jestem obrażona, zła, nie będę się do niego odzywać”. No i jak czuje się sprawcza część osobowości, czyli bycie rodzicem dla siebie? „Zrobiłam listę, kto ile robi i zaczęłam z nim o tym dyskutować i pokazywać, kto ma rację, a kto jej nie ma”. Z którą częścią czujesz się najbezpieczniej? A która pomoże ci zbudować bliższą więź z mężem?

Chyba nie do końca rozumiem, czym się różni w tym przykładzie dorosły od rodzica?
Wielu moich pacjentów nie rozumie różnicy pomiędzy tymi dwiema wewnętrznymi postawami. To zwykle jest diagnostyczne i znaczy, że często wchodzimy w te role jednocześnie. W części dorosłej mamy strukturę działania wygrany – wygrany. Widzimy obowiązki nasze i cudze. Dostrzegamy w lustrze zarówno siebie, jak i partnera, co pomaga nam w budowaniu empatycznej więzi. W części rodzica mamy strukturę działania wygrany – przegrany. Wtedy kłócimy się dalej o to samo i nic się nie zmienia.

Jaka jest najlepsza dla związku reakcja na atak, który nas zabolał lub obraził?
Atak partnera nie może uruchomić procesu „oko za oko”. Przemoc możemy zatrzymać, mówiąc o sobie i swoich uczuciach. To w empatycznym związku powinno rozpoczynać dialog i zdążanie w stronę bycia razem, a nie ku przemocy i złości. I nawet jeśli większość naszych związków nie jest empatyczna, to jednak kłótnie nas zbliżają. Dlatego, że wychodzimy ze swoich dziecięcych mechanizmów obronnych: odrzucenia czy obrażania się. Ważne jest to, co robimy po kłótni. Czy zamykamy się w sobie i mówimy: „Znowu mnie skrzywdził, jestem zła, zemszczę się na nim”. Na tym dialogu czy wewnętrznym monologu nic nie zbudujemy – bądźmy tego świadomi.

Jak się pogodzić po kłótni? W pogodzeniu zawiera się element odpuszczenia winy, a nie zawsze mamy na to ochotę.
Odpuszczenie winy powinno być równoznaczne z zakończeniem psychicznej agresji wobec siebie. To podstawowy warunek wejścia na inny poziom związku, prawdziwej bliskości. Dlatego ważne, żeby po każdej kłótni przytulić się do siebie. To, jaki rodzaj godzenia wybierzemy, nie jest istotne, ważne, żeby to zrobić jak najszybciej. Zdarza się, że tylko dzięki kłótni ludzie są w stanie otwarcie o czymś powiedzieć drugiej osobie. Najczęściej wygląda to tak: on milczy, ona go prowokuje, on jeszcze mocniej zamyka się w sobie, zatem ona atakuje znowu, aż w końcu on mówi „dosyć”, a ona czuje, że żyje, bo nareszcie ma z nim kontakt… Do rozstania dochodzi, gdy kłótnia nie spełnia już swojej roli, czyli poprawy komunikacji w związku.

A co, jeśli partner w odpowiedzi na nasze „przepraszam” mówi: „Tak tylko mówisz, a i tak się nie zmienisz, ty nic nie rozumiesz”, nie chcąc zmniejszyć dystansu po kłótni. Co, jeśli druga strona nie wierzy w to, że szczerze przepraszamy?
To znaczy, że dalej walczymy o to, aby nasz partner miał takie samo zdanie jak my. To nadal jest walka o władzę w związku. Dobra kłótnia zawsze prowadzi do pogodzenia się. W słowie „przepraszam" zawiera się: „Skrzywdziłam cię i już tak nie będę, ponieważ jesteś dla mnie ważny i bliski”. Walka o władzę jest tak naprawdę podszyta lękiem przed dominacją, tymczasem w dojrzałym związku raz my dominujemy, raz nasz partner – i to jest normalne. Niektórzy mają jednak silną potrzebę stawiania na swoim, ponieważ byli zdominowani w przeszłości przez rodziców. W związku nie musimy podporządkowywać się partnerce czy partnerowi. Nie musimy też się z nimi zgadzać. Jednak powinniśmy przede wszystkim siebie nawzajem wysłuchać.

Marlena Ewa Kazoń, psychoterapeutka par i małżeństw, terapeutka rodzinna. W swojej pracy integruje metody i techniki różnych szkół terapeutycznych, dobierając je pod względem specyfiki problemów pacjenta oraz jego potrzeb i możliwości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze