1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Szaman. Spektakl reporterski” Moniki Mariotti – w poszukiwaniu przodków

Monika Mariotti jeździ do syberyjskiego szamana od 10 lat. (Fot. Honorata Karapuda)
Monika Mariotti jeździ do syberyjskiego szamana od 10 lat. (Fot. Honorata Karapuda)
Polsko-włoska aktorka Monika Mariotti jeździ do syberyjskiego szamana od dziesięciu lat. Po latach samotnego przeżywania tych podróży zrozumiała, że chce podzielić się swoim doświadczeniem z widzami. Tak – we współpracy z pisarzem Arunem Milcarzem – powstał „Szaman. Spektakl reporterski”.

„Szaman. Spektakl reporterski” to opowieść o Buriacji – krainie leżącej w Syberii Wschodniej i tamtejszych wierzeniach związanych z szamanizmem, ale także o Twojej drodze do siebie i zrozumienia przeszłości. Jak znalazłaś się na Syberii?
Jako 25-latka miałam wypadek, przeżyłam śmierć kliniczną wraz ze wszystkim, o czym się w tym kontekście mówi: tunelem, białym światłem, widziałam swoje ciało z góry. Wróciłam, ale nie chciało mi się żyć. Było tak, jakby ktoś zaspoilerował mi finał filmu, a ja nie miałam motywacji, żeby dobudować resztę fabuły. Poznałam puentę – po co miałabym teraz kończyć uniwersytet, zakochiwać się, mieć dzieci, budować dom, podróżować? Nosiłam w sobie ogromny smutek powiązany z chęcią śmierci. Nie miałam tyle mądrości, by uznać, że skoro wróciłam, to może po coś.

Pojechałam na Syberię, bo Wschód od zawsze mnie wzywał. Marzyłam, by uczyć się śpiewu gardłowego. Nie miałam jednak pojęcia, że będę tam wracać przez 10 lat, a to, co mnie spotka, nie będzie żadną czarną magią ani zabobonami, tylko ogromną pracą nad sobą.

Jak to się stało, że trafiłaś do buriackiego szamana Baira Rinczinowa?
Niby stało się to przez przypadek, choć teraz w niego nie wierzę; trafiłam na wywiad z Bairem przeprowadzony przez Andrzeja Pankallę, psychoetnologa z Poznania. Przeszukałam całą sieć i w ciągu dwóch dni zapukałam do drzwi Andrzeja, przekonana, że muszę jechać na Syberię. Oczywiście odradzał mi tę podróż, mówił, że to niebezpieczne – ja jednak jestem pięknie nieodpowiedzialna. Dał mi więc książkę z Bairem na okładce i powiedział: „Powołaj się na mnie, a to mój prezent dla niego”.

Jechałam sześć i pół dnia Koleją Transsyberyjską, a później autostopem przez step. Czekałam na Baira osiem godzin tylko po to, by porozmawiać z nim godzinę. Strasznie na mnie wtedy nakrzyczał. Pouczył, że nie wiem nic o swoich przodkach, mam się dokształcić i wrócić za rok. I na tym koniec – wsiadłam z powrotem do pociągu. Po roku wróciłam.

O co poprosiłaś szamana podczas pierwszego spotkania?
Wspomniałam mu, że nie chce mi się żyć. Poprosiłam, żeby albo zdradził, jak to skończyć w taki sposób, by nie było krwi, albo powiedział, o co w życiu chodzi. Powiedział. Nie mogę powtórzyć co, ale mu nie uwierzyłam. Musiało być we mnie jednak jakieś zaufanie do niego, bo po powrocie do Polski zajęłam się poszukiwaniami. Odkryłam tajemnicę dotyczącą przeszłości mojej mamy, o której opowiadam w spektaklu.

Zastanawiam się, jak wyglądało to spotkanie. Czy możesz coś opowiedzieć?
Bair nie robi z siebie guru, zawsze powtarza: „Wszystko zależy od ciebie”. Nie prowadzi psychoterapii, tylko stawia przed faktami o moich przodkach, których potwierdzenia później sama szukam. Pokazuje kierunek, a potem mówi: „archiwa”. I to ja muszę wykonać pracę poszukiwawczą. Na Syberii uczę się pewnych rzeczy, które później po powrocie sobie układam, bo tam jest takie tempo, że nie ma na to szans.

Każdemu polecam wyjazd raz na jakiś czas, by pobyć ze sobą. To nie musi być Syberia, wystarczy Suwalszczyzna. Spotykam mnóstwo osób, które nie potrafią być same. A moim zdaniem trzeba potrafić być samemu zarówno w swoim bagnie, jak i radości.

A jednak postanowiłaś podzielić się swoim doświadczeniem z widzami...
Do pewnego momentu nie miałam ochoty opowiadać publicznie, co tam robię. Dowodem jest fakt, że nie mam stamtąd ani jednego zdjęcia! Dla odmiany Arun Milcarz, pisarz i współautor scenariusza spektaklu, był u Baira raz, przez dwa miesiące i przywiózł stamtąd 30 godzin materiału zdjęciowego! Dopiero w październiku 2019 roku uświadomiłam sobie, że nie chodzi o moją historię, lecz o pamięć przodków. Zrozumiałam, że chcę podzielić się tym, co przeżyłam, poprzez spektakl. To moje narzędzie, by komunikować się ze światem i swobodnie wyrażać.

W spektaklu nie mówię o miłości, wojnie, pokoju, ale o przodkach, których wszyscy mamy, a ich życie ma na nas ogromny wpływ. Ludzie Zachodu nie są tego świadomi. Żyjemy w myśl zasady: nieważne, co było, bądź tu i teraz, idź do przodu, miej cel, realizuj marzenia. Z kolei Wschód zachęca: pamiętaj, skąd jesteś. Patrz wstecz – wtedy będziesz silny.

Wspomniałaś o współautorze przedstawienia, jak poznaliście się z Arunem Milcarzem?
Po pierwszym pobycie na Syberii szukałam kogoś, kto miałby kontakt do Baira. Polecono mi Aruna. Zaprzyjaźniliśmy się. Arun jest kompletnie szalonym podróżnikiem, pozytywną duszą, silnym mężczyzną. Do tego jest świetnym pisarzem i twórcą nowego gatunku literackiego – etnothrillera. Bardzo kibicuję, by jego książki były rozchwytywane.

Jest niezwykle odważny, występuje ze mną na scenie przez ponad godzinę, trzymając się zasad teatralnych, zmian muzyki, świateł, ruchu scenicznego. Ja uczyłam się tego przez 18 lat, a on jest kompletnym debiutantem i świetnie mu to wychodzi!

Biorąc pod uwagę tytuł, pewnie wielu widzów może się spodziewać spektaklu przede wszystkim o szamanizmie…
To nie jest opowieść o szamanach, rytuałach, czarnej magii – tym, za czym tęskni dzisiaj wielu ludzi. Prawdę mówiąc, moja potrzeba stworzenia spektaklu wzrosła, gdy dostrzegłam istne tsunami uzdrowicieli internetowych. Zobaczyłam, jak ci ludzie pukają przez ekran do twoich drzwi i obiecują, że cię uzdrowią. Nic o tobie nie wiedzą, a proponują wspólne poszukiwania twojej mocy. Szaleństwo! Chciałam więc też pokazać, jak bardzo mylne jest pojęcie szamana we współczesnym świecie. Przedstawić postać prawdziwego syberyjskiego szamana, Baira, który mieszka na stepie, w środku niczego, ma dziewięcioro dzieci, kozy, krowy, a przy tym jest niezwykle skromnym, mądrym i silnym człowiekiem.

Jak wpłynęła na Ciebie praca przy tym spektaklu?
Nie ukrywam – była dla mnie w pewnym sensie terapią. A jednocześnie pracując nad spektaklem, musiałam zapomnieć o swojej historii. Dlatego była to również praca nad ego! W spektaklu nie chodzi o mnie, choć oczywiście robię w nim pewnego rodzaju coming out. Opowiadam jednak także o Buriatach w klimacie reportażu National Geographic. To dzięki Arunowi – który dał spektaklowi treść w postaci swoich nagrań. Nic w naszym spektaklu nie jest wymyślone. Chcemy przekazać ludziom Zachodu, że syberyjski szamanizm to żadne zabobony, że istnieją na tej planecie pewne energie, które nie są dla wszystkich. Mogą być używane dobrze albo źle. A my spotkaliśmy Baira, który jest dobrym człowiekiem, nie promuje siebie w żaden sposób, a mimo to stoją do niego kolejki. Dostał też nagrodę UNESCO, tak wielu ludziom pomógł.

Każdy, kto wychodzi ze spektaklu, nie myśli specjalnie o mojej historii, ale o swoich przodkach. I to jest moja wygrana. Nie wyszło mi na szczęście ani użalanie się nad sobą, ani adorowanie siebie, ani stawianie siebie na piedestale, bo odważyłam się samotnie wybrać na Syberię. Widzowie mówią mi po spektaklu albo piszą później, że odkrywają własne tajemnice rodzinne. Niektórzy pytają, jak to zrobić, by się nie bać śmierci. Wiadomo, że nie znam na to odpowiedzi.

A sama się jej boisz?
Tak i nie. Wiem, że mogę umrzeć w każdej chwili. Oczywiście byłoby mi bardzo przykro, bo jest mi dobrze, kocham i wreszcie chcę żyć, ale taka jest kolej rzeczy. Bardziej boję się śmierci moich bliskich. W kulturze Zachodu śmierć jest olbrzymim tabu. Wschód mówi o niej bardzo śmiało. Słyszałam jak Buriaci opowiadali sobie dowcipy chwilę po tym, gdy ktoś umarł. Później jednak odprawiali przez 49 dni rytuały i życzyli zmarłemu wszystkiego dobrego podczas wędrówki na drugi świat.

Wróćmy jeszcze do przodków – po co właściwie znać ich przeszłość?
Świadomość tego, skąd pochodzisz, sprawia, że twoja tożsamość jest silniej zdefiniowana. Buriaci nie przedstawiają rodu w formie drzewa genealogicznego, tylko skrzydeł. Zaczynasz od kręgosłupa i po kolei budujesz gałęzie, aż do szeroko rozpostartych rąk. Im więcej przodków i powiązań rodzinnych poznasz, tym dalej i wyżej możesz polecieć. To piękna metafora. Przodkowie nie leżą głęboko w ziemi, oni pomagają nam wzlecieć. Buriaci bryzgają mlekiem na cztery strony świata, ale zwłaszcza w tym kierunku, gdzie pochowani są ich przodkowie. Kłaniają się i dziękują im. Po buriacku słowo „szaman” jest obraźliwe. Oni mówią „boo”. A „boo” w ich języku oznacza „przodkowie”. Tym się bowiem zajmują tamtejsi szamani – oczyszczeniem linii rodowej danego człowieka.

Chciałabym jednak podkreślić, że nasz spektakl nie próbuje nikogo przekonać, że to, co robią Buriaci, jest prawdą, a cała reszta nią nie jest. „Szaman. Spektakl reporterski” nie jest hołdem dla świata Wschodu ani prawdą objawioną. Opisujemy wycinek rzeczywistości.

Czy naszą rolą jest zaakceptowanie tego, co robili przodkowie, czy może wręcz przepracowanie ich błędów?
Przede wszystkim warto przygotować własne drzewo genealogiczne. Tak jak mówię w spektaklu, robimy to dla własnych dzieci. A jeśli ich nie mamy, to dla wszystkich dookoła. Jeśli nie jesteś w stanie poznać wszystkich swoich przodków, nadal powinnaś ich szanować.

Ważne też, by im podziękować za ich życie, ale czasem również wybaczyć. Zdarza się przecież, że ktoś zabił, zgwałcił, okradł. Mieliśmy wojny. Jeśli w naszej rodzinie były trzy pokolenia opuszczonych dzieci albo problemy z alkoholem, warto zachować czujność, żeby nie powielić podobnego losu. Współczesna psychoterapia potwierdza to, co szamanizm wiedział od dawna: los przodków wpływa na nasze życie.

A czy Ty czujesz obecność przodków przy sobie?
Ja akurat bryzgam mlekiem. I jestem bardzo wdzięczna, że poznałam ich historię. W spektaklu zdradzam, co odkryłam po mojej pierwszej wizycie na Syberii. Moi przodkowie stali się bardzo ważną częścią mojego życia.

Przekaz mojego spektaklu jest też taki, że póki żyjemy, musimy zbierać informacje. Przekroczyć wszelkie granice wstydu czy tajemnicy. Nieważne, czy ktoś był bity, zgwałcony, zabity. Wszystkie rodzinne brudy powinny być odkrywane bez wstydu. Bo dzięki temu możemy się od nich uwolnić i iść dalej.

Czego jeszcze nauczyłaś się na Syberii?
Choćby przebywania w ciszy. W Polsce bywa niezręczna. Do tego jestem pół-Włoszką, więc dla mnie to naturalne, że wszyscy gadają naraz i nikt nikogo nie słucha. Wśród Buriatów cisza jest cudowna i nieskrępowana. I to właśnie w tej ciszy padają najważniejsze pytania, na które wcale nie warto dawać od razu odpowiedzi! Pamiętam, jak kiedyś siedzieliśmy w jurcie. Ktoś pił herbatę, ktoś palił papierosa, ktoś patrzył w lewo, ktoś w prawo. I w pewnym momencie padło pytanie od Baira: „Monika, dlaczego ty żyjesz? Po co tu jesteś?”. W pierwszym odruchu chciałam mówić. Spojrzałam jednak na szamanów wokół mnie i spuściłam wzrok. Potem Bair zadał to samo pytanie każdemu z osobna. Tylko jeden szaman odważył się powiedzieć, że odpowie za pół roku.

Zrozumiałam, jak ważne jest mówić o przeszłości, ale przez pryzmat naszych przodków. Nie historii politycznej, wojny, tylko konkretnych ludzkich historii. Pokazać dzieciom korzenie. Bo jeśli dziecko będzie wiedziało, skąd pochodzi, to nie będzie traciło czasu na szukanie, nie będzie patrzyło wstecz z niepewnością.

Dziś chętnie powtarzam słowa Baira. Najważniejsze to dbać o rodzinę, cieszyć się życiem, chronić przyrodę. Być wdzięcznym za każdą kroplę deszczu i promień słońca. Dodaję do tego swoje rzeczy: podróże i twórczość. To będę robiła zawsze. Jedna z najważniejszych rzeczy dla mnie to dzielić się tym, co się kocha i potrafi się robić.

Monika Mariotti, aktorka, debiutowała w rzymskim Teatro India. W Polsce znana jest m.in. ze spektaklu „Kompleks Portnoya” i monodramu o Ninie Simone. Wspólnie z pisarzem Arunem Milcarzem przygotowała „Szaman. Spektakl reporterski”, w którym oboje występują.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze