Cierpliwość dawno przestała być cnotą, którą chcemy w sobie rozwijać, raczej widzimy w niej siostrę cierpienia. Jak wskazują jednak zebrane przez psycholożkę Hannę Samson przykłady, czekanie wystarczy zagospodarować.
Pandemia okazała się próbą cierpliwości chyba dla wszystkich. Pozostawało cierpliwie czekać na zniesienie obostrzeń, na szczepienia, na powrót do normalności. Czekanie stało się naszym wspólnym doświadczeniem, choć pewnie każdy przeżywał je inaczej.
Julka, lat 34, niedawno rozstała się z chłopakiem, bo z nim jeszcze bardziej nie mogła wytrzymać. Kilka miesięcy temu zamieszkali razem w jej trzydziestoparometrowym mieszkaniu, do którego chłopak wniósł sporo swoich rzeczy i bałagan. Kubki po herbacie stały wszędzie, ciuchy leżały na podłodze, czasem gotował jakieś szybkie dania, zużywając do tego tyle naczyń, jakby wydawał wielkie przyjęcie. Zmywanie oczywiście zostawiał Julce, bo skoro ugotował, to niech ona sprzątnie. Gdy ona gotowała, to oczywiście sprzątała po sobie, bo on akurat nie miał na to czasu. Obydwoje pracowali zdalnie. Jeśli w tym samym czasie mieli spotkania na Zoomie lub Skypie, jedno z nich musiało chować się w łazience i zwykle to była ona. W końcu powiedziała: dość, on się wyniósł, ona poczuła ulgę, a teraz znowu nie może.
– Czego nie możesz? – pyta któraś z dziewczyn, rzecz cała działa się w maju, tuż przed spotkaniem naszej grupy na Zoomie, o grupie już nieraz wspominałam, dziewczyny zwykle logowały się wcześniej i prowadziły luźne rozmowy.
– No już nie mogę tak czekać! Chcę w końcu zacząć żyć! – No przecież żyjesz – zauważa Ania, lat 48, matka czwórki dzieci, uosobienie spokoju. – Ty to nazywasz życiem?! – Julka patrzy na nią z oburzeniem. – To niewiele ci potrzeba do szczęścia! – Skąd wiesz? Przecież nie mówimy o szczęściu, tylko o życiu. – Ani jak zwykle udaje się zachować spokój. – Możesz się złościć, ale to jest twoje życie. I od ciebie zależy, czy jest dobre, czy złe. – No nie! – Julka zaśmiała się drwiąco. – Dziewczyny, słyszycie, co ona mówi? Czy to ode mnie zależy, że nie mogę iść do kina ani na koncert? Że nie mogę iść do kawiarni? Że pracuję w domu, zamiast normalnie chodzić do pracy? Że nie mogę iść na imprezę i spotkać jakichś fajnych ludzi? Tu nic ode mnie nie zależy, nie zauważyłaś, Aniu? Może ty żyjesz w taki sposób, że ci to nie przeszkadza, ale ja chcę odzyskać moje życie! – To jest twoje życie – powtarza Ania spokojnie, któraś z dziewczyn wybucha śmiechem, Julka robi się czerwona ze złości, ale Ania mówi dalej. – Nie mówię tego po to, żeby cię złościć, ja naprawdę myślę, że to jest twoje życie i nie ma sensu go odkładać na później. – To niby jak mam żyć? – pyta Julka zaczepnie, ale trochę spokojniej. – Nie będę udzielać ci rad, bo nie na to się umawiałyśmy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że szkoda skupiać się wyłącznie na czekaniu na koniec pandemii, bo tylko się nakręcasz, jak jest źle, zamiast żyć jak najlepiej w tych warunkach.
– W zeszłym roku robiłam remont mieszkania – do rozmowy włączyła się Alicja, lat 43, po rozwodzie. – Już trochę okrzepłam w pandemii, pracowałam zdalnie, ale mniej, bo wiele zajęć było odwołanych, nikt nie mógł mnie odwiedzać, więc wydał mi się to czas idealny na remont, z którym nosiłam się od dawna. Cyklinowanie i woskowanie parkietu, wymiana podłogi w kuchni, malowanie. Zaczęłam się umawiać z fachowcami i ciągle dochodziły jakieś nowe sprawy.
Wiadomo, kiedy się robi remont, to warto by wymienić instalację elektryczną w kuchni, może wystąpić o większy przydział mocy, bo kiedy montuje się płytę indukcyjną, to trzeba to zrobić, i tak dalej. Oczywiście front robót się rozrastał, załatwianie formalności z elektrownią okazało się drogą przez mękę, podobnie jak umawianie się z kolejnymi panami, którzy zapewne pracowali w kilku miejscach i zgrabnie korzystali z pandemii. Co rusz któryś nie mógł przyjechać, bo zetknął się z kimś, kto miał COVID i musiał przejść kwarantannę. Albo sam zachorował albo żona.
Gdy zaczęło się cyklinowanie, trzeba było upchnąć rzeczy z całego mieszkania w jednym pokoju i nie dało się tam dłużej mieszkać, Alicja wyprowadziła się do pracowni przyjaciółki, która w czasie pandemii pracowała w domu. Myślała, że to potrwa kilka dni, ale mijał tydzień za tygodniem i niewiele się działo. Cykliniarz nie przychodził i nie odbierał telefonu, malarz czasem wpadał, elektryk zaginął w połowie pracy, a ona czekała. W stresie, w poczuciu braku kontroli nad sytuacją, czuła się bezdomna, wyrwana z własnego życia, włożona w przedłużającą się sytuację tymczasową.
– Tak jak Julka czułam, że już nie mogę, byłam u kresu wytrzymałości, jeśli nie pracowałam, to cierpiałam, nic poza pracą nie robiłam, bo czekałam na koniec remontu. W nocy budziłam się z lękiem, jeśli w ogóle udało mi się zasnąć, byłam ściśniętym w sobie kłębkiem nerwów. I wtedy zadzwoniła do mnie przyjaciółka – wspomina Alicja. Sama unikała kontaktów z ludźmi, nie miała miejsca na nic poza trwaniem. Ale przyjaciółka dzwoniła, dzwoniła, aż w końcu Alicja odebrała telefon, opowiedziała, co się dzieje i że ledwie żyje. I usłyszała: „Ale dlaczego tak cierpisz?”. Zabrzmiało tak, jakby jej rozmówczyni naprawdę była zdziwiona. Alicja pomyślała, że to brak empatii i w ogóle co to za przyjaciółka, a niby taka wrażliwa. Chciała jej to powiedzieć i skończyć rozmowę, ale tamta mówiła dalej. Powiedziała, żeby Alicja wyobraziła sobie, że jest na wakacjach i może robić to wszystko, na co nie ma czasu, gdy jest w domu, bo tam zawsze znajdzie się coś do roboty. Mieszkanie się remontuje, co prawda wolno, ale dzięki temu można dłużej cieszyć się wakacjami, więc o co chodzi?
„Pomyśl o tych wszystkich ludziach, którzy czekają na wyniki egzaminów, konkursów czy rozmów kwalifikacyjnych. Oni już nie mają na nic wpływu, wynik może być dobry albo zły, a ty czekasz na coś dobrego. Wszyscy czekamy na koniec pandemii, a ty w dodatku będziesz miała wyremontowane mieszkanie, to jest coś! Przestań cierpieć i wykorzystaj to, że w nowym miejscu możesz robić rzeczy, na które normalnie nie masz czasu” – Alicja skończyła relacjonować rozmowę z przyjaciółką i zamilkła. Dziewczyny siedziały zasłuchane, w końcu Julka nieufnie zapytała, czy pomogło.
– I to jak! – odpowiedziała Alicja z uśmiechem. – Nagle wszystko zobaczyłam inaczej. Właściwie czemu cierpię? Kiedy jedziemy na wakacje, to też jesteśmy w sytuacji tymczasowej, ale zwykle potrafimy się tym cieszyć. Mieszkałam w fajnym miejscu, w pięknej pracowni, gdzie było wszystko, czego potrzebowałam. Postanowiłam żyć mimo remontu i pandemii.
Julka nadal była sceptyczna, bo nie bardzo mogła sobie wyobrazić, na czym to życie miało polegać, ale Alicji przypomniało się, co można robić na wakacjach. Zaczęła ćwiczyć jogę z internetową instruktorką i wciągnęła się w nią bardziej niż wtedy, gdy były zajęcia w klubie. Chodziła też na długie spacery z psem, czasem umawiała się na wycieczkę do lasu z kimś znajomym, co nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy. I jeszcze miała czas, żeby zadbać o sensowną dietę i w ogóle o siebie. Robiła sobie peelingi, nakładała maseczki, postanowiła wypięknieć, żeby pasować do pięknego mieszkania. Zaczęła czytać książki, na które od dawna miała ochotę. W czasie remontu nie mogła się skupić, ale na wakacjach czytała! Z przyjemnością.
– Przestałam trwać, a zaczęłam żyć! – spuentowała.
– A my wyobrażamy sobie, co zrobimy, gdy skończy się pandemia – mówi Magda, lat 45, dwoje dzieci. – Wizja wakacji na Fuercie zdecydowanie poprawia nam nastrój. Gdy mamy dość zdalnej nauki i pracy, przebywania ciągle ze sobą, jesteśmy rozdrażnieni, dzieci się kłócą, wtedy zarządzam wylot. Kładziemy się na dywanie, zamykamy oczy i udajemy, że jesteśmy na plaży, słyszymy szum morza, a właściwie oceanu, słońce nas ogrzewa, czujemy ciepło piasku, zaraz pewnie pójdziemy się kąpać, mówimy o tym, co robimy, jakby to się działo naprawdę; dzieciaki grają w piłkę, kroję arbuza albo idę po lody, bo jak przestaną grać, na pewno chętnie zjedzą. I wracamy do życia w lepszych humorach.
– Ja też bardzo czekam na koniec pandemii, więc nie chcę, żeby minął niezauważalnie, chcę go uczcić – mówi Karolina, 39 lat, matka piętnastolatki. – Już zaprosiłam kilka osób na kolację i wymyślam menu, co kilka dni je zmieniam, przygotowuję różne potrawy i sprawdzam, jak smakują mi i córce, dzięki temu mamy czasem superjedzenie, a ja coraz lepiej gotuję. I wierzę, że ta kolacja będzie wspaniała!
Bo jeśli czekamy na wyniki badań albo ocenę naszej pracy, najgorsza jest niepewność, którą każdy toleruje w różnym stopniu. W takim czekaniu wiele zależy również od tego, czy jesteśmy optymistami czy pesymistami, którzy wykazują wyjątkową kreatywność w wymyślaniu najgorszych opcji. Ale czekanie na coś dobrego, gdy jest trudno? Wystarczy dobrze je zagospodarować. Jeśli nie mielibyśmy na co czekać, byłoby znacznie gorzej. Prawda?
Hanna Samson, psycholożka, terapeutka, pisarka. W Fundacji CEL prowadzi grupy terapeutyczne dla kobiet. Autorka takich książek, jak „Dom wzajemnych rozkoszy” i „Sensownik”.