Jak zauważył socjolog prof. Zygmunt Bauman, dziś dzielimy swoje życie na tryb on-line i off-line. Czy to źle? Cóż, po prostu takie mamy czasy i takie możliwości. Ważne, by z obu tych trybów czerpać satysfakcję. Jak pogodzić wirtualność z realnością? Jak cieszyć się światem dostępnym na kliknięcie, nie przymykając oczu na cyberzagrożenia i problemy codzienności? Oto wykaz korzyści, jakie możemy czerpać z nowoczesności.
Godzina 7.30, poniedziałkowy poranek, trasa Piaseczno-Warszawa, kilometrowy korek. Blondynka maluje usta, szatyn trąbi klaksonem. Łukasza Grassa, dziennikarza i redaktora naczelnego portalu Businnes Insider Polska, wolne tempo i nerwy kierowców nie ruszają. Przegląda w tym czasie wiadomości. Bez ryzyka wypadku, bo dzięki aplikacjom je odsłuchuje. – Moje auto rano zamienia się w mobilne biuro – stwierdza Grass. – To dobre, bo nie marnuję tego czasu na złość i frustrację, że stoję w korku. Karolina Cwalina, coach, założycielka platformy „Sexy zaczyna się w głowie”, budzi się koło 8.00. Pierwsze co robi, jeszcze w łóżku, to sięga po iPhone'a. Najpierw przegląda maile, na najpilniejsze odpisuje. Potem sprawdza LinkedIn, Facebooka, Instagrama. – Nie wyobrażam sobie życia bez telefonu i Internetu – mówi. Ale czy muszę? Dlaczego mielibyśmy nie korzystać z dóbr nowoczesności?
Ponoć 1000 godzin w roku poświęcamy na szperanie w Internecie, z czego przez 70 godzin śledzimy media społecznościowe – to dane Oxford Internet Survey. Według innych badań, opublikowanych przez portal Social Press, przeciętny polski internauta spędza w sieci 73 godziny miesięcznie i 876 godzin rocznie. Amerykańska agencja marketingowa Mediakix wyliczyła zaś, że przeciętny człowiek poświęca Internetowi pięć lat życia. Dwa lata mniej zajmuje mu jedzenie i picie, a jeszcze mniej dbanie o wygląd i życie towarzyskie. Przerażające? – Nie siałbym paniki – uśmiecha się Przemysław Staroń, psycholog i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS w Sopocie. – W psychologii, i w życiu w ogóle, rzadko mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy coś jest jednoznacznie złe. Zawsze powtarzam, że nawet wypicie dużej ilości wody może powodować śmierć. Technika od lat nam pewne rzeczy ułatwia i jednocześnie stwarza pewne zagrożenia. Nie ona jest za to odpowiedzialna. Ważne, jak my z niej skorzystamy. Wszystko zatem sprowadza się do naszych motywacji i umiejętności samokontroli.
Po pierwsze, świat
Łukasz Grass pamięta moment, gdy zdał sobie sprawę, że świat się zmienił i nie ma on już granic. Siedział w samolocie do Nowego Jorku. Pisał artykuł. Gdy go skończył, wcisnął tylko klawisz „send” i tekst powędrował dalej. Później przez kilka godzin mailował i pisał na Facebooku z czytelnikami. I to wszystko 10 tys. m nad oceanem. Wykupił po prostu wcześniej dostęp do Internetu. Teraz, gdy o 8.30 wpada do biura i zaczyna redakcyjne kolegium, wie już prawie wszystko o tym, co wydarzyło się w kraju i na świecie, ale też czym żyje konkurencja. – Przez cały dzień mam pootwierane zakładki różnych stron internetowych, na bieżąco śledzę, co się dzieje. Mamy do wyboru setki stron, co pozwala na w miarę obiektywne selekcjonowanie faktów. Nie lubię mówienia, że Internet to śmietnik. W śmietniku są tylko odpady, w necie mnóstwo ważnych informacji. Choć ważna jest umiejętność dokonywania selekcji. Czy to nie rozleniwia? Swoim dziennikarzom powtarzam: wychodźcie, rozmawiajcie z ludźmi, nie korzystajcie z Internetu jako jedynego źródła, bo wtedy stajemy się kopiarkami, biernymi konsumentami treści. – Jestem dociekliwa, lubię wszystko wiedzieć. Otwieram Facebooka i mam świat w pigułce. Przyjaciółka ze Stanów publikuje tekst o Donaldzie Trumpie, ktoś o nowych badaniach w Chinach. Na Instagramie Anna Lewandowska podaje przepis na bezglutenowy, zdrowy posiłek. Nie miałabym czasu, by szukać tych informacji sama, np. w gazetach – mówi Karolina Cwalina. – Ta bliskość świata jest wspaniała. – Nie chodzi tylko o wiadomości z kraju i ze świata – twierdzi Leszek Talko, dziennikarz, felietonista, pisarz. – Mieszkam 30 km od Warszawy, w środku lasu. Wyjście do kina jest przedsięwzięciem logistycznym, bo jednak aby coś obejrzeć, trzeba zrobić w sumie 60 km. Bez mediów społecznościowych i Internetu byłbym samotnym i nic niewiedzącym o świecie człowiekiem. W Internecie czytam nie tylko „New York Timesa” i inne gazety, ale oglądam ukochane stare filmy, zdjęcia, wystawy. Czy nadmiar informacji nie powoduje jednak chaosu? – I tak, i nie – mówi Przemysław Staroń. – W dzisiejszych czasach jesteśmy przebodźcowani. Niemniej człowiek i tak jest w stanie przyjąć konkretną liczbę informacji na minutę. Nie wińmy od razu rzeczywistości on-line, gdyż przy całej jej specyfice nie ma znaczenia, czy informacje pochodzą z papieru czy Internetu.
Po drugie, praca
Karolina Cwalina wspomina sytuację, gdy przyszła do niej klientka koło czterdziestki. – Poprosiła, żebym napisała jej CV. „A ma pani profil na LinkedIn?” – spytałam. Spojrzała zdziwiona. A to jest najważniejsza platforma zawodowa. Sieć kontaktów bezcenna. Sama prowadziłam już kilka szkoleń i dostałam kilka zleceń dzięki temu, że ktoś znalazł mnie w ten sposób. Kiedy pracodawca robi rekrutację, dostaje dziennie setki zgłoszeń. Mówię do klientki: „Znajdź firmę na LinkedIn, napisz”. Czyż to nie wspaniały dar nowych technologii? – pyta Karolina Cwalina. Leszek Talko dzięki mediom społecznościowym, nie wychodząc z domu, może zbierać materiały do pracy. – Facebook, internetowe fora to jedna wielka intelektualna inspiracja, nieustanna wymiana myśli i wrażeń. Jedno zdanie na czyimś wallu jest pretekstem do felietonu czy inspiracją do książki. Ostatnio głośno było o Remigiuszu Mrozie, autorze kryminałów, który napisał książkę o Wyspach Owczych, nigdy tam nie będąc. – Wirtualnie się tam przeprowadziłem – tłumaczy pisarz. – Dzień zaczynałem od przeglądania lokalnych informacji, obrazów z kamer na żywo, sprawdzania pogody, oglądania zdjęć. Czytałem wszystko, co się dało na temat Farojów (mieszkańców Wysp Owczych – przyp. red.), ale, niestety, publikacji po polsku czy angielsku jest jak na lekarstwo. Posiłkowałem się więc wszystkim, co mogłem znaleźć w Internecie: od dokumentów kręconych przez profesjonalistów po amatorskie filmiki, które miały raptem kilka wyświetleń. Te ostatnie były źródłem najcenniejszych informacji, ukazywały bowiem skrawek zwyczajnego, codziennego życia. Oprócz tego starałem się wczuć w deszczowy, chłodny klimat tego wulkanicznego archipelagu, a łatwo nie było, bo pierwszy tom pisałem, kiedy w Polsce żar lał się z nieba. Zaciągałem więc zasłony na poddaszu, na biegi zabierałem wyłącznie farerskie metalowe brzmienia i zanurzałem się w skandynawskiej prozie. Kontrowersyjne było, że Mróz wydał książkę pod pseudonimem Ove Løgmansbø, chcąc sprawić wrażenie, że z tego miejsca pochodzi. Dopiero po czasie sprawa wyszła na jaw, a pisarz odwiedził Wyspy Owcze. – Wrażenia były niesamowite, a ja czułem się, jakbym po długiej podróży wrócił do domu znanego jedynie z pocztówek. Ludzie, z którymi pojechałem do Vestmanny, mieli niezły ubaw z tego, że wiem, gdzie jest poczta, stacja benzynowa lub ta czy inna ulica. Dla mnie było to niesamowite głównie z tego względu, że dzięki zdjęciom i filmikom ułożyłem sobie obraz, w którym brakowało pewnych elementów – wiedziałem, co gdzie jest, jak tam dojść, ale często nie mogłem dotrzeć do tego, co znajdowało się po drodze. Wypełnianie tych luk było czymś, co zapamiętam do końca życia – wspomina. Zdalnie coraz częściej mogą pracować nie tylko artyści, ale także dziennikarze i pracownicy korporacji, którzy w domu mają po prostu podłączone firmowe programy, te same co w biurze. – Nie jestem zwolennikiem pracy zdalnej cały czas, bo jednak uwielbiam kolegia, burze mózgów, nawet kłótnie, które zawsze coś wnoszą, ale tzw. home office jest też opcją i superrozwiązaniem w pewnych sytuacjach – mówi Łukasz Grass.
Po trzecie, dzieci
„Dzieci powinny spędzać w Internecie jedynie godzinę dziennie”. „Dobrze jest przenieść komputer do salonu. Tam, pod kontrolą rodziców, mogą z niego korzystać dzieci”. Gdy Leszek Talko zbierał materiały do książki o współczesnych nastolatkach, włos jeżył mu się na głowie od zaleceń wychowawczych. Nowe technologie to rzeczywiście takie zło? Zrobimy eksperyment – postanowił. Jego córki (13, 15 lat) mogły korzystać z sieci tylko w salonie. Godzinę dziennie. – I się zaczął koszmar – wspomina. – „Czy mogę sprawdzić pocztę” – pyta syn. „Tak, oczywiście, możesz” – odpowiadam. „Czy mogę sprawdzić pogodę na jutro, muszę wiedzieć, jak się ubrać” – pyta córka. Tak, możesz. „Czy mogę sprawdzić rozkład autobusów, bo coś się zmieniło” – pyta syn. „Tak, możesz, oczywiście”. Potem padały kolejne pytania: Czy mogę sprawdzić dziennik elektroniczny? Czy mogę wejść na klasową grupę na Facebooku i ustalić, co z jutrzejszą prezentacją z polskiego? Czy mogę poszukać materiałów do tej prezentacji? A zadania z matematyki w Internecie mogę zrobić? I czy to się wlicza do tej godziny dziennie? Nie, nie wlicza, oczywiście. Potem córka wyszukała na YouTubie filmiki dotyczące technik jeżdżenia na deskorolce, syn chciał pokazać coś innego. Nagle się zorientowałem, że kończymy z dzieciakami dzień, właściwie wspólny. Mnóstwo rzeczy się dowiedzieliśmy, pośmialiśmy, ale non stop chodził Internet. Eksperyment trwał tylko dwa dni, bo okazało się, że rodzina nie jest już w stanie rozdzielić prawdziwego i wirtualnego świata. Leszek Talko widzi dużo plusów życia w sieci: – Córka chociażby zaczęła dobrze mówić po angielsku dlatego, że wiele gier w Internecie jest tylko po angielsku – opowiada. I dodaje: – Oczywiście, Internet może rozdzielić ludzi, bo tata w jednym pokoju ogląda gołe baby, mama zwierza się przyjaciółkom z forum, a dziecko gra w gry pełne przemocy.
Po czwarte, ciekawe życie
Łukasz Grass jechał kiedyś Pendolino do Krakowa. Sieci zero. Napisał potem, chyba na Facebooku: „Podróż jest cierpieniem, bo nie można korzystać z Internetu”. Ktoś skomentował: „Dzisiejszy świat to zło, bo nie rozmawiamy”. – Nie zgadzam się z tym – mówi dziennikarz. – Dzięki mediom społecznościowym mam często dużo lepszy kontakt z ludźmi, wiem, co się u nich dzieje. Rozmawiam z kimś z drugiego końca Polski albo świata. A nie miałbym na to czasu normalnie. Poza tym dzięki platformom organizuje się spotkania, uroczystości, demonstracje. Przemysław Staroń twierdzi z kolei, że to nie media społecznościowe czy Internet są problemem, ale brak głębszych relacji. – Dawniej taką funkcję oddzielającą ludzi pełnił chociażby telewizor. Nigdy nie zapomnę, gdy kiedyś przyjechałem do znajomych i tam, podczas posiłku ludzie nie rozmawiali, tylko oglądali telewizję. Ale i telewizor, i Internet to tylko narzędzia. Nawet książka może dzielić ludzi. Psycholog nie rozumie też nauczycieli, którzy zabierają dziecku telefon. – Okej, dziecko pisało coś na lekcji, masz prawo być zły, ale być może warto się zastanowić dlaczego dziecko sięga po telefon. Może metody pracy nauczyciela są nudne. Może trzeba przeanalizować swój warsztat pracy i zrozumieć, że w tych czasach dzieci niemal od urodzenia są on-line. Sam rzeczywistość wirtualną wykorzystuje do nauki. Bo ona najlepiej trafia do współczesnej młodzieży. Gry komputerowe mogą służyć do nauki etyki, Snapchat – filozofii. Jak to możliwe? – Robię, na przykład, selfie ze świeczką i wysyłam uczniom z podpisem: „Który z filozofów mówił, że świat się wziął z ognia?”. Albo idę ulicą i widzę na jednym szyldzie trzy reklamy trzech miejsc: obiady domowe, alkohole, night club. Robię zdjęcie i podpisuje: „Już Epikur mówił o różnych typach przyjemnościach”. W Internecie jest świetna grupa „Superbelfrzy”. Tam nauczyciele wymieniają się informacjami na temat nowych technologii. Wynajdują aplikacje do robienia krzyżówek, zadań matematycznych, lekcji języka. Naprawdę trudno się dziwić młodemu pokoleniu, dla nich te aplikacje, które nam się wydają takie niesamowite, są po prostu normalnością – mówi. – Dla mnie też powoli stają się normalnością – dodaje Łukasz Grass. – Używam aplikacji sportowych, które monitorują treningi, korzystam też z tych do słuchania muzyki, czytania książek, badania czystości powietrza i przypominających o nawadnianiu organizmu. Czy się czasem wyłączam z sieci? Tak, zawsze, gdy trenuję. Mam ze sobą tylko zegarek, który monitoruje mi pracę serca, tempo. A wieczorem w iPhonie włączam przycisk: „nie przeszkadzać”.