1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Embodiment – jak ciało wpływa na emocje i zachowanie?

Embodiment – jak ciało wpływa na emocje i zachowanie?

Badania wskazują, że uśmiech na twarzy zawsze działa, wywołując w nas pozytywne emocje. Wystarczy go odpowiednio długo „przytrzymać”, a dobre samopoczucie w końcu się pojawi. Nawet jeśli jesteśmy świadomi tego sprzężenia i staramy się je powstrzymywać, poprawa i tak nastąpi. (Fot. iStock)
Badania wskazują, że uśmiech na twarzy zawsze działa, wywołując w nas pozytywne emocje. Wystarczy go odpowiednio długo „przytrzymać”, a dobre samopoczucie w końcu się pojawi. Nawet jeśli jesteśmy świadomi tego sprzężenia i staramy się je powstrzymywać, poprawa i tak nastąpi. (Fot. iStock)
Z dr Michałem Parzuchowskim, zajmującym się tematyką embodimentu, czyli wpływu ciała na emocje i zachowanie, rozmawia Joanna Olekszyk.

Jesteśmy zgodni przyznać, że to, jak się czujemy, ma wpływ na to, jak wyglądamy. Odwrotna zależność już rzadziej przychodzi nam do głowy.
Ciało wpływa na umysł i odwrotnie. Dysponujemy licznymi dowodami na somatyzację, np. pogorszenie stanu zdrowia naszego ciała na skutek negatywnych myśli. Najobszerniejsze dotyczą np. zjawiska wypisywania się, zaobserwowanego przez laboratorium Jamesa Pennebakera z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Z jego wieloletnich eksperymentów wynika, że jeśli poświęcimy 20 minut dziennie na zapisywanie swoich myśli i emocji, rzadziej będziemy się zgłaszać do lekarza, narzekając na problemy ze zdrowiem. Natomiast mniej intuicyjny jest pogląd, że to, co robimy z naszym ciałem, wpływa na to, co myślimy. Amerykanie częściej noszą na ustach uśmiech (w myśl maksymy „keep smiling”) i choć Polakom może wydawać się to sztuczne, to każdy, kto pojedzie do Ameryki, przyzna, że ludzie tam nie tylko wyglądają, ale rzeczywiście są szczęśliwsi niż uśmiechający się o wiele rzadziej Polacy.

A naukowcy wypowiedzieli się w tej sprawie?
Owszem. Na przykład w jednym z badań niemiecki psycholog Fritz Strack prosił badanych o sędziowanie komiksów. Część z nich podczas czytania trzymała w zębach ołówek, co nadawało twarzy grymas uśmiechu, a część – w ustach, blokując w ten sposób możliwość naprężania mięśnia jarzmowego odpowiedzialnego za uśmiech. Co się okazało? Otóż ci pierwsi ocenili komiksy jako zabawniejsze niż ci drudzy. Inny badacz, Jesse Chandler, prosił grupę studentów z Uniwersytetu w Michigan, żeby wystawiali oznaczony odpowiednią literą palec w określonym momencie, w celu przerwania wiązki lasera (literki były po to, by badani nie uświadamiali sobie znaczenia gestykulacji). W konsekwencji jedna grupa badanych wystawiała dłużej palec środkowy (gest agresywny), a druga – kciuk (gest pozytywny). Jednocześnie czytali historyjkę o osobie, która może być dwuznacznie postrzegana – albo pozytywnie, jako zuchwała i żądna przygód, albo negatywnie, jako lekkomyślna i arogancka. Efekty były zbieżne z tym, co badani robili z palcami – przy geście pozytywnym odbierali daną osobę pozytywnie, i odwrotnie, przy negatywnym – bardziej negatywnie. Wyników podobnych badań jest zresztą coraz więcej.

Czyli na nasze myślenie i emocje mają wpływ konkretne gesty. A wygląd, na przykład wzrost?
Z pewnością osoba o wzroście 2 metry widzi świat inaczej niż ta, która mierzy 150 cm – odmiennie odbierają np. ten sam korytarz, po którym idą. Nie znam jednak rzetelnych badań, które skupiałyby się na tym zagadnieniu. Prawdopodobnie dlatego, że trudno przeprowadzić eksperyment, jeśli nie można manipulować wzrostem jego uczestników (poza rzeczywistością wirtualną). Ale prowadzono badania, które wskazują, że obiekty, do których sięgamy, są dla nas bardziej atrakcyjne. W zasięgu osoby o niskim wzroście jest więc mniej przedmiotów i pewnie mogłaby postrzegać więcej rzeczy bardziej pozytywnie, gdyby miała większy zasięg ramion, ale to tylko czyste spekulacje.

Ja jestem wysoka i podczas dłuższej rozmowy z kimś niższym czuję się dość niekomfortowo, nie wiem, jak ułożyć ciało, jaką przyjąć postawę. Podobne zdanie mają osoby niższe, które w adekwatnej sytuacji muszą z kolei zadzierać głowę…
Pani rozmówcy, którzy muszą zadzierać głowę, by na panią patrzeć, są w trochę lepszej sytuacji, bo taka postawa towarzyszy bardziej pozytywnym uczuciom niż gdy, tak jak pani, musimy cały czas patrzeć w dół – pochylenie w naszej kulturze jest kojarzone raczej z uległością. Wspomniany wcześniej Fritz Strack przeprowadził ze współpracownikami badanie, w którym studentom podawano informację zwrotną na temat rozwiązywanego przez nich testu, zawieszając kartkę z wynikami na ścianie wysoko lub nisko. Same wyniki też były albo pozytywne, albo negatywne. Przedmiotem eksperymentu był pomiar ich poczucia dumy. Okazało się, że u osób, które otrzymały pozytywną informację zwrotną, poczucie dumy było wyższe, jeśli została podana z wysokości, czyli zgodna z postawą, która zwykle towarzyszy przyjmowaniu zaszczytów. Pani intuicja jest więc tu bardzo rozsądna. Jeśli miałaby pani czuć się przez całą rozmowę niekomfortowo, to mogłoby wpłynąć na jej przebieg.

Czy dlatego dyrektorzy wolą, by ich pracownicy stali, podczas gdy oni siedzą?
To bardziej skomplikowana sytuacja. Ciało odgrywa dużą rolę w przywoływaniu określonych wspomnień. Jeśli dziecko wrodzony mechanizm powtarzania uśmiechu kojarzy z czymś miłym, wtedy naprężanie mieśnia jarzmowego (niezbędne do uzyskania grymasu uśmiechu) też będzie kojarzyło z czymś miłym. Tak samo dzieje się nie tylko w kwestii mimiki, gestów, ale i całej postawy. Na przykład wielu z nas w dzieciństwie, a i młodości, stało na baczność na niezliczonych apelach, więc ta postawa przywodzi nam na myśl grzeczność, posłuszeństwo i szacunek. Jeśli mamy powtarzający się kontekst z przeszłości, w którym jednoznaczny układ mięśniowy (np. stanie na baczność) jest skojarzony z pewnym uczuciem, to wystarczy, że inna, nowa sytuacja będzie wymagała od nas powtórzenia tylko jednego elementu tego układu i rozpoczniemy symulację pozostałej części układanki – przywołamy odczucia, jakie nam wówczas towarzyszyły. W naszych badaniach wykazaliśmy, że stanie na baczność jest konotowane z uległością, a uległość zwiększa dystans, jaki odczuwamy w stosunku do innych osób. W jednym z eksperymentów uczestnicy, którzy stali w tej pozycji jedynie przez 20 sekund, stawiali następnie krzesło naprzeciwko eksperymentatora o 70 centymetrów dalej niż ci z grupy kontrolnej, którzy stali w sposób bardziej swobodny!

Czy miejsca, w których źle się czujemy, zmuszają nas do przyjęcia niewygodnej dla nas postawy?
Zdecydowanie tak! Fotele skonstruowane w ten sposób, że się w nich zapadamy, krzesełka, na których siadamy jak na zydelku, czy nawet zbyt niskie sufity, które zmuszają nas do garbienia się, mogą mieć wpływ na to, co myślimy...

A czy możemy się przed tym jakoś bronić? Przyjmować określone postawy lub wykonywać gest poprawiający samopoczucie?
Można starać się wyrównywać efekt dyskomfortu, na przykład pobudzając się do uśmiechu. To powinno mieć podobny efekt jak afirmacje powtarzane przed lustrem. Badania wskazują, że fałszywy (lub nie) uśmiech na twarzy zawsze działa, wywołując w nas pozytywne emocje. Wystarczy go odpowiednio długo „przytrzymać”, a dobre samopoczucie w końcu się pojawi. Nawet jeśli jesteśmy świadomi tego sprzężenia i staramy się je powstrzymywać, poprawa i tak nastąpi. A więc uśmiechajmy się jak najczęściej, nawet jeśli z początku będzie to tylko gimnastyka mięśni twarzy, bardziej przypominająca strojenie min. Innym pozytywnym gestem jest uruchomienie mięśni zginaczy rąk – odpowiadających za czynności przyciągania przedmiotów. Proszę przypomnieć sobie, co robimy, gdy ktoś wręcza nam prezent – łapiemy go obiema rękami i przyciskamy do siebie. Ten układ mięśniowy również wzbudza nasze pozytywne uczucia. Możemy więc kilka minut dziennie poświęcić na dociskanie blatu stołu od spodu, co zaktywizuje układ mięśniowy i poprawi nam nastrój, np. podczas długiego dnia w pracy. Wystarczy też, bym teraz przez 10–15 minut rozmawiał z panią przez telefon, trzymając słuchawkę przy uchu i aktywizując zginacze, żebym miał poczucie, że rozmowa poszła nam świetnie, niezależnie od jej rzeczywistego przebiegu. Być może jest to powód, dla którego tak mało osób korzysta z zestawów słuchawkowych.

Dr Michał Parzuchowski, psycholog, wykłada w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze