1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Jak „bycie obecnym” przekłada się na pewność siebie?

Jak „bycie obecnym” przekłada się na pewność siebie?

Widoczne przejawy obecności – pewność siebie, entuzjazm, komfort psychiczny, moc urzekania rozmówcy – uważa się za oznaki autentyczności. I słusznie: im bardziej jesteśmy w stanie być sobą, tym bardziej jesteśmy w stanie być obecni. A to sprawia, że jesteśmy przekonujący. (Fot. iStock)
Widoczne przejawy obecności – pewność siebie, entuzjazm, komfort psychiczny, moc urzekania rozmówcy – uważa się za oznaki autentyczności. I słusznie: im bardziej jesteśmy w stanie być sobą, tym bardziej jesteśmy w stanie być obecni. A to sprawia, że jesteśmy przekonujący. (Fot. iStock)
Gdy jesteśmy obecni, nasz sposób mówienia sprzymierza się z mimiką, postawą ciała i ruchami. A ta wewnętrzna zbieżność, ta harmonia jest namacalna i wyraźna – dlatego że jest prawdziwa. Dzięki niej nie można się nam oprzeć. Przestajemy ze sobą walczyć i stajemy się sobą – pisze dr Amy Cuddy, psycholożka, autorka książki „Wstań” (Wyd. Znak).

Obecność pojawia się, gdy czujemy się silni, dzięki czemu możemy doskonale współgrać ze swoim najszczerszym ja. W tym stanie umysłu potrafimy zachować obecność nawet w bardzo stresujących sytuacjach, w których zazwyczaj czujemy się rozkojarzeni i bezsilni. Gdy jesteśmy obecni, nasz sposób mówienia sprzymierza się z mimiką, postawą ciała i ruchami. Synchronizują się one i skupiają. A ta wewnętrzna zbieżność, ta harmonia jest namacalna i wyraźna – dlatego że jest prawdziwa. Dzięki niej nie można się nam oprzeć. Przestajemy ze sobą walczyć i stajemy się sobą. W naszym poszukiwaniu obecności nie chodzi o znalezienie charyzmy, ekstrawersji ani o staranne kontrolowanie wrażenia, jakie robimy na innych ludziach. Chodzi o szczerą, silną więź, którą tworzymy wewnątrz siebie ze sobą.

Obecność tego rodzaju, który mam na myśli, zdobywa się dzięki stopniowym zmianom. Nie musisz wyruszać w długą pielgrzymkę, doznawać duchowego objawienia ani dążyć do całkowitej wewnętrznej przemiany. W tych sposobach oczywiście nie ma nic złego. Ale wszystkie są onieśmielające, to „poważna sprawa”. Wielu z nas wydają się nieuchwytne, abstrakcyjne, idealistyczne. Zamiast na nich skupmy się zatem na chwilach – na osiągnięciu stanu psychicznej obecności trwającej akurat tyle, ile najbardziej wymagające sytuacje, w których gra toczy się o wysoką stawkę i wiele możemy stracić, na przykład rozmowa w sprawie pracy, trudne dyskusje, prezentacje, zabieganie o czyjąś pomoc, przemówienia na forum, wystąpienia na scenie.

Obecność jest potrzebna codziennie. Ośmielę się nawet powiedzieć, że jest czymś zwyczajnym. Wszyscy możemy ją osiągnąć, po prostu większość z nas jeszcze nie wie, jak to zrobić, gdy obecność na chwilę nam umyka w najważniejszych chwilach w życiu.

Liczne badania naukowe dają wgląd w psychologiczne i fizjologiczne mechanizmy chwilowej obecności tego rodzaju. A najlepsze jest to, że możemy te mechanizmy opanować. Dzięki pokierowaniu sobą, drobnym ulepszeniom swojego języka ciała i sposobu myślenia możemy osiągnąć obecność. Możemy ją samodzielnie wywołać. W pewnym sensie wystarczy pozwolić ciału, by poprowadziło umysł (…)

Czy taka obecność może wam pomóc osiągać większe sukcesy w tradycyjnym sensie? Bardzo możliwe. Ważniejsze jest jednak to, że pozwoli wam zmierzyć się ze stresującymi sytuacjami bez lęku, strachu i przerażenia oraz wychodzić z nich bez żalu, zwątpienia i frustracji. Zamiast tego będziecie przekonani, że zrobiliście wszystko, co było w waszej mocy. Że trafnie i w pełni zaprezentowaliście siebie i swoje umiejętności. Że pokazaliście im, kim naprawdę jesteście. Że pokazaliście to także sobie samemu.

Zawsze będą nowe wyzwania, nowe krępujące sytuacje, nowe role – chwile, które wytrącają nas z równowagi i budzą lęk, zmuszając do weryfikowania opinii na temat tego, kim jesteśmy i jak wyglądają nasze relacje z innymi ludźmi. Aby osiągnąć stan obecności, trzeba potraktować te wyzwania jak chwile. Obecność to nie jest „wszystko albo nic”. Czasami ją tracimy i musimy zacząć od nowa – i nie ma w tym nic złego.

Jak wygląda obecność i jak się ją odczuwa?

Obecność przejawia się w dwojaki sposób. Po pierwsze, gdy jesteśmy obecni, prezentujemy cechy, które wskazała Lakshmi Balachandra w swoich badaniach na temat wystąpień przedsiębiorców przed inwestorami – pasję, pewność siebie i naturalny entuzjazm. Lub jak napisał Rohan z Australii: „pewność siebie bez arogancji”. Po drugie, obecność przejawia się w postaci czegoś, co będę nazywała synchronicznością, i do czego dojdę za chwilę.

Osoby inwestujące w kapitał wysokiego ryzyka

Są one szczególnie fascynujące, gdy mowa o tym, jak wygląda obecność i jak się ją odczuwa. Muszą szybko zadecydować, czy warto zainwestować w jakiś pomysł i, co ważniejsze, w pomysłodawcę. Czego zatem szukają tacy inwestorzy?

Przeanalizujmy te spostrzeżenia:

1. „Wypatruję sygnałów świadczących o tym, że sami nie do końca wierzą w wartość tego, co chcą sprzedać. Jeśli nie wierzą w wartość tego, co chcą sprzedać, ja też w nią nie wierzę”.

Jeśli osoba zabiegająca o środki finansowe nie wierzy w to, co mówi, dlaczego ktoś inny miałby jej uwierzyć? „Prawdziwe sedno prezentacji – napisał Jonathan Haigh, naukowiec specjalizujący się w zarządzaniu – to mówienie szczerze”. Pomysł, w który nie wierzy nawet jego autor, nie przetrwa.

Obecność bierze się z wiary w to, co się mówi, i z zaufania – do własnych uczuć, przekonań, wartości i umiejętności. Być może zdarzyło ci się, że musiałeś sprzedać produkt, który ci się nie podobał, albo przekonać kogoś do czegoś, w co sam nie wierzyłeś. Człowiek czuje się wtedy koszmarnie, jest zniechęcony i trudno mu to ukryć. Czuje się nieuczciwy, dlatego że to jest nieuczciwe.

Wątpię, czy można się nauczyć naprawdę sprzedawać coś, co nie przekonuje nas samych. A nawet gdybym uważała, że to możliwe, nie chciałabym nikogo tego uczyć. (…)

Podobnie jest z umiejętnościami: nie zdołasz sprzedać umiejętności, której nie posiadasz. Niektórzy wyciągają niesłuszny wniosek, myśląc, że sugeruję, iż można się nauczyć udawania kompetencji. Obecność nie ma jednak nic wspólnego z udawaniem, że jesteśmy kompetentni. To wiara w umiejętności, które naprawdę posiadamy, i zdolność ich zaprezentowania. To wyzbycie się wszystkiego, co utrudnia nam wyrażenie, jacy naprawdę jesteśmy. To zastosowanie pewnej sztuczki po to, żebyśmy przyjęli do wiadomości, że naprawdę coś umiemy.

Czasami trzeba zejść z drogi samemu sobie, żeby być sobą. (…)

2. „Za bardzo się starają zrobić na mnie dobre wrażenie, zamiast mi pokazać, jak bardzo im zależy na pomyśle, który przedstawiają”.

Starając się wpływać na wrażenie, jakie wywieramy na innych ludziach, zachowujemy się nienaturalnie. To trudne zadanie, a my nie mamy poznawczych i emocjonalnych środków, żeby je dobrze wykonać. W rezultacie możemy wypaść sztucznie. Mimo to wielu ludzi próbuje to robić, planując zarówno komunikację werbalną, jak i niewerbalną. Takie podejście zakłada, że mamy trochę większą kontrolę nad każdą sytuacją, niż jest ona w rzeczywistości. Czy zarządzanie wrażeniem w ogóle działa?

Nauka podjęła to zagadnienie przede wszystkim w kontekście wyników osiąganych podczas rozmów w sprawie pracy oraz w kontekście decyzji o zatrudnieniu. Na przykład ludzie mogą próbować zrobić dobre wrażenie na rozmówcy, skwapliwie korzystając z każdej okazji, żeby wyrecytować swoje osiągnięcia albo uśmiechając się i często nawiązując kontakt wzrokowy. Podejście oparte na zarządzaniu wrażeniem daje przeważnie słabe wyniki, zwłaszcza podczas długich i szczegółowo zaplanowanych rozmów przeprowadzanych przez dobrze wyszkolone osoby. Im bardziej kandydaci starają się zapanować nad wrażeniem, jakie wywierają – im więcej taktyk stosują – tym bardziej wydają się swoim rozmówcom nieszczerzy i skłonni do manipulacji, co ostatecznie zmniejsza ich szanse na zdobycie pracy.

(…)

Jaki z tego wniosek? Skup się nie tyle na wrażeniu, jakie robisz na innych, ile na wrażeniu, jakie robisz na samym sobie.

3. „Zachowują się zbyt energicznie i agresywnie, a nawet trochę bezczelnie. Jakby bali się krytyki. Nie oczekuję, że będą znali wszystkie odpowiedzi. W zasadzie to nie chcę, żeby znali wszystkie odpowiedzi”.

Niestety, pewność siebie jest często mylona z tupetem. Inwestorzy, z którymi rozmawiałam, wyraźnie zaznaczali, że prawdziwa pewność siebie nie jest tożsama ze ślepą wiarą w jakiś pomysł. Jeśli ludzie naprawdę wierzą w wartość i potencjał przedsięwzięcia, będą chcieli je jeszcze ulepszyć i wyeliminować jego wady. Postrzegają je realistycznie – przyjmują do wiadomości zarówno jego mocne, jak i słabe strony. Nie stawiają sobie za cel wciśnięcia go komuś na siłę, lecz ułatwienie innym ujrzenia go w prawdziwym świetle, aby oni także mogli je promować. Prawdziwa pewność wywodzi się ze szczerej miłości i prowadzi do długofalowego zaangażowania w rozwój. Fałszywa pewność wynika z desperacji powiązanej z silnymi emocjami i wiedzie do dysfunkcyjnych związków, rozczarowania i frustracji. (…)

4. Nie przeszkadza mi, jeśli są trochę zdenerwowani. Robią coś ważnego, coś, co jest dla nich istotne, więc to oczywiste, że trochę się denerwują.

Gdy bardzo nam na czymś zależy, przedstawienie tego czegoś osobie, której zdanie cenimy, może wywołać stres. Możemy być pewni siebie i jednocześnie trochę zdenerwowani. W sytuacjach będących wyzwaniem umiarkowany i możliwy do opanowania poziom zdenerwowania może w zasadzie mieć adaptacyjną wartość w sensie ewolucyjnym: dzięki niemu jesteśmy wyczuleni na prawdziwe zagrożenie i czasami sygnalizujemy w ten sposób szacunek. Odrobina niepokoju kieruje naszą uwagę na ewentualne problemy i dzięki temu skupiamy się na unikaniu katastrofy. Odrobina zdenerwowania może nawet pokazywać innym, że jesteśmy zaangażowani. Bo przecież nikt by się nie denerwował, gdyby dana sprawa nie miała dla niego znaczenia, a niełatwo jest przekonać inwestora albo potencjalnego klienta do zakupu pomysłu, jeśli nie jest jasne, że bardzo nam zależy na jego powodzeniu.

Nie ulegajmy zatem złudzeniu, że musimy w jakiś magiczny sposób wymazać wszelkie ślady zdenerwowania. Zmuszanie się do zachowania spokoju nie ułatwi nam osiągnięcia stanu obecności. (…)

Więcej w książce Amy Cuddy „Wstań” (Wydawnictwo Znak).

Wybór fragmentów i skróty pochodzą od redakcji.

Dr Amy Cuddy jest psycholożką z Harvardu, która pokonała ogromne przeciwności losu i teraz uczy innych, jak mogą pracować nad swoją pewnością siebie dzięki zastosowaniu banalnie prostych, lecz zmieniających percepcję trików. Poparta naukowymi dowodami teoria autorki mówi, że pewność siebie można wytrenować.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze